16.08. Trzaskowski szuka równowagi.
16 sierpnia, dzień 166.
Wpis nr 155
zakażeń/zgonów/ozdrowień
56.684/1.877/39.130
Totalna opozycja szuka równowagi pomiędzy sukcesem Trzaskowskiego, który pcha do czynu, a starymi stabilizującymi trendami w Koalicji, by wszystko zostało po staremu. KO otrzymała w wyborach prezydenckich historycznie wysoki wynik. I jak zwykle – dla nieideowych formacji sukces bywa… zagrożeniem. Bo trzeba go zagospodarować, a tu nie ma czym. Nie ma programu, bo nie tego oczekiwał elektorat, a przecież każdy konkret ogranicza i początkuje „niepotrzebną krytykę”. Nie było lidera – paradoksalnie Trzaskowski nim nie był, gdyż większość elektoratu i całośc kierownictwa uważała go za narzędzie do rozbicia monopolu PiS-u, nie zaś za kogoś na stanowisko pierwszej osoby w państwie. Coś na kształt Bidena w USA.
Jednak zaczęły się już wewnętrzne podchody. Prezes Budka poczuł się zagrożony, kwestia przywództwa w KO wcale nie jest rozstrzygnięta, co będzie powodować wewnętrze spory o schedę po 10 milionach zwolenników. Programowo – jak zwykle – sprawa jest zagmatwana, bo motywacje poparcia Trzaskowskiego były wyłącznie negatywne, zaś aksjologicznie wśród tej „połowy” (głosujących dodajmy) Polaków mamy od Sasa do Lasa i nie ma jak sklecić programu.
Zaproszony przez prezydenta Dudę do pojednawczego uściśnięcia dłoni Pan Rafał wymigał się nieobecnością. Był to zamierzony afront, ale Trzask miał naprawdę ważne sprawy (jak to prezydent stolicy) – w Gdyni. Miał ważne oświadczenie. Wyszło, że – może aby zejść z kursu na wewnątrzpartyjną kolizję – będzie zakładał ruch społeczny. Zazwyczaj mieliśmy kolejność odwrotną – to ruch społeczny, który urósł z powodów systemowych wchodził na polityczny ring w partyjnej koszulce. Tu mamy oksymoron – partia zakłada ruch. Coś się tam bąknęło o co chodzi, jak zwykle nie za bardzo jasno i nie za bardzo z sensem. Po pierwsze ma ci się ten ruch nazywać ponoć „Nowa Solidarność”, co wywołało wśród jej działaczy wściekłość. Tak to zawsze jest jak ktoś od czapy chce się podpiąć pod ważny etos, kompletnie go przy tym brukając. (Co ten Trzaskowski ma wspólnego z „tą” Solidarnością, kiedy ta w jego politycznym życiu pojawiła się wyłącznie w wersji okrągłostołowej, zaś apogeum oporu to było dla niego wylewanie waleriany na pomnik Dzierżyńskiego kiedy reżim był już właściwie z wierchuszką opozycji dogadany i za takie harce to nawet i nie łapali?) Po drugie – co będzie robił ruch? No nie bardzo wiadomo, wiemy tylko, że oprze się o samorządy (czyli de facto o jego część – zrewoltowane wobec PiS-u „wielkie ośrodki”), zaś ruch, jak to ruch – będzie się ruszał. Działanie jego będzie polegało na razie na zbieraniu podpisów pod obywatelskimi projektami ustaw. Rodzi to przykre analogie z początków Platformy, które niedyskretnie zdradził kiedyś Olechowski – dla powstającej formacji zbieranie podpisów pod referendum było tylko „ćwiczeniami”, dla rozruszania towarzystwa, dania im jakichś zadań, by zobaczyć jak, gdzie i z kim powstają struktury. Teraz ma niby być to samo, ale to kompletny odjazd, bo przecież KO jest największą opozycyjną partią w Sejmie i projekty ustaw może płodzić jak króliki, po co im więc ćwiczebne manewry ze zbieraniem podpisów pod „obywatelskimi projektami” napisanymi i tak w siedzibie PO, skoro partia może przecież wprowadzić ustawę pod obrady nawet dziś.
Do tego ten ruch społeczny wyraźnie ma być wymierzony przeciwko „ruchowemu” Hołowni. Ma ekscytować jego elektorat, który wygląda na bezpartyjny. Trzeba mu więc stworzyć bezpartyjną alternatywę, nawet za partyjne pieniądze. Hołownia zrobił swoje, popierając Trzaskowskiego i „negocjując” swoje postulaty z przyszłym prezydentem. Co z tego mogło wyjść widzimy dziś, kiedy to Hołownia jest najgorszym wrogiem KO, co dopiero mówić o uwzględnianiu jego jakichkolwiek, nawet przyczynkarskich, postulatów. A więc Hołownia może odejść, ale elektorat powinien zostawić „starszym i mądrzejszym”, czyli Koalicji Obywatelskiej, a właściwie jego bezpartyjnej „ruchowej” emanacji, której pewnie będzie przewodził Trzaskowski. Bez konfliktowania się z Budką. Taka para koni zaprzęgowych, ciągnących razem, ale osobno, byle w tę samą stronę.
Partyjna „nieruchowa” odnoga totalnej opozycji znowu wmanewrowała się w tematy bez wyjścia. Oni jednak nie patrzą dalej niż o jeden ruch do przodu, a więc „strategicznych” ruchów dokonuje się codziennie i perspektywa jest tylko na dzisiejszą wersję narracji. Jutro trzeba wymyślić następną. I KO jest w ciągłym slalomie specjalnym, co chwila wyskakuje im nowa tyczka, ale widzą tylko ją, najbliższą. Nie widzą mety – nawet tego czy przypadkiem nie jadą pod górkę. A obok PiS śmiga na krechę, bo nie patrzy na tyczki tylko na metę.
No bo po co była ta cała afera z unieważnianiem, potem wzywaniem do ponownego odbycia wyborów? Jak już się skończyły tym strasznym wynikiem, to miała być gotowa akcja protestów wyborczych, która miała zakwestionować swą skalą legitymizację Dudy. I co? Gros przygotowanych wniosków z protestami, tzw. gotowców miało błędy formalne w każdym z nich, a więc Sąd Najwyższy je odrzucił hurtowo. Osławione przekręty wyborcze były realnie udokumentowane w niewielkim procencie wniosków – reszta „na czuja”, że coś nie tak, podpisywała gotowce, bez żadnego udokumentowania i – jak się okazało – związku z wyborami. Czyli rzeczywistych protestów było o wiele mniej niż te rekordowe ilości, którymi chwaliła się ulicy i zagranicy KO. A z kolei absurdalne kwestionowanie prawa Sądu Najwyższego do orzekania o ważności wyborów rozciąga się również na… wybory Senatu, który (tak wychodzi) w ten sam sposób co dziś prezydent Duda miałby być nieważny, bo pochodzi od pisowskich nominatów?
Mało tego, po tym blamażu dalej brną chłopaki w negowanie. Powstała sejmowa komisja ds. śledzenia przekrętów wyborczych. Pies z kulawą nogą się tym nie zainteresował, nawet wśród gorących zwolenników. Trzeba jednak umieć przegrywać, a tu będziemy przed kamerami lizać poranioną łapę piszcząc, że Panie – za wolność pogryźli. Po co ten smutny spektakl, kogo i do czego ma on zachęcić, zainspirować? Znowu brak strategii i tylko jakieś emocjonalne poruszenia, erzace polityki dla akolitów. Prezydent Duda będzie jeździł po świecie reprezentując Polskę, a oni będą wciąż przez trzy lata wysadzać pociągi, udając, że nie wiedzą, iż wojna jest już rozstrzygnięta…
Przed Koalicją trudne zadanie, ale nie to będzie usprawiedliwiało, moim zdaniem pewne, kłopoty z realizacją taktyki. Po prostu, żeby zagospodarować taki wynik trzeba, jak Dyzma, usiąść i myśleć, aż się wymyśli. Potem zakasać rękawy i pójść do roboty. A tu co mamy? Zamiast myślenia strategicznego – walki Budki z Trzaskiem pod partyjnym dywanem, zamiast działań „ćwiczenia” dla samorządu, czyli „weźmy się i zróbcie”. Na leniucha nic się dzisiaj nie da, choć KO bardzo próbuje. Jej głównym celem taktycznym jest przywództwo w anty-pisie. A długotrwałe cele taktyczne stają się szybko (jedynymi) celami strategicznymi. I widać, że tak się stało. Konkurenci KO w rozsypce po walcu POPiS-u, który po nich przejechał. Trzeba tylko zneutralizować Hołownię i będzie spokój. Czyli od nowa – po staremu.
Ale są siły, które wzywają do reakcji bezpośredniej. Znany z tej postawy Władysław Frasyniuk wzywa liderów na ulicę, by poprzeć bitą przez pisowskich siepaczy (WOT Macierewicza przebrany za policję – poważnie, taką mamy narrację) młodzież. Będzie coraz więcej takich głosów, że Trzask nie poparł i gdzie są nasi przywódcy. W tym momencie tęczowe zadymy są na rękę opozycji, ale najgroźniejsze jest to, że zrewoltowana młodzież podważa już coraz częściej przywództwo opozycji, tzw. „libków”. Te ich dyrdymały o państwie prawa jako wartości nadrzędnej to już passe. ***** państwo prawa! To nowe hasło tęczowej rewolucji, które nawet Gazeta Wyborcza ocenzurowała.
Na jesieni będą kongresy wszystkich partii. Przez wakacje partyjne młyny mądrości popracują wytrwale, by jesienią podsumować sytuacje polityczną po dwuletnim maratonie wyborczym i wyciągnąć wnioski – dla Polski i dla partii. Ciekaw jestem jakie będą. W PiS-ie to proste, bo to będzie rekonstrukcja rządu, potwierdzenie przywództwa Prezesa oraz próba marginalizacji koalicjantów. Taki to przywilej władzy, że jej wewnętrzne decyzje mają bezpośrednie przełożenie na rzeczywistość kraju. Jakie będą rezultaty zjazdów opozycji, szczególnie Koalicji Obywatelskiej? Niestety będzie to tak jak kiedyś z Młynarskim, który przynosił nowe piosenki swojemu pianiście do skomponowania muzyki do tekstu. Młynarski najczęściej miał jakiś pomysł na melodię i gwizdał ją przyszłemu kompozytorowi. I zazwyczaj okazywało się, że taką piosenkę już skomponował Okudżawa czy Wysocki. I tak samo będzie z KO – jeżeli jej priorytetem jest przywództwo w anty-pisie, to zjednoczeniowe ruchy wobec reszty opozycji będą co do swej istoty miały zawsze kontekst „totalnej opozycji”. Czyli tak czy owak zawsze (ups…) Nowak.
Koalicja obywatelska jest niewolnikiem POPiS-u. A właściwie narkomanem od niego uzależnionym. Nie tylko dlatego, że PiS jest jej potrzebny do kontestowania i zwalnia od wymogów przedstawienia pozytywnego programu dla Polski. Główną motywacją jest utrzymanie stanu zastanego – wygodnych synekur partyjnej wierchuszki i posad w peowskim samorządzie. To już górze partyjnej wystarczy. A że lud totalny ma większe ambicje, to już problem ludu. Będziemy go ekscytować na wybory za trzy lata opowiadając mu komunały, za którymi jesteśmy. A w międzyczasie podtrzymamy ciśnienie pod garnkiem wojny polsko-polskiej tak ze trzy lata. Będziemy robić różne „ćwiczenia”, żeby się nas zwolennik nie zastał.
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.