23.02. Rolnik sam w dolinie
24 lutego, wpis nr 1251
Zapraszam do wsparcia mego bloga
Wersja audio
Na razie nie mam nagrania podcastu, bo mi się telefon popsuł, a w nim miałem całe studio. Zobaczymy co z nim w poniedziałek i wtedy spróbujemy. Ale jest do poczytania.
Złapałem media na podprogowym sianiu animozji pomiędzy rolnikami a miastowymi. Ostatnio widziałem to za komuny, chociaż były to działania mające łagodzić ideologicznie sztuczne sprzeczności. Jak (było wtedy) wiadomo rolnik z robotnikiem mieli mieć na pieńku z powodu innych zależności od własności środków produkcji. Rolnik był właścicielem swojej ziemi, robotnik – wiadomo – najemny był, robił na kapitalistę na jego tokarce, przez co właściciel pozbawiał go słynnej „wartości dodanej” (nie mylić z dzisiejszym VAT-em), którą z kolei u siebie kumulował rolnik, inwestując w swą obszarniczą przyszłość lub konsumując. Przewagą rolnika było to, że „sam się wyżywi”, a więc mógł, ale nie musiał sprzedawać swoje płody miastu. Potem komunizm wszedł w ten moment kwestionując wolność decyzji gospodarczych rolnika – ten był zmuszany do obowiązkowych dostaw w reżymie okupacyjnym, nawet bez wojny.
Sojusz
O tej sprzeczności, przynajmniej ja, dowiedziałem się za komuny niespodzianie na lekcjach o gospodarce socjalistycznej. Dopiero wtedy zrozumiałem wszechobecne słowa o „sojuszu robotniczo-chłopskim”, czyli jednak jakichś sprzecznościach dogadanych pomiędzy tymi grupami dzięki pośrednictwu socjalizmu. Ustój ten znany przecież z uporczywej walki z problemami, które nie występowały w innym ustroju tu też postępował podobnie. Wywołał walkę klas, którą później łagodził we wmuszonym sojuszu. Oczywiście i animozje problemy istniały i przed komuną. Najtrafniej istotę tej zależności określił Tuwim pisząc, że do miasta ze wsi jadą wozy aprowizacyjne, zaś z miasta na wieś – asenizacyjne.
III RP to przyspieszone przechodzenie z wiosek do miast. Struktura społeczna zmieniła się „na korzyść” mieszczuchów. Zniknął fenomen chłopo-robotnika, który miał pod bokiem własną zagrodę bezpieniężnie żywiącą jego i jego rodzinę, zaś zarobki pobierał z miasta. Dzieci rolników migrowały do miast w drodze swoistego awansu społecznego, w czym pomagał system edukacji masowo produkujący bezużytecznych adeptów wyższych szkół zarządzania i marketingu. Z drugiej strony topniejące rolnictwo w ramach rozwoju było w stanie poprzez zintegrowanie większych areałów i rozwój techniki zapewnić dostawy do miast, w stopniu wręcz nadwyżkowym.
Wchodzi Unia
Wszystko szło dobrze, aż przyszła Unia i się porobiło. Teraz widać, że system dopłat do rolnictwa nie tylko preferował bardziej zadziorne kraje, ale uzależnił generalnie rolnictwo od Unii. I to nie tylko dlatego, że się rolnik przyzwyczaił, że Unia mu płaci za nieobsiewanie. Głównie dlatego, że dopłaty służyły do rekompensowania rosnących kosztów wynikających z regulacji unijnych. Te zaś tak wygalopowały, że dopłatami tego się nie dogoni. Narkoman dostawał rekompensatę za pierwsze działki, a teraz dealer przyszedł po swoje – skończyły się promocje, jednak uzależnienie pozostało. Jak do tego dodać jeszcze ukraińską żywność, która walczy z Putinem wykaszając przyciśniętych brukselskimi kosztami rolników Unii (szczególnie Polaków), to mamy przepis na katastrofę. Stąd się biorą te obecne, międzynarodowe protesty ratajów.
