4.07. Kici, kici, pyrć, pyrć…
4 lipca, dzień 1206.
Zapraszam do wsparcia mego bloga
Wersja audio
Zapraszam do lektury książki powstałej na podstawie mego bloga: link do zamówienia.
Zapraszam także na mój wieczorek autorski w dniu 12 lipca o godz. 19.00 w Warszawie, przy ul. Słowackiego 19a, z tyłu teatru Komedia.
Teraz koty. Właściwie próba. Wchodzę do znajomych i czteroletnia dziewczynka ostrzega mnie, żeby zdejmować buty „bo śmierć” i wskazuje na kota. Ja – stary pandemista – w ogóle nie wiedziałem o co chodzi, a tu okazuje się, że kot może zdechnąć, bo jest grypa, która koty dziesiątkuje. No to w domu sobie przysiadłem i popatrzyłem o co chodzi i aż mnie zamurowało.
Czyli można próbować tej samej sztuczki enty raz? I teraz, że co? Że koty wybijemy jak norki, co to kowida miały i dziesiątkami tysięcy (dziękujemy profesorze Pyrć) szły do gazu, bo jakiś palant zrobił jakiś wymaz jakimś (okazało się) gównianym testem i mu wyszło z maszyny losującej, że i owszem? Czy ludzie po raz kolejny kupią taką ściemę, tym razem wobec kotowatych? Wydawało mi się to niemożliwe.
No bo taka norka, ba krowa, to nie wzbudza takich emocji jak nasz Puszek-okruszek. Ten ma imię, nawyki, tuli się jak książę puszysty ma ochotę. No – wzbudza jakieś emocje i przywiązanie. A taka norka, to imienia nie ma, w dodatku jest hodowana w celach futrzanych, coraz bardziej zawstydzająco niemodnych. No i co by miało wynikać z tej kociej pandemii? Że koty won, może do gazu, że – jak krzyczała ostrzegająca dziewczynka – śmierć? Coś mi się to wydało nakręcone w stronę, która nie ma szans na powtórkę z panicznej rozrywki.
No i mnie naprowadził nasz polski Fauci, pan profesor Pyrć. Postać znana w pandemii, promotor szczepionek, distancingu, no – sanitarysta pełną gębą. Kolejny – po finansiście z Sanepidu, panu Pinkasie, człowiek renesansu, universal soldier, bo za swe zasługi został wciągnięty jako ekspert także od klimatu. No, cudo człowiek. Jego boje z doktorem Pieniążkiem przejdą do annałów historii walki z uczoną ciemnotą, podlaną konfliktami interesu.
Okazało się bowiem, że źródłem tych kocio pandemicznych rewelacji jest nasz pan profesor. Pochwalił się bowiem swymi badawczymi rewelacjami i wyszły ciekawe rzeczy. Koty chorują na ptasią grypę typu A H5N1. No, żadna rewelacja, znamy temat z poprzednich prób (padgatowki) do światowej pandemii. Jak wirus mógł przeskoczyć z łuskowca na nietoperza, który właśnie przechodził z tragarzami koło mokrego targu w Wuhan, to skok z ptaka na kota, to prościzna. Ale jedziemy dalej. Profesor z kolegami (doktor Maciej Grzybek i doktor Łukasz Rąbalski) zaczął badać trop transmisji patogenu przez pokarm. Aby zweryfikować tezę poproszono właścicieli chorych (dodajmy – na testy) kotów o przesłanie do badania próbek pokarmu naszych kotowatych zagrypionych. Otrzymano w ten sposób – uwaga, uwaga! – PIĘĆ próbek, z których JEDNA zawierała wirusa. Tu profesorowi puściły szwy wyobraźni, pisze: „Chociaż nie można wykluczyć, że wirus znalazł się w próbkach mięsa później lub że mięso zostało zanieczyszczone przez właścicieli wirusem rozwijającym się w organizmie kota, nie można również wykluczyć, że to właśnie surowe mięso było źródłem zakażenia.”
Pyrć kołował, kołował, aż wylądował. Czytamy bowiem dalej: „Zasadny wydaje się apel do służb weterynaryjnych oraz inspekcji sanitarnej, aby zbadały mięso dostępne w Polsce i rozważyły włączenie testowania mięsa w kierunku grypy H5N1. Jest to kluczowe nie tylko ze względu na koty, ale również na fakt, że wirus ten stanowi zagrożenie dla życia ludzkiego. Dodatkowo polski przemysł drobiarski to prawie 20% rynku UE, a szacowana wartość eksportu mięsa to ponad 3 miliardy euro. Warto wyobrazić sobie konsekwencje dla tego sektora gospodarki jeżeli faktycznie okazało by się, że skażone mięso znalazło się we Francji, Włoszech czy Niemczech”.
