25.07. Pisowska inkwizycja. Analizka manipulacyjki
25 lipca, dzień 144.
Wpis nr 143
zakażeń/zgonów/ozdrowień
42.622/1.664/32.419
To już jest naprawdę młyn. Ilość wątków wrzucanych medialnie do martwienia się, szczególnie po stronie ostatnio przegranej „totalnej opozycji” jest zabójcza. Ludzie są przebodźcowani, co skutkuje ogólną nerwowością i reakcjami na poziomie odruchów. Ledwo co ucichła (?) sprawa wkręcenia prezydenta Dudy przez etatowych żartownisiów Kremla (gdyby chłopaki odpalili toto w piątek przed wyborami – mielibyśmy może innego prezydenta. To tak a propos jak i kto może bujać wolną wolą polskiego „suwenira”), później mieliśmy powtórzony ślub prezesa Kurskiego, a w międzyczasie kwestie karalności Halloween, które chciał wprowadzić uwolniony po wygranej od wszelkich hamulców złowrogi PiS. Przeanalizujmy ten ostatni kejsik bo jest symptomatyczny i w swoich mechanizmach, i funkcji „łątki jednodniówki”. Czyli newsa, najczęściej fejkowego, który absorbuje wszystkich bardzo aktywnie, ale tylko przez dzień jeden, po czym umiera. Jednak pozostaje po nim truchełko do recyklingu, o czym poniżej.
16 lipca tego roku w dzienniku „Rzeczpospolita” redaktor Wiktor Ferfecki, dziennikarz-grzebaluch (bo inna wersja to że z poduszczenia) wygrzebał z komunikatów sejmowych, że do komisjii petycji trafiła propozycja anonimowego obywatela proponująca penalizację wszelkich dyniowo-pogańskich ekscesów. Autor już zakonfabulował, że uczyniła to marszałek Witek (wiadomo – PiS), zaś na poparcie kontekstu pisowskiego autor zwrócił się do twardogłowych pisowskich polityków, by uzyskać ich popierającą opinię w tym temacie.
I ruszyło. Poooooszło… W necie pełno memów o okrutnym PiSi-e przekomarzanki ile to lat za cukierek a ile za psikus. Nawet Donek się ruszył na Twitcie, a jakże – ponad 34 tysiące polubień. Wydźwięk ogólny – wiadomo, kolejny raz po kolejnej wygranej ciemnogród wystawia schowany wcześniej pod kamieniem udawanej tolerancji swój czarnosecinny łeb. Wszyscy się nabierają, bo oczywiście jest tam jakieś ziarno prawdy, ale to jak ze starym dowcipem o tym, że rozdają na palcu Czerwonym rowery. Okazało się, że nie na placu Czerwonym, tylko na Maneżowym, nie rowery ale portfele, i nie rozdają tylko kradną. Reszta to prawda.
Jak było? Pod koniec kwietnia (właśnie – sprawa wypływa w lipcu!) 2020 roku trafiła do Sejmu petycja anonimowego obywatela, po stwierdzeniu nie występowania braków formalnych zostaje przekazana z automatu do wicemarszałka Czarzastego, który wstawił ją w kolejkę do rozpatrywania przez specjalną komisję sejmową zajmującą się petycjami. Szefem tej komisji jest poseł Piechota z… PO. W dodatku okazało się, że ten automatyzm jest zagwarantowany przez ustawę uchwaloną za czasów PO w 2014 roku. PiS-u tam nie było za grosz, ale się tak – nie tylko dzięki błędowi dziennikarza przypisującego nadanie biegu sprawie marszałek Witek – przyjęło. Wiadomo, po PiS-ie można się wszystkiego spodziewać.
Do tego weszły media społecznościowej. U mnie na wallu poważni nawet ludzie zaczęli sobie dworować, że teraz dzieci przez ten PiS to do kicia pójdą. Mnie zawsze dziwił taki automatyzm, który – nawet zweryfikowany – trwa siłą bezwładu. Polega on niestety na tym, że iskra głupoty pada na gotowe już prochy. Nie weryfikuje się takich „iskierek”, skoro wiele już takich było, zresztą – wiadomo, tam u PiS-u same bzdury. I jak w końcu wyjdzie, że to fejk, to zaczyna się obrona – relatywizowanie, że to właściwie nie było o PiS-ie, tylko straszna głupota, że takie procedury. I dalej nie ma się pretensji do tych procedur autorów, tylko bezradnych wykonawców.
Ważny jest tu element „łątki jednodniówki”, czyli trenowania jednorazowych wzmożeń „w temacie”, by lud nie spał i był czujny. Ba – trenowania go do tego, żeby nawet przeżył i przywyczaił się do tego, że dał się wrobić nadgorliwą reakcją. Trening odbywa się na bzdurach, ale odruch ma być gotowy na ważniejsze sprawy, jak nadejdą. Zoperowany pacjent, który nie zauważył nawet zabiegu, jak już dojrzy że ma jakieś szwy po operacji ma już mieć na to przygotowane wytłumaczenie, że może coś i tam było, że oni i tak tacy są „jak wiadomo”. Nie to, że go „swoi” medialnie pokroili.
Zostają po tym przypominajki. To takie utarte, powtarzane medialnie zbitki słowne, dwa trzy zdania, które się przypomina w różnych kontekstach, by utrwalić w głowach zoperowany przekaz.
Jak wygląda przypominajka można zobaczyć na przykładzie znacznie grubszej afery – akcji: „Duda obrońca pedofilów”. Zabieg był taktyczny dla potrzeb wyborczych i choć całość się wyjaśniła w kompletnie innym kierunku, to będzie przypominana w takim oto kształcie: „W marcu tego roku prezydent Andrzej Duda ułaskawił mężczyznę, który został skazany za molestowanie córki. Później tłumaczył, że to „sprawa rodzinna”, a o uchylenie zakazu zbliżania się prosiły pokrzywdzone – córka i partnerka mężczyzny”.
I taki przekaz już zostanie na wieki. Zostanie z tego „Duda ułaskawił pedofila”. I jak trzeba będzie sobie za kilka lat wypunktować kadencję PiS-u to założę się o dolary przeciw orzechom, że na liście znajdzie się pisowski Halloween. I to, że ma się on nijak do faktów nie będzie miało żadnego znaczenia od kiedy opinia publiczna jest kształtowana hasłami-kluczami, które otwierają drzwi gotowych już prochowni niechęci do politycznego przeciwnika.
Nikt klucza o prawdę nie pyta, jego funkcją jest otwieranie przymkniętych drzwi wojny polsko-polskiej. Tylko publiczność ma złudzenie, że sama, na własne życzenie otwiera te drzwi. W rzeczywistości buja się w rytmie wyznaczonym przez medialnych macherów, którzy – czasem dla samej rozgrzewki towarzystwa – wrzucą jakiś wątek, który później, odłożony w ekscytowanych co dzień mózgach, będzie można wyciągnąć z zakamarków przesterowanego i przebodźcowanego umysłu.
Kejsik z halloweenem nie jest duży, ale właśnie poprzez swoją powtarzalną miałkość może pokazać prawdziwą istotę postmodernistycznej komunikacji polegającej na realizacji starego przysłowia, że kropla drąży skałę nie siłą, lecz częstym padaniem.
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.