8.05. W malignie pisane
8 maja, dzień 1162
Wpis nr 1151
zakażeń/zgonów
33/0
Zapraszam do wsparcia mego bloga
Wersja audio
Pogoda jak dzwon, a tu w domu trzeba siedzieć, bo człowiek chory. I w dodatku jest ofiarą własnego odkładania spraw. Ale jestem zachorzały poważnie i przysypiam całe dnie, a więc pretekst do odłożenia spraw jest jak najbardziej uzasadniony. I tak się przeholowałem z tekstem do Do Rzeczy nt. bilansu pandemii. Termin był na wczoraj i trzeba było w malignie wytworzyć niezłą kobyłę. Udało się i trzeba będzie ten tekst jeszcze raz przeczytać, by zobaczyć czy w gorączce nie napisało się jakichś bzdur.
Ale było łatwo, bo w tym samym dniu miałem wywiad u Igora Janke nt. bilansu kowidowego. A więc miałem stamtąd i dane, i argumenty obstrzelane przez dwóch innych uczestników: drugiego gościa i redaktora. Wyszło dobrze, ale musieliśmy się ograniczać. Prowadzący wyznaje zasadę, że o pandemii można tylko z wirusologami, zaś o księżycu – z kosmonautami. A więc skupiliśmy się na gospodarce, bo to była domena mojego towarzysza wywiadu. Tu właściwie było nieźle w tej pandemii, to znaczy pomijając błędną decyzję, operacja została wykonana dobrze. Tarcze się rozeszły, jednych uratowały, innym nie mogły już pomóc. Ale sama zasada była błędna. Świat wiedział, że lockdowny nie zatrzymują transmisji wirusa, a mimo to, nasi też, zdecydowano się na ten radykalny krok. I co z tego, że zrobiono tarcze nieźle – po co byłą amputować zdrową kończynę, by na jej miejsce konstruować kosztowną protezę?
Jak to się pokarze w internetach, to tu to puszczę i sami ocenicie.
Tak czy siak noc zeszła mi na bilansie kowidowym, bo to teraz u nas będzie wysyp takowych tematów, ciekawe jak to będą winni opowiadać. Już się przebija narracja, że było ciężko i nagle, wszyscy spanikowali i wyszywało się w ciemności. Tak, to rzeczywiście może być prawda, ale w kwestii koronawirusa oraz strategii walki z nim wiele rzeczy było jasne od początku. Wirus szybki w transmisji i słaby w zabijaniu skłaniał jednak ku wytworzeniu odporności stadnej. Było się przygotować na nieuniknione, my zaś wybraliśmy drogę późnego leczenia i spłaszczania tym krzywej zakażeń w szpitalach. Ludzie, tak jak wtedy gdy „likwiduje się” kolejki w służbie zdrowia, nie gorszyli widokiem zapchanych szpitali. Siedzieli po domach i tam się załatwiała sprawa. Kto przeżywał miał być wolnym, kto nie przeżywał – wolnym już.
Natrzaskaliśmy ponadnormatywnych zgonów na numer jeden na świecie i fakt ten leży na stole, stoi jak słoń w kącie salonu. Maluje się go na barwy ochronne, by jakoś przejść obok nie zauważając, by nikt nie zadawał pytań. Gdzieś tam w pokojach ministerstwa zdrowia szykowany jest raport wyjaśniający ten fenomen, zaś publikacja jest odkładana kolejny raz i zdaje się, że nie będzie jej przed końcem naszej, polskiej pandemii. Ja już jestem ciekaw tych slalomów, meandrów tłumaczeń, tej logiki kowidowej. Trzeba będzie uważnie poczytać to dzieło, jeśli się w ogóle ukaże, i zwrócić szczególną uwagę na nazwiska pod tym podpisane. Myślę, że ten raport zamknie całą sprawę pandemii, będzie taką kodą kończącą cały utwór, kłamliwą, wspartą autorytetami, które się zdążyły za kowida skompromitować.
