18.01. Wstyd jak jasna cholera
18 stycznia, wpis nr 1331
Zapraszam do wsparcia mego bloga
Wersja audio
Gdy przychodzi bombowa nawałnica newsa tygodniowego trzeba zejść do schronu własnej prywatności, poczytać coś, pogadać z kimś – przeczekać aż medialny ostrzał opadnie. Nie ma co się angażować wyglądając z okopów, bo widać tylko niewiadomego pochodzenia gejzery, a tym bardziej biegać tam i nazad z bagnetem wzmożenia nadzianym przez system na nasz karabin łatwowierności. Trzeba cierpliwie czekać aż się wystrzelają. Ale potem, kiedy tyraliera następnej wrzutki (typu kto da, a kto nie da na Owsiaka) pobiegnie za następny dzienny horyzont zdarzeń, trzeba wyjść z ziemianki i z mapą zdrowego rozsądku wyjrzeć z okopów, by zobaczyć jak wyglądała strzelanina. Tak zrobimy i teraz. A będzie o nie wykonaniu przez Polskę nakazu aresztowania Międzynarodowego Trybunału Karnego wydanego wobec premiera Netanjahu.
Miłe złego początki
Zacznijmy od początku. Polska jest stroną tzw. Statutu Rzymskiego, podpisanego w 1998 roku. Jest to zbiór regulacji jeszcze historycznych, które normowały zachowania stron w czasie konfliktu zbrojnego, wprowadzając zasady obowiązujące wojujących, tak by nie doprowadzać do zbrodni wojennych, ludobójstwa i zbrodni przeciw ludzkości. Już wcześniej, a tym bardziej po sformułowaniu Statutu Rzymskiego, było wiadome które z działań strony wojującej są przekroczeniem prawa międzynarodowego. Tak, by nie było potem, że ktoś nie wiedział. W Statucie zostało wszystko spisane, by potencjalni zbrodniarze wojenni mitygowali się znając zasady, ale też i to, że za ich przekroczenie czekają konkretne wyroki.
Działalność Międzynarodowego Trybunału Karnego należy odróżnić od Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości. Trybunał Karny dotyczy ścigania konkretnych osób i ich zbrodni, zaś Trybunał Sprawiedliwości dotyczy państw. Ten pierwszy – karny – wsadza do więzienia, drugi – nakłada sankcje na podpadnięty kraj, pod warunkiem (tu uwaga!), że Rada Bezpieczeństwa ONZ się na nie zgodzi. Sankcje na zbrodnicze państwa może jednostronnie nakładać każde inne państwo i tak się też stało, np. w sytuacji, gdy USA zablokowały w ONZ sankcje przeciwko Izraelowi za wyczyny w Strefie Gazy. Wiele państw ogłosiło swoje własne sankcje na Izrael, skoro ONZ nie dała jakoś rady.
Wymogami działania MTK jest m.in. zgoda każdego kraju-sygnatariusza na aresztowanie na swym terenie każdego zbrodniarza, za którym prokurator MTK wysłał list gończy. Czasami, również i obecnie co do uzasadniania polskiego kryzysu, używa się argumentu, że nakaz taki dotyczy wszystkich, tylko nie głów państw, ale to bałamutny argument, który ostatnio się pojawił. Art. 27 Statutu Rzymskiego mówi wyraźnie o irrelewantności w tej sprawie: „Niniejszy statut ma równe zastosowanie do wszystkich osób, bez jakichkolwiek różnic wynikających z pełnienia funkcji publicznej. W szczególności pełnienie funkcji głowy państwa czy szefa rządu, członka rządu czy parlamentu, wybieralnego przedstawiciela lub funkcjonariusza państwowego w żadnym razie nie może zwolnić sprawcy od odpowiedzialności karnej przewidzianej niniejszym statutem, ani nie może samo w sobie stanowić podstawy do zmniejszenia wymiaru kary. Immunitety i inne przywileje związane z pełnieniem funkcji publicznej danej osoby, przewidziane przez prawo krajowe lub międzynarodowe, nie stanowią przeszkody do wykonywania jurysdykcji Trybunału wobec takiej osoby.”
