23.11. Owieczki, pasterze i wilki

0

23 listopada, dzień 266.

Wpis nr 255

zakażeń/zgonów/ozdrowień

876.333/13.774/438.868

No dzieje się. Z Kościołem. Już nad tym zastanawiałem, żee traci od dawna i że w pandemii to przyspiesza. Zabrałem się nawet za próbę analizy przyczyn tego zjawiska, ale w wymiarze błędów własnych. Bo wrogami Kościoła się nie zajmowałem. Wrogów to zbójeckie prawo by Kościołowi szkodzić, a nas wiernych – opierać się temu, ale zacząć należy od czystości w swoich szeregach.

Dziś widzę kolejny etap ataku na Kościół. Wysypały się nagle dwie sprawy na raz. Kardynałów Gulbinowicza i Dziwisza. Ten pierwszy to mój (okazało się, że następny były) lokalny bohater, bo jestem z Wrocławia. Ja go uważałem za sporego „kozaka” – numer z przechowywaniem 80 milionów Solidarności schowanych u niego przez podziemie przed komunistami był niezły. W ogóle Wrocław ma inklinację do swoich lokalnych bohaterów. Wrocławianie to nowa społeczność, kiedyś hołubiła swoją odmienność mając swoich bohaterów, innych niż ogólnopolskich. We Wrocławiu swojej próby dowodziło się nie pokoleniami przodków, ale dorobkiem jednego życia w społeczności, która w 1945 zaczynała od zera. I mieliśmy tam ciąg swoich „bezpartyjnych” prezydentów i Kardynała, w dodatku z Kresów.

Tych pierwszych w końcu łyknęła wszędobylska wojna polsko-polska. Dziś kardynała Gulbinowicza, już po „tamtej stronie”, dotknęła kolejna faza wymuszonego comming out’u. Ja już pisałem, że niezałatwione kwestie chronienia pedofilii w Kościele, czy wciąż otwarta rana lustracji księży zemszczą się nie tylko na hierarchach, ale i na pogubionych wiernych. Teraz się dowiaduję, że o kardynale przecież „wszyscy wiedzieli”. Ja nie wiedziałem i dla mnie oba odkrycia są wstrząsające. Pierwsze, że „nasz” kardynał robił obie rzeczy: miał „skłonności” i „grał” z bezpieką. Następny „gracz”. W co on mógł grać z bezpieką, skoro on wiedział, że oni wiedzą? No bo skoro wiedział lud… I drugie – to, że część ludu wiedziała i nic nie robiła. Przecież kardynał był zapraszany na wszelkie ważniejsze uroczystości Dolnego Śląska, miał niedawno swoje urodziny w Hali Stulecia na kilka tysięcy gości.

I co? Jak „wszyscy wiedzieli”, to co robili ze swą wiedzą na takich rautach, ba – na mszach? Czy szli drogą hierarchów przymykając oko „dla dobra Kościoła”? Kurcze, a wystarczyło tylko by się np.  w trakcie mszy celebrowanej przez kardynała wziąć zmówić i wstać, i wyjść. Chociaż to. Dziś kardynał zdaje swoje sprawy przed Kimś innym. W Polsce jest tradycja, że o zmarłych to albo dobrze, albo w ogóle. Tak, to eleganckie, ale my tu mówimy o pasterzach, pasterzach, którzy mają chronić owieczki przed wilkami. A sami czasem tak bratali się z wilkami albo pogrążyli we własnych słabościach, że zaczęły im wyrastać ogony i kły. I tylko owieczki stoją coraz bardziej zmieszane, bo już same nie wiedzą któremu pasterzowi wierzyć. Ba – utraciły zdolność odróżniania pasterzy od wilków.

Ostatnio w internecie natknąłem się na dyskusję, żeby tak na kardynała nie skakać, bo przecież jest już nad grobem (wtedy jeszcze żył), a tak w ogóle to teraz wszyscy o jego słabościach a nikt o wielkościach. I zaczęła się wyliczanka, w dodatku piętnująca tych, co teraz krytykują w popędliwości do bezwzględnej oceny, nie widzą dorobku i subtelności. A tak w ogóle to odważni krytykanci to kiedyś sami pod miotłą siedzieli i nie wiedzą jak to na świecie jest ciężko i jakiej odwagi wymaga budowanie Dzieła Bożego w okrutnym świecie. Tak, kardynał miał zacny dorobek, ale składa teraz rachunek z tego balansu zła i dobra nie przed wiernymi. I to nie wierni będą osądzać jego życie. W ogóle to jest tak z tym dorobkiem autorytetów, że to właśnie on zaciemnia ocenę człowieka. Oczywiście w duszach i postępkach miesza się dobro ze złem u każdego, ale od rozgrzeszania to nie my jesteśmy. My mamy się trzymać rzeczy prostych, acz najtrudniejszych: tak-tak, nie-nie.

A co do kardynała Dziwisza, to już druga strona tej samej monety. Nigdy mi się nie podobał z tym obnoszeniem odbitego światła jakie niby otrzymał poprzez przebywanie u boku św. Jana Pawła II. Teraz jego grzeszki są dla mnie drogą do bezpośredniego uderzenia w postać świętego Polaka. Widzę zbyt dobrze zorkiestrowaną nagonkę, rozpisaną na narracje i kanały medialne. I bezradność Kościoła w tym względzie.

Związek Radziecki w swej ekspansywnej polityce militarnej wobec Zachodu miał między innymi wyrafinowaną taktykę sprawdzania możliwości obronnych przeciwnika. Tak by wiedzieć, jak reaguje i uwzględnić to w następnych krokach. Wypuszczało się na przykład ze dwa myśliwce w pobliże granic lub nawet w przestrzeń powietrzną danego wrażego kraju. I obserwowało. Skąd i jakie siły wystartują, by przechwycić naszego prowokatora, ile to czasu zajmie i kto do kogo będzie dzwonił w tej sprawie. I się już wiedziało więcej i do następnego razu można się było lepiej przygotować. Dziś testujemy temat Polaka-papieża. To znaczy dajemy już bezpośrednie komunikaty, że papież krył pedofilów w Kościele Światowym Podpieramy się argumentami nie do zweryfikowania. I patrzymy, kto się „poderwał”. I wygląda to słabo.

Po drugie Jan Paweł II był (jest?) dla Polaków niekwestionowanym autorytetem, nawet dla niewierzących. Był poza wszelką krytyką jako wielki zasób wiary i polskości, słynny na cały świat. W końcu to jego triumwirat z Reaganem i Thatcher obalił komunizm i zmienił świat. Dziś już można wziąć go na taśmociąg mediów, które, choć robiły co chciały, do wczoraj nie śmiały podważać jego pozycji w umysłach i duszach Polaków. Dziś już to uchodzi. To znaczy, że już można, że osiągnęliśmy ten poziom, bo bez jego świadomości nikt by nie podniósł ręki na ostatnią już chyba świętość Polaków. Już Gazeta Wyborcza przestała się obcyndalać, o TVN-nie nie wspomnę. Wszędzie pełno diabłów zatroskanych o dobro Kościoła. Na końcu dogania ten tabor „Tygodnik Powszechny”, nazywany „kiedyś tygodnikiem katolickim”.

I mamy bezradny, milczący Kościół. Nikt nie „wystartował” w obronie JPII, nikt oprócz kilku pisemek i katolików świeckich. Kościół hierarchiczny zaplątany we własne słabości nie jest w stanie nawet zareagować w życiu doczesnym. Może dlatego, że tak na nie stawiał, kosztem transcendencji. Wznosił instytucje i budynki, a zapomniał o Duchu Świętym. A przecież było powiedziane, że jesteście sługami Pana „nie z tego świata”.

Teraz zaczną się niekończące się dywagacje o czym tam Ojciec Święty wiedział czy nie wiedział. Co przed nim ukrywał albo i nie ukrywał jego wierny sekretarz. Jesteśmy po pierwszej, epokowej i udanej, próbie grillowania papieża. Będą to spory nierozwiązywalne, bo nie weryfikowalne. Dla wilków fakty są bez znaczenia. Rozgrzesza je cel, czyli osłabienie i wyeliminowanie z życia publicznego chrześcijaństwa, a zwłaszcza katolicyzmu. I będziemy świadkami, jak z grona owieczek odchodzą kolejne stadka, które nie wytrzymały zwątpienia wzmaganego przez pomieszanie pasterzy. Ale co wybiorą w triadzie podziału owieczki-pasterze-wilki? Zdaje się, że ułudę, że jest inny wybór. Ale widział ktoś bezpieczne stadko, tym bardziej pojedynczą owieczkę, swobodnie hulające po polu i pijące kako? Zazwyczaj staje się ona ofiarą okrutnego świata. Od czasu do czasu wilki dają takim ofiarom propozycję przyłączenia się. I wiele owieczek z takiej propozycji korzysta jako bezalternatywnej, nie pamiętając, że same postawiły się w takiej sytuacji poprzez ułudę wyjścia poza ten trójpodział, która kończy się albo pożarciem, albo przyłączeniem się do wilków.

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.  

About Author

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *