31.01. Longtermizm, czyli dla ciebie, ludzkości
31 stycznia, dzień 1065.
Wpis nr 1054
zakażeń/zgonów
989/12
Zapraszam do wsparcia mego bloga
Wersja audio
Dziecięciem będąc miałem takie coś, że byłem ciekaw wszelkich informacji. To musiał być koszmar, bo cały czas zmuszałem rodziców, by mi przeczytali co jest napisane. Na murze, na dachu na neonie, w gazecie. Może dlatego, że im się to znudziło, to szybko wdrożyli mnie w samodzielne czytanie. Ale to spowodowało kolejną przypadłość, zacząłem się uczyć nowych słów. I jak tylko pojawiało się jakieś nowe, to je sobie wyjaśniałem o co chodzi. I wtedy stawał się cud – to nieznane i niesłyszane dotąd słowo zaczynało wyskakiwać odtąd zza każdego rogu, pełno tego było, jakbym je odkrył nie dla siebie, ale dla świata.
Tak samo i z tym nowym. Longtermizm. Kojarzyło mi się najpierw z long-covidem, bo mi się już za dużo z pandemią kojarzy. Ale potem zerknąłem i znowu – odkryła mi się cała przestrzeń pewnej prawidłowości, którą wcześniej przeczuwałem, a która stała się ciałem, gdy otrzymała nazwę. I tak jak za dziecięcych czasów – od tej pory zaczęła mi coraz to zewsząd wyskakiwać. Longtermizm to znak czasu, ostatni hit, choć ma ten termin z lat pięć. Oznacza on zachowanie, ale i planowanie działań, obliczone na dobro przyszłych pokoleń. Liczone to jest dziwnie, bo właściwie jak to rozdzielić? Czy wyprodukowanie samochodu, posadzenie drzewa, kupienie mieszkania to dla siebie, czy dla wnuków, ba – anonimowych generacji? Jakoś to jednak liczą i wedle nich wychodzi skromnie, bo podobno ludzkość ku dobru przyszłych pokoleń wydaje nie więcej niż Amerykanie na lody.
Tak w ogóle to wyszło z tej nauki, że ludzkość krótkowzroczna jest i nie myśli na przód. No, ja nie wiem, może to ostatnia moda, bo właściwie wcześniej, ale chyba i dzisiaj, wiele rzeczy robi się z widokami na dobro przyszłych pokoleń, nie zaś w egoistycznym pędzie, z postawą, że po nas choćby potop. Wiele celów można pod to podłożyć, ale ta właściwie już wiara ma ostatnio kierunek dominująco klimatyczny. Znaczy się ratujemy Ziemię dla przyszłych pokoleń, my to jeszcze mamy jako-tako, ale nasi następcy to dopiero będą mieli przechlapane, chyba, że się ogarniemy.
Cały klimatyzm jest o tym. Ale jest jedna cecha longtermizmu, która wiele tu wyjaśnia. Im dalszą w czasie przyjmiemy perspektywę realizacji dobra, tym mniej pewne są środki ku niemu wiodące. A perspektywa klimatyczna nieskończona jest, skoro za swój raj obrała bezemisyjność. Jest to nierealizowalne marzenie ekologów zawziętych, co wie każdy, kto skończył fizykę, choćby na szkole średniej. I mamy – daleki nieosiągalny już nie cel, ale horyzont i taktyczne ruchy, które MUSIMY wykonać natychmiast, choć wcale nie wiadomo, a raczej niestety wiadomo, że nie zaprowadzą nas do ambitnego celu.
Wiadomo – będzie bolało. A więc musimy wejść w longtemizm stosowany. Czyli my mamy przewalone, ale by nasze wnuki nie miały, to trzeba będzie pocierpieć. I słusznie – sami naważyliśmy, to wypijmy. Otóż niemoralnym jest przerzucanie swoich grzechów na przyszłe pokolenia. I będziemy mieli jedność winy i kary. Pokoleniową.