Jest to chyba ostatni bastion obrony rozsądku przed tym podwójnym unijnym szaleństwem. Rolnicy to ostatnia jeszcze grupa społeczna, świadoma nie tylko własnych interesów, ale i wspólnoty wartości. A tak w socjalistycznej Unii ma nie być. Dumni jej członkowie mają siedzieć po biurach w korporacjach, zaś chlebek będzie dostarczał monopol wielkich farm rolniczych. Rolnictwo ma się stać wielkoskalowym przemysłem, ze wszelkimi konsekwencjami monopolu – cenowymi i jakościowymi. Sojusz robotniczo-chłopski został odwołany. Odkąd robotnik został zniesiony, to rolnik został się na środku pola jak Himilsbach z angielskim i coś trzeba z nim zrobić. Jego los ma być przesądzony, ma podążyć za robotnikiem, który wrócił do dziejowego „niebytu fal” o czym tak ładnie śpiewała kiedyś Rodowicz, tyle, że był to wtedy ruch odwrotny – to chłoporobotnik się wynurzył z niebytu, teraz tam wraca.
Na granicy na ostro
Rolnicy w Polsce idą na ostro, protest się zaostrza, ba nawet jest zaostrzany przez władze, odkąd Tusk mianował wszystkie miejsca protestu infrastrukturą krytyczną. Rozumiem, że nielegalne stacje przeładunkowe w lasach, gdzie zamienia się z wagonów ukraińską żywność na polskie opakowania też. Wystarczył tylko traktor z prowokacyjnym napisem
Rząd, że tak powiem, jakby na to czekał…
Na granicy eskaluje i robią to oba rządy, z tym, że tylko jeden – ukraiński – w swoim interesie. Z tym, że w przypadku Ukrainy nie jest to interes wojenny, ale tych, którzy na tej chucpie zarabiają – ukraińskich oligarchów i wielkich międzynarodowych korporacji, które w trakcie wojny i jeszcze przed nią wykupiły większość ukraińskich czarnoziemów. Mamy na granicy do czynienia z eskalacją działń. Polscy rolnicy rozpoczęli już blokadę granicy z… Litwą, bo tamtędy przejeżdżało do Polski ukraińskie zboże, omijając blokady na granicy polsko-ukraińskiej, zmieniając czarodziejsko swe pochodzenie z ukraińskiego na litewskie.
Ukraińcy zagrali na granicy na sentymentalną nutę, zwożąc na przejścia swój sprzęt rolniczy, zniszczony w czasie wojny. Tak, żeby Polacy zobaczyli o co chodzi w tę grę:
Na co Polacy zaczęli publikować zdjęcia rolniczego sprzętu ewidentnie zniszczonego w ramach działań wojennych i pokazali rozbity traktor z Przewozowa, gdzie rakieta niewiadomego pochodzenia zabiła dwóch polskich rolników. Rakieta była niewiadomego pochodzenia, gdyż śledztwo w tej sprawie polska polica zawiesiła z powodu braku współpracy ze strony ukraińskiej.
Napuszczanie – warianty
Popatrzmy na zorkiestrowanie różnych instrumentów, czyli kanałów i wątków nadgryzania medialnego postawy i image rolników. Kilka przykładów:
Chłopi nie płacą podatków, zaś miastowi – straszne:
Miastowych chłopy opuściły, jak ci szumieli (kiedy?!) to niech teraz się sami bujają. A tak w ogóle to dialog ma być.
Lenie. Nie wiedzą co to ciężka praca miastowych. I znowu, że tymi traktorami się rozbijają. Wiemy, że Unia kupiła je niewdzięcznikom, ale to jest jakiś kompleks tych miastowych. Wiem, rowerowi miastowi mogą zazdraszczać, ale żeby tak otwarcie…
Przez rolników też giną ludzie. W internecie karierę robi filmik, jak karetka na sygnale nie może przejechać przez blokadę. Rolnicy tłumaczyli, że są podane drogi objazdu, ale śmiertelny filmik poszedł w świat. Rolnicy też głodzą tych, co przeżyli:
Sami zaś zapychają się frykasami
Na końcu zaś na mównicę sejmową wyszła posłanka Jachira i dała taki popis debilizmu w swoim „rozumieniu” reperkusji zielonych ładów, że człowiek zaczął się zastanawiać nie jak niewielką mądrością rządzony jest świat, ale jak wielką głupotą. Daję tu link, ale uprzedzam, że tego się nie da odzobaczyć.