Polska jest podpisana pod tym Statutem i w świetle prawa międzynarodowego jest zobligowana do jego przestrzegania. III RP dokonała tego z własnej woli, gdyż przystąpienie do Statutu Rzymskiego jest dobrowolne. Wiedzą o tym takie kraje jak np. Rosja, Chiny, USA czy Izrael, które nie podpisały Statutu. (Co ciekawe – Izrael uzasadniał swą odmowę niezgodą na zapisy Statutu, które uznawały za zbrodnię przesiedlenie ludności na tereny okupowane, co jest właściwie istotą wojen, jakie Izrael prowadzi na Bliskim Wschodzie). Tak, czy siak – Polska stała się stroną umowy międzynarodowej wraz z cywilizowanymi krajami.
Lecz koniec żałosny
21 listopada 2024 roku MTK wydał nakaz aresztowania m.in. premiera Netanjahu, ściganego od tej pory pod zarzutem popełnienia zbrodni wojennych i zbrodni przeciw ludzkości. Świat się właściwie zadowolił tym aktem, gdyż społeczność międzynarodowa – minus USA rzecz jasna – od dawna wskazywała międzynarodowym instytucjom na to co się dzieje w Strefie Gazy. Polska tu – jeszcze – taktownie milczała, ale zaraz to się zmieni, gdy do polskiego stawu płytkiej wody hipokryzji obroty wydarzeń wrzuciły cegłę, weryfikując ten pozorny spokój.
Zbliżała się osiemdziesiąta rocznica wyzwolenia obozu koncentracyjnego w Aushwitz i pora było wyglądać delegacji izraelskiej. Trzeba więc było przygotować się na zwyczajowe gorzkie pigułki wcale nie osładzające naszej przyjaźni do „starszych braci w wierze”, jak dowcipnie nazywają te relacje katoliccy zwolennicy utopijnej ideologii judeo-chrześcijanizmu. Znowu miało nam przyjść słuchać znieważających obelg wygłoszonych przez zaproszonych gości nad dołami popiołów, używanych do syjonistycznych guseł: że jedynymi ofiarami hitlerowskich zbrodni koncentracyjnych byli Żydzi, że każdy inny był winny i powinien się wstydzić (i płacić) i że – mrugając okiem – mogło się to wydarzyć tylko na ziemi antysemitów, jakimi z mlekiem matki byli i są Polacy. Bo takie rzeczy mówiło się w tym obozie na podobnych uroczystościach i nie widzę powodu – wprost przeciwnie, jako przykrywkę wyczynań w Gazie – by to się nie miało powtórzyć. A więc zbliżała się uroczystość.
Teofil Bartoszewski, syn swego ojca, wiceminister spraw zagranicznych wypowiedział się w Rzeczpospolitej 20.12.2024 roku, że: „Jesteśmy zobowiązani do respektowania postanowień Międzynarodowego Trybunału Karnego (MTK) w Hadze”, co jednoznacznie wskazuje, że Netanjahu może zostać aresztowany. Podnosi się burza, środowiska żydowskie reagują wręcz panicznie, w dodatku wspierane przez amerykańską dyplomację i prasę. Jak to? Aresztować premiera Izraela? Bartoszewski się wycofuje, że on nic nigdy takiego nie mówił, ale postanowienia Statutu wobec syngatariusza są jasne.
9 stycznia prezydent Duda zwraca się z pismem do premiera Tuska, by pobyt premiera Netanjahu nie był zakłócony. Prezydent Duda napisał m.in.: „Gdyby urzędujący premier Państwa Izrael pan Binjamin Netanjahu, wyraził wolę osobistego udziału w uroczystych obchodach 80. rocznicy wyzwolenia KL Auschwitz, rząd Rzeczypospolitej Polskiej powinien zagwarantować mu w tych absolutnie wyjątkowych okolicznościach niezakłócony pobyt na terytorium naszego kraju – mimo nakazu aresztowania wydanego w listopadzie ubiegłego roku przez Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze”.
Kilka godzin później zbiera się rząd Tuska i podejmuje następującą uchwałę: „W związku z planowanymi 27 stycznia 2025 roku uroczystościami 80-tej rocznicy wyzwolenia Byłego Niemieckiego Nazistowskiego Obozu Koncentracyjnego i Zagłady Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu, polski rząd deklaruje, że zapewni wolny i bezpieczny udział w tych obchodach najwyższym przedstawicielom Izraela. Zapewnienie bezpiecznego udziału przywódcom Izraela w uroczystościach 27 stycznia 2025 roku, polski rząd traktuje jako wpisujące się w oddanie hołdu narodowi żydowskiemu, którego miliony Córek i Synów stało się ofiarami Zagłady dokonanej przez III Rzeszę”.
Pożar w burdelu
Robi się spore zamieszanie, gdyż i rząd, i nieszczęsny wiceminister spraw zagranicznych polskiego rządu starają się zjeść żabę. Czego tu nie ma… Mamy wszystko: po pierwsze, że to nie rząd, tylko właściwie sąd miałby wydać takie straszne postanowienie o aresztowaniu zbrodniarza. A więc nie do rządu z tym wszystkim. Skoro więc to sądy i w trójpodziale się władza wykonawcza (tu rząd) nie wtrąca, to skąd uchwała rządu, że „zapewni wolny i bezpieczny dostęp i udział”? Ale o to wolne media nie zapytają. Kolejny argument to obchody w miejscach pamięci, które miałyby (wedle uchwały rządu na mocy – uwaga! – Konwencji w sprawie ochrony światowego dziedzictwa kulturalnego i naturalnego) uchylać stosowanie Statutu Rzymskiego. Jakież to wszystko ciekawe!
A więc pomyślmy: zbrodniarz Putin, co będzie jak, podobnie jak premier Izraela ścigany takimi samymi listami gończymi, zechce odwiedzić groby radzieckich żołnierzy, co to w Polsce poginęli niosąc nam nowy powojenny ład? Pewnie niektóre z nich są na liście UNESCO, o której wspomina rząd. I co, przy takich samych argumentach jednego piekłoszczyka by się aresztowało, a drugiego powitało z kwiatami na lotnisku i zawiozło nad doły popiołu, by mógł wygadywać swe syjonistyczne brednie? To jak to jest? Bo jakoś o takich „kulturowych” różnicach i wyjątkach coś Statut Rzymski nie wspomina.
W tłumaczeniu oficjeli dowiedzieliśmy się wiele o państwie polskim i obawiam się, że nie tylko o państwie Tuska, gdyż taktownie PiS w tej sprawie milczy, choć – przed wyborami prezydenckimi – rząd wystawił mu piłkę bez bloku. Zmowa milczenia nad tym cudem jest znacząca, gdyż jest to kolejne porozumienie ponad podziałami. I w sprawie masakry w Gazie, tak jak w sprawie Ukrainy oba śmiertelnie pogniewane obozy trzymają się pod rękę.
Nawet istnieje teza, że to prowokacja Dudy, który swym listem zmusił do ruchu Tuska, którego żaden wybór nie mógł być dobry. No, bo jak się uchyli od aresztowania premiera Izraela, to podpadnie sporej liczbie Polaków (aktualnie 57% jest przeciw te decyzji), a jak się nie uchyli, to podpadnie Żydom i… Amerykanom. Czyli – nie ma dobrego wyjścia dla Tuska i odchodzący Duda zaciera ręce na walizkach. Jednak ta teza Wyborczej zakłada, że taki akt może jednak Tuskowi zaszkodzić. A to czemu? Przecież wszyscy rozumiemy jego argumenty, a kto tego nie rozumie, ten antysemita.
Bardziej prawdopodobna jest wersja redaktora Lisickiego z „Do Rzeczy”, że tu chodziło o wyścig kto się szybciej i lepiej wykaże przed Trumpem, który słynie z filosemityzmu. I wyszło, że pierwszy wyskoczył Duda, zaś Tusk się mimo wszystko spóźnił. Na wersję wyścigu wskazuje natychmiastowe, kilkugodzinne zareagowanie rządu – jest to tryb błyskawiczny i trzeba byłoby tylko sprawdzić czy taka uchwała rządu była na porządku posiedzenia Rady Ministrów i czy w ogóle takie posiedzenie było przewidziane na ten dzień, czy zrobiło się to ad hoc, a może zdalnie?
Wiceminister się sypie
Najciekawiej tłumaczył się sam Bartoszewski. Czego tu nie ma… Po pierwsze, że nic takiego nie mówił, po drugie, że jak najbardziej – niech ścigany zbrodniarz przyjeżdża, prosimy i zapraszamy. Czemu? Ano temu, że to przecież wyjątkowa sytuacja, miliony trupów, największy cmentarz żydowski itd. Ale jak to się ma do Statutu Rzymskiego, w dodatku w ustach wiceministra spraw zagranicznych, który chyba powinien znać traktaty podpisane przez Polskę? Dowiedzieliśmy się z ust tego – przypominam – wiceministra spraw zagranicznych, że nie ma czegoś takiego jak Palestyna. Znowu dójka z czytania. Na stronach przecież ministerstwa spraw zagranicznych można przeczytać, że Polska ma z Palestyną stosunki dyplomatyczne na poziomie ambasadorskim. Ambasador Palestyny w Polsce musiał się więc mocno zdziwić. Naszemu krajowi zaś nie szkodzi, że współpracuje dyplomatycznie z państwem, którego podmiotowość jednocześnie kwestionuje. Bartoszewski już tak się zapędził, że, aby uzasadnić niepojęte, powołał się na autorytet własnego ojca, który „postąpiłby tak samo”. Pewnie tak, ale dla logiki naszego uczestnictwa w ładzie międzynarodowym – żadne to pocieszenie.
Najciekawiej było kiedy redaktor Rymanowski przypomniał Bartoszewskiemu, że jego MSZ wystosował pełną oburzenia notę, kiedy to Mongolia zgodziła się we wrześniu ubiegłego roku przyjąć u siebie bez aresztowania piekłoszczyka Putina, z takim samym listem gończym od MTK na karku. Czytaliśmy wtedy to, co pisał w tej sprawie: „Z przykrością przyjęliśmy fakt, że wizyta prezydenta Federacji Rosyjskiej w Mongolii odbywa się w czasie, gdy jest on objęty nakazem aresztowaniawydanym przez Międzynarodowy Trybunał Karny,a Mongolia jest państwem-stroną statutu MTK. Wizyta ta podważa międzynarodowy system wymiaru sprawiedliwości w sprawach karnych”. Na taki argument redaktora Bartoszewski odpowiedział coś w stylu, że to są sprawy nieporównywalne, gdyż Putin ma na sumieniu zbrodnie wojenne, zaś Netanjahu to nie wiadomo, może coś ma, ale to nic w porównaniu z ruskimi atakami na ludność cywilną.
Tak? Rzeczywiście nie do porównania: 13.000 zabitych ofiar cywilnych na Ukrainie, zaś w Gazie – około 50.000, z czego połowa (terrorystycznych rzecz jasna) dzieci. Zresztą okazuje się, że ta liczba ofiar w Gazie to tylko te policzone, zaś wyszło ostatnio (jak donosi Lancet), że może ona dochodzić do 70.000 ofiar. Tak, to rzeczywiście bez porównania, skoro – jak pisał New York Times – w Gazie w ciągu dwóch pierwszych miesięcy zginęło więcej dzieci i kobiet niż na Ukrainie w ciągu dwóch lat wojny.
I po tym wszystkim Netanjahu oświadczył, że… nie przyjedzie. I zostaliśmy z tym wszystkim jak Himilsbach z angielskim. Bo teraz pora na bilans tych cudów.
Tracimy wszędzie
Po pierwsze zadarliśmy jednak z Izraelem, i niestety z USA. Dostało się nam przede wszystkim od amerykańskich Żydów, co to nie przegapią żadnej okazji, by Polsce dowalić. Ale tym wszystkim wyrywnym, by na wyprzódki dogodzić Amerykanom wypada przypomnieć dwie rzeczy: wcale nie wiadomo, czy Trump tak kocha premiera Izraela. Ten widziałby na jego miejscu kogokolwiek, gdyż Bibi mu strasznie dopiekł. To, że Donald amerykański łasi się do żydowskiego lobby amerykańskiego, to raczej taktyka wyborcza. Teraz jest już po wyborach, a słońce – wiadomo – może być tylko jedno. Trump na ten przykład nie zaprosił szefa rządu Izraela na swoją inaugurację. Jest to więc nie wyraz podporządkowania się wyrokom MTK, ale manifestacja osobistej niechęci do kogoś, dla kogo rząd polski wyrzekł się uczestnictwa w ładzie międzynarodowym, a ten… nie przyjechał.
