10.05. Prezydent, który płacze.
10 maja, dzień 68.
Wpis nr 59
zakażeń/zgonów/ozdrowień
15966/800/5698
No płacze, płacze, no i co? Się ludzie przyczepili… I zrobił się z tego rwetest nie wiadomo jaki. Ja się nawet nie zastanawiałem czy to autentyczne czy nie. Jak pewna pani, kandydatka na prezydenta Warszawy, podczas debaty padła na kolana za stolicę, to nikt się nie zastanawiał co to ma do zarządzania, bądź co bądź, dużym europejskim miastem, tylko – jakie to WYRAZISTE. No i tu też mamy to samo – pandemiczna kampania jest tak nudna i przewidywalna, że trzeba się poryczeć aby się wyróżnić. Jezu, i teraz jak jeszcze wyjdzie w badaniach, że to działa, to ruszą w kampanię zastępy płaczek. Babiejemy.
Ale spróbujmy łzy Szymona Hołowni wziąć na serio (są takie koncepcje). Nad czym zapłakał on ci? Otóż zapłakał nad Konstytucją, którą – jak zdradził – czyta codziennie. (Są tacy, donoszę uprzejmie do sądów rodzinnych, co czytają JĄ dzieciom do snu – wyobrażacie sobie te Milusińskich sny? Większość rodziców liczy na to, że dziecko zgaśnie przy preambule – no rzeczywiście, można przysnąć – rodzice tak mają i nie wiedzą co to za tekścicho. Ale jak dziecię dotrwa do końca to mus wyskoczy z łóżeczka z krzykiem, polecam Rozdział XIII „Przepisy przejściowe i końcowe”). Mnie się w sprawie łkań nad Konstytucją najbardziej spodobała koncepcja niezastąpionego w sprawach szydery Korwina-Mikkego, że Szymon tak długo czytał Konstytucję, że ją wreszcie zrozumiał. I wtedy zapłakał.
Ale żarty na bok, zwłaszcza z płaczących, bo sprawa jest poważna. Szymonowi zaczyna iść w sondażach. A zamieszanie z wyborami, których nie udało się przeprowadzić 10 maja (czemu? – „ksiądz pana wini, pan księdza, a nam prostym zewsząd nędza”) powoduje, że ich termin się odwlecze. I wtedy zaczną się pojawiać, niewidoczne do tej pory w całej rozciągłości, skutki recesji, która na razie siedzi po domach. I prezydent Duda zacznie tracić. A koncepcja jego reelekcji nie jest za bardzo gotowa na wypadek drugiej tury. Bo wiadomo, że cała opozycja przerzuci głosy na tego spośród any-pisu, który przejdzie do drugiego etapu, jeśli się taka przytrafi. I wystarczy, że w pierwszej turze Szymon będzie miał z 15% jako najlepszy z rozproszonej opozycji, zaś Andrzej Duda 49% i zaczynamy od nowa. Francja trenuje ten model od lat, a jego nieustanną ofiarą jest rodzina Le Pen.
A Szymon ma tu największy potencjał jednoczenia już nie tyle anty-pisowców, co nawet wszystkich nie-pisowców. Na taką okoliczność został zaprojektowany jego start i wynaleziona osoba jego. Bo jest jedynym kandydatem, który w świecie dzisiejszych postprawd łączy ogień z wodą. A z takiego połączenia powstaje najgęstsza para, którą można puścić w propagandowy gwizdek. W drugiej turze mogą bowiem na niego zagłosować i zieloni, i czerwoni, i pomarańczowi, i nawet pewien odłam katolików, mający już – od czasu wyborów papieża Franciszka – nawet poparcie w części polskiego Kościoła. Tej, która do tej pory jeszcze się nie za bardzo ogarnęła po śmierci św. Jana Pawła II. Nikt z innych kandydatów nie ma tak szerokiego potencjału przyciągania środowisk o zdawałoby się sprzecznych ideologiach. A Szymon taki potencjał ma.
Kim jest pretendent Hołownia? Ja go klasyfikuję jako kolejną próbę osadzenia fałszywej „trzeciej siły”, pożal się Boże – „bezpartyjnego oddolnego ruchu”, jako języczka u wagi zwaśnionych politycznych plemion. Przy zrównoważonej arytmetyce plemiennych antagonistów wpływ na władzę może dziś w Polsce uzyskać każdy. A w tym przypadku „każdy” nie oznacza politycznego planktonu pojawiającego się co wybory. Tu mamy porządną „podgatowkę”. Są pieniądze, krycie medialne, pompowanie w zaprzyjaźnionych sondażowniach, wsparcie prominentnych przedstawicieli wojska, wywiadu i służb specjalnych. Wystarczy popatrzeć na składy komitetów poparcia Szymona. Dla mnie jest to kolejny etap marketingowego ciągu Palikot-Petru-Biedroń ze zmieniającym się tylko „pozycjonowaniem” nowego kandydata, w zależności od analizy badań preferencji Polaków. „Projekt Hołownia”, w wyniku takich wnioskowań, przeszedł teraz „na lekkie prawo”, bo pojawiła się do zagospodarowania wspomniana grupa „światłych katolików”, którzy chyba wierzą za Szymonem (albo nie doczytali jego rewelacji), że na Sądzie Ostatecznym będą sądzeni przez ślimaki, które zjedli kiedyś na kolację. Ale czemu tu się dziwić, jak takie herezje są emanacją sygnałów wysyłanych ostatnio z Watykanu, który pod nowym przywództwem w zadziwiający sposób dokonał asymilacji ekologicznych ruchów o lewicowej i pogańskiej proweniencji do doktryny katolickiej, fundamentalnie sprzecznej z nimi. W XX wieku mieliśmy „teologię wyzwolenia” i księży z karabinami, w XXI mamy mieć „globalne nawrócenie ekologiczne” i księży z Pachamamą na ołtarzu.
I z tym wszystkim, im dalej do wyborów, tym lepiej będzie szło Szymonowi. Jak będzie druga tura i on do niej wejdzie, to będziemy mieli powtórkę z… Tymińskiego, ale a rebour. Dzieci pewnie nie wiedzą, a starsi już wyparli, że w „pierwszych wolnych wyborach na prezydenta III RP” do drugiej tury przeciwko Wałęsie wszedł mroczny Tymiński, wygrawszy z uosobieniem dzisiejszej opozycji – Mazowieckim. Coś mi się wydaje, że i tamten Tymiński, i cała czwórka Palikot-Petru-Biedroń-Hołownia są z jednej stajni. Ktoś przecież musi dawać kasę na obrok i stangretów.
Tylko za Tymińskiego Gazeta Wyborcza musiała zjeść własną żabę i po odsądzaniu Lecha od czci i wiary w kampanii, w drugiej turze poparła Wałęsę. Dziś, bez mrugnięcia okiem poprze Szymona.
W myśl nowej zasady – przed nami choćby potop.
I mamy dwa wyjścia w kwestii Szymona-pretendenta – albo będziemy mieli z niego prezydenta, który jeszcze długo będzie ronił łzy nad konstytucją i nie tylko, albo będzie się słuchał tych, którzy poradzili mu niedawno, by się popłakał, bo to mu podniesie notowania. Oba warianty mogą wystąpić łącznie, bo kandydat, jak każdy aktor, sprzedający emocje, a rzadziej myśli – wygląda na autentycznie zaangażowanego.
Tertium non datur.
Więcej zapisków na moim blogu.