Całe szczęście, że rolnicy protestują w całej Europie. Gdyby tylko dymili Polacy, to byśmy sami sobie wymyślali, że zaścianek, że nie rozumiemy europejskich procesów, że znowu jesteśmy królami obciachu. A tak, to troche trudniej wszystko zwalić na polskiego chłopa.
Huzia na Józia
Zagłada rolnictwa dziejowy proces jest, nie w sensie swej nieuchronności, ale w sensie tych inżynierów społecznych, którzy uzurpują sobie prawo do kierowania i przyspieszania obrotu dziejów. Ale ciekawi mnie bardzo interesujący proceder obecny – napuszczania miastowych na rolników, w którym ewidentnie przodują media, głównie te społecznościowe. To ciekawa cecha – o tym tak wprost nie usłyszysz w jednorodnej telewizji, prędzej jakiś influencer coś bąknie w poście o milionowych zasięgach. Co my tu mam? Ano różności.
Po pierwsze, co dowodzi już kolejnych szczytów aberracji zwolenników Tuska – to wszystko zrobił… PiS.
Ja wiem, że w tej grupie wszystko się z jednym kojarzy i że będziemy do końca tuskokadencji przy wszystkich wpadkach słyszeć, że to przez nieujawnione jeszcze skryte złogi pisowszczyzny. Protesty rolników mają zdestabilizować w interesie PiS-u wybory samorządowe, po to, by na gniewie podpuszczonych rolników PiS dostał dodatnie plusy przy urnach. Boże, żeby to chociaż była prawda! Żeby PiS był tak zręczny i dalekowzroczny, by wywołać zamieszania na drogach w celu poprawey własnej pozycji. A przecież nie jest. Obecnie jest pogrążony we własnych szarpaninach, co dowodzi, że jest to formacja, która może istnieć tylko w sytuacji własnego monopolu na władzę, co w ustroju demokratycznym jest fenomenem rzadkim. PiS zaś myślał, że jak mu ten numer dwa razy uszedł na sucho, to jest to recepta na nieskończenie powielalny sukces.
Niestety w obu przypadkach mamy do czynienia z coraz częstszym „zbiegiem okoliczności”, gdzie w sprawach dla Polski kluczowych oba plemiona są winne. To, że Tuski klepną Unii wszystko to było i jest jasne. Ale to, że mamy do czynienia z odłożonym efektem decyzji PiS-u, dotyczącymi rolnictwa i jego ulokowaniu w polityce unijnej, to było dla wielu zaskoczenie. W PiS-ie zasiedli jacyś samobójcy. No, bo popatrzmy: wszyscy Polacy dostali bęcki za kowida, ale Kaczyńskie miały też dedykowane działania sektorowe. Wszystkie wymierzone w swoje strategiczne grupy wyborców. Władzę dostali dzięki małym przedsiębiorcom i rolnikom, którym odpłacili się: jednym Polskim Ładem likwidującym ponad milionom podatników liniowym sens ich działalności, drugim – zgodą na zielony bezład unijny, w którym mordercza „piątka dla zwierząt” była jedynie naszym innowacyjnym polskim wkładem w to szaleństwo. Tak czy siak – Kaczor wini Tuska, Tuska Kaczora, a na wszystkim – jedna zmora.
Miastowy patrzy na rataja
Więc mamy podejrzenia mieszczuchów, że za tym wszystkim stoi Kaczor. Ale są też inne kwiatki: tym tam hreczkosiejom, to się w głowach poprzewracało. Symbolem tego „myślenia” są memy, gdzie obok wypasionego Ferrari stoi traktor, co jest podpisane, że jedno i drugie kosztuje dużą bańkę.
