30.12. A może by tak poleczyć tę koronę?
30 grudnia, dzień 303.
Wpis nr 292
zakażeń/zgonów/ozdrowień
1.281.879/28.019/1.025.889
Obrazek ilustrujący dzięki uprzejmości autora Tadeusza Kurandy.
Coraz częściej czytam w internetach o profesorze Bodnarze z Przemyśla, który uważa, że istnieje znany od dawna specyfik, którym on w swojej przychodni leczy koronawirusa. To amantadyna. Dzięki panu doktorowi wracamy do zapomnianych źródeł, czyli do refleksji czy i czym można leczyć koronawirusa. Bo do tej pory mamy taki ciąg – wirusa nie można leczyć, a więc jedynym sposobem walki jest izolacja i kwarantanna, jak już kogoś złapie wirus to trzeba się modlić by się nie pogorszyło, a jak się pogorszy to lądujemy w szpitalu a tam to już zjazd, bo na koronę nie ma sposobu. Doktor Bodnar przerywa ten złowróżbny kołowrót i pokazuje, że najlepsze szanse na skończenie z pandemią daje nie tyle szczepionka, ale leczenie koronawirusa.
Doktor Bodnar sprawdził równolegle w praktyce tezy profesorów Rejdaka i Gieba, którzy zaobserwowali, że u chorych na Parkinsona, poddanych kuracji za pomocą amantadyny zchorowanie na koronawirusa przebiegało bardzo lekko. Zgłosili to do Agencji Badań Medycznych, ale od kwietnia nie uzyskali granu na badania kliniczne. Ruszą one dopiero teraz, choć trzeba było na nie, bagatela… 5 milinow złotych, czyli tyle ile w ciągu tygodnia kosztuje utrzymanie pustwego szpitala na Narodowym.
Sprawę nagłośnili politycy. Wiceminister Warchoł stwierdził, że wyszedł z kowida dzięki amantadynie, zaś poseł Winnicki, stwierdził, że jako zakażony na koronawirusa będzie się leczył środkiem doktora Bodnara. I na razie rozwój choroby posła się zatrzymał.
To zaintrygowało mnie by sprawdzić co takiego właściwie robi się z chorymi na koronawirusa w szpitalach. Antybiotykami ani antygrypowymi środkami tego nie wyleczysz. No raczej walczy się z objawami. Jako że podczas sekcji zmarłych na koronawirsua wyszło, że przyczyną śmierci są wielokrotnie zakrzepy w płucach podaje się chorym heparynę, która rozrzedza krew i zapobiega skrzepom. Jest też lekarstwo antywirusowe Remdesivir, opracowane na ebolę i MERS, które ma podobno skuteczne działanie przeciw namnażaniu się korony. Następne lekarstwo – Tocilizumab – używane jest do pohamowania tzw. burzy cytokinowej, gdy organizm zaczyna już atakować przeciwciałami samego siebie.
Kolejne fazy, gdy już powyższe nie zadziałają to ECMO, czyli sztuczne pozaustrojowe natlenianie krwi, czyli tak naprawdę ratunek przed uduszeniem się. Następnie mamy Deksametazon, silny lek antyzapalny używany do leczenia reumatologicznego, ale to już jedna z „ostatnich szans”, bo lek jest niebezpieczny dla pacjenta w fazie aktywnej namnażania się wirusa. W końcu pozostaje leczenie osoczem, co do którego skuteczności wciąż mamy naukowe kontrowersje.
Jak widać z powyższego, może oprócz Remdesiviru, leczenie szpitalne polega raczej na zmniejszaniu uciążliwości objawów wywołanych przez koronawirusa, niż na ograniczaniu jego aktywności. Zwłaszcza w zaawansowanych stadiach choroby.
Pan doktor Bodnar już w lutym zauważył, że amantadyna (lek do tej pory używany głównie w leczeniu Parkinsona) przy zwiększeniu dawek może działać zapobiegawczo na koronawirusa już we wczesnej fazie jego ataku. Tak samo może przynieść wyeliminowanie wirusa lub jego osłabienie w późniejszych stadiach zachorowań, kiedy doszło do infekcji i objawów wywołanych koronawirusem. Bodnar napisał o tym do Ministerstwa Zdrowia w dniu 19 marca, ale nic nie wskórał. Chodzi o to, że amantadyna jest ogólnie dostępnym i stosowanym środkiem w medycynie, ale można go stosować wyłącznie w przypadku zaaprobowanych wskazań, gdzie działanie antykowidowe nie jest uwzględnione. Ministerstwo nie chciało tego zmieniać, więc lekarze obawiali się jej stosowania i to nie ze względu na jego działanie, ale przepisy.
W tym czasie doktor Bodnar w Przemyślu w swojej przychodni wyleczył już setki ludzi na kowid. Odwiedzają go ludzie z całego kraju, nawet z zagranicy, bo dowiedzieli się o wynikach doktora. Przemyskie dane na temat zachorowań i ozdrowień, mimo starszej statystycznie populacji, są lepsze niż średnia krajowa. Doktor opublikował na swojej stronie schematy leczenia amantadyną, które może zastosować każdy lekarz. Oczywiście jeśli pozwoli na to prawo.
A prawo już zezwala. Po pozytywnych wynikach badań w Cambridge co do zastosowania amantadyny w leczeniu koronawirusa Ministerstwo Zdrowia zezwoliło na używanie leku poza wskazaniami, czyli lekarze mogą przejść na terapię doktora Bodnara. Mają się też rozpocząć badania kliniczne.
To naprowadza nas na inny trop. Potencjalne lekarstwa na koronawirusa pojawiły się już na świecie w marcu-kwietniu, ale sprawa przycichła zaduszona walką o szczepionkę i miejsca kowidowe w szpitalach. Kwestia amantadyny, tak jak hydroksychlorochininy czy chlorochiny otwiera trochę spiskową wersję leczenia koronawirusa w ogóle. Brakiem skutecznego lekarstwa na koronawirusa mają być bowiem zainteresowane największe firmy farmaceutyczne, które chcą sprzedać ludzkości szczepionkę, a jej konieczność globalnego zastosowania będzie stała pod znakiem zapytania, skoro istnieje skuteczne lekarstwo na kowida. Spekulacje na ten temat wzmocnił ostatnio wypadek, kiedy to na Tajwanie wybuchła a potem się spaliła jedna z dwóch największych fabryk produkujących hydroksychlorochininę.
Zwłaszcza dla szczepionkowych firm ma być niekorzystne, że kowida można leczyć już istniejącymi i tanimi środkami, bo w ten sposób nie będzie można zmonetyzować kowida jako nowości. Widać już takie działania – HCQ (hydroksychlorochinina) została wycofana ze stosowania medycznego przez WHO na podstawie artykułu w prestiżowym magazynie Lancet. Później okazało się, że artykuł był nierzetelny pod względem naukowym i został wycofany. Ale jak widać próba była, zaś negatywna rekomendacja WHO – pozostała. Wielu lekarzy, szczególnie oficjalnych ekspertów rządowo-telewizyjnych, atakuje zarówno amantadynę jak i HCQ, ale nie przedstawia żadnych argumentów naukowych za swoim stanowiskiem, co jeszcze bardziej napędza podejrzenia, że chodzi tu o uzasadnienie wyjścia szczepionkowego jako jedynego.
No bo jeśli byłoby lekarstwo na kowida, to jakie mielibyśmy efekty? No nie byłoby tak straszno, zarówno dla społeczeństwa, jak i medyków. W przychodni doktora Bodnara wiele osób z personelu przechorowało kowida, ale leczeni amantadyną wyszli z tego po góra 6 dniach. I teraz nie boją się przyjmować pacjentów (ponad 400 dziennie), przychodnia działa normalnie, żadnych teleporad i testów przed wejściem.
Podnisołaby się fatalna jakość niekowidowej służby zdrowia. Nie byłoby „łagodnego przymusu szczepionkowego”, bo mielibyśmy do czynienia z sytuacją podobną do szczepień na grypę. Skoro można się wyleczyć to po co się obowiązkowo szczepić? Do tego niepotrzebne byłyby te generalne lockdowny i kwarantanny. Każdy wyleczony, z objawami pomniejszonymi przez lekarstwa, nabrałby naturalnej odporności na koronawirusa i nie musiałby się dodatkowo zaszczepiać. W ten sposób wytworzyłaby się populacyjna tarcza antykowidowa i wyszlibyśmy na świat.
Bodnar mówi, że gdyby się go posłuchano, to kwestia pandemii byłaby rozwiązana w miesiąc. Może warto go posłuchać, bo ta terapia nie zaszkodzi – jest stosowana przecież przez ponad 50 tysięcy chorych na Parkinsona. I skoro stosowane w szpitalach leki do tej pory używane przez reumatologów mają przynosić również dobre wyniki wobec chorych na kowida, to czemu nie miałoby się to powtórzyć w przypadku leku do tej pory używanego do leczenia systemu nerwowego, a którego szersze antykowidowe oddziaływanie jest już dowodzone codziennie praktyką w Przemyślu?
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.
Małe sprostowanie: lekarz Włodzimierz Bodnar z Przemyśla jest doktorem, a nie profesorem. Co do skutecznego leczenia, to niestety nie taki jest plan architektów „pandemii”. Ale z tego zdaje sobie sprawę jeden, najwyżej kilka procent ludzi.
Muszę sprawdzić z tym profesorem, bo ja wiem, że doktor Bodnar nim nie jest. Jakoś się przemyciło…