20.01. Polska na ryjach rozniesiona
20 stycznia, wpis nr 1245
Zapraszam do wsparcia mego bloga
Wersja audio
Rozniosą nam Polskę na ryjach. I to będzie nasza, zbiorowa wina. Nie żadnych „ich”, „tamtych”, plemion czy innych totemiaków. Ja już od początku, od kiedy piszę, biję na alarm, że manichejski spór wojny polsko-polskiej nie tylko nie ogarnia priorytetów naszej rzeczywistości, ale ją fałszuje. A to kosztowna impreza. Jesteśmy jak narkoman, na dwóch rodzajach narkotyków, który jak ledwie się przebudzi z kaca kończącego pierwszą nirwanę, to od razu bierze działkę tego drugiego, w nadziei na ozdrowieńczą (?) odmianę. W istocie jesteśmy zapyziałym ćpunem, w zaplutym kąciku dziejów, półleżącym na starej kanapie, który budzi się tylko po to, by wybrać dealera. Jednego z dwóch, bo ci się tak ułożyli, że złudny wybór ma polegać na duopolu i dbają o niego jak się dba o każdy monopol, którym duopol w rzeczywistości jest.
A obok kanapy szumią dzieje i wojny, podejmowane są decyzje, żeby tylko nas dotyczące. My nie jesteśmy nawet brani pod uwagę, jako element już zdegenerowany i spacyfikowany. Jedyne co nas dotyczy, to konsekwencje tych decyzji, ale jako podmiot bierny nie uczestniczymy w niczym innym, tylko w reperkusjach zewnętrznych postanowień. Bo my ciągle o tym którego dealera wybrać. Ale dość tej analogii.
Myślę, że Tusk gra na całkowitą dezintegrację. Czas na rachunki za malignę wojny polsko-polskiej. Ta była zawsze na kredyt polskiej państwowości, bo kolejne jej nawroty zawsze nas w spirali rozwoju obniżały w kierunku osłabienia instytucji państwa, które były albo zawłaszczane, albo – w przypadku nieudanego skoku nań – kontestowane. I teraz też tak jest. Będzie obchodzony Duda, jak najbardziej niekonstytucyjnie, bo głównie on stoi na przeszkodzie do „ostatniej prostej”, czego luksus komfortu miał PiS i widać jak z tego korzystał. Poobsadzał instytucje swoimi, te trudne do takich ruchów obchodził, a więc Tuski robią to samo. A że nie mają prezydenta, to go obchodzą, stawiając go w sytuacjach śmiesznych, a właściwie ośmieszających. Duda nie może kandydować na kolejną kadencję, ale – jak spojrzeć na grono tuskowych ultrasów – podglebie by i do prezydenta przyszli „silni ludzie” jest już w grze. Tusk może jednak zmitygować swych zagończyków, wyjdzie wtedy na koncyliacyjnego, zagra tylko na oskarżającą narrację pisowskiego pomazańca w Dużym Pałacu, co ma osłabić szanse każdego przyszłego kandydata ze strony dzisiejszej opozycji. Ma to być zawsze posłaniec Kaczora i na to jest ciśnienie, jeśli nie skróci się Dudzie kadencji.
Przypomina to czasy przedrozbiorowe. Ludzie mieli tak dość tej szarpaniny wzmaganej przez jurgieltników trzech przyszłych zaborców, że sięgnięto świętości – zakwestionowano celowość istnienia Rzeczpospolitej. Tak im dopiekła, a właściwe tak im dopiekł sterowany proces dezintegracji państwa. Suweren zgodził się, że nim być przestaje, czyli przechodzi na pozycję biernego biorcy innej państwowości. Po drugiej stronie miała być ułuda szczęśliwości – kończą się te spory, wojny, waśnie. Można będzie wreszcie odłożyć broń i popuścić pasa. A okazało się, że trzeba karmić inne wojska, dawać pobór do obcych armii, nawet po to, by trzymały one mir w okupowanej byłej Polsce. Taka samoobsługa niewolnictwa.
I tak mamy teraz. Projekt pt. III RP pokazuje właśnie swoją niemoc. Konsekwencje tego mogą być zaskakujące i wcale nie chodzi mi tu o to, że Tusk może doprowadzić do przedterminowych wyborów, by je wygrać już bez przystawek. Widzę bowiem inny, równie niebezpieczny proceder. Otóż powoli, osmatycznie obie strony (z tym, że PiS samobójczo, zaś PO z premedytacją) wchodzą w scenariusz, w którym przyznają instytucjom unijnym rolę rozjemcy polskiego sporu. Tylko tego nam brakowało. Te wszystkie raz zachwyty ze strony PiS, że TSUE coś klepnęło z kwestionowaniem legalności sądów, drugi raz, że zdelegalizowano Izbę Kontroli, choć ciałom unijnym nic do tego – i cieszy się PO. Zwieńczeniem tej samobójczej dążności jest rozmowa w Davos prezydenta Dudy z panią komisarz Jurovą. Czyli prezydent Polski skarży się do kryminalnej komisarz z Brukseli na polski rząd, choć odbierająca te skargi z premedytacją używała i używa zaklęcia praworządności do de facto zmiany władzy w Polsce na wygodniejszą dla Unii. Czyli obie strony taktycznie powołują się na rozjemcze funkcje ciał unijnych w kwestiach już pozatraktatowych. I, skoro ten arbitraż jest przywoływany, to przyjdzie brukselski leśniczy i wygoni partyzantów wojny polsko-polskiej z lasu. Pies ich trącał, ale tym lasem jest Polska.
Idziemy na samozatracenie. Furda tam plemiona, jest tego kilkanaście procent psychopatów, ale gdzie ta reszta? Już mówię – poza systemem politycznym. Ten traktowany jest przez nich jako ciało obce i wrogie, do którego tylko dopisują się raz na cztery lata ze swym głosem „mniejszego zła”. Zezwalając tym samym na bezkarne roznoszenie na ryjach naszego kraju. To większościowe plemię nie jest społecznością świadomą swego istnienia, nie ma potwierdzonej medialnie wspólnoty swych interesów, bo nie ma środków komunikacji. Jest więc czernią, niezorganizowana mierzwą historii, po której hulają plemiona i piją kakao z państwowego cyca.
Myślę, że tak samo było w trakcie przedrozbiorowych czasów. Agenci szaleli, opozycyjne partie dawały świadectwo, odbywały się jakieś bardzkie gesty, jednorazowe reakcje, za którymi nie szedł impet na zmianę systemową. I tak dojechaliśmy. Teraz idzie ku temu samemu. Walczące klauny zamieniły się w bulteriery, które rozrabiają tak w karczmie co się Polska nazywa, że wióry lecą i drży powała. A gawiedź patrzy z rozdziawioną gębą, kopiąc symetryzmem każdego, kto powie, że dach się wali. Masz patrzeć jak się okładają, a jak jesteś przeciw, toś pewnie za którymś z nich.
I najgorsze jest to, że nawet ta, niebezpieczna, skala konfliktu jest na rękę obu plemionom. Okazuje się, że gra na podział to narzędzie uniwersale w rękach obu zawodników. Teraz okazuje się znowu, jak za Tuskowej opozycji, jak nie jesteś z nami, to jesteś za Kaczorem. I PiS też tak mówi: tylko my jesteśmy w stanie przeciwstawić się Tuskom, a kto przeciw nam, ten przeciw Polsce. I zgroza bierze jak człek pomyśli, że znowu może być jedynie odgięcie wciąż tej samej wajchy, tyle, że w drugą stronę, za to z większą amplitudą. Jak z tego nie wyjdziemy to skończymy jak ten początkowy narkoman, zagłębiony we własnych fantasmagoriach trupek w ciemnym kącie salonu, odgrywający w swej wyobraźni wielką wojnę o prawdę i Najjaśniejszą. W rzeczywistości pomijalny element wystroju wnętrza urządzanego przez przytomniejszych dealerów. Tak jak już drzewiej bywało.
Napisał Jerzy Karwelis
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.
Trudno się nie zgodzić z tym co powyżej.
Nie bez powodu „Niech jej gwiazdka pomyślności…” pasuje do melodii naszego hymnu.
Gorzkie odkrycie.
Zamiana żytniej wódki na whisky.
Jak widzę, Pan Redaktor w pełni podziela to, co tu w komentarzach głoszę od lat: finis Poloniae!
Szybko poszło. Trzy dekady wystarczyły.
To teraz jeszcze jedno moje ostrzeżenie: będzie jeszcze gorzej, zanim nas rozedrą na części .
Bo co się teraz dzieje w Polsce, byłej?
Ano rządzące bandy , rozwalając podstawowe INSTYTUCJE PAŃSTWA, WYPOWIEDZIAŁY właśnie nam, obywatelom, Polakom, UMOWĘ SPOŁECZNĄ!
A to w praktyce oznacza, że ŻADNE OBWIĄZKI obywateli wobec wiarołomnych rządzących i upadłych instytucji już nas, obywateli, zgodnie z klasyczną teorią państwa jako umowy społecznej – NIE OBOWIĄZUJĄ!
ŻADNE!
I obywatele coraz powszechniej to czują. A co gorsza – zaczynają stosować. Gotów się jestem założyć, że szybko, za sprawą bandytów i zdrajców udających waadzuchnę, w tych warunkach odtworzy się prawdziwy podzial : na NAS i ONYCH (niezależnie od ICH plemienia). Az tym razem szara strefa, równoległe do ONYCH społeczeństwo, osobne systemy moralno-normatywne itd. Jak pod zaborami czy w PRL.
Bo skoro ONI już NIC wobec nas nie muszą, rozwalając NAM Państwo, to i MY też już NIC dla nich nie musimy.
I to dopiero jest prawdziwy krach naszej państwowości.
Czy znów tylko ja to jako pierwszy zauważyłem?
Czytam sobie Chłopów na nowo, bo teraz mało kto tak pięknie pisze. I chyba nic się w naturze ludzkiej nie zmieniło od wieków, natomiast teraz nie ma tego poczucia wspólnoty, nawet w obrębie wsi czy ulicy, gdzie ludzie pomimo sporów mieli poczucie, że zaborca to wróg. Teraz przecież by się ucieszyli, że są w Austrii czy Niemczch.