Ja pamiętam ten longtermizm, zanim go nazwali chłopaki z Oxfordu. Za komuny też tak nam mówiono. Trzeba przez to przejść dla przyszłych pokoleń. Z tym, że zorietowałem się, że jestem kolejnym pokoleniem, któremu obiecuje się taktyczną drogę przez mękę w imię przyszłych sukcesów. W tej wierze – bo to już wiara jest – zawiera się pociągający wątek szlachetnego altruizmu – proszę, wychodzę poza swój egoizm, mogę nawet nie doczekać efektów swego poświęcenia, ale to dla ciebie – przyszła ludzkości. To takie uczucie jakie miałem, gdy sadziłem drzewo, wiedząc, że mnie przeżyje. To miało być taka butelka rzucona w świat z ginącej wyspy życia – sygnał, że byłem, i że może ktoś z niej jeszcze skorzysta.
Ale tu tak jak w komunie się skończy. Popoświęcają się kolejne pokolenia, ale wcale to nie przybliży nas do efektów tego porywu. Wprost przeciwnie. Sztuczny układ poświęcenia nie jest tu inwestycją na przyszłość. To nie plan Marschala, w ramach którego Niemcy przeszli przez piekło poświęceń powojennych, by na tym zbudować swoją dzisiejszą potęgę. Bilans tej współczesnej, klimatycznej potęgi jest ujemny. To znaczy co? Pomarzniemy, zlikwidujemy resztki naszego przemysłu, powtryniamy robale i spieszymy swoją mobilność? I to zaprocentuje czym? Klimat się poprawi i znowu zaczniemy dymić? Przecież to jest droga w jedną klimatyczną stronę, a nie jakiś efekt jo-jo. No i kto to zrobi? Gasnąca Europa się poświęci, zaś Chińczyk będzie dymił produkując to, co my będziemy kupować? Jaki tu sens klimatyczny?
Idzie na to, że z braku argumentów racjonalnych trzeba się odwołać do emocji, budowanej na sztucznej wierze, a właściwie już parareligii. Nie bez kozery popierają to główni globaliści. Tego im było trzeba – odwołania się do przetrenowanego mechanizmu szczepiennego. Wtedy też przecież szczepiliśmy się dla innych, szlachetnie znaczy się. I tak będzie teraz – pocierpmy, a już nasi następcy znajdą się w raju. Droga przed nami trudna, a każdy kto jej zaprzecza, to egoista, morderca staruszek-nieszczep-ruskaonuca, a teraz niepoświęcacz, karboniczny zabójca przyszłych pokoleń.
Było wiadomo, że będą cisnąć z tym klimatem. Było wiadomo, że się szykują na pokaz osmatycznej przemocy. A teraz dodają do tego argument moralny, osadzony na pedagogice klimatycznego wstydu. Grzechu pierworodnym nowej religii, w której każdy jest winny, zaś przewiny odpuszczą ci globaliści, i nie będą musieli nakazywać ci pokuty. Sami ją odbiorą w systemie ciągłej kontroli i karania. I będą to zwalać na nowego bożka nowych czasów. Sztuczną inteligencję.
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.
Musimy ocalić planetę dla przyszłych pokoleń i jednym ze sposobów na to jest nie rodzenie przyszłych pokoleń 🙂 czyli my mamy nie rodzić dzieci żeby ocalić planetę dla obcych pewnie dal tych którzy się nie opierniczają tylko mają po ośmioro dzieci – sami rodowici Francuzi, Belgowie i Szwedzi, specjaliści od pirotechniki i imprez masowych.
Przy okazji, ludzie kiedyś dużo bardziej przejmowali się planowaniem długofalowym. Gdy budowali dom to planowali go tak żeby dzieci z rodzinami też się pomieściły. I teraz stoją te domy po 300m2 słabo ocieplone w ogłoszeniach i nikt się nie kwapi kupować bo już obecnie posiadacze dużych domów są srogo karani wysokimi kosztami a co dopiero za kilka lat? Najbardziej ekologiczny byłby właśnie taki model gdzie 2-3 pokolenia mieszkają razem w jednym dużym domu zbudowanym raz i służącym 60-80 lat. Gdyby chodziło o dobro ludzi to właśnie taki model byłby promowany a nie elgiebety, CO2 i apartamenty po 25m kw.