11.09. Patrzmy się na Szwecję

2

11 września, dzień 193

Wpis nr 182

zakażeń/zgonów/ozdrowień

73.047/2.169/58.848

Obiecałem, że będę monitorował Szwecję jak sobie radzi z wirusem. Przyjęła ona inną strategię niż większość „lockdawnowych” państw, o której za chwilę i dobrze byłoby porównać już pojawiające się wyniki działań, by wyciągnąć wnioski z różnych rezultatów, w zależności od różnych strategii państw.

Jaka więc była strategia Szwecji? Polegała ona na trzech filarach: chronieniu gospodarki przed lockdawnem i stosowaniu minimalnych obostrzeń, po drugie – nabraniu stadnej odporności przez obywateli oraz oddaniu Szwedom indywidualnej decyzji co do zakresu własnej izolacji.

Zajmijmy się tym punktami strategii po kolei. A więc ochrona gospodarki warunkowała minimalizację zamknięcia firm. Krytycy strategii Szwecji – większość mediów i państw, czyli tych co wybrali inną drogę – wykazywali, że to nie ma większego wpływu na szwedzką gospodarkę, ale za chwilę zmieniali zdanie i konstatowali, że gospodarczo Szwecja poradziła sobie najlepiej. A więc ocena czy u nich gospodarka ucierpiała najmniej zależała od… woli oceniającego i upływu czasu. Zobaczmy co więc zrobili Szwedzi, czyli – jakim kosztem Szwedzi ratowali gospodarkę. Odporność stadna, czyli wytworzenie poprzez kontakt z wirusem zakażeń u większości społeczeństwa, w związku z tym nabranie przez niego odporności, skutkowała wzrostem zakażeń i przypadków śmiertelnych (Szwecja – do dziś 5.800 zgonów, Norwegia – 256, Finlandia – 336). To wygląda na sporo, ale w porównaniu z zamkniętymi Hiszpanią czy Wielką Brytanią wychodzi taka sama śmiertelność, a w porównaniu do Francji – 25% mniejsza. Ale co do wypłaszczania dziennej liczby zakażeń to już jest inaczej: Szwecja – 150, Francja – 7.000, Hiszpania – 8.500 dziennie. Czyli stadne zakażenie jest i tak nie do uniknięcia i jego spłaszczanie nie przynosi większych efektów.

Osławione spłaszczanie zakażeń w celu zapobieżenia inwazji chorych na niewydolną służbę zdrowia okazało się nie tak bardzo zasadne, kiedy przestano zwozić ludzi „z objawami” do szpitali (gdzie większość się dopiero zakażała), ale zajęto się wyłącznie komplikacjami powirusowymi i opieką nad grupami ryzyka, a resztę podejrzanych trzymano w domach co najwyżej na 10 dniowych kwarantannach. Przypomnijmy, że Szwecja jest krajem o niskiej gęstości zaludnienia i łatwo tam o dystans społeczny, ale niska zakaźność jest w Szwecji nie tyle uzasadniana tym czynnikiem, co całościowym podejściem rządu. Bo idzie trzeci punkt szwedzkiej strategii: zamiast wprowadzać odgórne i ogólnie obowiązujące obostrzenia rząd zwrócił się (po kampanii edukacyjnej o co chodzi z tą koroną) do obywateli by sami według własnego rozeznania podjęli indywidualne decyzje co do ochrony własnej. Wszystko jest otwarte, masek nie trzeba nosić – ten kto się boi czy jest w grupie ryzyka może nie wychodzić z domu, nosić maskę 24h. Reszta – jak chce.

Od dawna istnieją opinie, że samoizolacja i kwarantannowanie całego społeczeństwa przynosi równie złe skutki co koronawirus, jeżeli nie gorsze. Siedzenie w domu naraża na brak odporności uzyskiwanej przy przebywaniu na zewnątrz, jest przyczyną wielu chorób, w tym ukrytej pandemii depresji pokowidowej.

Ja przyglądałem się przypadkowi Szwecji również pod kątem medialnym. Wiedziałem, że rzucą się na nią wszyscy ci, którzy zrobili inaczej, by nic nie podważyło słuszności ich decyzji. Wieszano psy na tej Szwecji, a to, że zabija starszych (główną wylęgarnią ognisk kowida są domy starców i ośrodki opieki społecznej, jak wszędzie na świecie, i to zakażeń kończacych się tragicznie z powodu chorowitości i wieku), a to się bili w pierś ichni epidemiolodzy, a to wychodziło, że gospodarkę wcale te trupy nie uratowały. Bilans kowidowych śmierci nie wylicza innej epidemii – śmierci niekowidowych. Tych wszystkich, którzy z powodu „jednoimiennego” nastawienia służby zdrowia nie zostali w porę zoperowani, albo zaopiekowani w czasie chorób przewlekłych oraz wzięci pod opiekę w stanach nagłych, odprawieni od przychodni bo nie wiadomo czy mają testy oraz niezdiagnozowani odpowiednio za pomocą zdalnych pseudowizyt. W Szwecji, która nie przestawiła swojej służby zdrowia na de facto jednoimienność, takie przypadki mogą zebrać mniejsze żniwo. A tym i rezultatami – czyli dynamiką zgonów niekowidowych – jakoś nikt się nie chwali. Zwłaszcza, że wiele następstw – np. odłożone operacje – będzie opóźnione w czasie, tak, że związek przyczynowo-skutkowy może być niewidoczny.

