11.09. World Trade Center. Nie tak się zaczął XXI wiek.

7

11 września, dzień 558.

Wpis nr 547

zakażeń/zgonów

2.893.173/75.425

Tak, to już dwadzieścia lat od ataku na World Trade Center w Nowym Jorku. Czas szybko leci. Ale widać to głównie po tym, że właśnie człowiek pamięta moment, miejsce, w którym był jak się dowiedział. Bez tego trudno mu się było złapać, że minęło aż tyle lat. To znaczy poprzez intensywność i niezwykłość zdarzenia się myśli, że to było jak wczoraj. To samo jest ze Smoleńskiem (u tych co jeszcze nie wyparli), ze śmiercią Jana Pawła II, czy wypadkiem Diany. Człowiek sobie przypomina, że kosił wtedy trawę, właśnie jadł śniadanie a dzieci były przecież takie małe.

Ale mnie to naprowadza raczej na to czy (znowu) człowiek nie był przypadkiem świadkiem zasadniczego zwrotu w historii. Czy wtedy zaczęła się jakaś epoka? W ogóle z tymi wiekami, w sensie historycznych epok, nie kalendarza, to jest tak, że startują paręnaście lat po swojej dacie początkowej. No bo popatrzmy. Historycznie wiek dziewiętnasty zaczął się chyba w 1815 roku po kongresie wiedeńskim, kiedy zwycięzcy nad Napoleonem rozpisali – przynajmniej Europę – na koncert mocarstw, głównie po to, skonsumować owoce tego zwycięzca i nie dopuścić do powtórek, co sprawiło, że Rosja po raz pierwszy usiadła przy europejskim stole. Następnie wiek XX zaczął się w 1914 roku, kiedy zapoczątkowana I wojna światowa ten poprzedni ład zburzyła, torując drogę do totalitaryzmów poprzedniego stulecia, co kosztowało życie milionów ofiar i stworzyło dwa wrogie bloki, stawiając świat na skraju zagłady atomowej.

XXI wiek wcale się nie zaczął od upadku tych dwóch bloków w 1989 roku. Widać to po tym, że główny gwarant tego nowego układu – USA – obecnie chyba już zakończyły okres dominacji po 30 latach totalnej hegemonii. I to już w wieku XXI. Ale datą graniczną tego wieku nie był też atak na World Trade Center, jak wróżyli niektórzy. Wtedy wydawało się, że to koniec epoki, że hegemon został zaatakowany na własnym terytorium, w dodatku w sposób, na który ciężko odpowiedzieć militarnie. Odbyła się wojna z terroryzmem, inwazja, zebranej poprzez USA, koalicji międzynarodowej na Afganistan. Paradoksalnie prawie odkładnie dwadzieścia lat później, niedawno, widzieliśmy finał tego działania. Hegemon zawinął się w jedną noc z Afganistanu pozostawiając swoich współpracowników i broń. Czyżby promotorzy terrorystów z World Trade Center odnieśli swoje zwycięstwo?

Ta ponura klamra dwudziestoletniej wojny z terroryzmem pobudziła drzemiące radykalne próby rozliczenia efektów, ale i rzeczywistych celów działań Amerykanów po 11 września 2001. Bo skoro, jak stwierdził niedawno prezydent Biden, celem Amerykanów nie było zbudowanie nowego i pokojowego, demokratycznego Afganistanu, to wielu zadało sobie pytanie – to w takim razie jaki to był cel? Sporo ludzi uważa, że wojna z Afganistanem to była pokazucha, próba wyznacenia w realu efemerycznego terrorysty i nie mógł to być tylko wykreowany na złego luda Bin Laden, ale trzeba było coś najechać. I wybrano – pechowo – Afganistan, choć Osama siedział raczej w Pakistanie. No, ale żeby uderzyć w źródło islamskiego terroryzmu, to trzeba byłoby zbombardować Arabię Saudyjską, Emiraty, Katar i… parę miast w Niemczech.

Wielu jeszcze zaostrza swoje tezy, mówiąc, że reakcja na atak to nie była pokazaucha, ale sam atak był przedstawieniem, w którym brały udział amerykańskie służby. Argumenty stojące za tą tezą są wskazywane dwa: pierwszy to wręcz niesamowita ślepota amerykańskich służb na ewidentne fakty przygotowania zamachu. Przypomnę, że terroryści dostali wizy, wynajmowali mieszkania, szkolili się w lotach na pasażerskich odrzutowcach w czasach kiedy Polacy, jadąc nawet do pracy budować Amerykę, marzyli o takim statusie. Nawet o samej wizie. Drugi argument, albo właściwie analogia, to to, że USA miało sobie odtworzyć syndrom Pearl Harbour, czyli poprzez niezapobieżenie atakowi na swoje terytorium wzmóc odwetowe nastroje społeczne, usprawiedliwiające przyszłą agresję, w tym wypadku we wrażliwym punkcie Azji.

Jak tam było, tak tam było, Ja tylko pozbierałem główne teorie. Jednak jak sobie człowiek puści razem kadry z ataku na World Trade Center i współczesne obrazy z lotniska w Kabulu to widać strategiczny bezsens ówczesnych decyzji i grozę dzisiejszych ich konsekwencji. W końcu ten niby-początek nowej ery, umieszczony w 11 września 2001 roku to było raczej niezamierzone preludium do całkowitej zmiany świata. Wtedy Ameryka była silna, odpowiedziała, ale w międzyczasie przez dwadzieścia lat wiele się zmieniło. Hegemon światowy odszedł i to z innego moim zdaniem powodu.

Bo według mnie – i przyszła ocena historii tego zdaje się dowiedzie – XXI wiek zaczął się na przełomie 2019 i 2020 roku w Wuhan. Koronawirusowa histeria opanowała cały świat, zmieniła nie tylko wszystkie obszary aktywności państw, ale przyczyniła się do zmiany układu geopolitycznego na świecie. Odtąd nic już nie będzie jak kiedyś. Poprzez wewnętrzny rozkład układu społeczno-politycznego w Stanach, katalizowanego przez wirusa, upadek Stanów został przyspieszony, Chiny wzrosły i zmienił się całkowicie porządek świata po 1989 roku. Uważam, że nasze wnuki będą w szkołach czytać (jeśli oczywiście będą istniały wtedy szkoły uczące czegoś takiego jak prawda), że wszystko zaczęło się właśnie od wirusa, jak od strzału Gavriło Principa w Sarajewie. To był ten impuls, który padł na gotowe już prochy. A potem poszło już całe domino.

A więc obchodząc tragiczną rocznicę zamachów na Amerykę wiedzmy, że mimo spektakularności tych wydarzeń, być może był to tylko epizod, mała eksplozja gromadzących się materiałów wybuchowych sprzeczności globalizmu, zaś całą prawdę oglądamy dzisiaj, w przyspieszonym kursie przemiany ludzkości. Chciałoby się strawestować, że przyszedł kowid i odmienił oblicze świata. Tego świata.

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.  

About Author

7 thoughts on “11.09. World Trade Center. Nie tak się zaczął XXI wiek.

  1. Ja bym nie oddzielał zamachu 11 września z wyhodowanie wirusa, która zamknął 3/4 swita w domach i sparaliżował gospodarkę i politykę. Który umocnił siły totalitarne, jak w Chinach, czy w np. w Polsce, ale także rozhuśtał emocje w innych, wydawało by się wrecz anarchistycznych krajach (Australia). Ale wszystko zaczęło się znacznie wcześniej. I tu upatrywał bym właśnie atak na WTC, Pentagon. Bo wtedy USA zmieniły doktrynę z państwa otwartego na świat, w państwo przymknięte. I zaczęły poszturchiwać resztę w Europie i innych krajach by robiły tak samo.

  2. 1. ” to było raczej ********** preludium do całkowitej zmiany świata”
    2. „XXI wiek zaczął się na przełomie 2019 i 2020 roku w Wuhan”

    Czy to możliwe, aby obie sprawy były zdarzeniami tego samego ciągu? Ciągu utraty wolności, rozumu, rozsądku przez ludzi Zachodu? Więcej w liście do spadającego z WTC: http://blog.zbyszeks.pl/2222/wtc-czyli-spadanie/

    Zaczyna się tak: „Nie mam pojęcia, jak się nazywasz. Co tam robiłeś. Nie wiem dokładnie, która była godzina i jak do tego doszło, że spadasz. Nie wiem, co czułeś. Czy to ma znaczenie? Tego też nie wiem. Wiem, że wraz z twoją śmiercią, wiele się zmieniło, niemal wszystko.”

  3. Kto jeszcze wierzy że WTC zostało zmiecione z powierzchni przez garstkę Beduinów?
    To tak jakby na poważnie traktować twierdzenia że Harvey Oswald zabił Johna Kennedy’ego…

    1. Racja. I tak jak w zamachu na JFK wszystko zamiecione pod dywan. Wygenerowano historie, które co rusz powtarzane stają się niestety prawdą dla ludu. USA śmiem twierdzić same są sobie winne. Parafrazując słowa Żorża Ponimirskiego z filmu „Kariera Nikodema Dyzmy” sami to bydle terrorystyczne wyhodowali.. Aisis, obalenie Kadafiego, Hussaina, wojna w Syrii, to pokłosie działań USA. Wszystko w ramach amerykańskich interesów, ale i o trudnych do przewidzenia skutków.

  4. Szatan. To szatan wciela się w różne postacie i wywołuje różne zdarzenia według jego idei. To szatan po raz enty próbuje odmienić oblicze świata – kowid i ludzie są tylko jego narzędziem. Szatan przegra, ale nie znamy nowego i na pewno innego oblicza świata … . To zależy od tego z kim szatan przegra i jakimi metodami … .

  5. Pisze o tym od lat. Trzeba w końcu przyjąć do świadomości, że trwa III WŚ. Jest ona „nowoczesno-hybrydowa”, więc nie ma bombardowań miast, ale giną ludzie i to całkiem masowo. Nie ma obozów koncentracyjnych otoczonych drutami kolczastymi, ale są dzielnice, miasta i kraje będące nowoczesnymi obozami koncentracyjnymi…
    Następuje przepływ kapitału i jego koncentracja – jak podczas poprzednich Wielkich Wojen…

  6. 1. Czyli krótko mówiąc, nawet gdyby Arabowie przegrali wszystkie bitwy z Amerykanami (łącznie z tą ostatnią, w Afganistanie, którą akurat koncertowo wygrywają), to i tak wygrali wojnę. W takim sensie, że powodując skoncentrowanie się USA na „wojnie z terroryzmem”, odciągnęli ich uwagę od prawdziwego zagrożenia, jakim był wzrost Chin.
    |
    Epidemia jedynie przyspieszyła pewne procesy upadku dotychczasowego , „XX-wiecznego” mówiąc umownie, modelu gospodarki. Niezależnie nawet od tego czym była/jest i jakie są jej źródła, wybuchła dokładnie w momencie kiedy Amerykanie zaczęli orientować się co się dzieje i (decyzjami Trumpa) zaczęli przerywać procesy „pełzającej ekspansji” potęgi Chin. Epidemia „wywróciła stolik” światowej gospodarki dokładnie w momencie, kiedy dotychczas zwycięska strategia Chińczyków zaczęła przy tym stoliku przegrywać.
    |
    2. Wracając do 11 września, to dwadzieścia lat temu zastanawiałem się, jak zareagowaliby Amerykanie, ich opinia publiczna, gdyby ktoś pokazałby im film zaczynający się od sceny, w której młody Luke Ibn Sandwalker obserwuje przez lornetkę, stojąc na afrykańskich wydmach, jak olbrzymi amerykański okręt wojenny ściga po Morzu Śródziemnym jakiś mały stateczek (nie wiedząc, że na pokładzie lotniskowca jest jego ojciec, admirał Derek Wader, który zrobił karierę w armii amerykańskiej i dlatego wychowujące Luka wujostwo – po tym jak został on ukryty na końcu świata, kiedy w USA zwyciężyła globalistyczna „ciemna strona” i DW przeszedł na jej stronę – nigdy o nim nie wspomina). Statek wypuszcza w kierunku lądu szalupę-motorówkę, którą Amerykanie lekceważą, widząc na jej pokładzie tylko zwierzęta (nie wiedząc, że pies ma zaszytą w kamizelce ratunkowej kasetę video, a kot w obroży – tajne plany). Potem byłaby ucieczka do Alderaanistanu, a po jego „wysadzeniu w powietrze” ukrywanie się po całym świecie w różnych tajnych bazach na Grenlandii czy tropikach (pod ochroną przez jakichś lokalnych misiów), aż po finałowy atak lotniczy w serce Imperium.
    |
    Wówczas nie dzieliłem się zbytnio tym pomysłem, bo raz, że w obliczu tragedii nie wypadało (przypomnę, że pierwsze komedie wojenne zaczęły na Zachodzie powstawać kilkadziesiąt lat po wojnie, kiedy ból zelżał, a pewnie i wtedy nie obyło się bez protestów), a dwa – moja sympatia była wówczas jednak po stronie ofiar ataku.
    |
    W każdym razie chodziłoby mi o przedstawienie w sposób pop-kulturowy, zrozumiały dla przeciętnego Amerykanina, myśli, że dla innych to oni mogą być „Imperium zła”. Bo jeżeli obie strony będą widzieć świat w czarno-białych barwach, to czeka nas wieczna wojna. Dotarcie do głów „obrońców wolności” z przekazem, że bierne przyglądanie się powolnemu zdobywaniu dusz dzieci przez świat „coca-coli” – muzyki, filmów i obyczajowości powoli niszczących świat lokalnych tradycji, kultury i religii, musi budzić prędzej czy później gwałtowne reakcje. Dlatego ekstremiści mają taką szeroką „bazę”, czynne lub przynajmniej bierne poparcie w lokalnych społecznościach arabskich (od Azji, przez Bliski Wschód i Afrykę, aż po Europę). Bo do przeciętnego Amerykanina wydaje się nie docierać, że brak marzeń o „jedynie słusznym” świecie „amerykańskich wolności”, demokracji i liberalnej gospodarki (w której wielki koncern i lokalny rzemieślnik mają zagwarantowane warunki konkurencji jak równy z równym) niekoniecznie jest dowodem ciemnoty i zacofania.
    |
    Jeżeli jedna strona nawet nie zrozumie sposobu myślenia drugiej, to o jakimkolwiek porozumieniu i końcu konfliktu możemy zapomnieć. Dlatego filmy tego typu jak wyżej podany przykład byłyby prawdopodobnie z miejsca odrzucone przez samych Amerykanów (pod przywództwem tych „władców mediów”, których interesuje wyłącznie własne zwycięstwo, nie żadne porozumienie). Tłumy zresztą (z jakiejkolwiek strony świata) na ogół nie chcą dwóch punktów widzenia, chcą jednego, jasnego i integrującego.
    |
    3. Szczególnym chichotem Historii byłoby, gdyby narody Zachodu, religie Księgi, zrozumiały skalę zagrożenia przez Cywilizację Konfucjańską i zjednoczyły się kiedyś przeciwko największemu niebezpieczeństwu w historii, jakie groziło naszemu światu. Gdyby za kilkadziesiąt lat kraje Zachodu (po poradzeniu sobie w obliczu zewnętrznego zagrożenia z „wewnętrznym wrogiem”, niszczącym ich, znaczy naszą, cywilizację od środka) stanęły ramię w ramię obok Żydów i Arabów, Amerykanie obok Rosjan (którzy mogliby powtórzyć „obrotowy” numer z II Wojny Światowej, oby nie znowu naszym kosztem).
    |
    Historia zna już takie przewrotki (choć nie na taką skalę). Żyjemy w naprawdę ciekawych czasach: przededniu pierwszego naprawdę globalnego konfliktu – coraz mniej ograniczanej jakimikolwiek zasadami czy wartościami wolności jednostki i totalnej kontroli społecznej. A „Dziennik (czasu) zarazy” jest ich interesującą kroniką.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *