13.07. Siewcy burzy

0

13 lipca, dzień 132.

Wpis nr 121

zakażeń/zgonów/ozdrowień

38.190/1.576/27.515

W kołowrocie nawrotów wojny polsko-polskiej można znaleźć momenty graniczne. Jest to zazwyczaj po jakimś przesileniu – następuje lekkie wyciszenie emocji i pojawiają się szanse na merytoryczną dyskusję wodzących się dotąd za czuby plemion. Ja się na to nie daję nabrać, ale korzystam z okazji by wychwycić kto pierwszy po chwilowej flaucie wróci do kołysania polską łódką. Wtedy widać komu zależy na kontynuowaniu tego sporu bez tematu, bez sensu, bez końca…

Żeby sobie uświadomić takie, coraz rzadsze momenty zawieszenia broni między Polakami przypominają mi się głównie dwa duchowe przesilenia. Pierwsze – mniej spektakularne, bo przecież ich bohater nikogo nie dzielił i nie było się nad czyim grobem godzić – chodzi mi o śmierć Jana Pawła II. Pamiętamy jakąś formę uspokojenia polskich swar nad trumną Wielkiego Polaka. Nawet kibole Wisły i Cracovii padli sobie w ramiona. Ale to wszystko się rozmyło i to mało spektakularnie. Inaczej niż w przypadku drugiej traumy – katastrofy smoleńskiej.

Ja kiedyś napiszę tę książkę. Myślę o niej od dawna, ale wymaga ona zebrania nagrań ze wszystkich stacji radiowych i telewizyjnych oraz zapisu portali internetowych, by zobaczyć kto zaczął rwać tę cienką nić porozumienia Polaków, które zogniskowało się na Krakowskim Przedmieściu. Nie mam jeszcze danych liczbowych, ale obóz plemienia anty-pisowskiego wraz ze swoimi mediami zaatakował bezwzględnie i w sposób przemyślany. Końcem tej akcji była antymanifestacja pod Pałacem na Krakowskim i te wszystkie sikania na znicze i skandowanie „jeszcze jeden”. Ja kiedyś przysiądę i użyję głównie narzędzi internetowych, by zbadać który serwerek i stacja puszczała poszczególne wątki. Ciekawie to zostało ujęte w filmie „Smoleńsk”, którego kulturalnym ludziom nie wypadało oglądać (ale nie mieć na ten film zdania), więc wytłumaczę. Film nie jest o tym kto i komu podłożył bombę, tylko o medialnym młynie, który powolutku sącząc jad zwątpienia w dusze Polaków, których zbliżyła ta trauma stopniowo odwraca znaki tak, że to bolesne doświadczenie narodu stało się obciachowym tematem dla płaskoziemców i barycznych bombardierów.  

Dzisiaj mamy trochę taki moment. Traumę co prawda przeżywa tylko jedna część narodu i nie ma tu mowy o jakiejkolwiek przestrzeni do porozumienia. Chodzi o wybory prezydenckie. W demokracji jest to ponoć jej święto, zaś bezkonfliktowe wyłanianie władzy – jedną z nielicznych zalet tego ustroju. Jest ona obecnie kwestionowana. Środowisko polityczne, które przegrało – w sumie ok. 10 mln wyborców – ma przed sobą szansę. Nie na zgodę, ale na zelżenie emocji. No wreszcie ten spuchnięty wrzód wyborów pękł, i to w stylu najgorszej kampanii III RP. I mamy tu dwa wyjścia – albo powiedzieć „lud tak chciał” i zająć się pracą nad Polską w ramach swoich zasobów politycznych i budowania struktur na „za trzy lata”, albo odreagowywać frustrację wykopując jeszcze głębsze rowy i zapadnie podziałów. Niestety widzę, że większość wybrała tę drugą drogę.

Jeszcze wciąż pobrzmiewają głosy, że wyniki da się podważyć, co prowadzi w dłuższej perspektywie do delegitymizacji władzy Dudy. Fałszerstwo (jakie?) lub chociażby nieprawidłowość jego wyboru będą mu wypominane. Mamy więc w miarę zaoraną po wyborach ziemię i zobaczmy jakie ziarna się tu sieje, a można wszystko – jednak są to głównie ziarna przyszłej odsłony wojny polsko-polskiej, czyli zadymy rozpisanej tym razem na z górą trzy lata. Wybory mamy już zaliczone, teraz kolej na Unię, bo w dniu ogłoszenia wyników wyborów pokazało się, że jednak fundusze będą przyznawane z uwzględnieniem stopnia praworządności, cokolwiek to znaczy. Jak się do tego jeszcze dołożą znów polscy eurodeputowani w stylu pan Trzaskowski kiedyś, to będziemy mieli znowu zadymę. Jak nas nie wybraliście to teraz przytniemy wam z kolegami z Brukseli kasę. I widzę pełne… radości posty na fejsie, że dojedziemy pisowców. Ale jak? Głodem? Ale to wszyscy Polacy na tym stracą.

Mnożą się mapy Polsk, a to, że mamy ją również geograficznie na pół podzieloną. Ci od zachodniej strony są opisywani (z dodatkową Warszawą) jako RFN, ci ze wschodniej – DDR. Wiadomo – komuchy. Choć jak się popatrzy nie jak głosowały województwa, tylko – dokładniej – po powiatach, to sytuacja nie jest taka jednoznaczna. Nawet w jednym poście z taką mapką, gdzie kolorami wyszło, że większą powierzchnię „zajmują” województwa „trzaskowskie” podpisali się autorzy, że skoro w kolorach wygraliśmy to czemu w liczbach nie. Ale to artyści dyskutowali o matematyce – trzeba im wybaczyć.

