13.10. Ostoja Rzeczpospolitej
13 października, dzień 590.
Wpis nr 579
zakażeń/zgonów
2.928..065/75.958
Codziennie przechodzę koło Sądów na Lesznie w Warszawie i mijam ten napis, że „Sprawiedliwość jest ostoją Rzeczpospolitej”. To brzmi jak stwierdzenie, ale dla mnie raczej jako zadanie. No bo jeśli to rzeczywiście ma być ostoja, to nie mamy dzisiaj raczej na czym się oprzeć. Odziedziczyliśmy system sądownictwa w wianie po Okrągłym Stole. Tam strona „społeczna” zgodziła się na obowiązującą do dziś formułę sądów, mało tego, po ośmiu latach zastanawiania się nad Konstytucją, wpisano to, niby tymczasowe rozwiązanie, do ustawy zasadniczej. Sądy miały być niekontrolowaną, samomianującą i samorozliczającą się kastą. W 1989 roku głównie po to, by byłym (?) władcom nie spadł włos z głowy i to nie tylko za zbrodnie komunizmu, ale za nowy wymiar kapitalizmu a la polacca, czyli za uwłaszczenie się nomenklatury już w czasach transformacji.
I ten system przetrwał do dziś, a właściwie do 2015 roku. Z jednym z głównych haseł wyborczych, czyli poprawienia sądownictwa, PiS wjechał na salony władzy i spełnił swoje obietnice. Urzeczywistnienie tego trwało dość długo i wyszło, że nic nie było z prawdy, jeśli chodzi o gotowce w szufladach wtedy opozycji. Zaproponowano zmiany, wyszła awantura i to nie tylko dlatego, że środowisko, wsparte rzecz jasna przez totalną opozycję, oporowało. Sama reforma miała sporo błędów i nachalnie sprowadzała się bardziej do rozwiązań personalnej wymiany kadr niż ułatwień systemowych. Było tego tyle, że nawet prezydent Duda Pierwszy zawetował ustawę i napisał swoją.
Jednak reforma, która miała ponad 80% poparcia w społeczeństwie, a więc jej akceptacja wychodziła poza plemienne podziały polityczne – utknęła. Wzmogło się środowisko tłustych sądowniczych kotów i doszło moim zdaniem do sytuacji rokoszu. Sędziowie wypowiedzieli posłuszeństwo państwu. Ba, nawet w ich postulatach otrzymali poparcie od Brukseli i kwestia praworządności stała się główną osią szeregu sporów politycznych wewnątrz kraju i retorsji na poziomie Unii.
Kłopot w tym, że sytuacje jest patowa i wielu uważa, że nawet gorsza niż sprzed reformy. To znaczy cały system się zawiesił. Nie działa ani po nowemu, ani po staremu. Całe grupki sędziów uderzają w samo sedno praworządności, to znaczy kwestionują prawo innych sędziów do orzekania, co wystawia obywatela na niepewność rozsądzeń i wyroków sądów. No bo jak się okaże, że skład był skażony mniemaną nielegalnością składu to i wyrok, wtedy każdy, może być podważony. W dodatku negujący prawo do orzekania kolegów rokoszanie wyraźnie lecą w gumę. Ci bowiem podważają nowych kształt KRS, uznając ją za nieprawomocną, co ma skutkować, że jej decyzje np. o mianowaniu i awansie sędziów, mają być nielegalne.
Sędziowie udają, że nie wiedzą, że to nie KRS mianuje sędziów, ale robi to prezydent i jest w tej mierze kompletnie niezależny. Nawet od KRS, która mu tylko proponuje mianowania i awanse. W związku z tym tego rodzaju ekscesy nie mają żadnego umocowania w prawie. Ale co zrobić jak sami sędziowie nie przestrzegają prawa? Iść do… sądu? Jakie ma państwo narzędzia, by takie wybryki namierzać i karać? Polskie nie ma takich narzędzi, co widać i teraz. W Niemczech sędzia odpowiada karnie nawet za złe wyroki własne. U nas – zatrzymaliśmy się w pół drogi – możecie mu nadmuchać. A więc zachowują się jak rzeczona kasta. Czyli grupa spoza społecznego i systemowego osądu. Jednocześnie władcza i to bez rozliczenia. No cudo.
A teraz PiS ma na pieńku z Unią w obszarze właśnie praworządności, nawet – wbrew zapewnieniom premiera, że tak nie będzie – możemy za niepraworządność nie dostać kasy z Unii. I pogoń teraz jednego sędziego z drugim…
No, można odsunąć od orzekania. Ale taki to dopiero – ma wolny czas, dalej porządne apanaże, to jeździ po kraju i daje świadectwo. W dodatku panowie i panie w togach założyli swoje stowarzyszenia, które już coraz mniej udają, że nie są partiami politycznymi. Sędziowie mają ostre polityczne wystąpienia w przekaziorach i na spędach już nawet nie swojego środowiska, ale i suwerena.
Rokosz Panie, jak nic. A co na to państwo? No, jak zwykle – sroży się do maluczkich a z dużymi jak z jajkiem. Pełny imposybilizm. A PiS stracił rytm i szansę na zmiany. Do tej rzeki nie da się wejść drugi raz. Gdy już społeczeństwo zobaczyło jak ma wyglądać ta reforma, to się zastanawia czy jej (takiej?) chce. A więc poparcie dla reform sądownictwa spada, wraz z kontynuacją złego odbioru systemu. Czyli góra się bawi, PiS się zamachuje hucznie i potem, nie dowozi, a nam biednym zewsząd nędza. Kto był w polskim sądzie ten się w cyrku nie śmieje.