Mieszczuchy podają to sobie, by pokazać, jakimi to kułakami są chłopi, mają w opór kasy i jeszcze buczą, blokując drogi i nie można takim bentleyem dojechać do korpo. „Leppery”, to najlżejsza obelga. Ale to dowód świadomości mieszczuchów, którzy są przekonani, że jedzenie bierze się z „Biedronki”, zaś (zielony oczywiście) prąd ze ściany. Taki w korpo stuka w excelku, dokłada się do dętego PKB, jest w końcu po uczelni „wyższej szkoły gotowania na gazie”. I nie rozumie, że do takiej chłopskiej roboty to trzeba mieć technikę za parę baniek, mieć wiarygodność by zapożyczyć się, aby obrobić coraz większe gospodarstwo. Po to by taki lemingowy bęcwał dostał tam do swego miasta coś z wozu aprowizacyjnego. I wysłał na wieś asenizacyjny.
No oczywiście mamy też urojenia wyższościowe. Chłopy się buntują. A my przecież szlachta miastowa, wykształcona, światowa, obyta. A więc huzia na Józia – ma paść ostatni bastion pisowskiego zacofania. Nie rozumieją, że kto jak kto, ale rolnik musi kalkulować i kombinować jak nikt inny. Oni tam po miastach dostaną targety i o nic się nie martwią. Trzeba tylko wykonać plan, by mieć na spłatę swego przeskalowanego mieszkania. Rolnik zaś bierze kredyt nie po to by walnąć się na tarasie, tylko by móc produkować. Chłopu nikt nie pożyczy na nic innego niż na produkcję. Musi zaplanować charakter swej działalności na co najmniej rok naprzód. Jest to perspektywa nieosiągalna dla mieszczucha, który jest biorcą cudzych planów i nawet nie wie dlaczego w biurowcu jest ciepło zimą, a klima działa latem.
Prowokatorzy – którzy to?
Moim zdaniem protest będzie rozmontowywany nie tylko napuszczaniem miastowych na rolników. Mamy w zestawie jeszcze kilka warstw działań – te nigdy nie są jednostronne, bo polityka rządu dotyczy, że tak powiem, różnych interesariuszy. Tym zakochanym bezkrytycznie w ukraińskiej pomocy da się na pożarcie wersję onucową, że to rolnicy są za Putinem, czego dowodem był traktor z wiadomym napisem. Rzuci się też wątek międzynarodowy, chociażby taki, żeby Niemcy buczały, bo rolnicy już zaczynają blokować granicę z Niemcami. Niemcom to i tak nie obrzydzi rolników, bo oni tam nie takie zadymy sobie robią, ale światła część Polaków, co to się wstydzi, że będzie za małorolnych obciach na całą światłą Europę, to się może zniesmaczyć.
Tuski będą dążyć do tego, by rolnicy obrali formy protestu jak najbardziej dotkliwe dla mieszczuchów. Zablokowanie portu lotniczego w Pyrzowicach ma właśnie taki wydźwięk. Władzy to nie boli, normalnych obywateli – a jakże, a więc ci przerzucają swą niechęć na chłopów, nie na władzę. W końcu to przez małorolnych nie mogą wylecieć na wakacje. Ostatnim niebezpieczeństwem dla spontaniczności protestów będą próby przejęcia całego biznesu przez związki zawodowe. Co prawda Solidarność się zarzeka, że stanie za rolnikami, ale już i w innych krajach związki, chcąc ratować się przed tym, że to nieorganizowane doły zastępują ich w postulatach do rządu, boją się, że będą niepotrzebne i wciskają się między wódkę a zakąskę. Może być, że będzie tak jak w takiej Francji, że związki, przejąwszy protesty, „w imieniu” rządzonych przerobią ich systemowe postulaty na kasę i zgodzą się na koncesje, które protestującym nawet nie przyszłyby do głowy.