O tym, że po TVN-ach pełno wieści, że to Polska socjalna, która jest finansowana przez Polskę przedsiębiorczą wybrała sobie prezydenta, by jeszcze bardziej possać tych drugich, to już nawet mówić się nie chce. I tak ma być jeszcze przez 3 lata? W social mediach ostrzeżenia, że zaraz się wszystko (im) zawali i dobrze im tak – niech dudowcy zobaczą co narobili. Normalnie TAKIE SAME wpisy mam sprzed pięciu lat, gdy po pierwszym zwycięstwie Dudy, a już na bank po powrocie PiS-u do władzy w 2015 roku miało nie być na drugi dzień wody w kranach a złotówka miała spaść na pysk (dobrze im? tak? im?). Dziś po pięciu latach dosłownie te same teksty, jakby się nic nie stało. W dodatku w kompletnym oddaleniu od faktów, a więc wszystko po emocjach i „wartościach”, głównie w estetyzującym tonie. A więc ku pamięci bilans od 2015 roku, na podstawie postu Czarka Kaźmierczaka: PKB +20%, średnia płaca +30%, dochody budżetu +34%, ściągalność alimentów +389%, bezrobocie -50%, luka podatkowa -75%.

Po pojednawczych słowach córki prezydenta Dudy odezwały się autorytety – Młynarska Młodsza i Kowin-Piotrowska – żadnych zgód nie będzie. Za mało kucnęłas córuś i w ogóle to nie do nas te teksty, tylko do tatusia. To jak tu się pojednać? Wiadomo, że to cyniczna gra nagranej pociechy nowego elekta, ale zabawmy się w teorię – jak miałoby wyglądać polskie pojednanie? Praktycznie. Bo coś mi się widzi, że taki stan jest możliwy tylko po zniknięciu PiSu i jego akolitów, czyli – połowy głosujących Polaków. No ale wtedy nie trzeba by było pracować na tych patusów, c’nie? Tak się wykuwa nie pojednanie Polaków, tak się wykuwa nowe szabelki na tę wojenkę.

Widać już zapowiedzi, że teraz PiS już pójdzie na całość i porobi te swoje porządki do końca. Pomagają w tym sami pisowcy, wśród których nie brakuje nadgorliwców, którzy już wyciągają stare tematy, niby zamrożone na czas niekonfliktowania w kampanii i udawania centrowych. Ja tam nie wiem jak to będzie. W rewolucji trochę spowolni PiS Senat, więc będziemy mieli przynajmniej częściej ustawy ważne i nie pisane na kolanie przed włożeniem do maszynki sejm-senat-prezydent, która klepała za poprzedniej kadencji ustawowe kapiszony w jeden dzień. I to już w postaci do natychmiastowej zmiany.

Ciekawe są enuncjacje, że to wciąż kontynuacja ukrytej władzy Prezesa, który kręci Dudą jak chce. Ale łatwo zauważyć, że Duda jest od poniedziałku człowiekiem wolnym. Nic – oprócz wdzięczności – politycznie nie jest winien PiS-owi i uważam, że będzie bardziej autonomiczny niż w pierwszej kadencji. (Dla tych co się teraz żachną – Duda wcześniej choć trochę autonomiczny, przecież to bzdura – dedykuję dwa weta, przy których za Platformy Komorowski tylko by kucnął i klepną propozycję swego zaplecza. Jest to weto sądowe, ale jeszcze ważniejsze – weto wobec ordynacji wyborczej, która na wieki utrwaliłaby dwójpolówkę polskiej sceny politycznej, w której dobrze się czują już tylko jej bezpośredni beneficjenci). Duda 2.0 ma ustrojową szansę na wykazanie się w polityce swoją samodzielnością i wizją Polski – zobaczymy, czy i jak ją wykorzysta.

Mamy już więc posiane ziarna na kolejny sezon wojny polsko-polskiej. Sieją równo, ale jedna strona równiej, bo PiS-owi, po wygranej kampanii, już tak na ostrym podziale nie zależy. Nie wiem tylko czy taki poziom napięcia jaki mieliśmy przez ostatnie prawie dwa lata (wybory samorządowe, europarlament, parlament i prezydenckie) da się utrzymać przez kolejne 3 lata. Byłoby to dość ryzykowne dla zdrowia psychicznego narodu, a właściwie jego połowy. Psychologia uczy, że długotrwała frustracja prowadzi do zachowań granicznych – agresji lub samoagresji. I jeśli komuś zdrowie ducha naszego (całego) narodu leży na sercu to ze szczególną uwagą należy przyglądać się medialnym macherom – siewcom burzy. My będziemy się bujać po wezbranym przez nich morzu, czemu się z kolei oni będą przypatrywać z wysokości swoich bezpiecznych medialnych latarń, oświetlających od czasu do czasu kolejne zastępy wrogów połowy Polaków i relacjonując walkę o przeżycie tratw z rozbitkami niekończącej wojny polsko-polskiej.     

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim bloguDziennik zarazy

About Author

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *