10.11. Jagodzianka
10 listopada, wpis nr 1231
Zapraszam do wsparcia mego bloga
Wersja audio
Dziewczynka właściwie płacze. Stoi na zebraniu i ledwo może mówić ze wzruszenia. Wyrzuca z siebie nieudolne kalki tvn-owskich tez wbijanych. Pyta wiecującego Donalda Tuska (od 37.00), czy będzie mogła wreszcie studiować prawo w Polsce. Tłum mruczy ze zrozumieniem i aprobatą: tak może teraz wreszcie spełni się marzenie małolaty i wielu jej podobnych. Wreszcie ten straszny PiS (który jak widać nie pozwalał studiować prawa w Polsce) odchodzi, zaś wiecujący Tusk jest depozytariuszem tych nadziei. Tusk odpowiada, że się będzie starał i nadzieja wlewa się w serca Jogodzian. Bo jesteśmy w Jagodnie. Nowym miejscu na mapie Polski, które jak kiedyś Końskie, stało się symbolem wyborczym Nowej Najjaśniejszej, tej zwycięskiej.
Najpierw o Jagodnie samym. To wrocławskie miasteczko Wilanów. Wiem, bo mieszkam na Wojszycach, czyli przez ulicę i to od czasów kiedy na miejscu nowych apartamentowców jeszcze hulali w chaszczach menele i pili kakao. Teraz stoją tam rzędy nowych domków i apartamentowców z napływową ludnością, tym razem wrocławskich, słoików. Miejsce wybrane jest fatalnie na tego rodzaju inwestycję. Z Wrocławiem łączy je jedna droga – wąska żyłka asfaltowa, dopiero ostatnio poszerzana, która i tak kończy się zastawką wąziutkiego wiaduktu – nieustanne źródło zatorów korkowych. W mieście rządzi od lat PO-wska ekipa, która wydała pozwolenie na taką hucpę (wiadomo – Wrocław miastem deweloperów), wsadzając kilkanaście tysięcy luda do urbanistycznego saka. Wyjazd z Jagodna do pracy i powrót do jego macierzy można porównać tylko do kolejnego fenomenu jakim jest bliska ulica Zwycięska, najbardziej zakorkowana ulica w Polsce. Jak na pornosie – wszystko stoi.
Społecznie, a właściwie statusowo, miejska pułapka zaludniona jest estetycznie-bezrefleksyjnym elektoratem antypisowskim, raczej – jak widać – nie sklejającym faktów i ich konsekwencji. Tak jak od lat głosuje za włodarzami miasta, którzy powielają Jagodzian inkluzywność korkową, tak i teraz – jak donosiły media – Jagodno stało się symbolem wytrwałości frekwencyjnej, gdyż kolejka do głosowania w tamtejszym lokalu wyborczym stała dzielnie do 3 rano, żeby oddać głos „wiadomoprzeciwkokomu”. Symbolem stała się pizzeria, która za darmo serwowała pizzę stojącym, co stało się już znakiem innego czasu – w 2011 roku, za czasów Tuska I zapadł wyrok na wałbrzyskiego piekarza za to, że rozdawał biednym pozostały po sprzedaży chleb. W tamtych czasach karuzele vatowskie kręciły się jak bączki, a piekarz dostał wyrok za to samo, za co dziś właściciel pizzerii, nie to że bezkarnie, ale w świetle kamer, z wizytą Tuska w lokalu, zrobił w dniu wyborczym. Idą inne czasy i – jak widać – przestępstwo poczynione w słusznej sprawie, jeżeli jest to NASZA słuszna sprawa – będzie chwalone. Oby nie był to symbol szerszego i ogólnego podejścia do życia nowych władz. Tyle selektywna pamięć Jagodzian.
Ale wróćmy do naszej Jagodzianki. Tak, nie można było w Polsce za PiS-u studiować prawa, a teraz będzie można. I nie można tego brać jedynie na karb emocji młodej wzmożonej. CAŁA sala myślała tak samo. Nie można było – teraz będzie można. Zresztą cały zapis tego jagodzinnego spotkania to męcząca acz pouczająca przygoda. Wiadomo, Tusk to kokiet i opowiada milutkie bzdurki, które są kompresją tvn-owskiego przekazu dobowego, który świetnie się sprawdza w gronie, że tak powiem, tą propagandą nagraną na całej, coraz krótszej, szpuli zwojów mózgowych, nie zdaje zaś egzaminu w otoczeniu wrogim, czego dowodem była jego kompletna klapa wizerunkowa w czasie debaty w TVP, o czym już pisałem. Dlatego bardziej interesujący był tłum. Rozpalone, wzruszone twarze, tuż przed wybuchem płaczu, albo maślany wzrok zachwytu wpatrzonych oczu jak cielęcia w Tuskowe wrota. O pytaniach już raczej nie wspomnę, bo te tylko odzwierciedlały odjazd już tak daleki, że sam Donek musiał mitygować zapędy swych akolitów, dzięki czemu wychodził na człowieka narodowego pojednania. Tak, twarze – i tym chciałbym się zająć.
Można się wydobyć na metaforę, że tak mogą wyglądać karpie, które domagają się przyspieszonych świąt Bożego Narodzenia. Jagodzianie to symbol nowej Polski, która na złość PiS-owi odmroziła sobie demokratycznie uszy, tylko o tym nie wie, lub nie chce wiedzieć. Do tej pory głosuje przecież na swych korkowych gnębicieli i nie łączy kropek przyczynowo-skutkowych. Mamy dwa możliwe powody tego stanu: pierwszy (i tu się zgadzam co do diagnozy, nie reakcji) to taki, że PiS zalazł już tak za skórę i swoim interesariuszom, ale i ludziom środka, że kupili hasło „wszystko, tylko nie PiS”, które w logicznym rozbiorze wychodzi na to samo, co – po nich choćby POtop. Czyli mamy do czynienia z bezrefleksyjnym gestem niechęci, wzmożonym bliżej nieukierunkowaną nadzieją, że nie może być już gorzej. Ale może, kochani, może. I to sami zobaczycie(-my). Piszę MY, bo w demokracji przedstawicielskiej błędne wybory grup elektoratu dotyczą także tych, którzy tych decyzji nie podzielali. I WSZYSCY się będą z tym męczyć i bezrefleksyjni (ci mnie, ale o tym – potem), i ci którzy kasandryczyli od początku. Grecki tragizm racji równouprawnionych polskiej polityki polega na tym, że nie ma dobrego wyjścia – głosowanie na PiS nic by tu nie zmieniło, ale nadzieje na zmianę po tym geście mogą być bardzo płonne.
Czemu uważam, że w mniejszym stopniu dotknie ta refleksja zawierzonych? Ano temu, i tu powtarza się syndrom kowidowych postaw społecznych, ludzie, indywidualnie i zbiorowo odrzucają gorycz refleksji o błędnie podjętych decyzjach. Te zostały zinternalizowane, to znaczy – przy zdecydowanym udziale suflujących je mediów – przyjęte z zewnątrz do świadomości, by po długim pobywaniu w dylemacie „uznaję je albo przyznam się przed sobą, że dałem się wystrychnąć”, przyjąć pozytywny przekaz „wszystko jest ok” jako swój efekt swych własnych indywidualnych i wyjątkowych przemyśleń, czyli własną decyzję i postawę. I takich z tysiąc siedziało na sali gimnastycznej w Jagodnie. Daliby się pokroić, że to wszystko ich szczere przemyślenia, choć waliło odtwarzanymi kalkami na kilometr.
Drugi powód jest prostszy. Jak mówił pewien mądry człowiek – suweren nic nie kuma i, co gorsze – nawet nie wie, że nie kuma. To znaczy zakres jego niewiedzy jest poza nim, a co dopiero konsekwencje wynikające z jego decyzji. Tekst ten piszę chwilę po podpisaniu umowy koalicyjnej nowych rządzących. Chciałem sobie tutaj poanalizować ten dokument, ale po jego lekturze odechciało mi się. Nic tam nie ma w tym „bardzo dobrym tekście” (Hołownia), tak jakby miano oceniać jego stylówę. Jest to raczej gest wykazania samobójczości misji Morawieckiego – żadnych marzeń o konstrukcji pisowskiej koalicji, jesteśmy po słowie, nawet papier jest. Ta umowa koalicyjna spełnia też obecnie chyba inną ważną rolę. Oto zamknęliśmy się w jednym pokoju, trzymamy się za ręce, by naszego kręgu nie rozerwała żadna korupcyjna propozycja PiS-u, ba – nie wychodzimy nawet na siku, bo jeszcze Mateusz zadzwoni i będzie indywidualnie korcił w kibelku. To coś jak o przypowieści o dwóch tirach rozpędzonych na czołowe zderzenie. By nie było katastrofy jeden z kierowców powinien wyrwać i wyrzucić na oczach drugiego swoją kierownicę, na znak, że już nie zejdzie z kursu. Wtedy decyzję ratunkową może podjąć już tylko ten drugi.
Właściwie to ten tekst umowy jest o jednym – jak tu z, często sprzecznych, obietnic programowych upichcić jakąś trzymającą się kupy całość, by już na starcie nie zawieść swojego elektoratu. I tego właśnie nie kumają wyborcy, nawet nie kumają, że nie kumają, czyli nie wiedzą, że nie wiedzą. Media im to wszystko wytłumaczą, Donek będzie kokietował, wsłuchany we własny głos z wzajemnością, skupimy się na wieściach o tropieniu pisizmu, rewelacjach odkryć niespalonych dokumentów, dowodzących kradzieżowości formacji odchodzącej. A ważne rzeczy będą się działy. Obok. W dodatku w zapętleniu sprzeczności interesów egzotycznej koalicji. Tę mogą zjednoczyć tylko dwie rzeczy – stanowiska i teatrum rozliczeń. Czyli igrzyska zamiast chleba. I w takiej ułudzie „dziania się” spraw Polski będziemy sobie przebywali tę kadencję (jeśli dobiegnie ona końca w tych składach).
Ale wróćmy do Jagodna mojego. Zawsze się zastanawiałem nad fenomenem korelacji (często formalnej) inteligencji z zachowaniami stadnymi. Wyszło mi, że – odwrotnie do narracji odsądzającej od czci i wiary populizm – im większa inteligencja, lub jej tylko wyobrażenie o sobie członków tłumu, tym stado głupsze. No, bo popaczcie – w końcu to jakieś, co prawda korpo, ale wykształcone ludki, w tym Jagodnie, a twarze objęte baranim zachwytem, histeria indywidualna i zbiorowa: Donald przyjechał, zstąpił na jagodzińską ziemię z wyżyn światowej polityki, jak człowiek (uwaga!) zjadł u nas pizzę (oj, będą teraz kolejki do niemytego po Donku krzesełka), obiecał naszej Jagodziance, że wreszcie będzie mogła studiować prawo w Polsce, bo do tej pory biedaczka nie mogła. Wziął dziecko na rękę, powiedział parę wiców, jak człowiek, a nie ten stary robot Kaczyński, czy Pinokio Mateusz. Hura!
To smutne, bo to ludzie aspirujący do elity, wciąż wywyższający się nad poziomem ludu pisowskiego, tarzanego obelgami i poniżaniem, czyli wraca postawa, która niedawno kosztowała PO siedzenie 8 lat w oślej ławce polskiej opozycyjnej polityki. Pała się odgina w drugą stronę, ale to ta sama pała, tylko tyle się zmieniło – kierunek. Wszyscy ynteligenci są tu tacy sami. Widziałem to kiedyś z Wałęsą, jeszcze w jego pierwszej wersji – zachwyt inteligenckich autorytetów, maślane oczy, wyczytywanie z bełkotu fałszywego geniuszu własnych podstawionych treści. I dzieci na rękach, nosz k…a, to ja zawsze to musze oglądać? Od Hitlerów, poprzez komunistów, po czasy nowe – wziął dziecko na rękę, kupuje w Biedronce, chodzi w klapkach, lata Ryanairem, no nasz człowiek. Zawsze to samo. I ciągną się te korowody celebryckie, artystowskie i naukowe, w sumie za przedstawicielami politycznej gangsterki, bo tak wygląda polska polityka w całej rozciągłości III RP. I bezrefleksyjne peany, wzmożenia, intelektualne orgazmy. Gdzie ta kontrolująca rola elity, która miała być sumieniem narodu? Stała się żyrantem brutalnej brudnej polityki, przyssana do systemu jako klient i biorca publicznego grosza z rąk szafarza dóbr – aktualnej ekipy rządzącej lub jej zagranicznego mocodawcy.
Czasem, jak to pisał Mickiewicz, w takim poplątaniu ról i wartości ratunkiem jest człowiek prosty, ludowa mądrość, tak-tak – nie-nie. Ale gdzież jej teraz szukać? Ta, po okresie karnawału socjalnego, wraca tam skąd przyszła, Tylko czy jeszcze wróci i czy w ogóle ma wrócić, bo to by oznaczało, kolejną tylko zmianę położenia, tyle że znowu tej samej pały? Czyli może nigdy z tego nie wyjdziemy. Czy skończymy jako naród, który bawił się dwubiegunowo wajchą zwrotnicy naszych dziejów, aż wykoleił swój pociąg państwowości? Nie tylko w Jagodnie.
Napisał Jerzy Karwelis
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.
Aby świętować Dzień Niepodległości , należałby wpierw tą Niepodległość odzyskać 🙁
I jaką sytuację mamy po święcie naszej demokracji? Oto z jednej strony do objęcia rządu pretenduje Donald Tusk, a z drugiej – Mateusz Morawiecki. Donald Tusk, jak wiadomo, jest podejrzewany o to, że był agentem STASI o pseudonimie “Oskar” … Z kolei Mateusz Morawiecki, jak wiadomo, był zarejestrowany w roku 1989 jako tajny współpracownik STASI o pseudonimie „Student” . Wiadomość o tych niebezpiecznych związkach została – jak pamiętamy – przyjęta grobową ciszą zarówno przez sfery rządowe, jak i – zdawałoby się – wrogie sfery opozycyjne.
W takich sytuacjach trzeba odwołać sie do klasyków demokracji, a w szczególności do jednego w osobie Józefa Stalina. Sformułował on spiżową sentencję, że jeszcze ważniejsze od tego, kto liczy głosy, jest przedstawienie wyborcom prawidłowej alternatywy.
A kiedy alternatywa jest prawidłowa? Wtedy, gdy bez względu na to, kto wygra wybory, będą one wygrane
https://nie-wierze-nikomu.pl/index.php/aktualnosci/301-dlaczego-niemieccy-namiestnicy-zostaja-premierami-polski-oskar-i-student
PIS gotował żabę na wolnym ogniu, wykonując polecenia globalistów 🙁
Liczę , że teraz folksdojcze, huujownia i lewica podkręca gaz i Polacy przejrzą na oczy.
A za 2 lata kolejne wybory ?
—
Rządy zarówno PO jak i PIS-u to katastrofa i dokończenie IV rozbioru Polski.
Obie partie nie reprezentują polskiej racji stanu , ale przede wszystkim realizują cele globalistów, czyli Agendy 2030. PS: Agendę 2030 to nie teoria spiskowa, ale dokument ONZ.
PO to partia , która realizuje w Polsce interesy Unii Niemieckiej,
a PIS interesy amerykańsko-żydowskie, taka jest smutna prawda.
Jak mawia redaktor Michalkiewicz – Polską rządzą na zmianę trzy stronnictwa: ruskie, pruskie i amerykańsko-żydowskie.
—
Hasło wiecznie żywe – DZIEL I RZĄDŹ (divide et impera)
Globaliści specjalne podzielili Polaków na 2 plemiona Tutsi i Hutu, sorry PIS i PO, które nawzajem się „wyrzynają” nie widzą prawdziwych zagrożeń. To taka zabawa , igrzyska dla głupich mas 🙁
Gdy tymczasem oni, pod pretekstem globalnego oćipienia klimatu, wprowadzają Wielki Reset i tzw. Zrównoważony Rozwój , czyli Komunizm 2.0 )
Co za różnica, czy rządzą nami … z PIS, PO, czy inne marionetki globalistów ???
To tylko mapety, pajace – cyrk dla mas, aby wierzyły, że idąc do wyborów, coś wybierają.
Gdyby teraz rządziło PO to doradca Tuska, Pinokio Morawiecki, robiłby to samo.
PIS niestety kontynuuje politykę ograbienia, kolonizacja Polski, zrobienia z Polaków niewolników , (Kieżun o tym mówił )
Wprowadzenia Wielkiego Resetu oraz największą ściemę XXI wieku, czyli że jakoby wytwarzany przez człowieka CO2 ma wpływ na ocieplenie klimatu.
Więcej na https://nie-wierze-nikomu.pl/index.php/katastrofa-co2-2/100-piec-ksiazek-ktore-wprowadza-cie-w-depresje-albo-obudza
Skoro Europą i Polską rządzą neokomuchy, warto przypomnieć im podstawową marksowską maksymę, iż byt określa świadomość.
A byt, nawet tych z Jagodna (zwłaszcza ich, bo lud prosty i fachowcy od konkretów zawsze sobie jakoś poradzą) lada moment będzie kijowy do reszty, wraz z mumijnymi et-sami 2 etc.
Plus 3 WWŚ na dokładkę.
A wtedy zobaczymy, czy klimatyzm zapełni jagodzianom brzuszki, a genderyzm i politpoprawność spłacą za nich kredyty hipoteczne.
Tak czy inaczej, skoro Niepodległej, staraniami Studenta i Oskara i tak już prawie nie ma, to pora na poważne przygotowania do V rozbioru.
Choć tym razem, po 30 latach deformy oświatowej, nawet Pieśń
nie ujdzie cało, bo zerwał się polski fundament kulturowy, rozbiory obecne będą krótsze. Maksymalnie 2 pokolenia, bo potem zaborcy przestaną istnieć. Demografii i szariatu nie oszukają.
Dużo gorsza od braku edukacji jest ciemnota oświecona. Człowiek prosty , często pełen pokory , rozumie, że może czegoś nie wiedzieć. Natomiast wykształcony idiota jest bezgranicznie przekonany o swojej wyższości intelektualnej , mimo tego że jest idiotą. ( St. Michałkiewicz ). No i takie to korpoelity