7.06. Tabula rasa wybrana

7 czerwca, wpis nr 1360
Zapraszam do wsparcia mego bloga

Wersja audio

Promocja mojej książki. Zapraszam do lektury!
kod promocyjny: elity10

Dlaczego jeden przegrał – dlaczego drugi wygrał? Pełno takich analiz. Trochę mnie to mierzi, bo z jednej strony te analizy nacechowane są wzdychaniami jak może wygrać takie stanowisko jakiś menel, jak i z drugiej strony, że zwycięzca jest utkany z samych zalet. A to przecież nie o to chodzi. Chodzi o to – co dalej? Szermierka się odbyła, głównie za pomocą cepa i to z jednej strony. Teraz zaczynają się permutacje możliwych wariantów co do upadku rządu, ewentualnie – jakiegoś przyspieszenia. A tu – jeszcze raz – nie o to chodzi.
To perspektywa taktyczna, a więc zawężająca. W poprzednim wpisie pokazać chciałem obraz naszego kraju, co wynika z kampanii dla nas, Polaków, a nie dla zwycięzców czy przegranych. Zarysowałem w zeszłym tygodniu jaki prawdziwy obraz III RP ujawnił się nam w ogniu kampanii, kiedy znikają na chwilę wszystkie „maskirowki”. Teraz – chcę się zastanowić co dalej z tą Polską, ale nie kto wygra czy przegra to starcie, tylko czy te wybory są szansą na refleksję owocującą zmianą paradygmatu naszej politycznej rzeczywistości. A to ważne, bo przy perspektywie taktycznej, czyli kto-kogo, wejdziemy w groźny moment dziejowy bez przygotowania i to bez względu na to, czyje będzie na górze. A że to nie jest kwestia zero-jedynkowa, gdyż suweren odrzucił propozycję „domknięcia układu”, będziemy więc w stanie ciągłego wahania się od jednej plemiennej dintojry do drugiej. A to już kompletny chaos i to nie tylko dlatego, że plemienna wojenka jest bezproduktywna, wręcz cofająca nas w rozwoju, ale że odbywa się na temat konfliktów, które już dawno nie istnieją, jest więc walką z cieniami przeszłości. Obecna scena polityczna nie jest w stanie tego rozczytać, a więc wysadza pociągi nie w wojnie, która się już skończyła, ale w wojnie, w której i wrogowie są gdzie indziej, i armie już nie te, o okopach już nie wspominając. Przypatrzmy się na czym może polegać kompletna wirtualność obecnych, oficjalnych sporów.
Przegrani
Obóz Trzaskowskiego przegrał. Dlaczego – macie Państwo setki diagnoz, które składają się na koherentny i prawdziwy obraz przyczyn porażki. No dobra, ale co przegrani zrobią z tym dalej? Ja widzę jakąś histerię emocjonalną, machanie obelgami w koło, jak z małpą z brzytwą, kolejne deklaracje emigracji, jak nie realnej, to wewnętrznej. Temu smutkowi przegranych towarzyszy bluzg na wygranych, wyzywanie od tumanów, gorzej wykształconych, wzywanie do masowego dokształcania głąbów, co to nie rozumieją żywotnej atrakcyjności przegranej propozycji. Aż zacytuje taką jedną tego emanację – kobiety miejcie się na baczności, bo kolo jest ginekologiem:
„Nie wygraliśmy tych wyborów.
Zabrakło 2%. to granica błędu statystycznego. Równie dobrze mogliśmy wygrać jak przegrać. Wiedzieliśmy, że będzie na żyletki i że może być różnie.
Ale trzeba ZROZUMIEĆ czego boi się 51% ludzi w Polsce, co im wtłoczono do głów oraz w co stracili wiarę.
PÓŁ Polski nadal wierzy w wolną, kulturalną, demokratyczną Rzeczpospolitą.
To są wspaniali ludzie.
To jest żywa tkanka nowoczesnej Polski.
I ci ludzie zasługują na to, byście ani przez chwilę się nie zawahali.
Panowie, nie ma czasu na rozpacz.
NADAL MACIE PRIORYTETY
1) Nie możecie zawieść kobiet.
2) Nie możecie zawieść lekarzy, nauczycieli, służb mundurowych, przedsiębiorców, seniorów i młodych.
3) Nie możecie zawieść ludzi, którzy od lat stawali na marszach, podpisywali petycje, brali udział w debatach, uczyli dzieci myślenia.
Teraz jesteście latarniami. Strażnikami. Mistrzami gry długodystansowej.
NATYCHMIAST nawiążcie kontakt z:
1. UNIWERSYTETAMI
2. NAUKOWCAMI
3. NAUCZYCIELAMI
4. LEKARZAMI
5. AKTORAMI
6. REŻYSERAMI
7. DZIENNIKARZAMI
8. PISARZAMI
9. ARTYSTAMI
10. MUZYKAMI
11. SPORTOWCAMI
12. NOBLISTAMI
I poproście ich o pomoc w edukacji społecznej.
Do kolejnych wyborów parlamentarnych KAŻDY dorosły człowiek w Polsce MUSI BYĆ ŚWIADOMY:
1. co to jest system autorytarny, totalitarny i teokracja,
2. jak działają mechanizmy propagandy i strachu,
3. czym naprawdę jest Unia Europejska i dlaczego to nie okupant, tylko wspólnota,
4. czym różni się imigrant od uchodźcy i co to znaczy legalna migracja,
5. na czym polega starzejące się społeczeństwo, ujemny przyrost naturalny i co to ma wspólnego z emeryturami,
6. czym są PKB, inflacja, deflacja, jak działa ZUS, jak zarządza się podatkami i budżetem,
7. jak Hitler, Franco, Pinochet i Orbán doszli do władzy – i jak ich kraje za to zapłaciły.
Edukacja albo mrok.
Wzywam Was – jako wyborca, lekarz, obywatel i ojciec, który nadal wierzy w Polskę europejską, mądrą, wolną i wspólnotową – do natychmiastowego podjęcia strategii narodowej edukacji obywatelskiej.
Proponuję:
1. stworzenie programu edukacji demokratycznej, opartego o dostępne narzędzia cyfrowe i wszystkie media społecznościowe,
2. codzienne raportowanie rządowych działań w formie publicznego dashboardu z paskiem realizacji Waszych obietnic wyborczych,
3. kampanię „Każdy dorosły człowiek powinien wiedzieć” – obecność w mediach, szkołach, urzędach, kościołach i klubach sportowych,
4. szkolenia dla liderów lokalnych – nauczycieli, samorządowców, lekarzy, ludzi kultury,
5. wsparcie dla działań fact-checkingowych i platform edukacyjnych odpornych na manipulację.
Panowie, dzisiaj połowa Polski płacze, ale pozbiera się. Druga połowa cieszy się ale nie ma świadomości czym są Węgry Orbana, który jest piątą kadencję u władzy.
Przegrane wybory [to] nie koniec tej historii. To nowy rozdział i paradoksalnie : WIELKA SZANSA EDUKACYJNA DLA POLSKI, w którym WSZYSCY MĄDRZY LUDZIE TEGO KRAJU – poprawiają koronę i ZAPIERDALAJĄ Z KAGANKIEM OŚWIATY dla dobra narodu.
Nie dla siebie.
Dla dzieci.
Dla przyszłych pokoleń.”
„Trzeba zebrać RADĘ MĘDRCÓW.
Zbierzcie najmądrzejszych ludzi w tym kraju i poproście ich, żeby wymyślili strategię odbudowy zaufania.
Wierzę, że zrobiliście wszystko, co możliwe. Teraz czas POPROSIĆ O POMOC i zaangażować INTELIGENCJĘ do działania.
Trzeba odwrócić to, co zrobił Kaczyński et Consortes – zmienić kierunek wektora i zacząć ŁĄCZYĆ POLAKÓW.
Nikt nigdy więcej w tym kraju nie może płakać z powodu wyborów.
Z wyrazami szacunku.
Dr Maciej Jędrzejko Tata Ginekolog”
Wiem, jak w 2023 roku przegrali prawicowi, to też się wyżywali ze swoją frustracją, nie mówię, że nie. Ale obecny wyrzyg liberalnych przebija wszystko. Ja rozumiem frustracje, ale jak można na jednym tchu mówić o tolerancji, demokracji, wsłuchiwaniu się w innych, wolności słowa, a w drugiej części zdania na tym samym oddechu wyzywać wygrańców od cepów, co to głosują na sutenera i bandytę, że mają etycznie i estetycznie źle poukładane w głowach i duszach, jeśli je w ogóle posiadają.
Nie wiem czy to im przejdzie, bo doświadczenia z przeszłości, kiedy PiS przejął władzę na osiem lat, wskazują, że przy przegranej „młodym, wykształconym z większych ośrodków” puszczają nerwy i z inteligenckich usteczek, co to przez nie codziennie przechodzą piękne słowa i cytaty autorytetów uznanych – dobywa się wręcz ściekowy bluzg. Za pierwszego Dudy też było tak samo, ale nie tak samo. Widać, że i przez te osiem lat rządów, ale i – o dziwo – przede wszystkim przez ostatnie półtora roku uśmiechniętej Polski zacietrzewienie strony tuskowej znacznie wzrosło. Proces ten pielęgnował przez ten czas dyszel władza-media i to one podniosły zacietrzewienie Trzasków, które przerodziło się w totalną frustrację w momencie przegranej.
Robiono to przede wszystkim z powodu mizerii tego rządu. I nie ma tu co zwalać czy to na strasznych koalicjantów (stary numer – to nie ja, to kolega), ani na oporującego Dudę, który zawetował parę ustaw na krzyż, głównie z powodów ideologicznych, a to nie te obszary decydują o tym, czy w polskich kieszeniach jest pełno czy pusto. Tusk nie miał i nie ma innego pomysłu na władzę niż władza dla niej samej. To pierwsza, dodam że najbardziej optymistyczna wersja tych zaniechań. Ale ja daję pod rozwagę wariant drugi, tłumaczący dlaczego rządzący są tacy słabi. Oni mają być słabi, Polska ma być słaba, rozpadająca się, pozbawiona mozolnie budowanego zaufania do instytucji nieufnych Polaków. Nie dostarczająca podstawowych usług państwa: bezpieczeństwa i sprawiedliwości. O niestabilnym systemie politycznym nie mówiąc. Dla zewnętrznych mocodawców Tuska, a wątek niemiecki w jego działalności wychodzi jak szydło z worka: taki ma być nasz kraj. Inaczej nie mieliby tu zainstalowanej generalnej guberni, przyłączonej do Niemiec za pomocą unijnych pasów, nie bezpieczeństwa, ale takich, którymi krępuje się pacjentów w szpitalach, jeśli nie jesteśmy pewni czy nie obudzą się nagle z letargu, chwytając za gardło pielęgniarkę.
Podział dziedziczony
Tak czy siak czy im nie idzie, bo nie idzie, czy im nie idzie bo ma nie iść, to w tej chwili dla naszych rozważań – nie jest istotne. Ważne, że jak nie ma chleba, to się robi jednak igrzyska. I igrzyskami ściemniało się własny elektorat. A igrzyska polegały na ganianiu i wsadzaniu opozycji. Represje to broń znana. To na ganianych można zrzucić, że wciąż nam nie idzie, gdyż się tam jakieś złogi pochowały i sypią piach w szprychy naszych zamierzeń. Po drugie – to proces, który można regulować w jego intensywności i ukierunkowaniu – jak się chce. Wzmagać i odpuszczać. Nawet nigdy nie kończyć, gdyż polityczne łapanki mogą dowolnie określać swoje taktyczne ramy. Może to być ksiądz, księgowa, polityk. Nie tylko kibol, nie. Mają się bać wszyscy. Poza tym rotacyjność prześladowanych ma pokazywać społeczną rozległość wrażego procederu okradania państwa.
A więc w tych wyborach, i niestety i po nich, zbieramy owoce wzmagania przez władze uśmiechniętego elektoratu – tu kłania się p. Bodnar, kłaniają się i media, które w okresie kampanii osiągnęły już bezwstydne poziomy zaangażowania. Te same media i ci sami politycy, którzy zaraz po przegranej wylewają krokodyle łzy nad podziałami wśród Polaków, które przyniósł do III RP Kaczyński. A więc skoro deficyt kompetencji w rządzeniu jest przykrywany wzmożeniem różnicującym Polaków, to nie tylko z tego nic dla Polski nie będzie, ale oznacza to, że – przy zerowym dowożeniu spraw przez Tuska, sytuacja ta się nie tylko nie zmieni, ale i pogłębi. Więcej igrzysk i pisowcy dla lwów!
Tusk już zapowiedział – będzie jak z Unią: są problemy, ale nie dlatego, że jedziemy w złym kierunku, tylko dlatego, że za słabo pedałujemy. A więc więcej tego samego. Jak się nowa Duda będzie opierała, to się będzie Nawrockiego obchodziło (wiecie już Państwo jak, c’nie? Hehehe). A więc – skoro chłopaki merytorycznie nie dowożą, to jazgot polaryzacyjny będzie jeszcze większy, choć po kampanii wydawałoby się się to niemożliwością. Elektorat Trzaskotuska będzie już na stałe przebywał w bańce urojenia wyższościowego, że debile debila wybrali na prezydenta-sutenera (innych niż medialne dowodów na to nie ma, ale błocko się przykleiło – lepił Tusk wraz z jakimś patusem z gdańskiego półświatka). Czyli – Tuski nic nie zrozumieli, ale do konsekwencji tego wrócimy.
Zwycięzcy
Po drugiej stronie mamy zadowolenie, gdyż wynik był wysoce niepewny. Ale wybory się przegrywa – vide Trzaskowski, nie zaś wygrywa. Wiadomo było i jest, że tym razem wybór mniejszego zła wskazał milimetrowym palcem na zmianę. I tu jest problem PiS-u. Widać to już powolutku i teraz. Zaczyna się jak za pierwszego Dudy – najpierw radość ze zbiegu okoliczności, łącznie z wypadnięciem lewicy z Sejmu i samodzielnymi rządami. Tak i teraz – powolutku dochodzą rosnące głosy, żeśmy tacy fajni, zaś naród nas bezwarunkowo poparł. Nas – PiS. Nikt tam PiS-u w tych wyborach nie wybierał, raczej Nawrocki swą władzę zawdzięcza przerzucaczom z rosnącej fali prawicowych antystemowców. I jak taka np. Lichocka wyjdzie i znowu zacznie smarować podeszwy prezesowi, jak to wszyscy są za nim, to się skończy tak samo. Elektorat kompromisu mniejszego zła reaguje zawsze podobnie – jak się dowie, po swej gorzkiej decyzji – że go zapisali do twardego PiS-u, to się zawsze odwraca od takich rewelacji. I jak tu PiS zgrzeszy pychą, to leży za dwa lata. Wychodzi więc, że jedni nie wiedzą czemu przegrali, zaś drudzy – dlaczego wygrali. A to koszmar jakiś…
Pośrednio zobaczymy aspekt triumfalizmu przy próbach obsadzania kancelarii Nawrockiemu. Czy Nawrocki będzie tam swoich wpychał? Czy tylko będą (BMW), Bierni, Mierni ale Wierni wobec Kaczyńskiego? Czy tylko będzie się chciało dać takich, co by pilnowali Karola, żeby im się nie urwał jak parę razy Duda? Jeśli tego będzie dużo, i to nie wyłącznie z powodu tego, że nowy prezydent nie ma właściwie swojej ekipy politycznej, to się jawnie okaże, że mamy tu do czynienia z procesem kontynuacji.
Sam jestem ciekaw jaki ma sam PiS pomysł na tę prezydenturę i obawiam się że nie jest on do końca uzgodniony z pałacowym bohaterem. Chyba, że Nawrocki okaże się bezwolnym figurantem, a wtedy będziemy mieli znowu, zapowiadany także przeze mnie stary paradygmat w nowych okolicznościach. A więc może czekać nas jeszcze większy dryf. Narzędzia prezydenta są mizerne, acz do inteligentnego wykorzystania. Blokowaniem ustaw może sobie wyciąć jak maczetą ścieżkę własnej tożsamości. Samymi inicjatywami ustawodawczymi już mniej, gdyż te – w narażeniu na weto, tym razem wrażego parlamentu – będą miały tylko wyraz symboliczny i PR-owski: ot widzicie, obiecałem, staram się, a Tuski mnie blokują. Na tym można zdobyć duży kapitała, a więc czeka nas legislacyjna biegunka, gdyż obie strony będą chciały udowodnić, że się starają, a ci inni przeszkadzają. A więc zobaczymy jak pójdzie tu z tą maczetą i kto będzie ją trzymał.
JD Vance i Kamala a la polonaise
Nie wiem czy to przypadek, czy nie, może nawet chytra strategia obu stron, ale wyszło na lekką powtórkę wyborów w USA. Inteligenckiemu establishmentowi, znienawidzonemu coraz bardziej przez doły, ekipa Trumpa, w osobie JD Vance’a jako kandydata na wiceprezydenta, przeciwstawiła bidenowej Kamali chłopaka z blokowiska, co to uosabiał wszelkie frustracje, ale i nadzieje pognębionego suwerena. Ten tracił na bogaceniu się elit, widział tę kumulację bogactwa, zaś z drugiej strony swą systemową bezradność. A więc dostawienie do Trumpa, „naszego chłopaka”, takiego co to się kuflom nie kłaniał, pokazywało jednocześnie wymoczkowatość i pustkę oferty przeciwnej.
Nie był to tylko różnicujący zabieg psychologiczny. Postać JD Vance’a to był role model całych klas społecznych, które traciły na ekspansji elit, a więc… im więcej się nawalało w gościa, tym bardziej rósł. I tak samo wyszło z Nawrockim. Nie wiem, czy tak go ustawiano, może. Może dlatego do końca czekano, aż Tuski wystawią lalusia z Warszawy, by go zaraz skontrować kibolem z ustawek. Wyszło jak w Stanach. Jest u Lema w opowiadaniach relacja z pewnej planety, gdzie polowano na dziwną faunę z galaktyk. Jednym z obiektów polowań było zwierzę, które żywiło się falami akustycznymi i specjalną przyjemność sprawiało łowczym, kiedy zwierzak pęczniał na skutek wykrzykiwanych do niego przekleństw i obelg. I tak było z Nawrockim.
Do tego należy dodać nitrasowe zapomnienie o starej prawdzie, że Polacy nie lubią jak się na kogoś gremialnie naskakuje. Stają wtedy solidarnie po stronie atakowanego i to, uwaga! – bez względu na to, czy zarzuty są prawdziwe. Decyduje tu bardziej nachalność i natarczywość ataku, niż jego uzasadnienie. I media, i rządzący – zwłaszcza premier na końcówce – dostarczali takich argumentów ludowi, by się jednak za Nawrockim ująć. I – tego nie jest w stanie zrozumieć elektorat estetyzujących uśmiechniętych Katonów. Nie ma żadnego znaczenia kto powie „dość” elitom. Może to być ktokolwiek, nawet sutener, nikt przecież nie zagląda pod spódnicę „wolności wiodącej lud na barykady”.
Mieliśmy do czynienia, i nie jest to analiza kampanii, ale wyjście w przyszłość, z kompletnym sprawdzeniem się kilku zasad. Po pierwsze – jak się rzuca błotem, to zawsze coś przyschnie. Jak się będziesz otrzepywał, to widać, że się oczyszczasz, a więc coś jest na rzeczy… Jak nie – toś brudny na tyle, na ile cię obrzucimy. I na tę starą prymitywną prawdę robienia wody z ludzkiego mózgu nabrały się miliony. Nikt niczego Nawrockiemu nie udowodnił, nie było żadnych papierów na gościa. Ten przyszedł znikąd, spoza polityki i to był chyba najlepszy wist z jego kandydaturą w oczach Nowogrodzkiej – nie było na niego żadnych cytatów z jakichś wystąpień po przekaziorach czy z mównicy, żadnych trefnych głosowań, członkostwa w komisjach – nic. Tylko prywatne rzeczy, a to już znacznie ograniczało pole jego ataku. A więc pluto, a miliony to kupiły. Dziś już nikt nie mówi o zasadności tych zarzutów, to już jest wdrukowany na płytce pewnik. A więc hulamy dalej, tyle, że z tego wzmożenia wychodzi, że naród wybrał na prezydenta sutenera, a więc naród jest straszny, nie rozumie powagi wstydu przed zagranicznym Ryszardem. I plemię przegrane ląduje w bańce utkanej z własnej nienawiści opartej na fałszywym poczuciu wyższości.
A tu, jako się rzekło nie o to chodzi. Zmienił się paradygmat różnic politycznych w Polsce. Jest całkiem gdzie indziej, niż aktualna propozycja obszaru sporu dwóch plemion. To konflikt elity-doły, o których pisałem w swojej książce. Nie jakieś tam prawaki-lewaki, tożsamości, wierzący-ateiści, suwereniści-globaliści. Wiem, naród plemienny nawet takich prymitywnych alternatyw nie bierze za wyznaczniki swojego patrzenia na świat. Dziś już tylko wystarczy wraże plemię, które jest jedyną przeszkodą do nieokreślonego raju. Nieokreślonego bo pasterze tych stadek, zwłaszcza ogólnikowy Trzaskowski, nie są w stanie powiedzieć o Edenie niczego oprócz komunałów. Tę część napędza tylko wzajemna nienawiść, która akurat dziś, po wyborach przyjmuje pokraczne formy inteligenckiego bluzgu do prymitywnych dołów.
Co teraz?
No dobra, mamy diagnozę, że koledzy się mylą i to w obu obozach. Ale kto się nie myli? Nie mylą się antysystemowcy, ale nie w znaczeniu przeciwników systemu demokracji, ale przeciwników systemu III RP. A ten system odtworzył w pokracznej, bo prowincjonalnej formie, międzynarodowy konflikt elit z masami. Tak jest wszędzie i różni się to tylko co do siły elit i samozorganizowania dołów. Te, nieobsługiwane w mainstreamie dążenia znajdują swoją coraz większą ekspresję do realu. Deklaracje Mentzena, Brauna i uwaga – Zandberga pokazały całkowicie inne szwy podziałów politycznych w Polsce. I ta odpowiedź znalazła swoje poparcie. Pozostają już tylko ideologiczne różnice w definicji drogi do zmiany działania III RP, wad, które objawiają się znanymi nam patologiami.
Mentzen deklaruje walkę z systemem, rozpirzenie POPiS-u, ale żeby to zrobić zakłada, że musi się w przyszłości dogadać z którymś z jego członów. Inaczej będzie – znowu – tylko recenzującą opozycją Katonów. Z mojego punktu widzenia – w obecnym systemie i w tej jego fazie rzeczywiście trzeba się najpierw dosiąść do stolika, by go potem wywrócić. Ale – po pierwsze wiedzą o tym wszyscy z POPiS-u i każdy z jego członów, którzy wydaliby zgodę na to, czyli… na samozagładę. A to trudna, wręcz wydaje się niemożliwa decyzja dla POPiS-u. Po drugie – grozi tym, że siedzenie Menztena przy stoliku, zwłaszcza po wyczynach piwnych, spodoba się tej formacji, na tyle, że zapomni się, iż się przyszło do niego w celu wywrotki.
Z Braunem jest tak, że jak widać lud lubi jego ekstremalnie ścisłe diagnozy. Uznaje jego racje, ale obawiam się że tylko w kategoriach dawania czerwonych kartek systemowi. Ale nie wiadomo na razie jak ten system obalić. Droga rewolucyjna jest co najmniej przemilczana, zaś trzeba jednak zagrać z systemem, skoro nie można go obalić z zewnątrz. A tu o tej grze u p. Brauna – cicho. Jeszcze raz powtórzę – jak chce się dojść do gry w czyściutką i nieagresywną siatkówkę wychodzi na to że trzeba się będzie jakiś czas pobabrać w tych zapasach w kisielu jakim jest polska polityka. Trzeba tylko nie marudzić, że brudno, wiedzieć jaki jest cel i kiedy go chcemy uzyskać. I mieć pewność, że banda obalaczy nie polubi tych zapasów, jak już wielu przed nimi.
Nawrocki w Pałacu
I teraz mamy nowego prezydenta. Ten jest jak (w teorii) mianowany sędzia. Wybiera go kto wybiera, ale po tym akcie niewiele już można mu zrobić. Urywa się, nawet swojemu wyborcy, co dopiero mówić o patronie. Oczywiście, idealistycznie, patrząc się na konstytucję, jego funkcja to ustrojowy rozjemca plemiennych sporów, a więc osobnik… bezpartyjny. Taki co to może rozsądzić walkę dwóch kogutów, nawet gasząc im światło. Ale tak nigdy w III RP nie było. Zawsze prezydent był z jakiejś partii (oprócz Wałęsy, ale ten cały sam był partią) i ciągną za sobą ten wór lojalności partyjnej, zamiast lojalności racji stanu. Jest więc taki konstytucyjny ideał, ale wychodzi na to, że jest on naiwny w zderzeniu z pragmatyzmem wyborów mniejszego zła. Pytanie tylko o to w jaki sposób, a właściwie w jakich proporcjach prezydenta stać na niezależność.
Patrząc wstecz widać, że z biegiem kadencji pozycja prezydenta emancypuje się. Tak było przede wszystkim w przypadku Kwaśniewskiego, ale jego końcówka drugiej kadencji to już tylko żałosne zabieganie o kooptację do instytucji międzynarodowych. Duda się powoli emancypował od PiS-u, ale głównie dlatego, że był prezydentem słabym i by wejść w konflikt choćby i z PiS-em trzeba było jednak czegoś chcieć, mieć swoją wyraźną linię. Ważny jest też początek kadencji nowego prezydenta. Czy Nawrocki zostanie przeczołgany jak Duda, którego sny o potędze skończyły się zaraz po powołaniu, kiedy pisowskim kolanem został przyciśnięty do ziemi w przypadku nocnych nominacji nadmiarowych sędziów? Zobaczymy pierwsze sygnały, jak spekulowałem, przy konstruowaniu kancelarii w dużym pałacu.