Po drugie – w razie upadku rządu izraelskiego obecny premier pójdzie ciupasem do więzienia, ale nie z woli Trybunału, tylko sądów izraelskich. Trzeba dodać, że przed wojną z Hamasem, co było niezłym impulsem do jej wszczęcia – na ulicach izraelskich miast miliony ludzi protestowało przeciwko premierowi. I tylko stan wojny z Hamasem uchronił go przed obaleniem, co też tłumaczy bezsensowne przewlekanie tej wojny, gdyż służy to tylko wolności premiera. A więc okazać się może, że nasze starania co do zapewnienia bezpieczeństwa i wolności Netanjahu w Polsce sczezną na niczym, gdyż zaaresztuje go własny lud, na własnej ziemi.
Druga strona przegrana to świat arabski. Do tej pory Polska jakoś siedziała cicho w sprawie Gazy. A to był, co najmniej, dobry czas, żeby pomilczeć. I tak było. Trochę tego, trochę tamtego. A teraz wyszliśmy przed szereg (a propos pod ramię z Francją, która wycięła ten sam numer). A więc mamy przechlapane u obu stron, a to już jest majstersztyk dyplomacji.
Mamy też tyły w tzw. społeczności międzynarodowej, gdyż ta – po takich wyczynach – może mieć wątpliwości do naszej powagi należenia do wszystkich umów międzynarodowych. No, bo jak te – jak w tym przypadku – można uchylić z powodów jakiegoś dziedzictwa kulturowego, uczczenia ofiar, prawa do pamięci i innych takich humanitarnych zaśpiewów, to czemu nie zawieszać i innych umów? A jak to zadziała w drugą stronę? Jak to wobec nas, z takimi argumentami, uchyli się jakieś państwo z wykonania zobowiązań jakiegoś aktu międzynarodowego? Np. art. 5 Traktatu Północnoatlantyckiego? Np. powiedzmy Niemcy stwierdzą, że nie przyjdą nam z pomocą w razie agresji, bo się będą obawiały, że ich bomby w Ruskich zniszczą groby ich poległych żołnierzy, a przecież to dziedzictwo kulturowe, c’nie?
No i na Kremlu strzeliły korki od szampana. Samobójstwo w biały dzień. Widać jak tarantulę na torcie, że ten ład międzynarodowy to funta kłaków nie wart. Putin może się z tego śmiać i pokazywać ręką na Polskę. Znowu ci Polacy. Nawet na Zachodzie, tym bez USA, ten ruch będzie odczytywany jako osłabienie całego ładu międzynarodowego. I to w wykonaniu Polski, sama która będąc ofiarą wszelkich wojen powinna przecież być w szpicy międzynarodowego ruchu ścigania zbrodniarzy wojennych, nawet we własnym, nie daj Boże, przyszłym interesie.
Zostaliśmy sami
Świat już na arenie światowej zobaczył jak Polacy traktują prawo, tym razem międzynarodowe, tak jak je rozumieją. Wychodzi, że nic z tego nie rozumieją. Implementacja tej samej ściemy, czyli piękne słowa o praworządności i pała za plecami, z gruntu polskiego poszła w świat. Utwierdza go to w przekonaniu, że Polska jest krajem jednak dzikim, nieobliczalnym w swej głupocie nierozumienia długofalowych skutków swej doraźnej wojenki polsko-polskiej. Cała klasa polityczna, o mediach już nie wspominając, dokłada się do tego. W tej przygodzie z MTK jak w soczewce skupiły się wszystkie wady III RP, która sama coraz bardziej dowodzi, że suwerenna niepodległość ją przerasta.
Napisał Jerzy Karwelis
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.