Widać, że ci co się na kowidzie pobudowali nie bardzo chcą wyjść z tematu. Niektórzy doszli już do takiej sławy medialnej, że bez zająknięcia stali się z ekspertów medycznych ekspertami wojennymi. Grzesiowski, wzorem WHO ostrzega, że wirus wciąż się czai i trzeba być czujnym. Ciężko się rozstać. Ja też muszę się wyluzować, zamknąć temat książką, czyli papierową wersją Dziennika, nad którą pracuję. Wydam i zobaczę co dalej. Przede wszystkim – wyśpię się. Bez rannego wstawania, by nadać światu swoją pisaninę. A jest ciężko, bo praca polega na wycinaniu 90% tekstów, z ponad 1150 wpisów. Kurcze, jak to człowiek czyta wstecz, to nawet nie pamięta, że to pisał. Albo to skleroza, albo to normalny efekt przy takiej ilości materiału. I to jest najgorsze, że niektóre teksty są niezłe, a i tak trzeba je wywalić, jednocześnie dając pozór linearnego opisu przemiany świata.
Przypomina to operację plastyczną, ale nie wycina się wyłącznie zalegające tłuszczyki, ale i zdrowe, ładne tkanki. Mam tylko nadzieję, że nie wyjdzie z tego jakiś potworek.
Tematy kowidowe się zamykają. Świat przeszedł mocną fazę przemiany i wydaje się gotowy do dalszej drogi. Narysowana trasa jest wstrząsająca i czemu się tu dziwić? W końcu lud światowy pokazał, że można z nim zrobić wszystko, a chętnych do pokierowania nim w kierunkach ideologicznych jest aż nadto. Posnęliśmy, koronawirus nas nie obudził, przeciwnie – zestrachał i wydaje się, że jest już za późno na zrozumienie swojej sytuacji przez szerokie masy. Ale czy one w ogóle (chociażby ostatnio) rozumiały swoją sytuację? Raczej nie. I na tym polega fałszywy urok pozornej demokracji, że ci, którzy tego nie chcą stają się ofiarami zaniechań większości.
Napisał Jerzy Karwelis
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.
Fałszywa pandemia pokazała prawdziwe twarze wielu ludzi i instytucji, bo na chwilę osunely się im maski. Jedne oblicza okazały się zachłanne, drugie – obludne, trzecie ządne władzy, czwarte gotowe tej władzy się wyslugiwac, jeszcze inne pełne strachu, albo nienawiści, albo pogardy, albo bezrefleksyjnosci… A czasem zwykłej bezmyslnosci.
Ale z drugiej strony można było dzięki temu się przekonać kto zachowuje trzeźwe, chłodne spojrzenie na świat, kto poszukuje wiedzy, samodzielnie analizuje, kto ma odwagę przeciwstawić się agresji i prześladowania, jakie wtedy miały miejsce (z podpuszczenia rządu i „ekspertów” oraz za przyzwoleniem kleru i większości społeczeństwa). Okazało się kto jest naprawdę lekarzem, dziennikarzem czy też osoba wierząca w Boga i przekonaliśmy się jak bardzo wcześniej ulegslismy pozorom.
Dla mnie to nieoceniona lekcja. Nie uważam się za osobę naiwną czy łatwowierną, wiem, że świat że swojej zasady jest grą pozorów. A jednak skala tych antyspolecznych, antyludzkich i antyrozumowych podejść powaliła mnie.
Ale też uwolnił od złudzeń. Takie catarsis, oczyszczenie… Świat jest do ponownego poukladania w mojej głowie, ale przynajmniej zrobiło się tam jasno.
Dobry komentarz. Ale rzeczywistość wygląda trochę niesympatycznie. Pytanie czy my, zdaliśmy egzamin. Czy go zdajemy? A może nie ma co stawiać pytań. http://blog.zbyszeks.pl/3013/prawdopodobienstwo-tego-co-sie-nie-zdarzy-jesli-ulegniemy/
Łączę się bólu. Paczpan jaki przypadek…Jak sięgnę pamięcią zawsze na 1 maja oglądało się pochody (bo nic innego w TV nie było) …z ochorzałego łoża… Lata minęły. TV na śmietniku. Pochodów brak a organizm mówi dalej:-CHORUJ! Przestaw mnie na czas letni!… Przestawiajmy się więc… Najgorsze, że pogoda jak żyleta.Plany były…a ty człowieku leż! Nie walczę z naturą, co Szanownemu w recepcie zapisuję.