22.12. Optymizm utracony
22 grudnia, dzień 1025.
Wpis nr 1014
zakażeń/zgonów
720/4
Zapraszam do wsparcia bloga
Wersja audio wpisu
Kiedy przeglądałem sobie swoje pierwsze wpisy to zauważyłem, że – pewnie jak większość – osładzałem sobie gorycz kowidowych Dni Pierwszych nadzieją na przyszłą radość z końca pandemii. Myślałem sobie: no dobrze, pocierpimy, ale jak wyjdziemy w (wtedy myślałem, że lepszy, bo po rekolekcjach) świat to będą wiwaty, jak po końcu wojny, ludzie będą sobie padać w ramiona, tańczyć na ulicy, zaś marynarze będą całować chętne i nieznajome dziewczyny. Tak, ale teraz zorientowałem się, że to było jak z wojną – dla wielu radość, a dla innych gorycz. Gdy lud brykał na ulicach świata, eszelony z więźniami nowego porządku jechały na wschód i powoli opadała żelazna kurtyna. Tak samo było (jest?) z kowidem.
Z jednym dużym wyjątkiem – nikt nie ogłosił końca pandemicznej wojny. Marzenie wielu (a wielu nie doczekało) nie ziściło się. Moim zdaniem dlatego, że nowemu światu pandemia się spodobała. Procesy globalistyczne przyspieszyły, samoobsługowy strach stał się kluczem do resztek ludzkiej duszy, wszelkie mechanizmy hamujące zabór wolności zawiodły, zaś nad globem uniósł się mdlący zapach przyzwolenia. A więc ciągnie się te sanki dalej. Już coraz bardziej bez śniegu.
Nie trzeba już bowiem wirusa. Nie trzeba przyczyny. Można odwoływać się do utrwalanych mechanizmów ludzkiego zachowania, wywołanych jako stałe trendy w pandemii, bez żadnej racjonalnej przyczyny. Po prostu tresura. Paszporty szczepionkowe przy kompletnym kolapsie szczepionek. Wycie nad ociepleniem klimatu w rekordowych minusowych temperaturach. Podnoszenie podatków przy jednoczesnym łupieniu klas głównie je dostarczających. W końcu nazywanie prawdy kłamstwem i wtrącanie w niebyt medialny dzieci, które mówią, że król jest nagi.
Przyzwyczajamy się. Przyzwyczajamy się do rezygnacji z wolności. Wielu nawet tego nie zauważyło, bo jej nie pielęgnowało wcześniej, a więc trudno odnotować brak czegoś, czego się nie miało. Proces posuwał się osmatycznie, tiptopkami, zauważalny jedynie w przypadku wolnościowych wrażliwców, ale ci od razu lądowali w rolach Kasnadr, które wieszczyły, ale nikt ich nie słuchał, bo kalały różowe niebo stymulowanego optymizmu. Ale coś ten marsz nie wygląda ciekawie. Mamy bowiem maszerować, co tam maszerować – każdy myśli, że idzie indywidualnie, tańcując, choć to taniec tłumów na stadionie w Korei Północnej, gdy nieprzebrane tłumy układają się w pouczające wzorki, widoczne tylko z odległości globalizmu. Mamy więc maszerować ku świetlanej przyszłości, a tu taki ambaras.
Leży przede mną wykres poziomu optymizmu ludzkości, ciekawy. Głównie dlatego, że zaskakujący.
Widać z niego, że optymizm w pierwszym roku kowidowym wręcz się… podniósł. Zaczął jednak spadać w roku szczepionkowym, co jest dziwne. 2020 to przecież rok beznadziei, wirus w natarciu, trup się ściele gęsto. A tu przychodzi nadzieja szczepionkowa, rok 2021 i optymizm spada. Jak to? A rok 2022 to już kompletna katastrofa, a przecież to rok, w którym wiele krajów (nasz co prawda nie chce doszlusować za Boga) ogłosiło, że wirus zmutował do grypy, a więc można się liczyć z odczuciami „końca wojny”, a tu mamy niespotykany spadek.
Jak to jest i dlaczego? Pomijam zaskakujące różnice między optymizmem krajów (np. 85% optymistów w Brazylii na skraju wojny domowej, oraz 36% u Japończyków, ale ci to zawsze jacyś tacy zdołowani byli), ale skąd te zaskakujące, wręcz odwrotne do (medialnych i narracyjnych co prawda) postępów pandemii? Myślicie, że to wojna? Gdzież tam. Dla większości ludu ludzkiego wojna na Ukrainie to jakieś lokalne potyczki na peryferiach świata. Że kryzys? Ale on się zaczął grubo przed wojną, teraz przychodzą rachunki za szaleństwa kowidowych lockdownów i światowy suwenir czuje podskórnie, że okres kredytu się skończył i trzeba zapłacić nie tylko raty, ale i odsetki.
Optymizm spada i nie widzę w przyszłości żadnych czynników, które miałyby odwrócić trend. A co się dzieje kiedy ludzkość staje się pesymistyczna? No, można wyjechać do Brazylii, ale to żart. Czy w ogóle ludzie będą chcieli przejść na optymizm, czy jest takie dążenie ludzkiej duszy? Jeśli jest, to co ona zrobi, by się wyzwolić z tej powszechnej deprechy? Czy pójdzie za każdą zmanipulowaną nadzieją, dostarczoną przez politycznych cwaniaków? Czy popadnie w jeszcze większy dół, co się będzie wiązało z jeszcze większym przyzwoleniem na utratę resztek swobód, jakie implikuje zinternalizowana bezradność?
A może ten pesymizm jest znakiem… rozsądku? Braku złudzeń? Czyli… racjonalnością? To chyba lepsze. Zmierzenie się z gorzką prawdą niż gonienie za króliczkiem fałszywej nadziei? Ale w takim razie co ludzkość zrobi z tą świadomością? Czy wymyśli się od nowa, a wymyślić musi, bo wszystkie wyłonione przez nią do tej pory formy zawiodły? To ważne, bo alternatywą jest bierna zgoda na globalny globalizm i osunięcie się ludzkości w samoniewolnictwo. A wtedy powroty do „starej nienormalności” będą bardzo trudne, długotrwałe i kosztowne.
W pierwszym roku pandemii rozmaite klimatyzmy, genderyzmy i inne lgbtyzmy wpełzły chwilowo pod swoj kamień i suwenir zaczął wierzyć, że plandemia przynajmniej parę spraw postawiła z powrotem z głowy na nogi.
W 2022 spod kamienia całe to bagno w trojnasób wypełzło, bezczelnie i zuchwale, suwenir zaś ujrzał, na początku intuicyjnie, podprogowo, a potem w całej okazałosci, że to ON, a nie król, jest nagi. Jeśli chodzi o stan wolności, dobrobytu, perspektyw, demokracji…
Słowem – po dekadach wmawiania sobie, że „koniec historii” i odtąd już będzie tylko lepiej, suwenir załapał, że jest, jak to pięknie w „Rejsie” ujęto – wyłącznie TWORZYWEM, przedmiotem dla opresywnych władców świata, nie zaś tego świata podmiotem i TWÓRCĄ.
A takie sprowadzenie z mentalnego apartamentu do wilgotnej i ciemnej sutereny boli.
Słowem – w tzw postdemokratycznym świecie masowo rozwiewaly się w roku 2022 złudzenia , zza zasłony których miedzynarodowa banksterka i jej lewacka psiarnia szykowaly od lat obecną ofensywę Szatana, czyli obyczajowo-zielony komunizm, czyli ekoch.jnię z grzybnią.
Pan Morawiecki 6-7 lat temu przecież to zapowiedział, mówiąc DOKŁADNIE to samo co pan Schwab: bedziesz zapier…ć za pól miski ryżu i bedziesz szczęśliwy, że ją w ogóle jeszcze masz. Bo takie jest prawdziwe znaczenie hasła zbrodniczego totalitarnego NWO: nie będziesz mieć nic, i będziesz szczęśliwy.
Bo przynajmniej bedziesz żyć. Jak w łagrze po wieczornej bałandzie z rybich oczu i brukwi i 400 gramach gliniastego „chleba”.
Ale… Utrata masowa złudzeń jest dobra. Bardzo dobra. Kiedy suwenir staje masowo w prawdzie, totalitarni prześladowcy już przegrali .
Ta powszechna świadomość ludu, że już nie ma NIC do stracenia, ZAWSZE poprzedza klęskę oprawców i szukuje dla nich żwawe gilotyny . Jeszcze trochę do ich rozstawiania przez suwenira brakuje, ale … Już niewiele. A rewolucje, przypomnę, ZAWSZE wybuchają niespodziewanie i ZAWSZE niedlugo po tym, kiedy lud stracił złudzenia.
Ja bym z tego wykresu nie wyciągał zbyt optymistycznych wniosków o tym że się ludzie przebudzili, zrozumieli gdzie się znajdujemy itd. Jak jest inflacja (a jest chyba wszędzie) to i widzą po prostu że biednieją i że ten proces jeszcze potrwa. Niewielu ludzi domyśla się co naprawdę nadchodzi i co sami sobie ściągają na głowę.