17.03. Gębony baniek medialnych
17 marca, dzień 1110.
Wpis nr 1099
zakażeń/zgonów
3364/8
Zapraszam do wsparcia mego bloga
Wersja audio
Jak to sobie myślałem o tych medialnych nawarstwiających się wrzutkach-przykrywkach, to objęła mnie swymi ramionami empatia komunikacyjna. Po prostu gigantycznym wysiłkiem odrzuciłem swoje naleciałości medialne i postanowiłem się wcielić na chwilę w plemiennego odbiorcę któregoś z plemiennych przekaziorów i… musiałem się szybko medialnie zdezynfekować. To ponad moje siły. Ale ja jestem starym wygą i mam dystans, a więc jak sobie mogą radzić ci przejęci, zaangażowani i wzmożeni, ale i szczerze amatorscy? Jaką więc mamy sytuację?
Powiedzmy, że pracuję w schronisku medialnych wątków. Tak jak do psiarni przychodzą tu tłumy chętnych do adopcji, ba – mamy też oddział obwoźny, gdzie pchamy pod nos różne wątki. I tłumki się wzruszają, tak z jednym wątkiem dziennie. Kiedyś to były czasy – fascynacja trwała o wiele dłużej, niektóre pozostawały na całe życie. Dziś tłumki mijają klatki wątków do adopcji w tempie chodziarza. Ja tam te klatki obserwuję codziennie rano, przed przyjściem widzów, robię w tym od zrutynizowanych dziesięcioleci i nic mnie nie bierze, nawet najbardziej wzruszająca mordka medialnego kundelka. Ale ludzie popowomedialni mają inaczej – ci się wzmagają za każdym razem. I obserwuję te stękania, tematy poruszające na całe życie, za chwilę zarzucone, bo zza rogu wychynął nowy podstawiony mieszaniec.
Ja bym tak nie mógł, a medialnie mam nerwy raczej z bazaltu. Mocne acz elastyczne. I zacząłem się zastanawiać jak z tym sobie radzi lud medialnie amatorski. Ale wiadomo, na mediach wszyscy się znają jak na polityce. Wystarczy, że masz pogląd, i wychodzi, że jest słuszny, bo masz do niego prawo. Ale czy to jest oparte na jakiejś refleksji, czy tylko na emocjach to już jest sprawa obecnie społecznie pomijalna. Jak można wytrzymać takie codzienne bombardowanie? Jeden wątek przykrywa drugi. Pełowcy w pisowców Willą+, tamci dzień później w przykrywkowym odwecie w opozycję robakami +++. Teraz mieliśmy wpadkę, bo dobrze spozycjonowaną aferę pedofilii szczecińskiej samoprzykryli sobie totalni atakiem na Jana Pawła II. A tak nie można – nie można na raz w jednej medialnej klatce temu samemu widzowi pokazywać dwa wzruszające szczeniaczki mocno różniące się od siebie. To tworzy niepotrzebne dylematy – co wybrać? A tu widz nie jest od wyboru. Cały interes jest po to, żeby takimi żąglowanymi propozycjami utrzymywać go w stanie ciągłego wzmożenia, bo tylko tak pójdzie gdzie przewodnik chce, w dodatku mocno zmotywowany na emocjach wyłączających rozum.
Ale to są stany mocnego zaangażowania psychologicznego. Mózg ludzki nie zmienił się od tysiącleci, za to informacji przybyło przez ten czas po tysiąckroć więcej. I mózg jest przeciążony: kiedyś ten sam mózg zastanawiał się jak po cichu zajść stado saren, albo gdzie są smaczne borówki, teraz martwi się cenami gazu w Birmie, sukienką aktorzycy na gali w Hollywood, czy migracją ptaków w wyniku wybuchu wulkanu na Islandii. I to codziennie. To jest nie do przerobienia. A człowieki obecne mają ambicję „być dobrze poinformowanymi” i lgną do tego nieprzetwarzalnego szumu jak ćmy do medialnego ognia.