W końcu spór wybrzmi na ulicach Warszawy – we wtorek 27 lutego ma się odbyć marsz gwiaździsty wszystkich protestów z całej Polski. Wtedy będzie możliwość zaprotestowania w bramach władzy, może z pewną uciążliwością dla mieszkańców. Wtedy zobaczymy czy jest jeszcze sojusz robotniczo-chłopski, choć – jak się rzekło – robotników już nie ma, acz chłopi jeszcze są.
Nowa klasa – napuszczeni
Doczekaliśmy więc cudu, dowodzącego, że czasy się zmieniły – zawróciły z powrotem i szczerzą się do nas jako farsa. Dziś ustój postkapitalistyczny walczy z kułakiem. Tak jak ten komunistyczny, z powodów ideologicznych. Wzbudza się sztuczną walkę klas, napuszcza grupy społeczne na siebie. Wiadomo – dziel i rządź. Odchodzi właśnie w niebyt ostatni bastion indywidualnej wolności, bronionej grupowo. Przy oklaskach pozostałej po zdezintegrowanych grupach masy upadłościowej społeczeństwa. Zostanie tylko zglajszachtowana publika, pusta scena społeczna, oświetlona reflektorami globalistycznych elit.
Napisał Jerzy Karwelis
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.
Najpierw bandyci z Mumii wykończą miliony rolników i zjadaczy mięsa i nabiału oraz zdrowej żywności, potem wytną ets-ami i zakazami miliony właścicieli samochodów, następnie pozbawią miliony posiadaczy domów i mieszkań ich nieruchomości…
Zabranie po tym osobistej wolności w drodze zakazu materialnego pieniądza, penalizowanego przymusu nowomowy i zakazu niepoprawnej politycznie mowy a zatem i myślenia będzie już dziecinnie łatwe. Na koniec się tych co to przeżyją zaczipuje i tyle…
I tak właśnie nastaną rządy Bestii.
Śmiejecie się?
A czy ktokolwiek z was jeszcze 10 lat temu uwierzyłby w bezprawną segregację kowidową oraz zakaz samochodów spalinowych, w drastyczne opodatkowanie, więc docelowo wywłaszczenie właścicieli nieruchomości, w nastanie ideoloreligii klimatyczny w Europie, w postępacką dyktaturę???
Toż to były wtedy czyste „teorie spiskowe”.
Może nie?
to jeszcze nic! Zachód przymierza się do zakazu upraw owoców i warzyw w przydomowych ogródkach, jako niezwykle szkodliwych dla Matki Ziemi. Biorąc pod uwagę plany „zaciemniania słońca” w celu …”ochłody klimatu” WSZYSCY ROLNICY i ci wiejscy i ci miejscy nie będą się mieli o co bić. Następne pokolenie będzie kupować jedzenie już tylko od Billa G. via Amazon.
Po tzw wolnych wyborach ludzie wierzyli, że świat idzie tylko ku lepszemu i ewolucja zawsze ciągnie do ideału. A trzeba było czytać HG Wellsa. Rozmawiałam ostatnio z ludźmi ze wsi, oni naprawdę wierzą, że te strajki zatrzymają zielone szaleństwo. A tymczasem UE to nie są tacy idioci, jakbyśmy mogli mniemać wg tego co mówią. Może część z nich rzeczywiście wierzy w te klimatyczne bzdury, że zamiast ziemniaków na polach trzeba składować węgiel, ale jednak gdzies tam na górze siedzą inteligentni i wyrachowani gracze i tego co planują, nie zatrzyma protestu stu, tysiąca czy nawet miliona rolników. Jak pisze Politico o 2040r : „Dotarcie do tego miejsca nie było łatwe: rządzące koalicje się rozpadły, wiele firm zostało zamkniętych, a rolnicy niejednokrotnie oblegali Brukselę.”
https://wiadomosci.onet.pl/swiat/na-wsi-nie-ma-krow-w-lodowce-tylko-roslinne-kielbaski-oto-ue-za-16-lat/14dl9bg