13.03. ZACZYNAM PISAĆ
Dzień 10.
Zakażonych/zgonów 68/2
Postanowiłem pisać dziennik zarazy. Przypomniał mi się Boccaccio ze swym Dekameronem, pisanym przecież w czasie kwarantanny. Wiem, że po powrocie ze słowackich nart będę musiał na siebie nałożyć swą własną samoizolację, nie wymuszoną przepisami, ale okolicznościami. Pracy i tak nie mam – koronawirus złapał mnie w czasie zmiany roboty – ale wiem, że i bez tego życie w Polsce zamarło.
Myślę, że wielu teraz w domach pisze pewnie podobne dzienniki. Czas się nagle zatrzymał i rozpędzona dotąd w pogoni za pieniądzem i sukcesem ludzkość musi, albo tylko może, nagle spojrzeć sobie w twarz. Ma czas by pobyć sama ze sobą. Nie wiadomo jak się taki eksperyment może skończyć. Zaganiane lemingi będą 24h ze swoimi dziećmi. Obie strony mogą nie być na to przygotowane…
Jest to czas wymuszonych rekolekcji. Tak jak w Kościele czas zwolnienia tempa i zatrzymania się w refleksji nad samym sobą. W naszej cywilizacji taki dziwoląg nie miał prawa się przydarzyć. Wszystko było na bieżąco. Zaprzęgnięci w kierat możemy być nie przygotowani na kwarantannę, w której pojawią się pytania, a co gorsze – odpowiedzi.
Będę chciał spisywać swoje stany zamknięcia, pobudzane wieściami z zewnątrz. Chcę zobaczyć nie tylko jaki będzie bieg wypadków, ale jak się będą zmieniały moje reakcje na nie i na siebie. Jestem symetrystą, więc jeszcze łatwiej mi będzie patrzeć na nieuniknione upolitycznienie wirusa.
A więc – wirus. Pojawił się w Chinach i dość szybko rozprzestrzenił się po świecie. Na razie Chiny przodują, ale jest kilku pretendentów, głównie z Europy. Wszyscy stali się epidemiologami. Nie wiem jak w innych krajach, ale w Polsce na pewno. Ale to pewnie stały komponent polskiej duszy. W pociągu na jeden przedział – oprócz wszystkich jako polityków – przypada zawsze jeden lekarz-amator. Teraz awansował do miana guru i doszło doń wielu adeptów. A jak już popatrzeć na polityczny aspekt wirusa, to każdy Polak-politykier dołączył teraz do swego arsenału wirusa i wszyscy są już ekspertami. Ja, amator w tym względzie, będę się więc czuł samotny. Jak wrócę do Polski wszystko będzie gotowe, bo od dawna jestem na diecie pudełkowej dostarczanej do domu. Nie będę musiał więc wychodzić. Zakopię się z książkami, internetem. Będę pisał dziennik zarazy. Aby utrzymać rygor zakładam 2,5k znaków dziennie ze spacjami. A że mam skłonności do nadmiaru w pisaniu, to spróbuję się mitygować. Zresztą, zawsze chciałem za dużo powiedzieć za jednym razem. Jak to sobie podzielę na dni, to może wyjdzie na dobre.