17.07. Ołtarz i tron
17 lipca, dzień 136.
Wpis nr 125
zakażeń/zgonów/ozdrowień
39.407/1.612/29.505
Przeszła ostatnio niezauważona, albo zakwalifikowana jako nieważna sprawa księdza Tadeusza Isakowicza-Zalewskiego. Ktoś kogoś nie mianował do jakieś komisji – cóż to takiego w porównaniu z wyborami, ośmioma gwiazdkami i tym czy pan Rafał znajdzie czas by pojednać się z drugą połową za pomocą uściśnięcia dłoni reelekta Dudy.
Ale sprawa jest bardzo ważna i symptomatyczna. Najpierw fakty:
11 maja 2019 bracia Sekielscy premierowo publikują film „Tylko nie mów nikomu”, demaskujący akty pedofilii w polskim kościele katolickim oraz niektóre przypadki tuszowania tego procederu przez hierarchów. W mediach i na społecznościówce zadyma. Jeszcze w tym samym miesiącu 21. maja, premier Morawiecki obiecuje powołanie specjalnej komisji ds. pedofilii (nie tylko w kościele, co ważne), ale powołuje do niej swoich członków dopiero w sierpniu i maju 2020. Sejm w ogóle nie powołuje swoich przedstawicieli i komisja stoi. Dopiero drugi film Sekielskich („Zabawa w chowanego”), a jakże, przyspiesza prace w parlamencie, ten deklaruje powołanie swoich przedstawicieli na sesji 16. czerwca, ale decyzją pani marszałek Witek głosowanie zostaje przełożone na po wyborach. I stało się – głosami zadziwiającej koalicji PiS, KO i Lewicy zostaje utrącona kandydatura księdza Isakowicza.
Zanim przejdziemy dalej – kto to jest ksiądz Isakowicz. To gigant, nie dość, że obecnie i od lat zaangażowany w kościelną pomoc niepełnosprawnym, to poświadczył swym życiem, że jest nieustępliwym bojownikiem o prawdę i patriotą. W stanie wojennym figuruje na „liście śmierci” polskich kapłanów, ż której chyb on jedyny przeżył wizytę „nieznanych sprawców”. Bezkompromisowy rzecznik rozliczenia mordów Wołyńskich, ale w naszej sprawie przede wszystkim – sumienie kościoła polskiego co do nierozliczania i prób tuszowania ciemnych stron polskiego hierarchicznego kościoła – współpracy kapłanów z tajnymi służbami oraz ukrywania i wręcz tolerowania aktów homoseksualizmu i pedofilii w polskim kościele.
I teraz takiego kogoś uwala zaraz po wyborach, które podzieliły przecież scenę polityczną na dwie wraże strony, nieformalna koalicja dwóch śmiertelnych wrogów. Jak to się mogło stać? To dość proste, lecz okrutne. Widać po głosowaniu, że była dyscyplina w PiS-ie, nie w Zjednoczonej Prawicy, bo Ziobry i Gowiny zagłosowały za kandydaturą księdza Isakowicza. Czemu to zrobił PiS? Ano temu, bo o to poprosił go prawdopodobnie Episkopat. Po co koledzy-chrześcijanie w tej komisji ktoś taki jak Isakowicz, będzie rył, wyjdą brudy i Kościół (a właściwie kościół hierarchiczny) straci. Zróbmy tak jak w 2006 z komisją do spraw tajnych współpracowników esbecji w polskim kościele. (Powołano komisję, która opublikowała ogólnikowy raport, bez nazwisk, wręcz… naukowo i filozoficznie traktujący zagadnienie. Przewodniczącym komisji był biskup – nomen omen – Szkodoń, obecnie… pod oskarżeniem o molestowanie nastolatki). Tyle PiS. Ale czemu przyłączyli się do niego wrogowie zza barykady, w czym przeszkadzał im Isakowicz, który przecież wręcz nakręciłby pożądaną sprężynę oskarżeń wobec znienawidzonego kościoła, więc lepiej go było do komisji wpuścić?
Ksiądz Isakowicz ma tutaj swoją teorię co do tak egzotycznej koalicji. Uważa, że lewacy i „totalni” nie chcą go w komisji, bo ta – gdyby działała sprawnie – ujawniłaby rozległość pedofilii, w innych niż kościelnych kręgach, a chodzi przecież o to, żeby domeną pedofilii stał się kościół, a nie np. „nasi” celebryci. Ale ja mam na ten temat zdanie odwrotne – do PiS-u dołączyli jego wrogowie właśnie po to, by temat kościelnej pedofilii NIE ZOSTAŁ rozwiązany. Bo tak będzie działała ta komisja bez Isakowicza, jak ta z 2006 roku. Wtedy wrogowie PiS-u i kościoła będą mieli super okazję do… następnych filmów osławionych braci. Pedofilski problem w kościele ma być nierozciętym wrzodem, który dzięki temu, że się go raz a dobrze nie rozetnie może być w dowolnym momencie nakłuwany, by popuścić trochę kompromitującej ropy. Ma pęcznieć, aż pęknie (jak w Irlandii – patrz niżej) i rozleje się w niekontrolowany sposób. I tu zbiegają się interesy wrogich stron. Jedna chce mieć monopol na zamykanie stajni Augiasza z problemami, druga, mając medialny wytrych, ma interes by stajnia się napełniała, aby od czasu do czasu wyciągnąć jakiś kompromitujący właściciela kluczy śmieć. Nikt z sił politycznych i „duchowych” nie pomyślał, żeby tę stajnie otworzyć na oścież i wymieść raz na zawsze cały ten syf.
Pouczający – i to w obie strony – jest przykład Irlandii, kraju kiedyś chyba jeszcze bardziej katolickiego niż Polska. Miał ci on podobną do polskiego kościoła strategię „zamiatania pod dywan” swoich (?) problemów. I kościoła w Irlandii już właściwie… nie ma. W latach 90-tych zaczęły wychodzić medialnie okropne szczegóły, w końcu po opublikowaniu w 2009 roku dwóch prawdziwych raportów na temat molestowania nieletnich w irlandzkim kościele – runął jego autorytet. Też zaczęło się od filmów: „Sex Crimes and the Vatican”, potem już poszło i już zostały międzynarodowe produkcje na wzmocnienie: netflixowy serial „Keepers” (2007), „Mea maxima culpa” (2014), „Spotlight” (2015), „Gniew” (2017), czy „Dzięki Bogu” (2019).
Kościół polski stoi przed dwiema drogami: stanąć w prawdzie i być może zapłacić „irlandzką cenę” albo, obawiając się jej, tuszować sprawę. Ale to drugie wyjście jest sprzeczne z nauką Kościoła Jezusowego, bo ten nie zna pojęcia „mniejszego zła”. Ale czy prawda w ogóle może być „mniejszym złem”? Przecież podobno wyzwala… Tuszując te sprawy kościół hierarchiczny chce ocalić substancję Kościoła, jego prestiż oparty na zaufaniu. Ale zaufaniu do czego? Do bezkarności, która tylko może zachęcać do kontynuacji haniebnego procederu, bo przecież w razie czego to nas przeniosą do klasztoru i sprawa jakoś przycichnie?
Pedofilia i współpraca pasterzy z komunistyczną esbecją to dwie strony tej samej monety. Przecież tajnych współpracowników z kościoła esbecja werbowała głównie po wpadkach obyczajowych księży – około 90% tajnych współpracowników w kościele to pokłosie ekscesów co najmniej obyczajowych, jak nie homoseksualnych czy pedofilskich. I tacy pedo-TW w kościele są obecnie dla tych co mają ich teczki – nieujawnione przecież w lustracji, której nie ma – łatwym łupem. Mogą być dowolnie wykorzystywani do różnych politycznych gier. A patrząc się na wyczyny niektórych hierarchów to chyba nie tylko mogą, ale są wykorzystywani. Cóż lepszego niż zastopować poprzez nich wyjaśnianie wypadków pedofilii by kościół gnił od środka, czy powstrzymać lustrację księży, by zachować swoje zasoby tajniaków w niejawnym, ale za to na wyłączność, posiadaniu?
Stwarza to pole do swobodnego szarpania kościoła za sutannę. Z jednej strony bezpardonowy atak, z drugiej milczenie lub uniki – to super pomysł by nawalać w KK jak w bęben. W skali społecznej przypadki pedofilstwa mają się w kościele jak 1:100 w stosunku do nauczycieli, o czym świadczy znakomity raport Charol Shakeshaft. A nikt nie nawołuje do likwidacji szkół. Bo, pomijając to, że w wypadku takich traum nie ma mowy o prostej statystyce „kto ma więcej”, to najgorsza nie jest skala procederu, ale fakt krycia tych przypadków przez hierarchów. I tu jest pies pogrzebany.
Ja jako katolik mogę powiedzieć hierarchom – macie za mało wiary w Kościół. Ujawnijcie całe zło, my lud chrześcijański pomodlimy się za ofiary, nawet założymy jakąś ekspiacyjną fundację pomocy, państwo niech winnych rozsądzi i ukarze. Kwestia wybaczenia sprawcom to już ich relacje z Panem Bogiem, my – lud – nie jesteśmy od odpuszczania grzechów. Kościół to wytrzyma, więcej wiary. A inaczej będziemy bezradnymi świadkami kolejnych filmów demaskujących kolejne ukrywane afery, które nie tylko uderzają w kościół jako organizację, ale w Kościół jako naszą wspólnotę.
Czasami to owieczki powinny sprowadzać na dobrą drogę pasterzy. Inaczej wszyscy pójdziemy za błądzącymi w przepaść.
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.