27.06. Jak system gra antysystemem
27 czerwca, dzień 1211.
Wpis nr 1200
zakażeń/zgonów
24/0
Zapraszam do wsparcia mego bloga
Wersja audio
Przyszła książka, ale to radość. Jadę do Wrocka w czwartkową noc podpisywać Wam dedykację. Śpieszcie się – promocja tylko do 30 czerwca włącznie!
Zamówienia: https://siedmiorog.pl/dziennik-zarazy.html
Jak obiecałem – dzisiaj będzie o przewrotnej roli działań antysystemowych, które… utrwalają system. Od razu zaznaczam, że moje dalsze opinie nie biorą się z oglądania telewizji i rozmów o polityce w gronie przypadkowych pasażerów pociągu, ale z uważnego prześledzenia kodeksu wyborczego i krótkiej przygody z polityką w trakcie pracy przy ruchu Fair Play Roberta Gwiazdowskiego. Te okoliczności dały mi inny wgląd w istotę infrastruktury politycznej, co pozwoliło mi zweryfikować niski poziom skuteczności tzw. ruchów antysystemowych. Bez tej wiedzy patrzyłem się na tych wzmożonych jak na pewną ciekawostkę, często podziwiałem determinację, i nigdy nie mogłem dojść sedna przyczyny ciągłych porażek tych antysystemowych inicjatyw.
Najpierw generalne zastrzeżenie: ustalmy co mam na myśli mówiąc „antysystem”. Wielu cwaniaków wciska tu definicję, że antysystemowcy chcą rozwalić system demokratyczny. To nieładna manipulacja. Ja tam ultrasem demokracji nie jestem, ale mi chodzi o rozwalenie systemu pookrągłostołowego, który akurat z demokracją ma niewiele wspólnego. Odbywają się co prawda wybory, ale kiosk warzywny polskiej polityki jest tak skonstruowany, że do wyboru masz jabłka albo gruszki. Wojna polsko-polska, którą z definicji prokuruje ten układ jest naszym kamieniem młyńskim na szyi naszego rozwoju, powodem takiego osłabienia państwa, że hulają tu bezkarnie interesy innych mocarstw, zaś klasa polityczna jako całość żeruje systemowo na obywatelach. Ostatnie wyczyny kowidowe, ponad podziałami zaciskające na szyi powróz zamordyzmu dowiodły, że polska polityka, tak spektakularnie walcząca o władzę, jeśli chodzi o tłamszenie wolności jest w stanie się ze sobą dogadać bez słów. I właśnie to mam na myśli pisząc o antysytemowości. Taki system, przecież realnie funkcjonujący w III RP, odrzucam. Po tych wyjaśnieniach wróćmy do tematu jakim jest paradoks utrwalania systemu przez ruchy antysystemowe.
Nie będę się tu silił na odkrywanie które z ruchów antysystemowych są autentycznie stymulowane przez władze, a które mają podstawy autentyczności. Chcę tylko zaznaczyć, że w tym względzie istnieje pełny POPiS, to znaczy – sposoby wykańczania, lub korzystania z naiwności tych ruchów są dla III RP stałe, a więc tu istnieje jedność celów, jakim jest utrzymanie duopolu władzy, o którym pisałem wczoraj. To jest strategiczne porozumienie ponad podziałami plemion, stały gen III RP objawiający się również w plemienności mediów, które zawsze zaatakują „tego trzeciego”. Lud wyborczy bierze tę taktyczną nawalankę plemion za całość gry politycznej nie widząc, że istnieje jeden jednoczący aksjomat – żadnych nowych graczy.
Teraz antysystemowcy. By ich pogrupować trzeba się odnieść jak wspomniałem do kodeksu wyborczego, zwłaszcza do kwestii progów wyborczych oraz ordynacji proporcjonalnej w wersji D’Hondt’a. Jak rozmawia się z kandydatem na antysystemowca, to warto spytać i sprawdzić delikwenta na okoliczność znajomości tych dokumentów. Jak się okaże, że nie zaszczycił ich swą uwagą, albo tylko nie wyciągnął z nich wniosków, to już można kwestie polityczne odpuścić z takim gościem. No, chyba, że się o polityce tylko gada i nie chce się udać w przygodę pt. sprawczość. Ze względu na kontekst tych uregulowań pojawiają się różne wyniki końcowe takich inicjatyw i wedle tego podzieliłem antysystemowców na trzy grupy: zalążkową parę „podprogowców” i „ściemniaczy” i grupę końcową, o której później napiszę, pozostawiając Czytelnika na razie w suspensie.