Najciekawsza była zimna wojna koronawirusowa pomiędzy przyjaciółmi: Szwecją i Norwegią, wygrana przez Szwedów. Na początku Norwegia wystosowała zarzuty wobec Szwecji, że ci atakują Norwegów (chodziło fakenewsa, że Norwegia zamknęła… lasy, pamięta ktoś jeszcze, że coś takiego w Polsce, to nie był fakenews) a sami zabijają obywateli. Skończyło się na tym, że premier Norwegii przyznała się obywatelom, że źle zrobiła z tym lockadwnem i dała się podpuścić propagandzie (u nas takie wyznanie polityka – nie do pomyślenia!), zaś Szwecja to wzór strategii i chce, jak teraz… większość krajów dołączyć do ścieżki przetartej przez – nomen omen – koroniarzy.

WHO się poddała i podała Szwecję za wzór podejścia do koronawirusa, co nie tylko dało satysfakcję Szwedom, co kompletnie namieszało w głowach innym, dodajmy – tym co chcą coś wiedzieć, jak to jest z tymi obostrzeniami. Bo z jednej strony WHO sugeruje (wymusza?) obowiązek maseczkowy na twarzy, zaś w Szwecji – teraz wzorze postępowań – jak mówił klasyk: „róbta co chceta”. I to już, nie po raz któryś, nie wiadomo o co chodzi. W końcu dowiemy się – a są już takie sygnały – że ten obowiązek to od początku była tylko „sugestia” i każdy zrobił co chciał. Tyle, że elementem zachęty było maseczkowe mandatowanie i społeczny ostracyzm wobec „egoistów kowidowych” w środkach transportu i sklepach.

W Polsce podnoszą się głosy, że poleganie na własnym rozeznaniu i decyzjach obywateli co do stosowania obostrzeń w kraju nieodpowiedzialnych przecież ludzi by sie nie powiodło. To „pajace, którym wydaje się, że potrafią myśleć”, jak to wdzięcznie opisał pewien lekarz. Niestety, po policjantach, lekarze to kolejne wizerunkowe ofiary kowida. Kto jeszcze pamięta jak na balkonach kwarantanny biliśmy im brawo? Dziś to ostatni chyba już zdalni pracownicy, którzy swą izolacją chronią przed rozprzestrzenianiem się wirusa. Do 16.00. Bo po 16.00, za prywatną kasę to wirus już znika. Może to jakiś sposób – nosić przy sobie zawsze stówę, bo jak widać na wirusa działa to automatycznie? Ostatnio czytałem wpis na fejsie, jak gościu zgłosił się przez telefoniczną rejestrację do okulisty i okazało sie, że w sprawie diagnozy okulista… zadzwoni do niego za chwilę. I co? Będą razem z ekranu czytali literki albo wysupływali z kolorowych banieczek ukryte tam liczby? Obejrzą sobie przez kamerkę w komputerze dno oka?

Patrzmy na Szwecję. Od czasu do czasu. Tak z raz na miesiąc. Wygooglujmy ją sobie i poczytajmy wieści. Ale różne, bo te intencjonalnie dramatyczne pozycjonują się (dziwnym trafem) najwyżej. Szwecja nie tyle kwestionuje istnienie wirusa, ale nadreakcję państw i mediów na tę epidemię, której nie niewidać w statystykach zgonów i zachorowań. Tak jak większość antykowidowców wrzucanych od razu do worka płaskoziemców kwestionujących istnienie samego kowida. Tak dla wygody, by ośmieszyć jakiekolwiek inne zadnie niż te, przyjęte przez zastrachany mainstream. Nie patrzcie na Szwecję, jeśli nie chcecie… popsuć sobie humoru. Bo przyznać się wobec samego siebie, że człowiek dał zrobić z siebie durnia, to – dzisiaj – największe wyzwanie, któremu niewielu jest w stanie sprostać, ale o którym większość tych co straszą – wie.  

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.

About Author

2 thoughts on “11.09. Patrzmy się na Szwecję

  1. Czy ilość zgonów podana w Hiszpanii 336 jest podana prawidłowo ?
    „wzrostem zakażeń i przypadków śmiertelnych (Szwecja – do dziś 5.800 zgonów, Norwegia – 256, Hiszpania – 336). To wygląda na sporo, ale w porównaniu z …”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *