17.12. Czy młodzież ma plan B?
17 grudnia, dzień 290.
Wpis nr 279
zakażeń/zgonów/ozdrowień
1.171.854/24.345/903.349
Kiedy analizowałem udział młodzieży w zadymach Strajku Kobiet skupiłem się na ekstremach, czyli eskalujących „zawodowych zadymiarzach”. I tak, jak w poprzednim wpisie, gdy opadł kurz, i zająłem się „niefunkcyjnymi” kobietami, które nawiedziły i opuściły protest, tak teraz – po odcedzeniu zadymiarzy zostaje do odrobienia analiza – kto i dlaczego z młodzieży zasilił szeregi protestujących.
Natrafiłem na ciekawą analizę autorstwa Marcela Lesika z PIE, opublikowaną przez Klub Jagielloński. Wychodzi ona z oczywistego założenia, że sam temat protestu przeciwko przepisom aborcyjnym nie mógł być jedyną, a nawet najważniejszą przyczyną wystąpień młodzieży. Że pod tych hasłem ukrywały się prawdziwe powody buntu młodego pokolenia.
Autor zaczyna od zdefiniowania grupy buntu jako Millenialsów, czyli urodzonych w latach 1981-1996 i idzie drogą ich pokoleniowych perypetii. Okazuje się, że obietnica jaką dali Millenialsom rodzice była fałszywa: ciężką pracą nie da się automatycznie dojść do sukcesu. Autor składa to na barki kryzysu z 2008 roku, ale wydaje mi się to zbytnim uproszczeniem. Po pierwsze 2008 rok ominął Polskę z reperkusjami jakie przyniósł w innych krajach. Zaś brak bezpośredniego połączenia pomiędzy pracą/nauką a dobrą posadą i karierą wynikał z genów pookrągłostołowej rzeczywistości. Czyli systemowego klientelizmu, gdzie układy różnych nieformalnych sieci podwieszeń typu patron-klient zakorkowały obiektywne kryteria awansu.
Media społecznościowe stały się pułapką alienacji całego pokolenia. Zwłaszcza, że ja na ulicach widziałem bardziej pokolenia post-Millenialsów, czyli pokolenie Z. Ludzi bliżej 2000 roku i późniejszych lat urodzenia, w których procesy alienacji, szczególnie stymulowane przez mdeia społecznościowe, postępują znacznie szybciej niż u Millenialsów. Otóż media społecznościowe stały się dla obu tych pokoleń erzacem prawdziwego życia wraz ze swymi kosztami – nie dają one bowiem dwóch rzeczy na pewno: doświadczenia zawodowego oraz podstaw budowania relacji międzyludzkich.
Dają one za to złudną obietnicę natychmiastowej gratyfikacji. Niedotrzymywaną w realnym świecie. I dlatego jak już młodzi dostaną pracę to są zniecierpliwieni brakiem natychmiastowych sukcesów, rozwoju, a widząc długotrwałość ewentualnych ścieżek awansu – nudzą się, zawodzą i odchodzą. Do domu rodziców, gdzie nabywają motywacji do swej kolejnej cechy – niechęci do dorastania.
To powoduje poczucie samotności w realu i braku odpowiedzi na pytanie – skoro nie jest tak jak miało być, to co dalej? Mamy wysyp depresji w stopniu 7 razy większym niż u dziadków tego pokolenia, którzy przecież niejedno przeżyli w stosunku do laby dzisiejszej młodzieży.
W dodatku przynależny młodzieńczości trend do zmiany świata nie daje o sobie zapomnieć. A nie mając ujścia w realu, przy niskich kompetencjach relacyjnych młodzieńca staje się on bezkrytycznym uczestnikiem wirtualnych antyplemion, skupionych jedynie wokół wybranego wroga, którym najczęściej jest jakiś przejaw konserwatyzmu. Takie plemiona nie pielęgnują rzecz jasna jakiegoś dyskursu w temacie, ale są jedynie płaszczyzną do wymiany oraz sublimacji haseł i bek, wciąż przesuwających granice chamstwa.
I taki koktajl wyszedł teraz na ulicę. I się zobaczył. Zobaczył, że nie jest sam i… wrócił do swych antyplemion. A to są wyborcy, którzy jakoś tam w przyszłości przełożą swój postulat „wyp..alać” na kartkę wyborczą. Można być pewnym, że nie będą to Himalaje programowych i analitycznych trosk o dobro wspólne pt. Polska. Przy zrównoważonych „starych” plemionach wojny polsko-polskiej będziemy więc mieli władzę „nowego trzeciego” – populistycznego prekariatu o ewidentnie lewicowych skłonnościach.
Kryzys 2008 roku oszczędził w dużej mierze to pokolenie, ale to późniejsze dostało ostatnio o wiele bardziej traumatyczną lekcję – kowidową pandemię, kwarantannę i lockdown. A to trafiło, jak już powiedziałem, na pokolenie jeszcze bardziej wyalienowane z rzeczywistości niż Millenialsi. Kobiety dały znak, że nie tylko im nie w smak z naruszeniami kompromisu aborcyjnego, ale i z ich własną sytuacją w systemie współczesnej cywilizacji. Tylko panie wróciły potem do swych zajęć.
Młodzież też dała znak. Swojej bezradności i alienacji. I też wróciła do swoich internetowych bąbli antyplemion. Czyli w miejsce, gdzie ich frustracja może i znajdzie swoje chwilowe ujście, ale nie zlikwiduje swych źródeł.
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.
Czy nie zechciałby Pan poświęcić jednego felietonu doktorowi Włodzimierzowi Bodnarowi, oraz wydanemu w listopadzie zakazu leczenia covidowców amantadyną? Co prawda tutejsi czytelnicy powinni o tym wiedzieć, ale może jeszcze nie wszyscy, a ta sprawa wydaje się bardzo ważna.
Rzeczywiście. Coraz częściej o tym myślę…
Zanim szanowny Pan napisze tekst o doktorze Bodnarze, to może łaskawie zapozna się Pan z tym krótkim komentarzem:
https://wrzodakz.neon24.pl/post/159411,cenzura-w-polsacie-o-covidzie#comment_1745562
Dziękuję za podpowiedź. Właśnie się do tematu zabieram. Jutro będzie publikacja.