18.05. Trujka. A jednak
18 maja, dzień 76.
Wpis nr 65
zakażeń/zgonów/ozdrowień
18.885/936/7.628
Kiedy trwała w najlepsze „afera Rywina” – kolejny polityczny wiraż III RP, tym razem w wydaniu lewicowym – spotkałem kolegę, który opowiedział mi, co tam słychać w służbach w takiej zadymie. Rozbawiła mnie jego relacja z jednej z rozmów. Człowiek służb mówi do niego: „Piotrek, z tą aferą to jak z pożarem składu amunicji. Pali się, nie wiadomo, w którą stronę strzeli i kto dostanie. Trzeba poczekać aż się wypali, a na razie – nie podchodzić”.
Tak sobie też pomyślałem o najgorętszym temacie: „Trójce”. Ale ja jednak podejdę do tematu, bo wiem, że tam więcej ognia niż nabojów. Sprawa jest w sumie dość prosta, choć (na razie?) nie do zweryfikowania. Przypomnijmy, że afera zaczęła się od tego, że piosenka Kazika „Twój ból jest lepszy niż mój”, ewidentnie atakująca Kaczyńskiego za jego wizyty na cmentarzach w trakcie rocznic smoleńskich, w Liście Przebojów Programu III Radia została unieważniona przez kierownictwo stacji a jej notowanie zdjęte z internetu. Szala goryczy się przelała i Trójkę opuścili autor listy Niedźwiecki, Hirek Wrona, Kydryński i wyrzucony redaktor Gil. Ruszyły oskarżenia o cenzurowanie przez PiS już nawet piosenek. Nienajlepszy z utworów Kazika nabrał znaczenia symbolu buntu, który ma nawet pomóc „młodszym nabrać odwagi” (do czego?). Druga strona – kierownictwo – mówi, że na liście dokonano manipulacji wrzucając piosenkę Kazika poza regulaminem (bez poczekania w poczekalni) i „pompując” jego wynik, bo bez tego piosenka i tak nie byłaby pierwsza. W ten sposób oskarżono pośrednio Niedźwieckiego o manipulację, to znaczy wypromowanie przeboju wbrew regulaminowi jego autorstwa, który okazało się nie istniał.
Najgorsze, że nie będziemy wiedzieli, jak było. Obie strony już zdecydowały, a teraz będzie tylko mnożenie szczególarskich argumentów, coraz trudniejszych do zweryfikowania. Świat stanął na głowie – sprawą zajął się nawet Bloomberg. PiS-owi w mediach dopisano piosenkę Kazika do długiej listy rozmontowywania Polski (ze słynną stadniną koni włącznie), zaś „druga strona” zaczęła wyciągać Trójce i Niedźwieckiemu brudy z przeszłości. Pół biedy, że nagle okazało się, że „Pan Marek” był Tajnym Współpracownikiem komunistów, co od razu z wdziękiem wypomniał mu niedawny pracodawca z Zarządu Radia. Odezwali się różni muzycy o rewelacjach w sprawie kryteriów według których popularny DJ promował (lub nie) poszczególne przeboje. Dostało się nie tylko Niedźwieckiemu, również pani Jethon (długoletnia była szefowa Trójki, co to z nie jednego pieca.., protegowana do mediów m.in. przez Samoobronę za „pierwszego” PiS-u) okazała się blokować pojawienie się w 2014 roku na liście piosenki Kukiza, ocenianego przez nią i ówczesne władze bardziej za polityka niż artystę. (Dziś p. Jethon broni się przed tymi zarzutami, że nie mogła/chciała robić piosenkami (zespołu „Piersi”) kampanii Kukizowi, ale to jakiś absurd, jakim byłby zakaz puszczania westernów z Reaganem podczas jego kampanii na pezydenta USA). Wtedy p. Niedźwiecki jak widać posłuchał kierownictwa, dziś odwrotnie. Ale wtedy, za p. Jethon, zadymy nie było. Nikt nie rezygnował z pracy, dzwony nie biły na alarm, że cenzura „u bram”. Ale większość dziś protestującej publiczności powie, że wtedy nic o tym w 2014 roku nie wiedziała. No właśnie, bo skąd miała by wiedzieć? Oczywiście wtedy by ruszyła niechybnie na dzisiejsze barykady obrony wolności. Tiaaa… No ale teraz wie i reaguje, więc o co kaman?
A więc nie dowiemy się jak było i plemiona rozejdą się jeszcze bardziej pogniewane. Ja jednak chciałbym wrócić do TEJ TRÓJKI, którą właśnie „zabija” PiS. Mam do tego prawo, bo jestem od niej starszy o rok, zaś słyszę w obronie „starej, dobrej Trójki” głosy ludzi w wieku radiowo przedpoborowym. Jak to było więc z tą Trójką? Zacznijmy od początku. Otóż komuniści mieli w swej propagandzie elementy „wentylowania”, to znaczy kreowania małych przyczółków na nieprawomyślność, wysepek do mrugnięcia okiem, że wicie-rozumicie, takie popuszczanie wentylem nadmiaru ciśnienia społecznego. Władza chciała stworzyć jakieś bufory, by szczególnie młodzież, pogrążająca się w beznadziei ustroju miała swoje ujście do odreagowania. Lepiej było stowrzyć i kontrolować takie przestrzenie niż oddawać się niepewnej spontaniczności. Tak więc powstała nowa formuła Trójki w apogeume stanu wojennego (autorstwa Turskiego) i np. festiwal w Jarocinie w roku 1980.
Ja, i większość mojego pokolenia, kupiła taki barter. I dziś nie wycofuję się z tej decyzji. Bo lepiej było wtedy mieć niż nie mieć. Posłuchać Pink Floydów z genialnym prowadzeniem Kaczkowskiego (nigdy nie próbujcie spotkać swojego ulubionego lektora w realu, nigdy!), czy poskakać pogo w błocie pod sceną.
Nie obchodziła mnie wtedy sprytna taktyka lewicowych macherów od „urządzania się w du..ie”. Ja z chęcią słuchałem rocka w „Muzycznej Poczcie UKF” wracając umęczony z jakiegoś podziemnego drukowania. Nie przeszkadzało mi to, ale tylko w muzyce. Bo „stara, dobra Trójka” ma też czarne karty historii. Została w stanie wojennym otwarta po najdłuższej przerwie w działaniu anten radiowych, czyli 5 kwietnia 1982 roku. Przez pięć miesięcy nie dało się skompletować redakcji ze zdziesiątkowanej ekipy, która została wyrzucona na bruk w ramach kilku fal weryfikacji stanu wojennego. Ktoś przyszedł na ich miejsca i usiadł przy ich biurkach i mikrofonach. Pamiętajmy, że wtedy wiele dzisiejszych gwiazd (również resortowych) mediów zaczęło tak karierę – od łamistrajków. Jak pisałem – pół biedy z dj-ami, ja tam zahandlowałem dobrą muzykę za ich domniemany „wallenrodyzm”, ale nie zaakceptowałem do dziś tych, którzy wtedy wzięli jeszcze ciepłe mikrofony i poszli w miasto chwalić stan wojenny. Moja ulubiona scena, chyba kronika filmowa leci w stanowojennej telewizji, a dzisiejsza gwiazda wolności mediów i mówienia tego co się uważa, p. Monika Olejnik reporterka Trójki, dociska jakiegoś biedaka w skupie butelek (było coś takiego), że nie przyjmuje pojemności 0,7, tylko same 0,75l. My właśnie przewalamy kolejną ryzę na powielaczu prawdy, a tu oglądamy „prawdziwe problemy”, którymi żyje Polska. I potem człowiek latami ogląda marsz „Pani Moniki” przez wszystkie telewizje i rozgłośnie i słucha tego do znudzenia fałszywego hymnu hipokryzji o demokracji i obronie wolności przed dyktaturą.
I tak Trójka dotrwała do okresu upadku systemu słusznie byłego. Jest to dziś (było?) radio sentymentu dinozaurów tamtych czasów i ich dzisiejszych akolitów. Ale to wspomnienie z rodzaju tych, które każą nasze pierwsze dziewczyny z młodości pamiętać jako najcudowniejsze piękności. „Czas nas uczy pokory”, ale wygładza zmarszczki przeszłości. I teraz takie „sentymentalne” radio zderzyło się z nową rzeczywistością po 1989 roku – polityczną i rynkową.
Zacznijmy od rynkowej – „Trójka” jest zupełnie niesformatowana. Państwo pewnie nie wszyscy wiecie, że rodzajów „radiów” jest parę na krzyż. Nam się wydaje, że co stacja to inna kolacja, a tak nie jest. Nie chcę się teraz zanurzać w szczegóły, ale największa góra, z którą się zderzyła Trójka to właśnie formaty, z CHR (Contemporary Hit Radio) na czele, czyli kombajny nawalające przeboje. Trójka przy tej ofensywie wyglądała jak staruszek na techno w klubie. Poza tym jeszcze jedno – dzisiaj nie można puszczać w radio całych płyt. Dla młodych wyjaśniam, że kiedyś poważni wykonawcy wydawali po kilkanaście albumów, z kilkunastoma utworami na każdym z nich. Dziś mamy wykonawców łątki-jednodniówki, które po jednym-dwóch przebojach znikają. Wtedy były płyty i Trójka je puszczała, był to czyn zabroniony, bo mogłeś nagrać płytę i już jej nie kupić, ale za komuny zachodnie wytwórnie mogły nam nagwizdać – byliśmy za Żelazną Kurtyną. Dziś tego nie ma – lecą, nawet w Trójce, same przeboje jeden za drugim, góra po 4 minuty każdy, i nawet jednego utworu nie nagrasz, bo DJ (wie co robi) wejdzie na piosenkę „na zakładkę” ze swoją gadką lub jinglem. Zresztą kto teraz nagrywa z radia?
Trójka, która była w tamtych czasach przystanią wolności, lub choćby ucieczki od szarości dla wielu, stała się radiem dla koneserów. A więc i robionym przez koneserów. I z natury rzeczy zaczęła tracić rynkowo na słuchalności. Do tego doszły zmiany polityczne – Trójka, jak każde medium z tych publicznych podlegała natychmiastowym fluktuacjom zmian politycznych w każdym kierunku, a to nie przysparza wierności słuchaczom, zwłaszcza, gdy są nimi koneserzy.
I Trójka traciła pokoleniowo na wiarygodności i słuchalności. Jeśli była jakąś oazą, to raczej muzyczną, gdzie można było posłuchać dobrej muzy w towarzystwie inteligentnego i kompetentnego entuzjasty. Ale z nią było tak jak z Teatrem Telewizyjnym – każdy jest za, a nikt nie ogląda. Każdy troszczył się o Trójkę, był to zresztą znak pewnego wyrobienia kulturowego, ale niewielu jej słuchało.
PiS nie bardzo umie w media. Jego konkurenci są tu bardziej subtelni. W końcu mamy do czynienia ze starciem dwóch postaw. Ci bardziej postępowi szybciutko zmieniają pojęcia i znaczenia, są bardziej wyluzowani, bo nie ma się co przejmować „płynną rzeczywistością”, ci drudzy są zbyt pryncypialni, mało giętcy, a tego wymaga dzisiejsza komunikacja. W dodatku są przekonani o swej racji, jakież to inne niż w przypadku tych, którzy mówią odbiorcom to, co odbiorcy chcą usłyszeć. Ortodoksi są przyspawani do swej prawdy, czynią z niej męczącą towarzyszkę życia, taką jak cnota opisywana przez Herberta.
To było powodem ciągłego wycieku ludzi z Trójki, bo ostatni (?) eksodus to tylko któryś z etapów. W Trójce powstało „środowisko”, bo jego osobowe filary pracują tam już od ponad 30 lat. To dobre dla radia koneserskiego, ale rodzi to napięcia, jeśli publiczny zarządca medium nie przyjmie bezwarunkowo reguł „środowiska”, a tak było w przypadku nowej władzy. Z jednej strony małe zrozumienie dla subtelności układu ze strony „pryncypialnych”, z drugiej – dinozaurowe środowisko pewne swojej pozycji z siłą rzeczy układowymi mechanizmami kooptacji. To musiało zaiskrzyć i iskrzyło od początku.
A trzeba było zrobić jak w 2006 roku. Wziąć na szefa jakąś Jethonową, która „by Wam wszystko wyśpiewała”. Zgrane towarzystwo wiecznych redaktorów, na których stoi image stacji by ją klepnęło i byłby spokój. A to, że by sobie redaktorzy od czasu do czasu dla higieny towarzyskiej podworowali z władzy, potraktować jak kiedyś komuniści, gdy Trójkę powoływali do życia po stanie wojennym. Jako mrugnięcie okiem do „innego” towarzystwa, że wicie-rozumicie, nie jesteśmy tacy znowu źli. Te ideologiczne rytuały dla centrali nas samych męczą, więc odbębnimy co się da na innych antenach, a u Was (u nas?) – azyl. I nie musielibyśmy się zastanawiać teraz czy „Niedźwiedź” zrobił aferę z Kazikiem jako fajerwerk na swoje odejście do projektu „Nowy Świat”. Czy czy to zrobili nadgorliwi kierownicy stacji, by chronić przed obrazą Prezesa, który może i tej ochrony nawet i nie chciał, a która dla niego jest teraz tylko politycznym kłopotem. A teraz co mamy? Rokosz osobowych filarów Trójki do nowego projektu, czyli „starej, dobrej Trójki”, który poprowadzi oczywiście niezastąpiona p. Jethon. Teraz przybędzie im nowy znany DJ?
To nie PiS czy PO wykańczają Trójkę. Wykańcza ją wojna polsko-polska. Kultowe radio stało się kolejną już pożywką do wymiany ciosów między zwaśnionymi na śmierć i życie plemionami. Ta wojna wsysa już wszystko. Ostatnio się zastanawiałem: czy w ogóle jest coś, co pozostało poza jej zasięgiem? Długo myślałem i właściwie nie znalazłem już nic. Może jeszcze seks i przyjaźnie, ale co to za czasy, że trzeba być aż najlepszym przyjacielem, aby porozmawiać z kumplem, który ma inne poglądy. Kiedyś to był akt zwykłej ogłady, dziś – heroizmu. (A a propos seksu pomiędzy peowcem a pisówką, to musi być jakieś sado-maso ze zmianą pozycji co kadencję).
Świat zwariował. Kwestia niespecjalnej piosenki stała się kluczowym problemem politycznym, oddziałującym na sondaże poparcia wyborczego. W kalendarzu kampanii wyborczych pojawiła się nowa ważna data – najbliższy piątek godz. 19.10. Wtedy Polska zamrze w oczekiwaniu na emisję Listy Przebojów Trójki. Wiadomo kto jej nie poprowadzi, ale nie wiadomo czy piosenka Kazika pójdzie. Na pewno będzie miała rekordową liczbę głosów. Ale Kazik nie ma co się cieszyć – to taki sukces, jak zebranie pizdyliona tysięcy złotych na Seicento dla gościa co się zderzył z limuzyną Szydło. Tu chodzi tylko o to by było na złość. Świat zwariował powiadam – losy Polski będą zależały od jednego przeboiku. Ludzkość się chwieje w pandemicznych posadach a my się emocjonujemy czymś takim. Obyśmy nie zasłużyli na los, który sobie gotujemy.
A Trójki mi żal, ale jako wspomnienia z młodości. To jest tak jak z pierwszym misiem – lepiej go pamiętać jak go dostaliśmy i nosiliśmy ze sobą przez tyle lat, niż zobaczyć na stryszku potargane przez innych i zapomniane przez współczesnych truchełko.
Idę posłuchać Pink Floydów, całej płyty…
Więcej wpisów na moim blogu „Dziennik zarazy”