Ja wiem, że sprawa wydaje się skomplikowana. Ale taka nie jest, tak się zdaje, by mulić wodę i łowić tłuste szczupaki. A było po prostu przeczytać jedną z książeczek o reformie państwa, przygotowaną przez Związek Przedsiębiorców i Pracodawców i Warsaw Enterprise Institute. Tam w dziale o wymiarze sprawiedliwości był dość prosty scenariusz. Sędziowie powinni być niezawiśli ale usuwalni. Ale nie z powodów politycznych, tylko wolą sądzonego suwerena. Co pięć lat następowałaby weryfikacja każdego sędziego w procesie wyborczym. Byłby więc czas i okazja na rachunek i bilans każdego z orzekających. I towarzystwo by się starało, skończyłaby się pogarda napędzana bezkarnością. W tym projekcie reformy są jeszcze ważne szczegóły, ale ta pierwsza zasada, odstąpienia od nieusuwalności, załatwiła gros bolączek.
A tak stoimy w rozkroku naprzeciwko siebie. Trójpodział już dawno szlag trafił. Nie jest ani po staremu, ani po nowemu. Tylko gorzej. Tak to jest jak się sprawiedliwością nawalają taktycznie plemiona. Dawno już o nią nie chodzi, tylko o to – czyje będzie na wierzchu. Gdzie dwóch się bije to najczęściej – wbrew powiedzeniu – wcale trzeci nie musi korzystać.
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.
Trochę Pan redaktor ma rozdwojenie jaźni. Najpierw pisze o tłustych kotach, o kaście, a potem na końcu, że to jednak nie ich wina, ale systemu, który stworzyli politycy i za ich przyzwoleniem tak to wygląda. PIS również nie chce takiej zmiany, jak ta przytoczona na końcu. Bo sędzia byłby niesterowalny, a tak chce min Ziobro( takie sa jego działania). Byłby usuwalny ze względów politycznych, co juz ma miejsce w przypadku np. TK czy KRS. A suweren byłby w stanie złamać polityczne działanie obecnej władzy poprzez wybór niezależnych sędziów od politycznego zaplecza (wybory powinny w takiej sytuacji być np w połowie kadencji prezydenta). No, gdzie takie rzeczy przy tej władzy i przy chęci naczelnika do zawłaszczenia państwa, jakie ma miejsce od wielu lat, to nie widzę możliwości do wprowadzenia takiej zmiany. PIS nie pozwoli na nic co mogłoby uszczuplić jego zasoby i by jego tłuste koty i jego sobiepaństwo mogłoby stracić?
W teorii i praktyce żadna opcja polityczna nie chce żadnych zmian .Chyba ,że na swoją korzyść .Na zasadzie ,że każda władza ustanawia prawo na swoją korzyść
Wszystko jest ustawiane pod system ” babki Kargulowej ,sąd sądem ,ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie ” i dwa granaty do kieszeni .Za długo już żyję w tym ciągłym PRL różnych odmian . Stare pokolenie politycznych szubrawców wychowało nowe pokolenie takich samych . Łącznie z szeryfem sprawiedliwości zwanym ” zero ” . Naczelnik planetarny chyba nigdy uczciwie nie przepracował produkcyjnie jednego dnia ,to skąd ma wiedzieć czego chcą ludzie pracy .Jedyne co jeszcze rozumie ,ale nie ma już pewności ,że wie co robi ,to 'intrygi ” na koszt nieszczęsnego narodu ,ale przewraca się o własne nogi.
Reszta tej całej pozostałej swołoczy, nadaje się tylko na wywózkę do roboty za Mateuszową miskę ryżu. To dobry Nowy Ład ,ale dla nich . Żeby tu na Polskiej ziemi ślad po nich zaginął .Innej opcji dla tego kraju nie ma .
Amen
A czwarta władza się bogaci niezależnie od kondycji trzech pierwszych. I im mniej ma dystansu do tematu, który przedstawia, tym lepsza jej kondycja. O niezależności dziennikarskiej , po urodzinach u pana Mazurka, nawet nie warto wspominać.
Ciekawe jak Wielki Reset widzi sądownictwo? Rozumiem, że Obywatel Świata, po złym zachowaniu sam się zresetuje…(?)
Chyba tak?
Problem jest taki, że mniej lub bardziej każda władza nam się wynaturzyła. To ryzyko demokracji, tam, gdzie społeczeństwo jest nieaktywne, na wszystkich poziomach, do władzy idzie się po władzę i konfitury, a nie, żeby realizować jakieś programy. Tak jest na poziomie państwa, w samorządach, spółdzielniach mieszkaniowych, firmach ze słabym nadzorem właścicielskim.
Demokracja to nie tylko udział w wyborach, ale też kontrola wybranych i świadomość wybranych, że są rozliczani, codzienne. Sprowadzenie demokracji do wrzucenia kartki wyborczej to jak seks z prostytutką: chwila przyjemności, później trzeba płacić, szansy na trwały związek nie ma, a i jakaś franca może się trafić.
Tylko mało kto to rozumie a nawet nie chce rozumieć albo po prostu się nie chce…
„przepraszam że przerwięł” temat główny ale znalazłem dziś jeden z najważniejszych tekstów ostatnich tygodni i muszę się nim podzielić
https://www.bibula.com/?p=128417
Bardzo cenny głos w tym szaleństwie
Jednak nie wszyscy hierarchowie zaprzedali się Złu.