22.03. Krowa a sprawa polska
22 marca, dzień 1115.
Wpis nr 1104
zakażeń/zgonów
3048/29
Zapraszam do wsparcia mego bloga
Wersja audio
Kiedy sobie tak gadałem na wywiadzie w telewizji Republika tknął mnie jeden wątek, który chciałem pociągnąć, ale nie było mi dane. Chciałbym do tego wrócić, bo wydaje mi się ważny. Twierdziłem tam, i dalej twierdzę, że chłopaki z Wyborczej i TVN przegrzali i możliwe, że pogrzebali szanse partii, którym chcieli w niedźwiedziej swej przysłudze pomóc. Teraz trzeba będzie z tego wychodzić z mozołem, co nie jest łatwe i przyjemne. Łatwe nie jest, bo sfora pożytecznych wzmożonych poczuła krew, siłę i czas i trudno to będzie ogarnąć. Ogary poszły w las i niełatwo to towarzystwo zagonić do nowej zagrody mądrości etapu. Przyjemne to też nie jest, no bo tak teraz niuansować swoje ekstremizmy? To trzeba rozpisać role: inni atakowali, inni będą z tego wychodzić, by widz się nie zorientował, że to to samo towarzystwo.
Ale obserwuję inne wzmożenie. Za sprawę JPII zabrali się pisowscy politycy, czując – z kolei oni -, że to polityczne złoto. I istnieje po tej stronie zagrożenie przegrzania. Ma rację Orzeł z klubu Ronina, że tu trzeba polityce zrobić krok w bok i niech sprawą zajmą się świeccy, a już tym bardziej niepartyjni. To do nich był kierowany atak, który ich wyrwał z letargu i taka reakcja będzie jak najbardziej naturalna. Dlatego np. zrobienie przez TVP serialu codziennych homilii papieża uważam za błąd, choć podobno odnosi akcja sukcesy zasięgowe. To jest już kompletny upadek, żeby to TVN-y prowokowały nas do przypominania słów JPII, skoro do tej pory sami z siebie nie mieliśmy takiej potrzeby.
Dziś opozycja jest jak krowa, którą się chce przewrócić. Są na to dwa sposoby. Mozolnie ją podhaczać, przepychać, ta się będzie opierać i muczeć w niebogłosy. Będzie rwetes, poszukiwanie prawd równouprawnionych, argumentów, że jak to, ja tu sobie demokratycznie stoję a wy tu giewałt! Jest drugi wariant – trzeba krowie zamontować łyżwy i puścić na lodowisko i sama się wy…wróci. I opozycyjna krowa sama sobie założyła takie łyżwy i wyjechała na lód. I ostatnim pomysłem jest teraz podhaczać takową, przecież wiadomo, że się wykopsa, a tak będziemy mieli rączki z tyłu i uciechę gawiedzi. Nawet się nie powinniśmy się nabijać z jej nieporadnych prób utrzymania równowagi, bo się jeszcze zorientuje, że to kiepsko wygląda i zjedzie resztkami sił do boksu.
Tam w tym PiS-ie to siedzą jakieś gamonie, co to nie rozumieją podstawowych kwestii. Cały czas to samo – akcja-reakcja, wy w nas Kaczorem, to my w was Tuskiem-Niemcem. Ale propaganda, zwłaszcza w polityce dwuplemiennej, to domena przekonywania nieprzekonanych. Po co tracić prąd i siły na już przekonanych? Dzisiejsza sytuacja z definicji służy obudzeniu się przysypiających żab. Te do tej pory pływały w gotującej się wodzie bezrefleksyjnie, choć powoli pot zalewał oczy, ale tłumaczono to tym, że to chwilowe i zaraz przejdzie. Poza tym, my nie z takich ukropów wychodzilim. Tylko, że wtedy wiedzieliśmy, że nas gotują. Dziś to przyjemne ciepełko, a gotują to się inni, frajerzy. My damy radę. A tu nagle skoczyła temperatura i się wielu przebudziło. Nie pora teraz pokazywać na termometr i mówić: „a nie mówiliśmy”, „larum, gotują pany, trwoga”. Niech się towarzystwo trochę pomęczy, to będzie dobry kapitał na przyszłość. A oni wciąż te pociągi wysadzają, choć transporty medialnej broni dawno już latają samolotami.
Przypominają się wybory po katastrofie smoleńskiej. Ocalały brat przeciwko mizerii Komorowskiego. Przegrane w realu w cuglach, a było nie do przegrania. Ale tak się znowu ustawili tam w PiS-ie. Wyjechali na takie wybory, k..a, z PROGRAMEM. Ba, z zakazem mówienia o katastrofie przez brata, w której zginął drugi brat – prezydent. I pojechali, do domu. A wystarczyło zagrać po prostu na żywych przecież wtedy emocjach. Po prostu organizować spotkania wyborcze z jedynym punktem w programie – minutą ciszy. Nad trupami, ale i nad Polską, bo to jej konstrukcja była bezpośrednią przyczyną znaku katastrofy. I jeszcze minutą ciszy nad tym, że jako społeczeństwo, ba – naród, na to pozwoliliśmy. Wtedy wszyscy mieli jeszcze kaca, dziś to już wyparte i ukryte w mrokach knajackiej szydery. Tak, dla wyparcia wyrzutów sumienia.
A co zafundowano w kampanii? Argumenty, kłótnie, spory. A więc wdano się w rytualne spory polityczne, które w obliczu sytuacji moralnego resetu nie miały żadnego znaczenia. A zwłaszcza już w wyborach prezydenckich, gdy stanowisko jest bardziej reprezentatywne niż sprawcze politycznie. I wszystko spsiało. Na każdy argument polityczny, linijkę w programie znajdzie się kontrargument, równie dobry co teza. Zaczęła się zwykła pyskówka, która kasowała dziejowe momentum.
I tak jest teraz z JP II. Nie popędzajcie pany tego procesu, niech się wam w pysze nie zdaje, że nim zawiadujecie. Przebudzenie narodu to sprawa poważna, nie przyspieszajcie tego porodu, bo się jeszcze zdarzy poronienie. Niech to się narodzi naturalnie, jeżeli w ogóle ma się narodzić.
Bo – uwaga – może się nie narodzić. Może to przejść bez większego echa, zwłaszcza jak będziecie bić w barabany. Może już jesteśmy gotowi na to, co, jako nieuchronne, przepowiadał Michnik. Na naturalny proces zeświecczenia społeczeństwa, popularny przecież na Zachodzie. I może dowiemy się tu w Polsce starej prawdy Chestertona, że człowiek, który utracił wiarę wcale nie zaczyna nie wierzyć w nic – on zaczyna wierzyć w cokolwiek. Może już dorośliśmy do czasów nie tylko piętnastominutowych miast, ale i chwilowych bogów, których nam będą podstawiać apostołowie zagłady świata jaki znaliśmy.
Napisał Jerzy Karwelis
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.
Obawiam się że PiS oraz Kościół obrzydzi Papieża młodym ludziom do reszty. Przykładzik -sympatyczny proboszcz małej parafii po wieczornej Mszy -no to skoro tam nam najeżdżają na naszego Papieża to zaśpiewajmy Barkę. I organista bach! cztery zwrotki. I jeszcze anegdotyczne związki Papieża z naszą miejscowością, krótki rys historyczny. I ja rozumiem że młodzieży może się od tego ulewać. Trzeba we wszystkim zachować rozsądek. Obrona tak ale z głową.
Myślę, że przysypiającym, obudzonym z powolnego gotowania obrazem topionego w błocie Jana Pawła II trzeba przede wszystkim dać na dzień dobry jasny, czytelny sygnał, kto gdzie stoi. Że my tu naszego Papieża bronimy, zawsze broniliśmy i stać przy Nim zawsze będziemy, to raz.
Dwa – w kwestii homilii w telewizji – to każdy pretekst jest dobry do czynienia czegoś dobrego. Telewizja Prezesa Kwiatkowskiego za rządów postkomuny (i czasów papieskich wizyt w Ojczyźnie) w ramach procesu gotowania żaby usypiała nas puszczaną w kółko „Barką”, paroma innymi mniej lub bardziej tand… pop-kulturowymi, wysłodzonymi przebojami i puszczaną do urzygu (prawdopodobnie celowo właśnie tak) anegdotą o kremówkach, pogłębionej dyskusji o homiliach czy encyklikach Papieża unikając jak ognia. I tak w „uśpionej” (razem z całym, powoli podgotowywanym, społeczeństwem) telewizji publicznej (o „polskojęzycznych” nawet nie wspominając) już zostało. Nieliczne okrzyki prawdziwych elit (nielicznych resztek niewymordowanych po różnych Katyniach i ubeckich katowniach) że „Zabiliśmy Proroka” czy „skremówkowaliśmy Papieża” (proponuję wyszukanie tych fraz w internecie, zwłaszcza pierwszej) zostały głosami wołających na puszczy.
Skoro obudziliśmy się z tej hipnozy, to róbmy (w końcu!) co należy, nie podtrzymujmy jej z kolei hasłem „nie będzie nam TVN mówił, co mamy robić”, bo taka pokręcona logika będzie prawdopodobnie ostatnią próbą zatrzymania tego, co hamowano (u większości skutecznie) tyle lat.
A trzy – ludzie po drugiej katastrofie katyńskiej (błyskawicznie przemianowanej na „smoleńską” od miejsca lądowania, nie od celu podróży – warto prześledzić pierwsze relacje – aby uniknąć oczywistych, symbolicznych skojarzeń – a już zwłaszcza frazy „drugi mord katyński” w ramach „budowania dobrych relacji z Rosjanami” – bo kto definiuję narrację, ten ma władzę nad umysłami, rząd dusz) głosowali na bezbarwnego, safandułowatego Komorowskiego, człowieka o aparycji i horyzontach gajowego, nie pod wpływem jego uroku czy kampanii wyborczej, tylko dlatego, że Polacy ZAWSZE głosowali na spokojniejszą stronę, zapewniającą spokój i „ciepłą wodę w kranie” – w tym wypadku „wojny Ruskim nie wypowiemy”. Do PiSu wrócili, ku zdziwieniu niektórych, właśnie wtedy, kiedy sprawa smoleńsko-katyńska „przyschła” (a PiS się przestał z nią afiszować). Wbrew niektórym narracjom dzisiejszej opozycji. To nie żaden PROGRAM spowodował porażkę PiSu w 2010 roku. Niektórzy do dzisiaj nie rozumieją dlaczego PiS w TAKIM momencie przegrał (a potem wygrał – to był właśnie powrót do normalności w ramach procesu otrząsania się z postkomunistycznej III Rp/PRL-u bis – tego zresztą też niektóre „dinozaury”, pragnące powrotu do pookrągłostołowej „normalności”, „żeby znowu było jak było”, nie rozumieją).
Zresztą to ciekawa sprawa – od wyjścia ze stalinowskiej nocy w 1956 roku do dzisiaj, w cyklu mniej więcej 10-12 letnim, mamy kolejne wyjścia z koszmaru z nadzieją u nieodmiennie optymistycznych Polaków (inaczej ten koszmar dawno by nas zabił), że „teraz to już będzie normalnie”, a za każdym razem przechodzimy z koszmaru w… trochę mniejszy koszmar. Tylko Stan Wojenny był wyjątkiem od reguły, próbą zahamowania tego procesu (bardzo powolnego) oczyszczania naszej krwi z trucizny Czerwonego Smoka. Który trwa zresztą do dzisiaj, a atak na JP2 to kolejny paroksyzm, próba odwołania się do tej części narodu, którą udało się kompletnie wynarodowić.
Errata – koszmar zaczął się w 1939r., a pierwsze „wyjście z koszmaru” nastąpiło w 1945r. I trwa do dzisiaj, z kolejnymi złudzeniami (a przynajmniej etapami) „budzenia się ze złego snu” mniej więcej co dekadę…
Przypadek Karola Wojtyły, to nie jest li tylko kwestia tego co robił zanim został papieżem. To jest kwestia dużo poważniejsza, a on jako papież miał swoich ludzi w episkopatach Polski(słynny Paetz), miał też w USA gdzie właśnie jego ludzie robili wszystko by sprawa nie wyszła na jaw i nie rozlała się. Polecam wszystkim film „Spotlight”. Tak pokazano czarne macki Watykanu, które(tak, tak: za czasów JPII) robiły wszystko by afera pedofilska nie wydostała się. Więc JPII jest odpowiedzialny za ten stan, nawet bardziej niż same episkopaty w Polsce czy USA, bo on rządził katolickim światem, wydawał dyspozycje i musiał o tym wiedzieć. Ale rozumiem, że obrona „świętości JPII” musi trwać za wszelką cenę, nawet za cenę faktów które mówią jasno. Teraz już też wiem skąd był u wielu katotalibów taki pośpiech w „Santo subito”. Bo kiedy wyjdą wszystkie śmieci spod dywanu, jemu jako świętemu trudno będzie coś zarzucić ,a wszelkie fakty będą traktowane jako kłamstwa, manipulacje, działania SB(ciekawe jak wytłumaczycie się aferę pedofilską w USA. Tam też działało SB?). Został w końcu świętym i dziś jak o zmarłym: albo dobrze, albo wcale. W Polsce wściekłość zwolenników JPII będzie ogromna(tak jak wściekłość jest na to, że Smoleńsku był wypadek lotniczy a nie zamach). Jego świętość dziś została przykryta prochem, moim zdaniem, przez pedofilskie wybryki jego ludzi i wiedzę o tym jaką miał. Próba zakrzyczenia tego jest li tylko zakłamaniem rzeczywistości. Kto krzyczy najgłośniej: łapać złodzieja? Sam złodziej.
O tym co się naprawdę wydarzyło w Smoleńsku dowiemy się dopiero wtedy, kiedy otworzymy moskiewskie archiwa, podobnie zresztą było z „pierwszym Katyniem”. Względnie kiedy Amerykanie zechcą zdjęciami satelitarnymi odpalić „polską petardę” pod tyłkiem Rosjan. Obecnie nie mają takiej potrzeby, Ruskim i tak się dostatecznie pali, lepiej zachować takie zapasy na lepsze okazje, na inne czasy. Przypomnę tylko, że Tusk jako „strona polska” nie występował o upublicznienie takich dokumentów, nie życzył sobie tego, a Amerykanie nie chcieli (wtedy) zaogniać sytuacji z Rosjanami (potencjalnym jeszcze sojusznikiem na wojnie z Chinami) wbrew woli najbardziej zainteresowanego sojusznika.
Możliwa jest każda opcja – od rozległej ruskiej agentury (a istnieje takowa, nie tylko w Polsce zresztą), układającej nam listy pasażerów, dbającej o wieczny polski bałagan, „kartonowość” państwa (to na pewno), przez „miękki” zamach (granie rachunkiem prawdopodobieństwa, pchanie Polaków do katastrofy – istnieją wojskowe generatory mgły chociażby, ale wówczas z satelity można stwierdzić, że pojawiła się nagle „znikąd” – bez stuprocentowo przewidywalnego wyniku). Radzę wyguglanie sobie po wikipediach „katastrofa tupolewa w Afryce”, jak można nakierować samolot na fałszywy kurs z ziemi, zmieniając sygnały naziemnej nawigacji (w Afryce akurat wbito w górę ruskich pupili, ale oni szybko się uczą) i porównanie z wyraźnie skręcającym z „kursu i ścieżki”, wbrew jawnie dziś fałszywym zapewnieniom z lotniska, kursem „naszego” tupolewa. „Polski bałagan” jest tylko jedną z możliwości, nie pewnikiem. Wszystkie opcje są w grze, a kto twierdzi że „sprawa jest ostatecznie wyjaśniona” (w dowolną stronę) – wciska ludziom ciemnotę. Zostaje stara rzymska zasada że winnym jest odnoszący największą korzyść (i obserwacja gry rozmaitych agentów wpływu, usiłujących zbagatelizować sprawę – „kontraktu stulecia” z Gazpromem chociażby, który Prezydent Kaczyński, jako ostatnia deska ratunku polskiej racji stanu obiecywał solennie zawetować zaraz po powrocie, wszelkimi dostępnymi prawnie metodami).
Co do narracji „Jan Paweł II wiedział”, to wkleję tu tekst, jaki „popełniłem” jeszcze przed wybuchem tej pseudoafery (dotyczący USA) – bo pasuje tu bardzo dobrze:
Prawdziwe problemy Kościoła w kwestii zarzucanej mu pedofilii są dwa: Jan Paweł II był Prorokiem nie administratorem, kwestie bieżące zostawiał urzędnikom, którym ufał, niestety (zresztą każdy zarządzający musi ufać podwładnym, nie zdoła kontrolować wszystkiego, im większa zarządzana „firma”, tym bardziej). McCarrick był zboczeńcem i genialnym manipulatorem, który zdołał wspiąć się na wyżyny kariery w strukturach Kościoła i uczynić się ważnym, mocno zasłużonym, wręcz niezbędnym pod wieloma względami elementem tej struktury, powiązanym dodatkowo siatką kontaktów personalnych (znajomości, wpływów i zależności – każdy kto go krytykował, marnie kończył, a co najmniej był marginalizowany i lekceważony). Geniusz zbrodni po prostu. Z kolei „Don Stanislao” Dziwisz zwyczajnie nie dorósł do funkcji na jaką go wyniósł awans jego Zwierzchnika. Sprawdzał się być może jako sekretarz i zaufany asystent lokalnego krakowskiego biskupa, ale pełniąc tę samą funkcję przy głowie Kościoła Katolickiego swoją misję pojmował nadal „prowincjonalnie” – nie dopuszczać do Szefa złych wiadomości, zwłaszcza skandalicznie złych, burzących obraz, czy przeszkadzających Mu w Jego świętej, prorockiej Misji. Przykładowo – o sytuacji w kościele poznańskim musiała poinformować Papieża jego przyjaciółka Wanda Półtawska (lekarka, działaczka antyaborcyjna, naukowiec, więźniarka Ravensbrück), jedna z nielicznych osób, które mogły dostać się do Jana Pawła II z „ominięciem” kardynała Dziwisza (tu link do hasła poświęconego Jej, a także tej sprawie, w Wikipedii). Reakcja Papieża była ostra i zdecydowana (jak zawsze w podobnych przypadkach). A Dziwisz (który kardynałem został bardzo późno, kiedy nie dało się już inaczej, bo jako asystent Papieża często wydawał dyspozycje ważniejszym od siebie – ten opóźniony i wymuszony sytuacją awans sam w sobie świadczy o jego kompetencjach) uwierzył że jest dyplomatą i Mężem Stanu, decydował o sprawach do których nie dorósł (np. chronił – prawdopodobnie w dobrej wierze – naprawdę zasłużonego pod wieloma innymi względami i potrafiącego uczynić się niezbędnym McCarricka przed „pomówieniami”). Po śmierci Papieża odesłany do Krakowa, nauczył się zachowywać dyplomatycznie (np. jako „strażnik pamięci” Jana Pawła II nie mieszać się już, po jednej czy dwu próbach „przeciągnięcia” Go na swoją stronę, w wojnę polsko-polską, tak polityczną jak i światopoglądową wewnątrz Kościoła – spór „modernistów” z „konserwatystami”), niestety o wiele za późno…
Drugim, jeszcze większym, realnym problemem Kościoła jest lawendowa mafia (opisana w książce pod tym właśnie tytułem przez znienawidzonego przez wielu, między innymi właśnie za to, księdza profesora Dariusza Oko), czyli lobby homoseksualne. Podkreślam – homoseksualne, nie pedofilskie (znakomita większość ofiar to chłopcy – często niemal dorośli lub na progu dojrzewania). Dlaczego robi się ludziom wodę z mózgu i zmienia medialnie aferę homoseksualną w pedofilską? Powody są dwa – po pierwsze atakujący Kościół są na ogół jak najdalsi od potępiania homoseksualizmu, po drugie taka manipulacja czyni atak skuteczniejszym. Lobby homoseksualne oplotło wiele środowisk i stało się wpływowe w wielu kręgach – artystycznych (filmowych, literackich), politycznych i innych. Zdołało np. zmienić definicję homoseksualizmu w kręgach medycznych, to nie jest już schorzenie czy dewiacja, jego terapia zaczyna być już wręcz zakazana, często prawnie, a sama sugestia stanowi obrazę tych środowisk. Aktorka i felietonistka Justyna Szczepkowska została ogłoszona „wyklętą” za samo stwierdzenie „przecież wszyscy zainteresowani wiedzą, że takie lobby istnieje” (i osoby stające mu na drodze są szykanowane).
Lawendowa mafia istnieje wszędzie, sięga często szczytów władzy (zawsze tak było w momentach kryzysów czy wręcz upadków rozmaitych cywilizacji) ale w Kościele (gdzie szczególnie łatwo ukryć swe odmienne preferencje pod maską celibatu) jest wyjątkowo niebezpieczna. Sięgnęła Kurii Rzymskiej, ma silne wpływy na „pobłażliwość” Kościoła wobec problemów rozwodów, małżeństw kapłanów, homoseksualizmu i – odpryskowo – na wiele innych kwestii moralnych, tworząc klimat przyzwalania na zło czy ogólnie coraz mniejszego panowania człowieka nad jego instynktami. Mówi się, że Benedykt XVI abdykował, bo „poległ” w walce z Kurią Rzymską i postanowił przekazać problem komuś silniejszemu od wybitnego teologa i teoretyka.
TO jest prawdziwy problem Kościoła i źródło jego kłopotów (na wielu, zdawałoby się nawet odległych płaszczyznach). A robienie z afery homoseksualnej afery pedofilskiej to zasłona dymna i mydlenie opinii publicznej oczu, zmiana wyjątkowo ideologicznie „niewygodnego” problemu dla postkomunistycznych rewolucjonistów (po całkowitej kompromitacji komunizmu i „obrony spraw robotniczych”, te same środowiska po przefarbowaniu wzięły się za „obronę kobiet i mniejszości seksualnych” z równie opłakanym i katastrofalnym dla całej cywilizacji, a szczególnie bronionych środowisk, skutkiem; z Kościołem, jako szczególnie niebezpiecznym dla realizacji planów tej demolki zagrożeniem walczą po staremu, z całą nienawiścią na jakie je stać) na szczególnie wygodny.
A próby niszczenia Jana Pawła II (bezsensowne i toporne dla tych, który Go pamiętają, ale takich coraz mniej) to próby destrukcji tego, co najcenniejsze (dla wszystkich Polaków, nie tylko wierzących), bo pamięć tego, co głosił stoi wyjątkowo silnie na przeszkodzie do niszczących cywilizację tęczowych rewolucji (które – sądząc po dotychczasowych, nieudanych próbach – „rewolucję pedofilską” postanowiły odłożyć na koniec przemian obyczajowych, na razie walczą wrabiając w nią swych wrogów).
Zwalczając Jana Pawła II (i nauczanie Kościoła, to zakorzenione w Tradycji) przyspieszacie następną rewolucję obyczajową – tęczową tolerancję dla pedofilii, wspomnicie moje słowa.
Bzdury wypisujesz. Według Ciebie Jan Paweł II jest odpowiedzialny za każdy akt pedofilii w organizacji posiadającej ok.3000 jednostek organizacyjnych (parafii, diecezji, administratur, wikariatów, prefektur apostolskich) i zrzeszającej ok. 400 tys. pracowników (księży). Znasz drugą tak rozbudowaną korporację? Nie wiem jakie są Twoje doświadczenia zawodowe ale w mojej firmie zatrudniającej ok.2 tys. pracowników, prezes nie ma zielonego pojęcia o przypadkach różnego rodzaju nadużyć.
To trochę naginane, jakby w korpo CEO wiedział, że magazynier gdzieś tam oszukał klientów.
Dncx, pomyliłeś bańki.
Zmiataj do swej totalnej targowicy. I JPII gęby sobie wśród Polaków nie wycieraj , bo jak normalni ludzie byli na Placu i słuchali homilii o TEJ ziemi, zapewne w d… byłeś i g… widziałeś. Czyli tyle co ci oficer prowadzący powiedział.