Co to powoduje? Przeciążony mózg wywołuje frustrację. Po pierwsze nie nadążasz, a więc cały czas jesteś w kajdanach uprade’u. Musisz być na bieżąco, nawet podczas fajnej randki ręka bezwiednie sięga pod stolik, gdzie – już coraz rzadziej – ukrywasz smartphone; nawet kiedy ta druga trzyma wybrankę za rękę. Mózg nastawiony na ciągły stan „pobierz, jak tam, co tam słychać?” wyzwala już bezwiednie takie odruchy. No i dostajemy mieszankę informacji, jak ten Gębon od „Bajek robotów” Lema, wyposażony w Demona Drugiego Rodzaju, co to zdurniał kompletnie, bo dostawał na bieżąco wszystkie informacje jak leci. I zwariował. I tak jest dziś z całą ludzkością.
Jak reaguje mózg przeciążony? Jak ustaliliśmy – frustracją. Wtedy ma dwie drogi. Pierwsza to zredukowanie ilości pobieranej informacji (co jak zaraz dowiodę frustracji nie gasi), albo pozostaje ucieczka. Popatrzmy na wariant redukcji. Taki odbiorca przeciążony, by zredukować ilość musi się oddać, i to duszą i ciałem, mechanizmom filtracji, wybierając sito oddzielające informacje istotne od szumu. Kwestia istotności jest tu kluczowa, bo kształtuje sposób doboru informacji, musi być więc oparta na jakiejś zasadzie, systemie, który choć ograniczający – jest koherentny. Czyli zestaw przefiltrowanych wiadomości ma się trzymać kupy, jakiegoś systemu oceny, czyli (proponowanego) światopoglądu.
W ten sposób powstają bańki informacyjne, z których już się nie wychodzi, bo tylko one (na razie) dają upraszczające odpowiedzi na złożoność świata. Ba – w zideologizowanym świecie dają te odpowiedzi ZANIM padną pytania. Mieszkańcy baniek nie pobierają więc informacji, nawet kontekstu – coraz częściej w swej bańce otrzymują jedynie potwierdzenie, że dobrze wybrali. To bezpieczne przystanie w dzisiejszym multiwątkowym świecie. Wszystko będzie odfiltrowane, przyrządzone, upakowane w paczki skojarzeń, podlane emocjonalnym sosem. Emocje mniej męczą niż rozumowe poszukiwania, a ma być miło. Przynajmniej w bańce.
Czemu wspomniałem, że ta droga jednak nie gasi frustracji? No, bo wszystko niby się zgadza i trzyma się kupy? Ale jednak nie. No bo takich baniek nie przygotowuje się po jednej dla każdego, zbyt duży trud. To są propozycje zbiorowe, do których to odbiorca ma się dostosować. A więc tworzą się plemiona bańkowe. Gdyby było każdemu po jednej, to by nie było kłopotu. Ale przy takim paczkowaniu poglądów rodzą się plemiona, ba – czasami ci inni, z innej bańki to jedno z ważniejszych uzasadnień aksjologii bańki przeciwnej. Popatrzmy np. na konkurencyjne telewizje: w TVN w co drugą minutę pojawia się opluwanie PiS-u, i odwrotnie – TVP jak refren mówi o Tuskach i tak to się kręci.
I tak skonstruowane bańki i ich otoczenie, mimo, że miały zapewniać komfort – wzmagają jednak frustrację. Co prawda jest to frustracja innego typu – nie ta początkowa, że nie ogarniasz z konsumpcją nadmiaru informacji, ale wkurzasz się, że ci z innej bańki w ogóle egzystują, o czym dzień i noc deliberujesz w swojej bańce. A więc ucieczka od frustracji zatacza koło i wraca w nowej formie – frustracji niefrustrującej, słusznym oburzeniu na przeciwnika.
Jak wspomniałem jest też drugie wyjście z pułapki frustracji – ucieczka od przeciążających mediów. No, takich to ci pierwsi – plemienni sfrustrowani – nigdy nie zrozumieją i nie będą widzieć, że to decyzja, tylko ocenią to jako ciemnogrodzkie zacofanie, charakterystyczne dla głupów co się światem nie interesują, bo – uwaga, uwaga! – trzeba się orientować, by (na serio tak myślą) mieć wpływ na rzeczywistość i dokonywać wyborów. Uciekinierzy z kina „Media” widzą manipulacyjny charakter współczesnej komunikacji, lub choćby go przeczuwają, bo pachnie on nieciekawie na kilometr. I nie trzeba być fachowcem od mediów, by to zauważyć. Ba – instynktowna reakcja odrzucenia jest najmniejszym udziałem ludzi mających się za mądrzejszych, bardziej świadomych, aspirujących do zaangażowania i wpływu, choć – w świetle powyższego „mechanizmu bańkowania” – ich sprawczość komunikacyjna jest wysoce iluzoryczna.
Gdzie mają iść ci co porzucili media bańkowe? Kiedyś to był kłopot, ale jest to proces wprost proporcjonalny. Im bardzie media się „silosowały”, tym bardziej rosła alternatywa mediów społecznościowych i te procesy „mijały się” po drodze. Wewnętrzni emigranci medialni mają swoje nisze, można powiedzieć, że „banieczki”, ale to umysły (i serca) wysoce samokrytyczne. Jak zobaczą jakiś fałsz, czy manipulo to się natychmiast zwijają. Po prostu jak ci się już raz zapali taki wykrywacz kłamstw, to bardzo ciężko, bez bolesnej operacji na sumieniu, go wyłączyć. Oczywiście i tu są procesy konformizmowe jak to ze wszystkim, ale widzę dookoła coraz więcej takich uchodźców medialnych. Wywalenie telewizora, higiena w kontakcie z SoMe, selekcja tematów, immunizacja na polityczne wrzutki i oddtrollowywanie towarzystwa.
I za takich też internet się wziął. Wcale nie sztuczna inteligencja, jak najbardziej ludzkie nieludzkie algorytmy walczą z tym w sieci. Nie wiadomo jak to będzie, bo widać coraz więcej technologii w służbie człowieka niedoinformowanego. Ale myślę, że to będzie tak, jak z ludźmi. To kwestia i pokoleniowa, i systemu wartości. Tak jak z ludźmi, którzy wyprowadzają się z wielkich miast, by pobyć z przyrodą, zamiast siedzieć wśród medialnych wrzasków, odgłosów nagonek słuchać szumu strumienia. Zamiast być codziennymi świadkami nawalanki pomiędzy ludźmi, których ani nie znają, ani nie lubią, usiąść sobie ze starymi znajomymi przy ognisku swojej medialnej niszy, by pogadać o tematach, które się uważa za ważne, albo nawet tylko… pomilczeć. Tym szczególnym milczeniem w gronie przyjaciół, gdy nie strzępi się języka, bo wszystko już jest jasne. I można się zająć rzeczami najważniejszymi – słuchaniem ptaków i patrzeniem z podziwem na boskie dzieło życia.
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.
PS: Kto może wspomóc niezależny portal – Nie Wierze Nikomu pl
Potrzebuje wsparcia. Pomożesz ? Wejdź w zakładkę dotacje.
http://nie-wierze-nikomu.pl/index.php/dotacje
Symetryzm pomiędzy tym jak pokazuje świat TVN i TVP jest mocno naciągany. Oglądam oba kanały i widzę, że o ile TVN raczej bije w to CO ROBI PIS, pokazując błędy, niedociągnięcia, słabe punkty. Pokazuje też skłócenie opozycji, Tusk, który próbuje przejąć fotel lidera i zawłaszczać władze, a reszta mu w tym przeszkadza. TVP pokazuje świat jako twierdze oblężoną władzy , naczelnika, który biedny, nieszczęśliwy pochylając się nad nienarodzonymi dziećmi i JPII, stara się jak może uratować świat przed lewactwem. Choć sam nurza się w nurcie narodowo socjalistycznym, innych próbuje zepchnąć z tej karuzeli. Ale to lewactwo jak wilki głodne, atakuje, kąsa, gryzie. O PIS, biedny, nieszczęśliwy. Dlatego TVP, „dla równowagi” pokazuje PIS zawsze dobrze, a resztę zawsze źle. Jak coś się jednak nie da wyjaśnić inaczej, zwala się ZAWSZE na opozycję. Jak w sprawie samobójstwa tego syna posłanki, jak w sprawie winy JPII, który chronił sieć pedofilską w KK. Itd. Te manipulacje sa widoczne z 10 km. Ale tu już nie za bardzo jest co zmienić. Ale trzeba też przyznać, ze to działa. Statystyki nadal pokazują spore oddalenie PIS od opozycji, a ja cały czas powtarzam: nawet jesli PIS wyborów jesienią nie wygra, nie oznacza to, że opozycja będzie rządzić. Bo PIS ma w ręku wszystkie bezpieczniki demokracji i może je dowolnie wyłączać. Jak mu będzie pasować. Zakwestionuje wybory jak nie w PKW to SN. Może nawet zmienić po wyborach ustawy tak by przegrany dostał więcej niż mu się należy. Kto im zabroni?
TVN, jako telewizja opozycyjna krytykuje głównie posunięcia rządu. A TVP info próbuje przebić się „czołgiem” przez narracje pozostałych mediów i przekazać społeczeństwu stanowisko i punkt widzenia rządu. W tym sensie nie ma symetrii. A niemanipulujących polityków nie ma z żadnej strony, ten gatunek wymarł z głodu (głosów) w epoce współczesnych mediów. Zresztą w postaci czystej może nigdy nie istniał, poza pojedynczymi wypadkami. Inne są też targety, więc inne narracje (i metody manipulacji). Stąd też wynika brak symetrii (albo złudzenie braku symetrii – zależy pod jakim kątem na to patrzeć).
Jest symetryzm w sensie głoszenia tej samej tezy – „nasza sprawa dobra, ich sprawa zła, MY bronimy cywilizacji”. Nie ma w sensie, że jedna ze stron jest bardziej uprawniona w głoszeniu takich tez, druga bardziej manipuluje (kładąc akcenty na te elementy, gdzie jest akurat odwrotnie, są wyjątkiem od reguły). Do nas należy ocena, która strona jest która (i niewielkie są szanse na koniec wiecznej wojny polsko-polskiej, aby ktokolwiek przyznał się do błędu, wywiesił białą flagę, chyba że dojdzie do jakiejś totalnej kompromitacji albo kolejnego Polskiego Cudu).
PiS zwala na opozycję, opozycja zwala winy za wszystko na PiS. Odpowiedzią na zarzut z „bańki lemingów” że PiS morduje dzieci było wykazanie, że Telewizja Szczecin nie wyszła w „demaskacji” personaliów dalej niż powszechny standard wszystkich mediów („dziecko znanej posłanki”), a doprecyzować, że chodzi o posłankę PO raczył w mediach jako pierwszy… inny poseł PO. Zresztą dziecko próby samobójcze podejmowało już dwukrotnie PRZED ujawnieniem personaliów (a jego problemy były w jego środowisku znane wcześniej ). Najtrafniej podsumował to Ziemkiewicz w zagadce na początku swego youtubowego filmu „TVN – przewodnia siła lewicowo-liberalnej opozycji” (film o tym, że kiedyś to politycy „sprzedawali” mediom wygodne im tematy, a dzisiaj media narzucają politykom, o czym mają mówić – vide sprawa JP2 – i kto tu rządzi?).
Zacytuję: „Zagadka – była sobie pani, nawiedzona do walki z PiSem, tak nawiedzona, że nie miała czasu wychowywać dzieci, zostawiła je pod opieką poleconego przez jej rodzimą partię działacza LGBT. Działacz z polecenia partyjnego okazał się niegodny zaufania, dzieci wykorzystał. Pani nadal nie miała czasu się tym zająć, tak walczyła z PiS. Jedno z dzieci podjęło próbę samobójczą, a każdy kto ma o tym blade pojęcie, wie, że to jest rozpaczliwa próba zwrócenia na siebie uwagi, ale pani nadal nie miała czasu, jej profile pełne były relacji gdzie to nie pojechała i jak walczyła z PiS: na Żoliborzu, na Nowogrodzkiej, pod Sejmem, na czele feministek – z manifestacji na manifestację, jeździła i krzyczała ***** ***. Dziecko w międzyczasie podjęło drugą próbę, pani nadal nie miała czasu nawet pojawić się na jego urodzinach swego dziecka, chwaliła się w tym czasie kolejną akcją. Dziecko podjęło trzecią próbę, tym razem udaną. I tu zagadka – kto jest winien? Oczywiście – Jarosław Kaczyński”. I kto tu manipuluje?