Tyle pyrciologii. Teraz przetłumaczmy to na ludzki język. Mamy grypę wśród kotów, ptasią. Gdy prowadziłem ten Dziennik to na jego początku codziennie zaznaczałem ilości zakażeń i zgonów, a więc, skoro mi zamknęli już budkę z podawaniem ludzkich danych, to sobie podam dane – kocie. Zakażonych kotów – 17 sztuk, zdechłych 11. Na 7 milionów kotów. Pandemia, coś jak u ludzi. Ci też umierali minimasowo i kwalifikowano ich przyczyny śmierci na podstawie tego CZY test pokazał, że coś tam u nich w organizmie jest. Teraz będziemy mieli grzanie pandemii grypy na podstawie tak niskich danych i co? Znowu będziemy mieli religię Covid-ZERO? Że nikt (tym razem z kotów) nie jest bezpieczny dopóki każdy (z kotów) nie jest bezpieczny?
Pyrć bezwstydnie pisze o co chodzi. Ponieważ trudno liczyć, że ludzie zaczną eksterminować swoich pupilków, to kwestia rozegra się gdzie indziej. Na podstawie jednej próbki z pięciu (tak się u nas profesory i doktory bawią w badania) grozi nam nie tylko wprowadzenie testów na grypę do kontroli mięsa, ale – w przypadku wykrycia patogenu, sugeruję proporcję pyrciową 1:5 – wyrzynanie całych stad drobiu, chyba że będziemy badać każdą kurę i kaczkę osobno. Przypomnę jeszcze raz – za kowida gazowano dziesiątki tysięcy norek na podstawie tej pyrciowej praktyki. Pan profesor nawet bezwstydnie kapuje – które kraje powinny się zaniepokoić tą straszną statystyką z Polski i kładzie na szale: po jednej stronie swój pandemicznie zużyty autorytet wraz z JEDNĄ próbką mięsa, po drugiej – 3 miliardy euro. I tak sobie buja tą szalką.
Kogo to może cieszyć? Ano profesora tak, na bank producentów testów na ptasią grypę. Tym idzie obecnie gorzej skoro kowidowa testoza umarła. Takie enuncjacje mogą na pewno ucieszyć naszych konkurentów na rynku drobiarskim. Ci – wyposażeni w pyrciowe bzdury będą podtykać importerom, a właściwie ich klientom, pod nos rewelacje z Polski i znowu stracimy. Kto straci? No, jak zwykle, polscy rolnicy. No bo teraz kociarze nasi rzucą się i na nich, że produkują zatrute mięso, narażając puszystych na śmierć. I będą kupować mięso z zagranicy, która przecież nie ma takich troskliwych badaczy jak nasz Pyrć.
Napisał Jerzy Karwelis
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.
A mnie to wcale nie dziwi, że ludzie wchodzą po raz kolejny w ten sam lejek. Wg mnie są trzy grupy Polaków pod względem świadomości tego, co zaszło w związku z Covidem:
1. Ci, którzy dostrzegają w tym szalbierstwo i nabrali ostrożności wobec mediów, lekarzy itd.
2. Ci którzy dostrzegli to szalbierstwo, ale głupio im się przyznać, że dali się nabrać,
3. Ci, którzy wierzyli i wierzą w straszną pandemię i którzy w tej swojej wierze są podtyrzymywani przez różne wspomagacze typu teoria o long-covidzie… które nie muszą być nawet przekonujące, ważne że są wypowiedziane przez eksperta w poważnych mediach… (a co to my lekarzami jesteśmy, żeby się w to wgłębiać sami? 🙂 )
tej drugiej grupy wcale nie ma dużo. W moim środowisku to pewnie kilka procent. Natomiast tę trzecią grupę oszacowałbym przynajmniej na połowę ludzi, których znam, albo przynajmniej mijam na ulicy i słyszę jednym uchem co tam o tym covidzie rozprawiają. Może nawet lepiej niż połowa wszystkich osób z „wszelakiej styczności”. Oni w to wierzą. Oni się nie wgłębiają. Co z tego, że oczy widzą co innego, że nie ma trupów na ulicy, ale jak ekspert w TV powiedział, że są, to pewnie są. „W końcu to on jest ekspertem, a nie ja”.
I co z tego, ze pokazało się wiele publikacji i materiałów pokazujących czym ta niby pandemia była. „A co to autorzy tych publikacji są ekspertami? Jakby byli, to by ich do telewizji i do rządu brali”. Takie jest myślenie, a właściwie jego brak. I co najgorsze – im lepszejszy papierek z wykształceniem, tym łatwiejsze przyzwolenie na to, że „eksperci” mają myśleć za nas.
Teraz przypominam sobie rozmowę z jednym człowiekiem nt. aborcji sprzed kilku lat. Jego zdaniem lekarz nie jest od myślenia, sumienia czy innych człowieczych przypadłości, tylko powinien wykonywać procedury odgórnie przyporządkowane. Akurat na czasie w ramach podejmowanych obecnie prób eliminowania lekarzy na rzecz AI. Ciekawe tylko, jaką diagnozę dałby doktor-AI temu człowiekowi, o którym piszę, a który od lat cierpi na ciężką cukrzycę? On sobie z nią świetnie radzi i w ogóle pożyteczny z niego facet, ale skoro w odgórnej procedurze, wykonywanej bezrefleksyjnie przez dr-AI będzie wskazanie do eutanazji, jako osoby obciążającej społeczeństwo?
Tak, ludzie nie myślą, zdają się na „ekspertów”, a im bardziej jest on „obiektywny”, a wręcz mechaniczny, tym lepszym ekspertem się im wydaje. Zresztą to TV określa, kto jest lepszym, a kto gorszym ekspertem.
Tak, rejestracja kur od jednej sztuki nie była ot tak sobie ale dla takich właśnie jaj kwadratowych. Jak to się pięknie składa. A może powinniśmy wg pyrciologicznej nauki zbadać cudowne puszki i saszetki z kocią karmą, hę? Tam też podobno jest mięso i zasięg rażenia nieporównywalnie większy. A puszki i saszety przyjeżdżają skąd i z czego są robione?
„zasadny wydaje się apel do służb weterynaryjnych oraz inspekcji sanitarnej, aby zbadały mięso dostępne w Polsce i rozważyły włączenie testowania mięsa w kierunku grypy H5N1.” – jeszcze jedno: jak grypa roznosi się poprzez pokarmy? Jeśli tak się roznosi i jest w tym skuteczna, to tym bardziej nie pomogą maseczki i izolacje, trzeba wziąć pod uwagę także to co jedliśmy – grypa w chipsach, kowid w jogurtach? Ależ czemu nie?
Poproszę także Poznań o raport w sprawie wzrostu obecności H5N1 w ściekach, w końcu niejeden kot też człowiek i sika do muszli a nawet wodę spuszcza, za nic mając walkę z klimatem.
Za Mao Zedonga wymordowali wróble bo szkodniki, bo plony, bo ludzie głodują, założę się że jakiś usłużny płofesoł, albo nawet cała katedra płofesołów w Kitaju zapewniła pod to podkładkę. Bo komunizm zawsze się jakąś nałką podpiełał. To teraz w Bolanda wymordują kurczaki bo jakiś przeżarty mruczek jakiegoś prominenta odwali swoją sierścianą kitę. A prezes ma kota i pół sejmu pewnie też ma kota. Kurczaka raczej nikt z nich nie hoduje. Więc los kurczaków przesądzony, zwłaszcza, że są od roku porejestrowane i policzone. Co za koincydencja! Łunia Jewropejska chciała ograniczyć hodowlę bo rzekomo dobrostan zwierząt i różne cełodwa i metany i inne takie, to usłużny płofesoł Pyłć da pretekst. Oczywiście na pewno nie będzie chodzić o żadne pieniądze. W Sowietskom Sajuzie mieli Trofima Łysenkę, my będziemy mieli swoje profesorskie talenty na miarę naszych możliwości. Historia się wciąż powtarza, tylko tło się zmienia.
Wczoraj rozmawiałem z kolegą z pracy, no i trochę zahaczyłem o kowida, o banderofilię rządu itp. Sympatyczny facet, ale powiedział, że jego to kompletnie nic nie obchodzi i nie chce o tym gadać ani słuchać. I niestety, tak jak powiedział mój przedmówca, takich jest większość. Rządzi banda psycholi przy kompletnej bierności „społeczeństwa”. A ta garstka myślących ludzi, to nawet jak się, za przeproszeniem … i tak nic, albo bardzo niewiele zdziała. Tak że ten, jak ktoś jeszcze jest trochę wierzący, to niech odmawia różaniec. Nie jest to całkiem bezskuteczne. Niektórzy święci mówili, że to jest bardzo potężna broń przeciw złu.
Do wyborów pandemii nie będzie na pewno. A podejrzeń jest kilka, koty umarły na wirus, bo jakiś hodowca puścił do sklepów zakażone mięso zamiast zgłosić komu trzeba, a bardziej prawdopodobne jest też też, że z Ukrainy przyjechał jakiś syf i wpakowano to do puszek i jedzenia. Ludziom nie zaszkodził póki co z powodu różnorodnej diety, a koty okazały się bardziej wrażliwe, ale kto odważy się ten wątek pociągnąć.