19.11. Jak PiS odrobił lekcje
19 listopada, dzień 262.
Wpis nr 251
zakażeń/zgonów/ozdrowień
796.798/12.088/361.886
Niedawno zastanawiałem się, jak PiS wykorzysta dwa tygodnie, które dał sobie na uporządkowanie swoich spraw. Przypomnę „bilans zamknięcia” (sesji) sprzed dwóch tygodni: po pierwsze – symptomy utraty większości, a więc sprawa poważna, po drugie inicjatywa aborcyjna Prezydenta, dla której ciężko znaleźć większość w Sejmie, czyli brak większości obozu władzy może się objawić w sposób nagły i nie kontrolowany; po trzecie – wciąż jątrząca się rana „piątki Kaczyńskiego”, która co prawda utknęła w sejmowej zamrażarce, ale do lodówki trudno wsadzić całe branże, które obecnie żyją w prawno-finansowym zawieszeniu. No i jeszcze niepublikowanie wyroku TK i opóźnienia z wejściem w życie ustawy kowidowej. „Po drodze” przytrafiło się dodatkowo pierwsze polskie weto w Unii Europejskiej i zamieszanie z amerykańskimi wyborami. Dużo tego.
Ale widać, że te dwa tygodnie były dla PiS-u okresem ciężkiej, zakulisowej pracy. Ruchy odśrodkowe, szczególnie wokół byłego ministra Ardanowskiego rozbrojono (chwilowo?) przywracając renegatów na klubowe łono i odwieszając ich zawieszone członkostwo w PiS. W ten sposób został zażegnany konflikt wiodący do utraty większości, choć akt łaski może być zapamiętany teraz przez każdego posła, że jak się człek postawi, to – poza hukami – włos mu raczej z głowy nie spadnie (bo większość jest właśnie o ten włos), ba – można się nawet doczekać spotkania z prezesem. Kiedyś – nie do pomyślenia.
Resztę kwestii rozwiązała… ulica. Ja bym jednak panią Lempart wziął na ten jej wymarzony etat w służbach. Zresztą – kto wie, jak tam jest, bo wykonuje ona zadania władzy dokładnie. Pytanie – z przydziału, czy po prostu z naiwnej głupoty i za darmo (choć już z banieczkę-dwie zebrała, choć podobno ktoś już skradł)? No bo ponowne otwarcie sezonu zadym Strajku Kobiet z okazji rozpoczęcia esji Sejmu jest super na rękę władzy. Strajk już osiadał, po przerwie na Marsz Niepodległości, zbierało się coraz mniej towarzystwa. Po prostu frakcja „kobiet większościowych” zorientowała się, że ich protest w obronie aborcyjnego kompromisu jest wykorzystywana do zadym ekstremistów i wznoszenia postulatów ustrojowo-politycznych, niekoniecznie zgodnych z istotą ich sprzeciwów.
I została już tyko ekstrema, czyli mniejsza ilość nadrabiająca jakością. Czyli eskalacją. Do tak słabnących protestów zaczęła dołączać opozycja, by się „załapać” na słuszny ruch. W dodatku doszło do konfliktów w „łonie” Ogólnopolskiego Strajku Kobiet i pojawił się standard. Tak wyglądały losy każdego „oddolnego” polskiego protestu. Jakikolwiek „spontaniczny” ruch z zewnątrz obecnej sceny politycznej najpierw jest eskalowany do starych postulatów pozaparlamentarnej ekstremy, gros protestujących to zniesmacza i się wycofują, słabnący ruch się eskaluje, by spadki nadrobić wyrazistością, wtedy pomocną dłoń wyciąga parlamentarna frakcja opozycji, próbuje stanąć na czele i kończymy w… starym bajorku wojny polsko-polskiej.
PiS załatwił sobie tym dwie sprawy. Obył się bowiem uliczny spektakl pt. „A teraz wystąpią oba ekstrema”. Po zradykalizowaniu reakcji na Marsz Niepodległości wczoraj władze podostrzyły działania w stosunku do doświadczeń z „pierwszej fali” protestów aborcyjnych i „zrównały” obie strony. Pani Lempart dostała gazem (bo chciała, jak widać z filmów, ale taki to już los nowych idoli), co wielu sprawiło satysfakcję. I zaczęła się dyskusja – każde plemię o tym kogo PiS pobił bardziej i dlaczego nas. To pierwsza ugrana władzy – ekstrema plemienne się nawalają między sobą, a nad tym stoi PiS jako rozjemca zwaśnionych łobuzów. Nawet minister Kamiński w swoim wystąpieniu mówił, że policja przyszła wczoraj pod Sejm chronić kobiety przed kibolami.
Drugi uzysk to obrady tej sesji. Po wczorajszym porannym nawalaniu premiera za weto sprawa zeszła z przekazu. Dziś w Sejmie wielogodzinne debaty parlamentu czy marszałek Czarzasty został pobity przez policję, czy odwrotnie. No przecież w to graj władzy. Znowu mamy emocjonalne spektakle, już nawet nie o aborcji, ale o brutalności policji i guzach opozycji. To dla PiS-u granie na milczącą i zmęczoną już większość, która zadym nie lubi a ich pacyfikatorów – rozgrzeszy. Ale gdzie zawalone ustawy kowidowe? Przedłożenie aborcyjne Prezydenta? Nasza polityka wobec Unii Europejskiej? Ekonomiczne i społeczne konsekwencje pełzającego lockdownu? Padające branże?
Cudownie wszystkie tematy mogące przeegzaminować jedność obozu rządzącego lub osłabić jego notowania u publiczności – zniknęły. A przecież opozycja mogła się zająć grillowaniem władzy na tematy ważne dla Polski i Polaków. Zajęła się zaś takimi tematami racji stanu jak to, kto kogo popchnął pod Sejmem i kto kogo wsadzi do więzienia za koronawirusową krew na rękach, rozlaną w trakcie epidemiologicznie nielegalnych manifestacji.
I znów nierozwiązany pozostaje dylemat czy prezes to genialny taktyk i dlatego ma takie sukcesy (dodajmy – taktyczne), czy po prostu gra tak jak mu przeciwnik pozwala, czyli, że źródło jego powodzenia leży w pożytecznym idiotyzmie jego adwersarzy.
Ale to są dylematy na poziomie taktycznym, potrzebnym do utrzymania władzy. A co z Polską? Znowu Polacy są świadkami żenujących spektakli we własnym gronie starych, zużytych postaci, które są w swej grze w salonowca tak oddalone od rzeczywistości, że widzę już przed oczyma duszy mojej ten obrazek jak przychodzi leśniczy-suweren i wyrzuca partyzantów tej nieznośnej wolny polsko-polskiej z lasu. Wszystkich. Bo ta wojna nie jest o Polskę, tylko o to, kto w niej będzie rządził. Oczywiści kraj się naprawi dopiero jak ci straszni nie będą rządzić, a jako że rządzą „o włos” to polska polityka zawsze skierowana jest na wojnę, a nie na budowanie dobra wspólnego jakim jest (jeszcze?) Najjaśniejsza.
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.