10.09. Kowidki polskie. Próba prognozy.

7

10 września, dzień 557.

Wpis nr 546

zakażeń/zgonów

2.892.642/75.417

Na początku dobre wieści. Opór daje wyniki. Zwłaszcza w postaci nagłaśniania przypadków sanitaryzmu wśród firm, które jednak chcą mieć dobry image u konsumentów. Ostatnio firma Oknoplast ogłosiła, że premię frekwencyjną w ich zakładzie dostaną wyłącznie zaszczepieni. Czyli jedna trzecia z dwutysięcznej załogi – nie. Poszło o ok. 400 zł miesięcznie. Oknoplast wkrótce wycofał się ze swojej decyzji, nie wiadomo czy w obliczu groźby odejścia dużej części załogi czy przez zagrożenie bojkotem ze strony organizujących się przeciw firmie konsumentów. Chyba jednak przestraszyli się pracowników, bo po tej akcji nie dość, że odwołano te represje, to jeszcze dano wszystkim podwyżki. I słusznie – głupota i dyskryminacja musi kosztować.

W swoim artykule w „Do Rzeczy” zastanawiałem się jak to będzie z tą szkołą? Czy wszyscy co mają pójdą do szkoły i na uczelnie? Czy znowu dzieciaki będą się męczyć na zdalnym nauczaniu? Minister Czarnek złożył jednoznaczne deklaracje o braku przymusu szczepień wśród dzieci oraz wykluczeniu segregacji dzieci. Niestety te zapewnienia wkrótce zweryfikowała rzeczywistość realizacji zaleceń ministra. W przypadku wykrycia zakażenia u jednego dziecka na kwarantannę idą całe klasy, nieraz szkoły. Czyli rodzice zawieszają pracę i czekamy. Jednocześnie nasila się proceder, że w przypadku kwarantanny całej klasy do szkoły mogą wrócić tylko dzieci zaszczepione. To jak to jest z wykonywaniem zaleceń ministra? W Niemczech, które idą ostrzej od nas, jak zakazi się dzieciak (zazwyczaj pozytywnym testem) to na kwarantannie ląduję ci koledzy, którzy siedzieli obok pechowca.

W poprzednim wpisie przeanalizowałem mechanizm ADE, który ma doprowadzać do szybkiej utraty przeciwciał i gwałtownego rozprzestrzeniania się groźnych mutacji. Rzuciło się na mnie kilku wyrywnych, że – mylnie, przyznaję – uznałem doktora Roberta Malone za noblistę. Ale nikt się nie zmierzył z merytoryką jego tez. Dla wyrywnych, ale i ciekawych, proponuję inne źródło – polski PAP, w którym jeszcze w czerwcu zeszłego roku wspominała o tym dr hab. Ewelina Król z Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego w trakcie wywiadu dla PAP. I co, też foliara?

Nie wiem co się dzieje, ale rząd wyraźnie się zawahał. Szedł na IV falę i lockdown, zapowiadał „ważne decyzje” na połowę sierpnia, potem na początek września. Wszystko było gotowe do obostrzeń, ale ostatnio zdjęto z obrad rządu kowidową ustawę, która miała mocno zaostrzyć kurs na obostrzenia, głównie pozbawiając obywateli kolejnych praw. Czy to oznacza, że rząd się wycofa? Nie wiadomo, ale obostrzanie u nas wymagałoby zmierzenia się z poniższą mapką zakażeń, na której – jak za Tuska – Polska świeci się na zielono na tle zachorowań w Europie.

Gdybyśmy żyli w normalnym świecie to teraz z taką mapką w tle powinien stanąć premier i ogłosić, że się udało. A tu wychodzi jakbyśmy się tego cudu wstydzili. Bo zamiast tego wychodzi polski minister zdrowia i wieszczy pandemiczne czasy. W ogóle to mapka dziwna. No bo nie ma specjalnych problemów z przekraczaniem granic (poza wiadomą) i powinno być właściwie równo, a tu wirus wyraźnie zawraca na widok orła na słupach granicznych. Coś mi się wydaje, że to nie wirus, ale nasz sposób reagowania na niego robi te różnice. A więc przypomnę, że ta mapka to efekt kilku miesięcy wakacji i względnej laby co do DDM. Może by tak tego nie psuć, Panowie?

No bo jak wrócimy w te same tory, to czemu nie mamy dostać tych samych wyników? Niezastąpiony doktor Basiukiewicz opublikował u siebie częściowy bilans takich lockdownowych eksperymentów, tym razem na podstawie zapaści po nich służby zdrowia. Wygląda to na tyle słabo, że ja bym się zastanowił nad taktyką robienia tego samego w oczekiwaniu na inne rezultaty. Na skutek decyzji administracyjnych mieliśmy: ok. 77.000 zgonów pozaszpitalnych więcej, 68.000 zgonów więcej w ogóle, 2.000.000 hospitalizacji mniej, 13.000.000 osobodni hospitalizacji mniej, 20% hospitalizacji zapalenia płuc mniej i 150.000 rozpoznanych zapaleń płuc mniej.

A mamy kryzys z ratownictwem medycznym, które rozpoczęło strajk. Ratowników medycznych minister Niedzielski zastąpił strażakami. Ulica przeprowadza ciąg logiczny, że teraz wypada zastąpić zajętych strażaków policją, policjantów strażą miejską, zaś strażników miejskich – ochroniarzami z Tesco. Tylko kto wtedy będzie bronił marketów? Może zwolnieni za strajk ratownicy medyczni? W końcu to koło musi się gdzieś zamknąć…

Znowu wysyp wróżek na temat tego jak to nas znowu wirus skosi i że wina będzie po stronie nieSzczepanów. Ciekawy obrazek z przeszłości: prof. Tomasz przypomina wpis z marca tego roku, w którym Patrick House M.D. prosił by w czerwcu (sorry – pisownia autora): „Mam do was prośbę – zaciśnijcie zęby i uważajcie na siebie jeszcze 2-3 miesiące. Do tego czasu mutant brytyjski powinien przetrzebić 40-50letnich foliarzy z drogi krzyżowej bąkiewicza, autobusu brałna i spaceru warchoła. Zwłaszcza, że w kwietniu będą już szczepionki J&J”. Takie to „życzenia śmierci”, dobrze, że czasami się nie spełniają. Ile było już takich, a ile jeszcze będzie?

Na koniec kowidowych wieści: ja wiedziałem, że dochodzimy do granic absurdu, ale daję się zaskakiwać codziennie. Mamy wieści o wprowadzeniu odpłatnych szczepionek od przyszłego roku. (A więc będą jeszcze jakieś fale szczepień oprócz tych dwóch? A może to ma zachęcić nieSzczepanów do szczepień, póki są darmowe? Kolejna zachęta po hulajnogach? A propos – niedługo rozstrzygnięcie loterii i pojawią się pierwsi zwycięzcy, mam nadzieję, że nie z NOP-ami). Popatrzmy na to ze spokojem i rozłóżmy to na czynniki pierwsze. Mamy dwa wyjścia i oba słabe. Władza może wprowadzić obowiązek szczepień i kazać sobie za niego płacić. To wyjdzie jakby nakładała na nas swego rodzaju podatek, oczywiście i tym razem – dla naszego, tym razem zdrowotnego dobra. Jak nie ma obowiązku, a tylko „dobrowolny przymus” poprzez segregację sanitarną i dyskryminację niezaszczepionych, to będzie to jedynie oferta dla dowolnego korzystania. Z tym, że to zaszczepieni zostali wciągnięci w tę pułapkę. Wiadomo przecież, że taktyka dealera polega na tym, że pierwsze porcje są za darmo a w miarę uzależnienia się klienta (tfu – pacjenta) pojawia się cena, która rośnie. Ale czy państwo to dealer? Trzeba zajrzeć do konstytucji.

