21.10. III RP pod respiratorem
21 października, dzień 233.
Wpis nr 222
zakażeń/zgonów/ozdrowień
202.579/3.851/98.884
We wtorek odbył się polityczny sąd nad pandemią. Miał się odbyć w poniedziałek, ale PiS zawalił z obecnością posłów na sesji i głosami opozycji debatę odroczono. PiS, a szczególnie marszałek Terlecki miał o to pretensję do… opozycji. (To dobre – mieć większość i żalić się na konkurencję, że się przegrało). Pojawiły się zarzuty, że opozycja celowo opóźnia wejście w życie przepisów ratujących kraj. Opozycja mówiła, że po prostu chciała zdążyć przeczytać zestaw ustaw, który dano im wieczorem przed poniedziałkową sesją, by wiedzieć co ma być głosowane. A więc wtorek.
No był to sąd nad pandemią, który – jak można się było spodziewać – niewiele wyjaśnił ani niewiele zapowiedział. Druga fala, czyli de facto efekt decyzji kwarantannowych z marca, dogoniła rząd i kraj. Skoro opóźnialiśmy wzrost krzywej zachorowań, to jasne było, że to nas kiedyś dogoni. I dogoniło. I właściwie debata była na temat – czemu rząd się do drugiej fali nie przygotował, skoro miał pół roku czasu.
Ale gdyby to było tak merytorycznie. Gdzie tam. Znowu odbył się cyrk wojny polsko-polskiej wedle specjalizacji partii w niej uczestniczących. Rząd – co oczywiste – wykazywał, że się starał. Litościwie nie zrzucił winy na płaskoziemców czy lekarzy, ale chciał pokazać, że się przygotowywaliśmy cały czas, tylko teraz idzie trudniej przestawianie się na tory pełzającego lockdownu. Bo drugie, co wynikało z wypowiedzi rządu, to ewidentne unikanie za wszelką cenę lockdownu. Mogą być wyłączane po kolei wszystkie branże, ale jak już będzie potrzeba to stopniowo, nie jak w marcu-kwietniu – wszystkie od razu. Marcowy sz0k już nam wystarczy. Będzie obrona szkolenia stacjonarnego w szkołach podstawowych, by uniknąć lockodownu rodziców. Reszta to przepisy obostrzające – lepsze czy gorsze, w to w Dzienniku ciężko wniknąć, bo by trzeba było się rozpisać na książkę.
Rządowi wtórowali rzecz jasna posłowie koalicji rządzącej, ale ich wystąpienia były miałkie – albo adresy dziękczynne dla rządu, albo wyrzuty do opozycji, że hamuje, nie uchwala wszystkiego hurtem, tylko się tam szczegółów czepia, a zwłaszcza przeszłości. I każda z opozycyjnych partii poszła w swoją narrację – Budka z PO (w całkiem dobrej formie) zarzucił premierowi, że dla celów politycznych (wybory) naraził Polaków na szwank, Lewica, że rząd nie panuje nad kryzysem, zaś Kosiniak-Kamysz z PSL, że ludowcy się starali pomóc, a rząd nie słuchał – czyli symetrystycznie. Wyszła też jednoosobowa przedstawicielka Hołowni, która dodała, żeby się zająć bezdomnymi. Czyli jak zwykle – różnicująco ale przyczynkarsko.
No i Konfederacja, tym razem w maseczkach, dość jak zwykle merytorycznie, unikając narracji maseczkowo-denialistycznej, żeby nie wylądować wśród płaskoziemców. Każda z partii – naród patrzy, a kampania wyborcza nigdy się nie kończy – pokazywał, że rządowi na początku pandemii proponowała różne rozwiązania, które wtedy wprowadzone uratowałyby kraj przed dzisiejszą zapaścią. Miało to swój ciężar gatunkowy, bo ze wszelkimi tarczami PiS się nie bawił w Wersal, tylko wszystkie opozycyjne poprawki odrzucał w większości i to hurtowo, blokując w paczki postulaty opozycji.
Trzeba przyznać, że rząd ma u siebie jakiegoś niezłego specjalistę od PR-u. Można zaobserwować co chwilę jakieś naprawdę fajne posunięcia, co prawda taktyczne tylko a nie strategiczne, ale jak się łapie spadające talerze to nie ma czasu na namysł. Taka „tarcza antkryzysowa”, to super pomysł i przyjął się u wszystkich. Teraz – „dobry samarytanin”. Trochę to śmieszne, ale też się przyjęło. Nie wiem czy „nowa normalnośc” to też nasze, czy to tylko dowolne łumaczenie z New World Order. Ale wezwanie premiera do wszystkich sił politycznych o solidarność też jest dobrym posunięciem wizerunkowym. No bo kto odmówi? I teraz to trzeba wespół w zespół razem się borykać, bo inaczej jakas partyjka okaże się odszczepieńcem, a Polacy lubią słuchać o solidarności (rzadziej ją uprawiać).
Ale najsmaczniejszy był bój nie związany z ustawami tylko ze sprawozdaniem premiera na temat pandemicznego stanu państwa. W końcu to było pierwsze podsumowanie strategii (?) działań rządu. W sumie w skrócie wyszło tak: na początku się epidemiologicznie zamknęliśmy, otoczyliśmy naród tarczą na trzy miesiące, po czym trzeba było uwolnić gospodarkę i na czerwiec puściliśmy wszystkich do pracy, a zmęczonych kwarantanną na wakacje. I się pozakażało towarzystwo. Na drugą falę jesteśmy gotowi, a zarzuty opozycji są manipulacyjne.
W dyskusji z opozycją zaczęło się przerzucanie danymi: kto w przeszłości robił lepiej służbie zdrowia, jakby to teraz miało jakieś większe znaczenie. Opozycja odbiła piłkę przedstawiając podany harmonogram przeszłych działań rządu jako… polityczny kalendarz mający doprowadzić do zwycięstwa reelekta Dudy. Czyli PiS wypuścił naród z kwarantanny, naraził zdrowotnie, bo chciał odbyć wybory. I tu poseł Budka wyciągną nagranie premiera, który w wakacje przed wyborami odwołał wirusa, co według PO miało nagonić bojących się starszych do urn. A co skończyło się wygraną Dudy, ale i drugą falą. Na co premier wyciągnął nagranie Budki, z czasów, kiedy PO walczyło o przesunięcie wyborów na jesień (bo bali się, że jeszcze nie zdążą „wykształcić” na letni termin swojej wyborczej alternatywy po wpadce z Kidawą). I słyszeliśmy głos Budki, że jesienią wirusa już nie będzie. A więc panowie sobie pogadali, każdy miał smartfona lub tablet i wyszedł remis. (Może to jakiś postulat na przyszłość – po co wystąpienia? Wystarczy wysłać na mównicę kuso odzianą panienkę a la te co noszą numery rund na ringu. Każda odtworzy z tabletu co trzeba – oglądalność murowana).
Naród nic nie dostał, oprócz legalizacji – okazało się, że dotąd nielegalnych – obostrzeń. No otrzymał jeszcze kolejną odsłonę wyświechtanej wersji wojny polsko-polskiej. I gdyby nie społeczny strach pandemiczny to wychodziłoby, że naród pogoni takie widowisko. Społeczeństwo ma poważniejsze troski niż rozwiązanie zagadki w politycznym spektaklu pt. „Kto winowat”. Każdy z wojowników wojny polsko-polskiej odegrał swoją rolę i naród już się chyba orientuje, że ta wersja uprawiania polityki jest tylko na pokaz, by społeczeństwo myślało, że się odbywa jakaś walka o najlepszy sposób zapewnienia Polakom minimum bezpieczeństwa.
Co ciekawe – nie wiadomo z tej „dyskusji”, co tak naprawdę trzeba było zrobić, by uniknąć społeczno-gospodarczych konsekwencji decyzji o zamknięciu z marca-kwietnia. Wtedy wszyscy byli za. Dziś jest dyskusja o tym czy rząd się przygotował przez okres 6 miesięcy od kwietnia do dziś. Ale ja uważam, że te kwestie dotyczą nie tylko tych kilku miesięcy. Dotyczą całego okresu III RP. Tego co zrobiono z organizacją państwa, ze służbą zdrowia włącznie. Z ubezpieczeniami społecznymi i NFZ. A to „dorobek” całej klasy politycznej, bo w Polsce rządziły już wszystkie sztandary. I teraz odbywa się obłudny festiwal szukania belek w cudzym oku.
Nikt nie pomyślał przez trzydzieści lat nowej Najjaśniejszej dlaczego polski pacjent nie miał zaaplikowanych okularów ochronnych przeciwko takim belkom. Dziś dostaliśmy tylko nakaz, że sami mamy sobie nałożyć je na nos, przedtem – wykombinować je własnym sumptem, bo inczej dostaniemy mandat. I mamy modlić się, że jak nam wpadnie belka do oka, to nie trafimy na zatkany oddział.
Państwo się ocenia w chwili próby, nie błogostanu. I dziś ta ocena wychodzi niepokojąco negatywnie. Ale dotyczy nie tylko aktualnie rządzących, ale całej III RP. To nie rachunek za kowid, to rachunek za nasz system polityczny. A gdy przychodzą niespłacane rachunki to dolicza się do nich odsetki. Tylko kto – te karne – zapłaci?
Jak zwykle: naród.
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.
Tylko na poziomie samorządowym polityka może być etyczna i odzwierciedlać oczekiwania wyborców. Ktoś, kto chce zrobić coś dla lokalnej społeczności może zachować twarz i kręgosłup moralny, bo zazwyczaj chodzi mu tylko o to, aby w jego okolicy ludziom się poprawiło. Wchodząc w „wyższą” politykę są dwie możliwe drogi:
-Jeśli dotychczas kierowałeś się dobrem innych a chcesz zachować swoją pozycję układasz się z każdym, kto da więcej, nie patrząc na dobro ludzi, twój kręgosłup moralny musi być złamany.
-Jeśli chcesz zachować twarz musisz z polityki odejść.
Nie ma trzeciej drogi, bo nie można być trochę w ciąży. I właśnie takich mamy polityków, bez twarzy, honoru, cynicznych. Dziś jest coś dla nich białe, jutro, bez mrugnięcia okiem, będą wmawiać nam, że jest czarne. A potem sto razy powtórzone kłamstwo… I tak kolejne rządy walczą o utrzymanie władzy głównie dla swoich interesów. Czy ja się mylę? Może jakiś przykład z imienia i nazwiska, który przeczyłby tej „teorii”.
I jeszcze odnosząc się do aktualnej sytuacji, choć nie tylko… Dla polityka najgorsze jest nie zrobić nic, choćby to było najlepsze. Więc miotają się jak pijani od ściany do ściany, żeby im ktoś kiedyś nie zarzucił, że nic nie zrobili. Przecież robili, starali się, a że wyszło jak zawsze to wina opozycji/społeczeństwa/sytuacji/Niemiec/świata/strasznie zjadliwego wirusa…(niepotrzebne skreślić)
Boję sie, że jest odwrotnie. To nie robienie niczego jest najbezpieczniejsze. Przynajmniej w administracji. A tam sami politycy