I żeby nie było – nie szczuję tu, by się zaraz Nawrocki pokłócił z PiS-em. Byłoby to marzenie przeciwnej strony. Ta przecież od pierwszych dni po wyborach nadaje na Nawrockiego jedno: by się ułożył z rządem. Nawet, a właściwie – szczególnie, w opozycji do Kaczyńskiego. Nie sądzę, by TVN-y liczyły tu na to, że Nawrockiego przekonają. Nie, tu chodzi jednak o proste wywołanie nadziei u swoich, że Nawrocki ma szanse na odkupienie swych sutenerskich win, by później – w przypadku pierwszego weta nowego prezydenta – wskazać: widzicie, mógł być niezależny, współpracować, a jest gorszy niż ten Duda. Czyli chodzi o wzbudzenie nadziei, by je zaraz zawieść, ze szkodą dla Nawrockiego.
Jako się rzekło, nic o nowym kandydacie nie wiemy. Znamy jego mroczą przeszłość, co to dała mu władzę ludu kochającego sutenerów. Ale jakie ma poglądy? Kampania takich rzeczy nie wyjawia. Politycy są zbyt mądrzy, by mieć poglądy lub ich nie mieć. Ich intencje widzimy w czynach, a te są często skrywane pod korcem narracji. Tu zaś mieliśmy samą narrację, zaś na czyny Nawrockiego musimy jeszcze poczekać. Jest tu kilka wariantów: całowita podległość wobec Nowogrodzkiej lub jakaś dynamiczna równowaga między celami Kaczyńskiego a Nawrockiego, jeśli je ma i jeśli w ogóle tu objawi się jakaś rozbieżność, zwłaszcza co do działań.
Jest tu też, marzycielski wariant bezpośredni. Nawrocki zwraca się w stronę skąd przyszedł i w miejsca, w których pobywa elektorat, który dał mu władzę. Wraca do dołów, POD, jak powiedział redaktor Ziemkiewicz, ani PONAD podziałami. Starzy się tam na górze nawalają w nieistniejącej wojnie, doły zaś znajdują swoją emanacje woli pokrzywdzonych. Jeśli Nawrocki to zrobi, to może uratuje prawicę, może (jeśli to skuma Kaczyński) uratuje, bo zmieni, PiS, a przede wszystkim odwróci ten układ elity-masy z pozycji na głowie i postawi je na nogach woli politycznej dołów, nada temu odruchowi protestu znamion ruchu politycznego. I wcale nie musi to być populizm, gdyż z krzywdą jest jak z mostem – nie ma barw partyjnych. Tych nabywa tylko wtedy gdy przejdzie od buntu do propozycji remedium.
I zmieni się też gadanie o tym. Bo do tej pory to wszystko stało na gadaniu właśnie. Elity, których jest ułamek w społeczeństwie muszą jakoś w demokracji przekonać lud do siebie. Można tego dokonać na różne sposoby i jesteśmy świadkami całego wachlarza takich środków. Po pierwsze – wszystko jest ok, tylko ty marudzisz, marudo. Po drugie – ok, nie jest słodko, ale chyba nie chcecie być rządzeni przez faszystów? My to nic – popatrzcie na tamtych: głupich, prymitywnych, niedomytych (niepotrzebne skreślić). I końcowe – należycie do elity, my z wami to krew z krwi, może nie starcza do pierwszego, ale to nie przez nas (tym bardziej przez was), tylko przez plemię przeciwne. Nie, to nie ostatni sposób – ostatni to Francja czy Rumunia – wybraliście, ale nie oddamy wam waszego płaszcza wyrażonej woli, i co nam zrobicie?
Z tego prezydenta może wyjść dobra rzecz, ale (bo?) mówimy tu o tabula rasa. Pytanie nie tylko kto na niej będzie pisał, ale jakie to będą teksty. Nowy mieszkaniec Pałacu jeszcze się nie określił, a więc wybaczcie mi – pomarzyć nie można? Przecież publicystyka polega na analizie szans, nawet jeśli doświadczenie mówi, że są one nieosiągalne.
Napisał i przeczytał Jerzy Karwelis
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.