Jan Paweł II nie chronił żadnej sieci, jego postępowanie wychodziło poza przyjęte w tamtych czasach standardy. Zarzucanie mu braku współczesnej wrażliwości jest ahistoryzmem. Nie wydawał wrogiej Kościołowi, dążącej do jego zniszczenia UBecji (bo do tego prowadziło ujawnienie sprawy przed sądami i prokuraturą) oczywistych kandydatów na szantażowanych agentów, zsyłał winnych na prowincję bez perspektyw i z zakazem kontaktu z dziećmi. Naprawdę, wydanie dzisiaj przestępcy organom ścigania, to zupełnie co innego, niż ujawnienie słabości Kościoła okupantom (coś jakby AKowcy zaprowadzili złodzieja z własnych szeregów albo nawet mordercę kochanka swojej żony na Gestapo).
Te „demaskacje” polegają na tłumaczeniu wszelkich niejasności (oraz niewiedzy oskarżającego) na niekorzyść ofiar pomówienia. Braniu za dobrą monetę zeznań ofiar ubeckich przesłuchań, których nawet sami ubecy nie uznali za wystarczająco wiarygodne, żeby je wykorzystać, propagandowo chociażby. Albo oskarżanie 80-letniego, ledwie wstającego z łóżka Sapiehy, że wykorzystywał kleryków. Czy tłumaczenie, że po to właśnie kazał zamieszkać im u siebie (dla ciut starszych było i jest oczywiste, że miało to na celu ratowanie najcenniejszej substancji narodowej, przyszłych elit – bo że nawet przyszłego Papieża nikt oczywiście wówczas nie miał pojęcia – przed łapankami i wymordowaniem).
W tym, że to atak na największe narodowe świętości, usiłowanie zniszczenia tego, co mają Polacy najcenniejszego, złamania narodowej tożsamości, mają akurat politycy PiSu rację. To, że spadł im ten atak jak prezent z nieba (mają czego bronić), to inna sprawa. Zresztą, co ja się tu będę… film „Czy papież wygra wybory? | Przegląd Idei #58” sprzed tygodnia (13.03.2023) na kanale „Szymon mówi” polecam.
Życie w medialnym świecie – najkrótszy poradnik przetrwania:
Najlepszym sposobem na frustrację wywołaną polityką jest… ignorowanie polityki. Jak pisał stary chłop do syna który wyjechał na studia w jakiejś starej studenckiej piosence: „na dziewczyny nie wydawaj – same przyjdą”. Zgodnie z tą ludową mądrością nie szukam polityki – i tak mnie znajdzie. Nie uciekam na siłę, ale i nie szukam – zawsze mnie dorwie jakieś radio w sąsiednim pokoju w pracy czy przypadkowo włączony telewizor u znajomych chociażby, o skakaniu po kanałach w domu czy nagłówkach gazet w księgarni nie wspomniawszy. Czy rozmowach rodaków. Więc cotygodniowe „afery stulecia” jakimi żyje medialny świat ledwie zauważam brzegami świadomości, tych codziennych (typu „co powiedział polityk A i jak to skomentował polityk B”) nawet nie jestem świadom. To polityce ma zależeć na znalezieniu mnie, nie odwrotnie 😁.
Po kolei:
Telewizja – oglądam wyłącznie kilka wybranych kanałów i audycji i ŻADNA nie dotyczy polityki. Programy przyrodnicze (śpiew ptaków!), krajoznawcze (polecam serie typu cośtam „z lotu ptaka”), historyczne czy naukowe (ale nie pseudopopnaukowe typu „łowcy kosmitów”). Kanały w których programy są przerywane reklamami odpadają w przedbiegach (reklamy między audycjami z trudem i z musu akceptuję – to jest dla mnie granica kompromisu). Owszem, czasem wpadnie kontrolnie kanał typu TVPinfo czy TVN, ale z reguły po kilku minutach mam dość, dzienna dawka zaspokojona.
Prasa papierowa – reguła jest prosta: tygodniki prezentują wyższy poziom niż codzienne szmatławce, miesięczniki wyższy od tygodników. Wystarczy porównać „Gazetę Polską Codziennie” z Tygodnikiem, a ten z „Nowym Państwem” (miesięcznikiem GP). Poziom rośnie ekspotencjalnie… (generalnie polecam kwartalniki i roczniki 😉 typu „Arcana” czy „Teologia Polityczna”). Poniżej tygodników z zasady nie schodzę, a i te znam głównie ze sporadycznego przeglądania ich w internecie (tego, czego nie ukryją za paywallami). Owszem, prenumeruję też wybrane tytuły w wersji elektronicznej – to moje największe ustępstwo na rzecz polityki i musu „bycia na bieżąco” (także po to, żeby nie zbankrutowały i żebym ja nie wyszedł na pijawkę-pasożyta, to moja forma wsparcia).
Tu ciekawostka – gigant-monopolista Amazon właśnie postanowił skończyć z tradycyjną prasą (od września nie dystrybuuje). U nas może niewielki problem (sprzedaje raptem cztery polskie tytuły na krzyż, wyłącznie lewicowo-„liberalne”, typu GW czy TP, zresztą w Polsce zawsze można przerzucić się na rodzime e-księgarnie typu Nexto czy Publio), ale w Ameryce dramat. Koniec pewnej epoki, może nawet śmierć tradycyjnych gazet, nawet w niepapierowej formie.
Internet – portale „polskojęzyczne” typu Onet/WP/Interia omijam szerokim łukiem, jako wyjątkowo toksyczną próbę robienia wody z mózgu i przerabiania mózgów Polaków na pulpę. To chyba oczywiste. Kotłowanina i manipulacja, sprowadzanie czytelników do prymitywów, nic więcej. Polecam za to portale think-tanków i zespołów eksperckich, takich jak „Nowa Konfederacja” (można ściągać comiesięczne zestawy artykułów w formatach pdf/epub/mobi, publikowanych jako „Internetowy Miesięcznik Idei”) czy „KlubJagielloński.pl”/Jagielloński24 (z lżejszych przykładowo taki tygodnik.tvp.pl ma poziom bez porównania wyższy niż „sławna” telewizja info). Gdybym miał więcej czasu na wyglądanie z własnej banieczki, to bym pewnie częściej przeglądał takie strony jak Krytyka Polityczna.
Generalnie nawet przeglądanie portali branżowych na dowolny temat (typu Rynek Kolejowy czy Defence.24) jest zdrowsze dla higieny umysłu, niż tzw. „popularne” portale. Żyjemy w toksycznych czasach…
YouTube – wystarczy go sobie wytresować, żeby zamiast różnych Minecraftów (czy co tam teraz modne, nie mam pojęcia) podtykał pod nos filmy Radia Naukowego, rozmaitych Smartgasmów, Bartosiaków, Zychowiczów (Ziemkiewicza – to moje drugie ustępstwo na rzecz polityki, ale z naciskiem na audycje apolityczne, z serii „Książki z mojej półki” i „Akademia Zdrowego Rozsądku”), zresztą lista jest długa, polecam zwłaszcza kanały typu Zamek Królewski w Warszawie (ciekawa sprawa, im mniej oglądających, tym ciekawszy film) czy rozmaitych przewodników po Wawelu, AIAGI (Architecture is a Good Idea) etc. O politycznej bieżączce dowiaduję się z cotygodniowych analiz typu „Szymon mówi”. Masz takiego Youtuba, jakiego sobie wychowasz („sprzedaję” mu swój profil, wiem…)
Facebook, Twitter – tak, wiem, słyszałem, są podobno takie usługi, ludzie o nich bez przerwy mówią… serio, nie czuję potrzeby, szkoda życia.
No i last but not least – „Beethoveny i Szopeny”. Mam własną kolekcję płyt (takich ze śpiewem ptaków też, jestem z miasta, niestety). Płyt nie żadnych strimów. Raz, że nikt mnie nie odetnie, kiedy okaże się że taki Beethoven był rasistą (albo tylko „białym, religianckim samcem”), dwa, że słuchanie Muzyki powinno być całym ceremoniałem, z wybieraniem i wkładaniem płyty, zasiadaniem w fotelu (poprzedzanym zaparzaniem kawy, etc.), nie smyraniem po ekranie, żeby znaleźć coś do kotleta.
Życia bez frustracji, jak najdalej od modelu w jakim próbują nas sformatować media, stosownie do swoich (czyli ich) potrzeb, wszystkim życzę 😀.