20.01. Ci straszni komuniści
20 stycznia, dzień 1054.
Wpis nr 1043
zakażeń/zgonów
331/3
Zapraszam do wsparcia mego bloga
Wersja audio
Wrócił do mnie niedawno temat, który mi się wydawało, że mam załatwiony. Komunizm i komuniści. No, bo rozmawiałem ze znajomym i zeszło na komunizm. On twierdził, że go nie ma, że to resentymenty takich dziadersów jak ja, co to naznaczeni komuną widzą już ją wszędzie, w swoim przewrażliwieniu. Na mój argument, że przecież na świecie i w Europie pełno tego, nawet po parlamentach, czyli, że jednak istnieją, stwierdził, że to tylko zbieżność nazw, bo to co innego, a nazywa się to tak, bo odwołuje się do równie szlachetnych idei, co ten nie tyle właściwy, co początkowy.
Bo ten nowy jest właściwy. To stara piosenka lewicy. Po wprowadzeniu w życie swych ideałów i nieuniknionej katastrofie, bo komunizm się nie spina, następuje okres rozliczeń, zrzuca się z sań jakąś ekipkę i przychodzi nowa, stwierdzając, że idea słuszna, ale jej realizacja uległa wypaczeniom. Zawsze tak jest. Bo takie podejście pozwala uchronić samą ideę, oddalić rozliczenie jej jako całości, skupia się na jakichś obocznościach, które emulują zmiany. Co prawda nikt dziś nie widział komunizmu wdrożonego, no może poza Koreą Północną, ale jak widać nie odstrasza to paputczyków.
Jest pewien niezabawny podział. Komunizm ma się najlepiej w sferze politycznej, jeszcze nie wdrożeniowej, w społeczeństwach zachodnich. Te przeżyły komunizm w kawiarniach, przy dyskusjach brodaczy o dogmatach subtelności komunizmu. Nie widzieli, nie poczuli na swych karkach komunizmu wdrożonego. I dlatego łatwo im było teoretyzować, pocieszając się, że ten komunizm wdrożony, za Żelazną Kurtyną, to jakieś błędy niedorozwiniętych Słowian. Oni zrobiliby to inaczej. Dlaczego społeczeństwa, które komunę przeżyły miały do tego inny stosunek? Taki, że komuniści musieli się tam przebierać w inne szaty, które powoli dziś są przez nich odrzucane. Bo minął okres, w którym niepamięć społeczna pokrywa wszystko już tak, że można do tego wracać. Dlatego piszę, że narody, które to przeszły miały do tego inny stosunek, a nie mają, bo się to zmieniło. I może mój kolega ma rację, mówiąc, że to inny rodzaj komunizmu.
Bo ja pamiętam prymitywnych aparatczyków, u których ostatecznym argumentem była zawsze przemoc, niechby tylko wykazywana na postrach, w celu osiągnięcia dziejowych konieczności. Za plecami mieli Sowietów, a więc mogli robić co chcieli. Nie była to ideologia, tylko konformizm, odwołujący się tylko do pragmatyzmu dziejowej chwili. Widać to było od razu 1989 roku, kiedy komuniści stali się gospodarczymi liderami kapitalizmu (oczywiście w jego postaci kompradorskiej), w dodatku – co ciekawe – dość konserwatywni obyczajowo. Zresztą gwarantował im tę pozycję Okrągły Stół, z czego skorzystali skrzętnie. Teraz to już trzecie pokolenie dziedziczy po nich pozycję społeczną, którą sobie zagwarantowali uwłaszczając się na transformującym się państwie. Tak mniej więcej widzę genezę i dynamikę tego, co się zwie postkomuną. Jej resztki w polityce jeszcze można zobaczyć w małej grupce Millerowych europosłów w Brukseli, którą wskrzesił z dziejowej trumny bezsensowny ruch Schetyny.
Po takich resztówkach można zobaczyć jak oni działają i myślą. Idą łeb w łeb z narracją liberalną, jakoś się nie wychylają za bardzo do ultralewackich postulatów. Widać też pogardę do ludu, którym kiedyś rządzili. Politycznie ta grupka nie ma większego znaczenia, bo śpiewa piosenkę pełowską, a więc może to zrobić każdy. Jednak, przynajmniej dla mnie, przypomina to – gdybym kiedyś zapomniał – jak tak komuna wyglądała, bo to że teraz wygląda trochę inaczej nie zmyli mnie. Ale może – jak mówił znajomy – ja jestem skażony tym ukąszeniem widzenia wszędzie komuny, gdyż mocno mnie doświadczyła. Mnie, i mój naród.
Ta „stara” lewica, resztki jej etosu prawdziwego, ideowi już dawno odeszli. Jak daleko, można zobaczyć po postaci np. Ikonowicza, który jest komunistą żarliwym i kiedy koledzy odcinali koniunkturalistyczne kupony od swego pragmatyzmu on zajmował się bezdomnymi. Jako grupą pokrzywdzoną w dziejowym zwrocie ku wolnorynkowej, w związku z tym niewrażliwej społecznie, gospodarki.
Ale pojawił się nowy nurt w lewicy, który znacznie zdominował odnogę dziaderską. To emanacja – miał rację mój kolega – innego komunizmu. Już tu kiedyś pisałem, że to inny charakter tej idei polegającej na krytyce komunizmu marksistowskiego, jakiej dokonał Antonio Gramsci. Ten uznał, że Marks się myli w przemocowym rozwiązaniu sprzeczności na drodze dochodzenia do realizacji ustroju jakiego świat nie widział. Trzeba gotować żabę, a nie ucinać jej łeb. Bo to krzyku pełno, krew się leje, widać, że coś idzie, ludzie się opierają. I popada się w kryzysy na szczytnej drodze, które trzeba później tłumaczyć jakimiś wygibasami o wypaczeniach i takie Karwelisy się później czepiają. I jest zgorszenie.
Chodzi o to , żeby kwestia się rozwiązała nie gwałtownie, ale powoli i nie na drodze terroru, ale niezauważenie. Nie w obszarze terroru w realu, ale w świadomości. Zaś obszarem ma być nie walka klasowa, ale kwestie kulturowe. Ta droga wydaje się sprawniejsza, i jest stosowana szeroko, stąd można mówić o „nowym” komunizmie, który nie kłuje w oczy przemocą. Obszarem jest jako się rzekło, nie walka klas i stosunki własności (te są oczywiście nie zapomniane, ale odłożone w kolejności). Najważniejsza jest kultura. A właściwie głównie jej obyczajowe objawy. Bo w walce klas mógł być pewien problem. Robotnicy chcieli nie zniszczyć burżujów, ale się nimi stać. A więc awans pomiędzy klasami był możliwy, ba – nawet wymarzony, a więc cały pogrzeb na nic. A z kulturą to inaczej – ileż tam możliwości żerowania w morzu konfliktów! Już nie będzie ruszało się z posad bryły świata za pomocą sprzeczności biedni-bogaci, ale w kulturze – pełen wybór. Homo na hetero (i tu permutacje związków niezliczonych płci), ateiści-wierzący, kobiety na facetów, dzieci na rodziców, amorficzne struktury społeczne przeciw sobie, niekończone warianty konfliktujących układów.
Ale taki układ wymaga przede wszystkim jednego. Jedności przekazu medialnego. I mamy taki. Później napiszę dlaczego. Ale skoro on jest, to podmioty poddane obróbce nie mają wyjścia: albo przyklęknąć przed tą kapliczką, albo wylądować na obrzeżach społeczeństwa, co już coraz szybciej jest eskalowane w czasach dzisiejszych, szczególnie kowidowych. I tak powoli zmienia się w głowach znaczenia, wdrukowywane są pojęcia-cepy, kalki myślowe. Przekaz nie służy wymianie informacji – jest jednostronny. Wydaje się to niemożliwe przy mediach społecznościowych, które zakładają przecież znaczący element treści generowanych przez użytkowników. A od czego są algorytmy, jak nie od tego, by taką „dyskusję” moderować? Widać to po kolejnych wpadkach, szczególnie na Twitterze, gdzie po wejściu Muska-inwestora, zostały pootwieranie szafy z tą całą cenzurą mającą tyle wspólnego ze sztuczną inteligencją, co politycy z prawdomównością.
Po mediach widać jeszcze jeden ważny trend. Bo w płaszczyźnie medialnej najbardziej widać dziejowy deal komuny z wielkimi korporacjami. No bo czemu wielkie korporacje sponsorują lewacki przekaz mediów głównego ścieku? Czemu widzą konsumenta tylko jako zwolennika takich lewackich treści? No bo – na tym etapie, dodajmy – jest im po drodze. Dwa ekstrema się zeszły we wspólnej idei zmiany świata. Jak to się stało? Ano dzisiejszy kapitalizm to już dawno nie kapitalizm. Ten się skorporatyzował. Nie jest już systemem, gdzie wiele rozproszonych działalności gospodarczych wzajemnie się szachując mechanizmami konkurencji dostarczają konsumentom towar po optymalnej cenie i w takiejż jakości. Nad tym – gdy popatrzymy wstecz – czuwały w krajach kapitalistycznych całe systemy polityczne, skupione na tym, by tego mechanizmu nie zakłócały zbędne regulacje i fiskalizm. Wszyscy, który chcieli, mogli zarobić, zaś dystrybucja dochodu narodowego odbywała się przez rynek, nie poprzez państwo.
Teraz mamy odwrotnie. Całe systemy państwowe jeszcze obiecują to i owo, ale praktyka już odeszła w lewo. I po kowidzie, i teraz widać totalny atak na klasę średnią, która była istotą kapitalizmu, jako faza przejściowa od roszczeniowych dołów do dominującej oligarchii. Teraz ma zniknąć: będzie dualizm. Wąskie, coraz więcej kumulujące elity i szeroko rozlane, ubezwłasnowolnione doły. Spełniony sen Gramshi’ego, o tym, że aby zakrólował komunizm wystarczy nie terror ale duraczenie.
I w ten sposób komuniści to dziś nie faceci w mundurkach, z brodami, wykrzykujący jakieś hasła na wiecach. To cisi urzędnicy nawy globalistycznej, wyglądający jakby zdjęli przed chwilą zarękawki. Bez charyzmy i aspiracji do porywania tłumów. Niepozorni, acz wszechwładni, o wiele bardziej wszechmogący od tych, co to z Leninem terrorem zmuszali społeczeństwo do posłuszeństwa lub zagłady. I tak dwie komuny się rozjechały. Wcześniejsza przeszła na pozycje kapitalistyczne, nowsza będzie nawet swych staruchów kiedyś represjonować. A przecież obie formacje mają serca po tej samej lewej stronie.
Ale będzie zabawa. Ja zawsze uważałem, że komuniści się sami wykończą, pod warunkiem, że nie będzie im szło. Będzie się szukało odchyleń i wypaczeń. A że teraz idzie im nieźle, to widzę, że stanowią poważną siłę, sami się coraz mnie kłócą, a lud ogłupiały nie wie, że już dawno amputował sobie wolę, przyzwalając na oddanie jej (nieużywanej) za ułudę egzystencjalnego bezpieczeństwa.
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.
Bedzie im szło do czasu, Panie Redaktorze.
Tylko do czasu aż zabraknie tęczy i świerszczy. Oraz domów i aut do „współdzielenia”, bo jak zawsze wszystko co „wspólne” – popadną w degrengoladę i narastający deficyt.
…A potem zabraknie świerszczy i soi na paszę, prądu z wiatraczków, więc kartki na „ślad węglowy” zaczną być bez pokrycia, bo ludność zamiast ochoczo dać się eksploatować megakorporacjom, będzie już wyłącznie kombinować, jak przeżyć…
Zatem „walka klas” się rzecz jasna , jak w każdym totalu, zaostrzy.
I będzie po balu, bo oczywiscie, też jak zwykle, ten neokomunizm bedzie władać jedynie kawałkiem świata, reszta (wieksza) bedzie w miarę normalnie szła do przodu i tym samym ZNÓW ludność żrąca szarańczę bedzie mieć punkt odniesienia, jak kiedyś prl miał np Stany czy Francję.
Owszem, potrwa to trochę.
Ale z identycznym jak w latach 80 skutkiem.
Natury ludzkiej i praw ekonomii na dłuższą metę nie oszuka się żadnym sra..niem tęczą czy innym klimatyzmem. Bo skoro znów zatriumfuje gospodarka nakazowo- rozdzielcza (bo czymże innym będą paszporty węglowe!? I zakazy posiadania?!), to ponownie społeczeństwa wejdą (oficjalnie) w rujnujący ten neokomuszy system paradygmat „czy się stoi czy się leży, dwa tysiace (jednostek CO2) się należy”, CAŁĄ swą aktywność przeznaczając na zarabianie w drugim (ważniejszym dla ogółu i indywidualnie) obiegu gospodarczym – żeby żyć mimo neokomuny – jako tako .
I system się znowu rypnie. Zdechnie na uwiąd, a koleżków Schwaba wykonczy jak zwykle frakcja tych nababów, co to zauważą, że w tej neokomunie jednak biednieją.
Nie bierze Po an bowiem w swych rozważaniach KLUCZOWEGO elementu tej neokomuszej gospodarki: IDENTYCZNEGO z kluczowym elementem dawnej komuny:
WĄSKIEGO GARDŁA.
Jak w dawnej, tak w nowej komunie okaże się nim INDYWIDUALNA MOTYWACJA, wynikająca z najgłębszej ludzkiej natury
Nie moje? To mam w d…upie, pie.dolę, nie robię!
Robię za to po cichu na swoim, najlepiej w barterze, aby nie w systemie, żeby jakoś ogarnąć potrzeby. A spokój załatwiam sieciowaniem i łapówami za pomocą realnych ni nieewidencjonowanych nosników wartosci.
Też jak w prl. Od góry do dołu.
I co na to neokomuna? Też już to było: sprobuje unieważnić i skonfiskować CAŁE zloto/srebro , zacznie coraz ostrzej karać, potem jakieś obozy i odbieranie punktów, kolejne represje, więc?
Też jak w komunie – neokomuna skonczy się jako paliwo w społecznej świadomosci, zostanie odrzucona jak w prl i innyk krajach obozu.
Ludzie zaczną uciekać do wolnej strefy świata. No to zamknie sie im granice. Zaczną wiac mimo to, i protestować. No to (nieuniknione!) zacznie sie ich po cichu zabijać, aż do masowego ludobojstwa ..
Więc na świecie znów pojawi się szybko idący w nędzę neokomuszy „obóz postępu” i oferujący normalność i jako taki dobrobyt i wolność „wolny świat”.
I bedzie pozamiatane. Też jak kiedyś już było.
Stary komunizm rozgościł się w krajach biednych bo miał tam paliwo w postaci łatwej do podburzenia biedoty. Nowy komunizm buduje swoje imperium w krajach najbogatszych, jednocześnie prowadząc ekspansję na kraje biedniejsze. To zapewne skuteczniejszy sposób na opanowanie całego świata a nie tylko kawałka jak dawniej. Problemem będzie to że jak im w miarę dobrze pójdzie to nie będzie dokąd uciec aby znaleźć się w wolnym świecie. Przykład pandemii pokazał – gdzie można było pojechać na wczasy bez szprycowania lub dużego ryzyka że się będzie kiblowało na kosztownej kwarantannie z powodu braku szprycy?