Zacznijmy od „podprogowców”. Jest to grupa inicjatyw politycznych z definicji nie wróżących sukcesu. Z punktu widzenia plemion III RP jest to korzystne działanie. Partie plemienne POPiS-u są zainteresowane takimi cudami. Chodzi o to, że w świetle ordynacji „podprogowcy” są pożyteczni, gdyż ich głosy nie przepadają, bo D’Hondt zalicza je na korzyść zwycięzców. I tacy co to się np. ciskają, że PiS jest za mocny/słaby (niepotrzebne skreślić) w czymś tam, zakładają partyjkę, startują i zbierają ileś głosów, to de facto zanoszą je wirtualnie Kaczyńskiemu i składają na wycieraczce na Nowogrodzkiej. PiS jest wręcz zainteresowany takimi działaniami, gdyż ze swych wrogów czyni ordynacją wyborczą swoich zwolenników. Paradoksalne, ale tak jest.
Warunek tej gry jest jeden – musi być takich podmiotów dużo, mają być słabe, zacząć, pozbierać jakieś resztówki, co to by jeszcze zagłosowały przeciw, cudownym sposobem podprogowym przepisać ich głosy jako swoje. Gdybym był takim PiS-em to sam bym sobie takie ruchy pozakładał i muszę przyznać, że widzę na polskiej scenie kilka pewnych przykładów kreowania takich transferów. Reszta to może i zaangażowani, ale jednak pożyteczni naiwniacy. Co chwilę słyszę, że ktoś coś zaczął poważnego, że ma fajne postulaty, że tam jest spoko lider i już widzę jak włącza się ta ordynacyjna maszynka przemiany wrogów w zwolenników. W tym kontekście nie ma znaczenia czy to jest autentyczne czy sterowane – ważne, że to działa jako utrwalacz systemu. Co paradoksalne, robią to inicjatywy, które chcą ten system rozwalić, a go de facto betonują.
Druga grupa to „ściemniacze” ci to się dzielą na co najmniej dwie grupy: niedowożących i bojkotujących. Ściemniactwo polega generalnie na hasłowości działań, które rzadko wychodzą poza deklaracje, gdzie ich ostrość jest odwrotnie proporcjonalna do chęci rzeczywistego działania. W podgrupie ściemniaczy niedowożących są próby działania, ale nie kończące się niczym. Dlatego zwróciłem uwagę na pierwsze kryterium, czyli w ogóle znajomość zasad gry – jak jej nie ma to trudno sobie wyobrazić jakiś początek działań operacyjnych. A kodeks wyborczy mówi, że jak chcesz wystartować do wyborów ogólnopolskich, to musisz co najmniej: zarejestrować komitet wyborczy, znaleźć ludzi na listy i je zarejestrować w ponad 50% okręgów, na listach ma być dwa razy tyle kandydatów ile jest miejsc w danym okręgu, musisz znaleźć i zarejestrować pełnomocników wyborczych, zebrać podpisy od obywateli, tak samo jak kasę od nich, zaprojektować, wykonać i ROZLICZYĆ kampanię wyborczą.
I tu, na samym etapie wiedzy jakie to złożone, już wielu opada kopara i się wycofują. Inni próbują w to wejść, najczęściej bez doświadczenia i często padają na którymś z etapów, bo pułapek preferujących partie duopolu jest porozstawianych na każdym etapie pełno. Wiem co mówię, bo sam w nie raz wpadłem i stałem się niedowożącym. Druga podgrupa, to ściemniacze bojkotujący. Ci to się unoszą już nie honorem, ale jakąś wręcz estetyką. Wiadomo – polityka to nie bukiecik fiołków, ale ona sama stara się tak zniechęcać każdego, by byle esteta się do niej nie dostał. Ale wszystkie ruchy politycznego antysystemu nawołujące do bojkotu działają na korzyść systemu. To przecież logiczne i proste jak droga do kasy w IKEI. Tu nawet nie działa żaden system większościowy czy proporcjonalny – nie ma cię, to inni wybiorą jakąś władzę bez ciebie.
A… że nie ma na kogo głosować? I tu trafiamy w punkt. Najgorsi są tacy zawieszeni pomiędzy ekstremami: mocni w gębie, plują na złodziei u władzy, ale jak trzeba zacząć od zebrania na radzie osiedla, to są zajęci, albo nie widzą sensu. Zawieszenie jest pomiędzy narzekactwem a lenistwem. Reguły polityki można zmienić tylko wchodząc w nią i to z porządną ekipą ludzi ideowych i nieprzekupnych wobec systemu. Wszelkie inne podejścia to są mrzonki o daniu świadectwa, albo odwoływaniu się do kuriozalnych pomysłów typu: przyjdzie rewolucja, naród da wyraz i przewrócą się jakieś stoliki. Tak jakby lud zasiadający na trybunach polskiego cyrku mógł jakąś cudowną siłą telekinezy przesuwać klaunom na scenie meble i podstawiać nogi.
Podsumujmy więc. Ruchy antysystemowe są najczęściej na rękę władzy duopolu, bo albo system transformuje ich przeciwników w wyborczych zwolenników, albo nie musi się martwić o przeciwników, bo ci dokonują samokastracji bojkotowej. Co więc należy zrobić? Taktycznie rzecz biorąc po prostu olać wszelkie rewelacyjne inicjatywy obecnie pączkujące jak grzyby po deszczu. Te ruchy nie mają szans na domknięcie kalendarza wyborczego i zbudowanie infrastruktury politycznej do startu w jesiennych wyborach. Za późno. I wszelkie próby obywatelskiego przyłączenia się do nich dadzą dwa możliwe rezultaty: albo podprogowość, albo niedowiezienie.
Nawet jeżeli uznać, a dla mnie to raczej oczywistość, że jedyną partią antysystemową mającą szansę coś ugrać w polityce jest Konfederacja, to ta ma już listy podomykane i raczej nie ma miejsca by indywidualnie czy grupowo tam wejść i wesprzeć listę, o „dobrych” miejscach już nie wspominając. Tak, że gracze są moim zdaniem poustalani. Konfederacja idzie na dobry wynik i może być niepomijalnym koalicjantem. I tu zastrzeżenie kolejne, bo wiem jak to będzie. Jeżeli tak się stanie, to Konfederacja wejdzie do koalicji z PiS-em, chyba, że ten nie będzie chciał zrealizować minimum programowego Konfederacji i nie będzie sensu dla takiej koalicji. Może jednak coś takiego obiecać, bo dla Kaczyńskiego to nie pierwszyzna. Podpisze się jakiś kwit, a potem będzie się zjadało przystawki, powoli korumpując tamtejszych posłów. PiS wielokrotnie naciągał tę cięciwę i koalicjant odpuszczał uzgodnienia koalicyjne, bo musiałby, w przypadku rozstania, utracić lukratywne stanowiska osiągnięte w ramach podziału koalicyjnych łupów. I tu będzie egzamin dla ideowości Konfederacji, czy da się tak rozebrać. A będzie kuszona, bo wynik idzie na żyletkę i nawet kilku przemienionych posłów może wywrócić w każdej chwili każdą misterną układankę. Zobaczymy.
I gdzie wtedy będą ci antysystemowcy, którzy albo się nie załapali, albo zbojkotowali? Ja wiem – będą wytykać z piedestału moralności interesowność takiej Konfederacji, co to miała by wedle nich malowniczo spłonąć na własnym stosie odrzucenia bagna polityki. A przydał by się po prostu jakiś mocny zjazd takich środowisk, dobra federacja z Konfederacją i te do tej pory rozproszone, czyli po d’hondtowsku – zmarnowane głosy, można by było spożytkować dla Polski. Ale tu trzeba było by zrezygnować z ambicji kanapowych liderów, co jak widać jest nieprzekraczalnym progiem, o który wywaliły się wszystkie inicjatywy jednoczące antysystem.
Na końcu miałem rozwikłać ostatnią grupę pozornych antysystemowców: to elektorat zaciśniętych zębów. To są ofiary opisanego wyżej niedorozwoju antysystemu, wyborcy głosujący z zaciśniętymi zębami na mniejsze zło. Wiedzą, że ich wybraniec to nie są szczyty ich oczekiwań, ale jak ze strony antysystemu widzą to co widzą, to wybierają któreś z funkcjonujących plemion. Ich wybór jest więc zgniłym kompromisem pragmatyzmu. Nie odzwierciedla ich poglądów, ale wpakowuje je w gotowe pudełko III RP, przymknięte wieczkiem bierności. I w ten kolejny sposób antysystemowe inicjatywy nie tylko prowadzą do zmniejszenia się puli wyborców, nie tylko marnują podprogowe głosy, ale prokurują armie utrwalaczy plemiennej wojny polsko-polskiej. I w ten sposób liczba głosów oddanych na POPiS z wyborów na wybory – rośnie. I nikt mi nie powie, że dlatego iż oba obozy podnoszą jakość rządzenia państwem. Po prostu od strony alternatywy nie wieje żaden wiaterek. No, może coś tu przełamie w tych wyborach Konfederacja, czego im szczerze życzę.
Napisał Jerzy Karwelis
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.
Cóż, skracając powyższe do jednego zdania – System jest tak zbudowany, aby nawet działania antysystemowe… utrwalały System. To jest wbrew pozorom dobrze przemyślane, choć powstało przed epoką SI, jako efekt wielopokoleniowych doświadczeń. Żyjemy w czasach postępu w każdej dziedzinie, także „zarządzania masami ludzkimi”. Ktoś, wbrew złudzeniom spontaniczności to państwo z kartonu dobrze wymyślił i skonstruował, aby nie było nawet szans na jego reformę (przynajmniej bez zmiany Systemu, od Konstytucji zaczynając – „odwieczne” marzenie Kaczyńskiego o większości parlamentarnej i koszmar jej „obrońców” i „ich” Trybunałów, stojących na straży Systemu).
Kiedyś zresztą pisałem, że wszystko powinno być dokładnie odwrotnie, aby działało zgodnie z teorią demokracji. Okręgi jednomandatowe, kampania wyborcza powinna kończyć się wtedy, kiedy się zaczyna (trwać całą poprzednią kadencję, żeby kandydat bez kasy, poparcia mediów i wielkiego kapitału czy istniejących partii miał szansę osobiście zakolędować do każdego wyborcy i przedstawić mu własny program, albo zorganizować spotkania w jakichś świetlicach). Partie powinny się konstytuować dopiero po pierwszym posiedzeniu parlamentu, aby posłowie byli zależni od woli i wyborów swojego elektoratu, a nie partyjnych szefów. Itd. – wystarczy wszystko robić odwrotnie, żeby zadziałalo ;-).
Zresztą w innych państwach jest podobnie. Elity zabezpieczają się przed utratą władzy. W Niemczech od pokoleń rządzą te same środowiska (ktoś kiedyś nawet policzył – kilkuset najbogatszych), we Włoszech elity te same rody praktycznie niemal od średniowiecza, o Rosji nawet nie wspominam, a w USA też mamy partyjny duopol. O reakcjach Systemu na osoby spoza niego (choćby częściowo) w wielu państwach mieliśmy się okazję przez ostatnie dekady przekonać. Nie wyłączając naszego. A PiS i PO „tylko” przystosowały się do narzuconych z góry reguł – są świadome wspólnoty interesów – nawet mimo śmiertelnej nienawiści – jak nie przymierzając Niemcy i Rosja w 1944 (a także i dzisiaj), żeby pomiędzy nimi nie urosła żadna konkurencja do władzy w Regionie.
Ale najważniejsze jest to, że powyższy tekst koncentruje się na uwarunkowaniach wewnętrzych (choćby nawet narzuconych z zewnątrz), pomijając wpływy z zewnątrz, jakby Polska była samotnym bytem w kosmosie. Dlatego pozwolę sobie przytoczyć obszerne fragmenty artykułu z aktualnego, leżącego jeszcze w empikach i salonikach prasowych numeru miesięcznika (nieregularnika?) „Wnet” Krzysztofa Skowrońskiego (tego wywalonego dawno temu z naczelnego radiowej „Trójki”, bo jako chyba jedyny robił z niej profesjonalne i popularne radio, nie tracąc jej ducha). Polecam zwłaszcza podsumowanie (trzy ostatnie akapity od „Choć nie udała się wymarzona destabilizacja…”):
„Jeden z głównych frontów walki znajduje się w Polsce, a ważna batalia czeka nas na jesieni. Miejmy nadzieję, że w tej odsłonie konfrontacji nie jesteśmy bez szans, zwłaszcza że metody, którym musimy stawić czoła, są dość dobrze rozeznane.
Nasze szanse wobec ofensywy internacjonalistów – Jan Martini (Kurier WNET nr 108, czerwiec 2O23)
Przez wiele lat III RP nie znosiliśmy „Kaczorów”, jak wszyscy normalni ludzie. Za ich antyeuropejskość, antysemityzm, homo- i rusofobię, zaściankowość, ciemniactwo, kłótliwość, brak zaufania do ludzi.
Wiedzieliśmy, że to mali, zakompleksiali, zawistni intryganci, chorzy na „wadzę” Z dostępnych informacji na ich temat taki pogląd wydawał się oczywisty. Mówili tak znani dziennikarze i komentatorzy o miłej, wzbudzającej zaufanie powierzchowności. Wszyscy laureaci Dziennikarza Roku, Paszportów Polityki czy nagród Nike mieli na ich temat takie same opinie. Zresztą trudno było spotkać normalnego człowieka nie podzielającego tych poglądów. Trzeba było być „starym, z wykształceniem podstawowym, ze wsi czy małych miast wschodniej Polski” i nie czytać „Gazety Wyborczej”, by myśleć inaczej.
Dziś sytuacja się zmieniła – przynajmniej część ludzi mogła dowiedzieć się, dzięki lekturze książek z serii „Resortowe dzieci”, kim byli twórcy i depozytariusze opinii publicznej, kto „meblował” nam kraj po 1989 roku i dlaczego tak trudno pozbyć się dziedzictwa komunizmu.
Fundamentalnej wiedzy o „upadku komunizmu” dostarczyła wielotomowa praca dr. Jerzego Targalskiego pt. Służby specjalne i pierestrojka (podtytuł: Rola służb specjalnych i ich agentur w pierestrojce i demontażu komunizmu w Europie sowieckiej). Targalski przez wiele lat badał archiwa, w innych byłych krajach demokracji ludowej znacznie lepiej zachowane niż w Polsce, m. in. śledząc biografie aktorów procesów dziejowych. Wykazał, że sowieckie służby starannie przygotowywały się do pracy w warunkach demokracji, a świadczy o tym np. fakt, że wykształcono zupełnie nowy typ tajnego współpracownika, zwanego w żargonie „zawodowym dysydentem”. W nowych warunkach, bardziej niż tradycyjny donosiciel, potrzebny był agent potrafiący wpłynąć na jakieś środowisko i skłonić je do określonych zachowań.
Szef KGB, Aleksander Szelepin, polecił wykorzystywanie agentów wpływu rekrutujących się spośród pisarzy, naukowców, działaczy związkowych, narodowców i przywódców religijnych. Jednym z głównych zadań tajnej policji stało się „zarządzanie postrzeganiem”, stąd niepomiernie wzrosła rola mediów i dziennikarzy.
Musimy sobie zdawać sprawę, że „zielone ludziki” cały czas grasują w Polsce, choć na razie do kamuflażu używają raczej garniturów od Armaniego niż mundurów moro. Dobrze służą swym mocodawcom, mając wielki komfort pracy, gdyż świadome działanie przeciw polskiej racji stanu jest bezkarne, bo praktycznie niemożliwe do udowodnienia.
Liczne agentury w Polsce nigdy nie były bezczynne, bo mają płacone za działanie, a z pewnością w miarę zbliżania się wyborów będą miały dodatki za nadgodziny. Dziełem mrówczej pracy agentur był podział Polaków na dwa „wrogie plemiona” po zamachu smoleńskim w 2010 roku – wiemy, że agenci byli zarówno wśród osób atakujących, jak i obrońców krzyża na Krakowskim Przedmieściu.
Choć nie udała się wymarzona destabilizacja, a kryzys jak dotąd nie nastąpił, około 15% ludzi, którzy poprzednio głosowali na PiS, już nie zamierza popierać rządzącej partii. Rozczarowani nie przenieśli swych sympatii politycznych do innych partii – po prostu nie zamierzają uczestniczyć w wyborach. („nie ma na kogo głosować”). To wystarczy, by pomimo spodziewanego zwycięstwa w jesiennych wyborach Zjednoczona Prawica nie była w stanie powołać rządu. Co było powodem takiej wolty znacznej części elektoratu? Bynajmniej nie drożyzna, brak węgla, elektrownia w Ostrołęce czy mityczne wieżowce na Srebrnej, lecz rzekomy terror szczepionkowy podczas minionej (na szczęście) pandemii. Z perspektywy historycznej i geopolitycznej maseczki czy szczepienia wydają się być kompletnie bez znaczenia, ale specjaliści od wojny hybrydowej natychmiast dostrzegli tu tzw. potencjał konfliktu. To wskutek ich działań wielu szczerych patriotów może zachować się nieracjonalnie, nawet nie zastanawiając się, że ich absencja wyborcza stanowi ryzyko dla naszej niepodległości. Rosyjska agentura użyła metodologii rozniecania konfliktów sprawdzonej już w XVIII wieku – popierając obie strony i dostarczając im wzajemnie sprzecznych argumentów.
Od początku pandemii media głównego nurtu krytykowały rządzących za nieudolność, zaniechania, spóźnione decyzje, brak maseczek i respiratorów, później domagano się szczepień obowiązkowych i wprowadzenia paszportów covidowych „jak we wszystkich cywilizowanych krajach”). Równocześnie w sieci pojawiło się kilkadziesiąt „antyszczepionkowych” portali adresowanych do prawicowego elektoratu. Nawet całkowicie niewiarygodne tezy (mikroczipy w szczepionkach!) znajdowały podatnych odbiorców. Stopniowo temperatura sporu osiągnęła absurdalny poziom i o to właśnie chodziło wrogim animatorom, którzy poszukują tematów wywołujących największe emocje (np. sprawa aborcji). Ich głównym celem zawsze jest podważenie zaufania do państwa i jego organów.
Ponieważ kwestia szczepionek i sposobu reagowania służb państwowych na pandemię „wyczerpała już swoją formułę”, raczej nie przez przypadek portale antyszczepionkowe zmieniły zainteresowania – teraz przestrzegają przed „ukraińskim niebezpieczeństwem”, zajmują się pacyfizmem, a nawet Piłsudskim i sanacją, która „parła do wojny”.
(…)
Byłoby dziwacznym paradoksem, gdyby kłótnie o wyższości Dmowskiego nad Piłsudskim (czy odwrotnie) lub emocjonalne polemiki szczepionkowców z antyszczepionkowcami w łonie środowiska propolskiego mogły zagrozić naszej podmiotowości.
Nie dajmy się nabierać na suflowane nam spory!”.
Jest na kogo głosować !
Piech podkreślił, że PJJ chce „Polakom przywrócić Polskę. Polskę wolną, Polskę niezależną, naszą Polskę”. Jak wskazywał, ruch społeczny, któremu przewodzi powstał, by zabiegać o pełną prawdę i transparentność polityki oraz służb publicznych. Mówił o prawie wolności wyboru każdego obywatela w zakresie własnego zdrowia, suwerenności gospodarczo-politycznej, o pomocy społecznej nowoczesnej i opartej o tradycję edukacji w szkołach, o ochronie zasobów naturalnych i rolnictwa.
Lider PJJ podkreślał, że rodzina – składająca się z mężczyzny i z kobiety – to najmniejsza i najważniejsza komórka społeczna. To fundament, którego trzeba bronić. Mówił też o poszanowaniu Ojczyzny, jej historii i przodków. Wskazywał też na zagrożenia płynące z prób urządzania świata (NWO) „w oparciu o kłamstwo, manipulacje, pychę, rozrzutność, strach, agresję, kulturę śmierci i przemoc”.
Rafał Piech wskazał na siedem fundamentów, na których PJJ zamierza opierać swoją działalność. To: Bóg, Rodzina, Ojczyzna, Prawda, Wolność, Suwerenność, Zdrowie.
Polska Jest Jedna to organizacja, która zawsze będzie stała na straży Wolności, będzie broniła Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, zawsze będzie broniła prawdy i wolnego wyboru – zadeklarował Rafał Piech, jeden z liderów tego ruchu społecznego. I ogłosił, że organizacja podjęła decyzję o rozpoczęciu przygotowań do udziału w wyborach samorządowych do sejmiku województwa i w wyborach parlamentarnych.
http://nie-wierze-nikomu.pl/index.php/aktualnosci/209-partia-polska-jest-jedna-pozywa-pis
Co do POPISU.
Globaliści specjalne podzielili Polaków na 2 plemiona Tutsi i Hutu, sorry PIS i PO, które nawzajem się „wyrzynają” nie widzą prawdziwych zagrożeń. To taka zabawa , igrzyska dla głupich mas 🙁
Gdy tymczasem oni, pod pretekstem globalnego oćipienia klimatu, wprowadzają Wielki Reset i tzw. Zrównoważony Rozwój , czyli Komunizm 2.0 )
Co za różnica, czy rządzą nami … z PIS, PO, czy inne marionetki globalistów ???
To tylko mapety, pajace – cyrk dla mas, aby wierzyły, że idąc do wyborów, coś wybierają.
Gdyby teraz rządziło PO to doradca Tuska, Pinokio Morawiecki, robiłby to samo.
PIS niestety kontynuuje politykę ograbienia, kolonizacja Polski, zrobienia z Polaków niewolników , (Kieżun o tym mówił ) wprowadza Wielkiego Resetu oraz największą ściemę XXI wieku, czyli że jakoby wytwarzany przez człowieka CO2 ma wpływ na ocieplenie klimatu.
Więcej na http://nie-wierze-nikomu.pl/index.php/wiedza/piec-ksiazek-ktore-wprowadza-cie-w-depresje-albo-obudza
Wcześniej rządził nam „Oskar”, a teraz 'Jakub vel Student”, obaj byli przyjaciele cioci Stasi 😉
Pinokio Morawiecki ( były doradca Tuska )to moim zdaniem człowiek globalistów, Klaus Schwaba, Yuval N. Harari z Światowego Forum Ekonomiczne.
ZADANIEM Morawieckiego jest osłabiane Polski poprzez dodruk pieniądza, zadłużanie ( np: bezsensowny zakup uzbrojenia 2 razy większy niż realne potrzeby ) i w końcu bankructwo państwa I kolonizacja.. Celowo i perfidnie rozkręcana, potęgowana inflacje ma zabrać, okraść Polaków z oszczędność.
Następnym krokiem będzie następnie sprzedaż za grosze naszych dóbr ziemi, złóz węgla, miedzi, metali, lasów, strategicznych przedsiębiorstw zagranicznym koncernom za nakręcone długi, czyli dokończenie dzieła Balcerowicza, kolonizacji naszego kraju .
PIS niestety kontynuuje politykę ograbienia, kolonizacja Polski, zrobienia z Polaków niewolników , (Kieżun o tym mówił ) wprowadza Wielkiego Resetu
oraz największą ściemę XXI wieku, czyli że jakoby wytwarzany przez człowieka CO2 ma wpływ na ocieplenie klimatu.
http://nie-wierze-nikomu.pl/index.php/katastrofa-co2
PS:
Czym się różni PIS od PO ?
Jak do tej pory to rządy PiS są kataklizmem dla Polski. Takie są fakty.
PiS okazał się gorszy od PO, co wcale nie oznacza, że PO nie może być jeszcze gorsze od PiS
Od aktualnego PiS może też być gorszy przyszły PiS.
Dzięki takiemu straszakowi- straszenie PO,
elektorat PiS zaakceptował dokładnie to, na co by się nie zgodził za rządów PO. !!!!!
Na tym polega manipulacja zbiorową świadomością. :PiS zgodził się na likwidację Polski w sposób całkowity, ale stopniowy, lecz nieodwołalny.
PO optuje za natychmiastową likwidacją Polski i również nieodwołalnie.
Różnica wynika z temperatury gotowania żaby – elektoratów PO i PiS.
„ZADANIEM Morawieckiego jest osłabiane Polski” – niestety, widać wyraźnie po kolejnych firmowanych nazwiskiem drukach ustaw do cichego przegłosowania. Może by tak zbiorczo zareklamować co nasz Trojaniecki przepuszcza przez Sejm z symbolicznym oporem Konfederacji? Polski Wał to przykład wzorcowy obcej ingerencji.