Ale wróćmy na ziemię. Jak już pisałem – w ramach zielonej rewolucji czekają nas nieciekawe, skokowe podwyżki cen energii. Napomyka już o tym rząd, zwłaszcza, że brakuje chętnego na obsadzenie stanowiska ministra, który miałby o tym ludowi powiedzieć. To tam musi być gorzej niż w zdrowiu, bo w tym obszarze mamy przecież obsadzonego ministra, a więc w opiece zdrowotnej ma być lepiej niż w energii? Brrr… No tak, bo jak się weźmie na papier wyliczenia szczegółowe, to się może – nomen omen – zrobić zimno. Władysław Gawroński wyliczył, że:

„Ze względu na wstępny zarys wprowadzenia „fit for 55” mamy (dla kosztu praw do emisji CO2 wynoszącym 60€/tona):

– deficyt uprawnień, który think-tank Forum Energii oszacował na 660 mln uprawnień,

– koszt tych uprawnień – 40mld €,

– po uwzględnieniu wszystkich dostępnych środków lukę inwestycyjną w Polsce oszacowano na aż 93 mld euro – 420mld PLN,

– zmniejszenie konsumpcji przez gospodarstwa domowe o wartości 100 mld euro (KOBIZ),

– cena energii elektrycznej – 400 PLN/MWh,

– koszt importu energii elektrycznej – ponad 3,5mld PLN,

Niezależne thin-tanki podają że rozszerzenie praw do emisji CO2 na inne gałęzie gospodarki (transport, budownictwo) doprowadzi do szybkiego skoku ceny uprawnień w okolice 170€/tona,

Wówczas powyższe liczby wynoszą:

– 660mln uprawnień – koszt wynoszący ok 110 mld € = 495 mld PLN,

– średnioroczny koszt luki praw do emisji CO2 – 70mld PLN,

– po uwzględnieniu wszystkich dostępnych środków lukę inwestycyjną w Polsce oszacować można na 165 mld euro – 730mld PLN,

– cena energii elektrycznej – ponad 900 PLN/MWh,

– koszt importu energii elektrycznej – ponad 7mld PLN.

Jak widać są to kwoty o wiele wyższe niż te które ma otrzymać Polska z EU (770mld PLN).

Dodatkowo Polska gospodarka utraci trwałe miejsca pracy w:

– energetyka zawodowa – ponad 24 000 (ponad 40% ogólnie zatrudnionych),

– górnictwo – ok 50 000,

– branży energochłonnej – szacuje się ponad 100 000,

– motoryzacyjna,

Na każde trwałe miejsce pracy w branżach górniczej, energetyki zawodowej oraz energochłonnej przypada 7 trwałych miejsc w kooperacji.

Mówimy więc o utracie ponad 500 000 trwałych miejsc pracy.

Od początku wspominam że w przypadku takiej formy zielonego ładu, niestety Polska gospodarka nie będzie beneficjentem tych zmian a raczej krajem który poniesie poważne koszta (nie tylko materialne ale i także bezpieczeństwa energetycznego).

Jedyna możliwość odwrócenia tego trendu to:

– zmian w zielonym ładzie,

– zrezygnowanie z zielonego ładu (równoważne z wyjściem z EU).”

I nie dziwota, że nie ma odważnego, co by to ludowi ogłosił.

Kończmy cytatkami, w nadziei, że może będzie choć nie lepiej – to weselej. AndrzejRysuje konstatuje (rymneło się) nasz smutny stan sytuacji geopolitycznej: „Z Rosją kosa, z Białorusią kosa, z Unią kosa. Za chwilę jeszcze Bałtyk zerwie zaślubiny”.

Na koniec smutno-tragiczne, bo to w końcu śmierć, ale jak opisana: „Ksiądz Zdzisław S. nie żyje. Proboszcz katedry na Wawelu miał 67 lat. Zabił dzwon Zygmunt.”  

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.

About Author

7 thoughts on “10.09. Kowidki polskie. Próba prognozy.

  1. Z tradycyjnym podziękowaniem…

    Re: „Na skutek decyzji administracyjnych mieliśmy: ok. 77.000 zgonów pozaszpitalnych więcej, 68.000 zgonów więcej w ogóle, 2.000.000 hospitalizacji mniej, 13.000.000 osobodni hospitalizacji mniej, 20% hospitalizacji zapalenia płuc mniej i 150.000 rozpoznanych zapaleń płuc mniej.”

    Te liczby świadczą niezwykle dobitnie o tym, że zupełnie zlekceważono sprawę „pandemii”.

    Od samego początku wiadome było, że będzie epidemia rodzaju grypy. Taka, jak poprzedni SARS – też od „latających myszy z Wuhan” w latach 2002/3.

    Jeżeli „typ grypowy” zachorowania, to każdy lekarz, nie mówiąc o specjaliście epidemiologu wie, że od grypy się nie umiera. Można „zejść” na skutek powikłań. Powikłania grypowe to w większości zapalenia płuc, a w mniejszości „powikłania sercowe” – np. zapalenia mięśnia serca.

    Co normalnie robi lekarz przy ciężkiej grypie? Takiej, gdzie temperatura pacjenta utrzymuje się przez kilka dni powyżej 39 i dochodzi kaszel? Przypomnę, że każdy lekarz wie, że do 39 st C temperatury nie „zbijamy”, bo przy osiągnięciu temperatury 38,6 (o ile pamiętam), włącza się naturalny system obronny każdego człowieka. Jeżeli pacjent przez kilka dni ma powyżej 39, to znaczy, że system obronny sobie nie daje rady i może dojść do powikłań. Zwykłe osłuchanie serca może wykluczyć „sprawy sercowe”, lub skutkować skierowaniem do specjalisty „od serca” który zrobi np EKG.
    Osłuchanie płuc i oskrzeli może wzbudzać podejrzenia – wtedy lekarz rodzinny wysyła pacjenta do specjalisty od chorób płuc, który zleca rentgen, ewentualnie bronchoskopię czy tomograf.

    Takie są zasady i procedury. Znam jako pacjent, bo przeszedłem tą drogą od grypy do pobytu w szpitalu z ciężkim zapaleniem płuc.

    Jeszcze raz: od grypy – w tym koronowirusowej – jeszcze nigdy nikt nie umarł! Umiera się od powikłań – wywołanych osłabieniem organizmu, jego systemu immunologicznego. W przypadku zapalenia płuc – mechanizm został kilka lat temu doskonale rozpoznany przez kilka międzynarodowych zespołów naukowych – gdzieś czytałem, że za to kiedyś dostaną Nobla. Nie będę opisywać jak to działa – ważne, że wirusy grypy w pewnych warunkach mogą (ale nie muszą) osłabić warstwę ochronną pokrywającą płuca. W pewnych przypadkach, w tych miejscach mogą się zagnieździć bakterie. I to jest „zapalenie płuc”. To się leczy antybiotykami – dobierając odpowiedni antybiotyk do właściwego szczepu bakterii.

    Procedury i metody postępowania są lekarzom i „systemowi ochrony zdrowia” znane i od lat wypraktykowane.

    Dlatego, dla mnie jest niepojęte, dlaczego nie stosuje się tych procedur i tej wiedzy? Stworzono system „braku ochrony zdrowia”, w którym pacjent nie ma dostępu do lekarza, który by mógł ocenić stan pacjenta i skierować go na odpowiednią ścieżkę leczenia.

    Dlatego też, jeżeli mieliśmy „150.000 rozpoznanych zapaleń płuc mniej”, to znaczy, że albo całkowicie zniknęły wszelkie grypy – w tym grypa koronowirusowa, albo epidemii grypy nie było, a 150 tysięcy osób pozbawiono opieki medycznej, skazując większość na śmierć.

    1. W ty miejscu Pan redaktor już wspominał, że testy PCR były kalibrowane na grypie? Czy tak było czy nie, ciężko mi ocenić, ale jeśli tak, to na jesień 2021 będziemy mieli kolejny „pomór”. Bo skoro grypy oznacza się jako Covid19, to nie może być inaczej. Dlatego powinno się wykonywać najpierw test na wirusy grypy i innych wirusów, na które ludzie chorują w sezonie, a dopiero jeśli nie wyjdą pozytywnie, na Covid 19. I powinny to robić gabinety lekarskie w przychodniach zanim skierują człowieka na test na Covid19. Zamknięcie ich było chybna największa zbrodnią na systemie zdrowia. Leczenie zdalne jest jak pisanie listu białym tuszem. Można? Można, ale i sami nie będziemy wiedzieć co napisaliśmy i druga strona się nie dowie. Bez sensu. To był jeden z absurdów zeszłego roku. Ci co mieli pomagać leczyć sami zostali odcięci od ludzi chorych. Wszystko spadło na szpitale. A skoro tak, no to katastrofa była w zasięgu ręki. No i się stało.

  2. Ta mapka z ilością zakażonych trochę zamula obraz, bo nie podaje się ilości wykonanych testów. A ta korelacja jest ważna do oceny ile tak naprawdę jest zakażonych w stosunku do owych testów. I tak, np. w Polsce we wrześniu 2020 roku wykonywano od 15-20 tyś testów dziennie (w porywach 25 tyś). Przy takiej skali wykazywało ok 500-600 zakażonych. Dziś, dokładnie rok później również mamy po 500 zakażonych, ale robi się po 40-50 tyś testów (w porywach do 60 tyś), a wiec ponad 2 razy więcej. Co oznacza, że by zachować proporcje to aby przegonić wynik z zeszłego roku musielibyśmy mieć ponad 1000 zakażonych dziennie. A jesteśmy dopiero w połowie. O tym się nie wspomina, a to ważny element statystyki. Nie można odrywać wyniku jednej zmienne od drugiej, z która jest skorelowana. Na tej mapie nie podano ilości wykonanych testów w innych krajach. I tak np. Białoruś czy Turcja ma po 130-150 pozytywnych wyników na ogromnym obszarze, którzy liczebnie przekracza wielkość wielu naszych województw. Ile tam wykonano testów? Nie podano. Z kolei porównywanie nawet wewnątrz Polski danych też nijak się ma do rzeczywistej skali. Nie można porównać woj. mazowieckiego czy śląskiego, gdzie żyje po 5 mln ludzi do Warmii, 1,4 mln czy Opolszczyzny gdzie jest ich 980 tysięcy. To samo na mapie Europy. Ciężko porównać południe Francji gdzie jest sporo miast dużych i mieszkają miliony ludzi i centralnej części gdzie mieszka ich znacznie mniej. Wydaje się, że nasz kraj jest zielony, ale tak naprawdę skale dopiero należy przeliczyć na podstawie ilości wykonanych testów, zagęszczenia ludzi i ich ilości.

  3. Co do braku testów szczepionek – no właśnie testujemy. Na światowej populacji. Na dodatek, producent zamiast za to płacić, dostaje pieniądze. Złoty interes. Na szczęście technologia mRNA może zostać wykorzystana do leczenia innych chorób, więc należy być wdzięcznym tym wszystkim, którzy na ochotnika poddają się testom.

  4. Co do „informacji energetycznych”, jako inżynier związany z energetyką od kilkudziesięciu lat, jestem przekonany, że będzie dużo gorzej. Mam już w domu „niezależne źródło zasilania” na „gorsze czasy konstruuję prototyp jednego z moich wynalazków, który pozwoli mi uniezależnić się całkowicie od energii elektrycznej i gazowej. A wszystko to dzięki – moim zdaniem – największemu wynalazkowi ludzkości, jaki dokonał nasz rodak Hoene-Wroński w połowie XIX wieku…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *