6.09. To pełznie młodość
6 września, dzień 918.
Wpis nr 907
zakażeń/zgonów
5.845/21
Każde pokolenie przechodzi tę samą drogę. Buntuje się przeciw starszym, potem dorośleje, widzi, że to nie takie proste. Potem obserwuje, że ich bunty to było pikuś w porównaniu z dzisiejszymi młodymi, i to – jak pisałem, paradoksalnie – nawet na odwrót, to znaczy, że ci nowi to się już nawet nie chcą buntować. Zawsze to się kończy tym, że kolejne pokolenie dziadersów narzeka na „dzisiejszą” młodzież. Ja też wpadam w takie kalki, ale mam coraz więcej papierów na to, że cos nie jest ok. Poniżej jeden z takich papierów, którym się załamałem.
„Dzieciom w wieku 12-18 lat zaproponowano dobrowolne spędzenie 8 godzin w odosobnieniu. Każde z nich miało ten czas spędzić ze sobą, bez możliwości korzystania ze środków komunikacji (telefony komórkowe, internet). Nie wolno im było również włączać komputera, korzystać z gadżetów, z radia i telewizora. Dozwolony był natomiast cały szereg klasycznych zajęć: pisanie, czytanie, gra na instrumentach muzycznych, rysowanie, rękodzieło, śpiewanie, spacery itp.
Autor eksperymentu – psycholog rodzinny – badała postawioną przez siebie hipotezę, że współczesne dzieci i młodzież szukają źródeł rozrywki na zewnątrz, nie są w stanie zajmować się sobą i nie znają swojego świata wewnętrznego.
Zgodnie z regułami eksperymentu, dzieci miały następnego dnia opowiedzieć o tym, jak czuły się podczas próby samotności. Miały możliwość zapisywania swoich działań, refleksji i odczuć. W przypadku nadmiernego dyskomfortu, stanu niepokoju lub napięcia – psycholog zaleciła natychmiastowe przerwanie eksperymentu oraz odnotowanie czasu i powodu jego zaprzestania.
Na pierwszy rzut oka eksperyment wydawał się całkiem niegroźny. Psycholog uznała, że będzie to absolutnie bezpieczna próba. Jednak tak szokujących wyników nikt się nie spodziewał.
Z 68 uczestników eksperymentu tylko 3 osoby dotrwały do końca – jedna dziewczynka i dwóch chłopców. Trzy osoby miały myśli samobójcze, pięć osób doświadczyło ataku paniki, u 27 osób wystąpiły objawy wegetatywne zaburzeń lękowych: mdłości, nadmierne pocenie, drżenie, zawroty głowy, uderzenia gorąca, bóle brzucha, wrażenie ruszania się włosów na głowie i inne. Praktycznie każdy uczestnik doświadczył uczucia lęku i niepokoju.
Ciekawość nowej sytuacji, zainteresowanie i radość ze spotkania ze sobą zniknęły praktycznie u wszystkich w drugiej i trzeciej godzinie eksperymentu. Jedynie 10 osób z grupy, która przerwała eksperyment, poczuło niepokój dopiero po trzech lub więcej godzinach samotności.
Bohaterska dziewczynka, która dotrwała do końca eksperymentu, przyniosła zeszyt, w którym przez osiem godzin szczegółowo opisywała swój stan. Wówczas to pani psycholog włosy na głowie stanęły dęba. Z pobudek etycznych twórcy eksperymentu odmówili opublikowania tych notatek.
W trakcie trwania eksperymentu młodzi ludzie:
Gotowali jedzenie, jedli,
Czytali albo usiłowali czytać,
Odrabiali lekcje (eksperyment był przeprowadzany w czasie wakacji, ale w przypływie rozpaczy niektórzy sięgnęli po podręczniki),
Patrzyli przez okno albo chodzili po mieszkaniu,
Wyszli na dwór i poszli do sklepu lub do kawiarni (nie wolno było się komunikować, ale uczestnicy uznali, że rozmowa ze sprzedawcą lub z kelnerem się nie liczy),
Rozwiązywali krzyżówki,
Układali Lego,
Rysowali albo próbowali rysować,
Myli się,
Sprzątali mieszkanie lub pokój,
Bawili się z psem lub kotem,
Ćwiczyli, robili gimnastykę,
Zapisywali swoje odczucia, refleksje, pisali listy na papierze,
Grali na gitarze, na pianinie (jedna osoba na flecie),
Trzy osoby pisały wiersze lub prozę,
Jeden chłopiec prawie przez 5 godzin jeździł po mieście autobusami,
Jedna dziewczynka haftowała,
Jeden chłopiec poszedł do wesołego miasteczka i przez trzy godziny kręcił się na karuzeli,
Jeden młody człowiek przeszedł miasto z jednego końca w drugi (25 kilometrów),
Jedna dziewczynka udała się do muzeum,
Jeden chłopiec poszedł do ogrodu zoologicznego,
Jedna dziewczynka się modliła.
Praktycznie każdy próbował zasnąć, ale nikt nie był w stanie spać, wszyscy mieli myśli obsesyjno-kompulsywne.
Po zakończeniu lub przerwaniu eksperymentu, 14 osób natychmiast zalogowało się w sieciach społecznościowych, 20 osób zadzwoniło z komórki do przyjaciół, trzy osoby zadzwoniły do rodziców, pięć osób poszło do znajomych. Pozostali włączyli telewizor lub zajęli się grami komputerowymi. Prawie wszyscy i prawie natychmiast włączyli muzykę lub skorzystali ze słuchawek.
Wszystkie lęki i inne objawy ustąpiły po zakończeniu eksperymentu.
63 osoby uznały eksperyment za ciekawy i pożyteczny dla samopoznania i samorozwoju. Sześć osób powtórzyło go na własną rękę i twierdzą, że za drugim (trzecim, piątym) razem się udało.
Podczas analizy przebiegu eksperymentu, 51 osób użyło sformułowanie „uzależnienie”, mówiło: „wygląda na to, że nie mogę żyć bez…”, „niezbędna dawka”, „syndrom odstawienniczy”, „delirka”, „muszę przez cały czas…”, „czułem się na głodzie” itd. Wszyscy bez wyjątku mówili, ze byli ogromnie zdumieni myślami, które przychodziły im do głowy w trakcie eksperymentu, ale nie potrafili im się „przyjrzeć” zbyt uważnie, ponieważ ich ogólny stan się pogarszał.
Pierwszy z dwóch chłopców, którzy ukończyli eksperyment, przez 8 godzin sklejał model żaglowca z przerwą na obiad i spacer z psem. Drugi najpierw porządkował swoją kolekcję, a następnie przesadzał kwiaty. Żaden z nich nie odczuwał w trakcie trwania eksperymentu negatywnych emocji ani nie zauważył „dziwnych” myśli. Wobec takich rezultatów psycholog przestraszyła się nie na żarty. Hipoteza hipotezą, ale gdy założenie potwierdza się aż tak bardzo…
Należy ponadto wziąć pod uwagę, że w eksperymencie wzięli udział zainteresowani nim ochotnicy.
Zebrał i opublikował Jerzy Karwelis
Wszystkie wpisy na „Dziennik zarazy”.
Człowiek jest zwierzęciem stadnym/społecznym. Brak kontaktu z innymi ludźmi może powodować pewne zaburzenia, strach, niepokój. To mnie nie dziwi, że tak się działo. Można utyskiwać na media społecznościowe, które zawładnęły komunikacją społeczną. Może ona jest zbyt intensywna, zbyt radykalna. Człowiek się może uzależnić. Młodzi ludzie szukają potwierdzenia swoich działań io zachowań u innych, akceptacji w grupie, w której się znajdują. Mocno przeżywają rozterki owej grupy, a odrzucenie jako coś naprawdę powaznego. Sam mam nastolatka w domu i widzę zachowania. Trzeba go hamować przed zbyt mocną reakcją na sprawy nie wymagające owej mocnej ekspresji werbalnej czy reakcji na słowa innych. Młodym ludziom nie mówi się o skutkach i przyczynach działania internetu, mediów społecznościowych. Nie ma o tym rozmowy ze starszymi. Nauka w szkole nie obejmuje tych zagadnień. Młodzi ludzie w zasadzie poruszają się jak dzieci we mgle. Przecierają szlaki, sami, na własnej skórze dowiadują sie o tym, że ludzie niekoniecznie sa wobec nich mili, uprzejmi, że mają swoje zdanie, że chcą go bronić, że znajomości jak szybko się zaczynają, tak szybko się kończą. Itd. A samodzielność jest istotna dla człowieka tak samo jak praca w grupie. Czy kiedyś było inaczej? Tak, bo inaczej się kontaktowaliśmy. Ale zachowania młodzieży były również takie. Reakcje młodych także. Nie wiemy co się działo w głowach młodych ludzi bo nikt tego nie badał kiedyś( w każdym razie ja nie kojarzę takich badań w latach 70 czy 80 XX wieku). Niemniej nadwrażliwość ludzi na pewne bodźce ze świata zewnętrznego może niepokoić. JA widzę tylko jedne problem. Niewłaściwa reakcja na słowa. Dziś ludzie komunikują się przede wszystkim słowem pisanym. A to nie ma takiej siły emocjonalnej jak słowo mówione. Przekaz jest płaski, a nie każdy jest Sienkiewiczem czy Miłoszem, by przekazać słowem emocje tak by były one odczuwalne. Dochodzi do sporej ilości nieporozumień. Czasami dłużej zajmuje tłumaczenie komuś co się miało na myśli, niż co się pisało. Człowiek jest stworzeniem emocjonalnym. Emocje na twarzy, intonacja słów, zdań, sa bardzo ważne. Słowo pisane jest płaskie, a zatem każdy wyraz może zostać zrozumiany zupełnie inaczej. Nawet dorosłym, nawet tutaj. Pan redaktor coś napisze, a potem musi się tłumaczyć co miał na myśli. Ktoś coś napisze w komentarzach, a potem musi dodawać erratę, bo inni go w ogóle nie zrozumieli.
Szkoda, że nie ma informacji kto, gdzie i kiedy wykonał ten eksperyment. Wyniki są rzeczywiście straszne.
A co znaczy, że twórcy exp. w warunkach anonimowości nie opublikowali jakichś notatek? Co strasznego jest w zapisanym papierze?
Jakby mi tak dali regał z książkami, gitarę, możliwość spacerów, pójścia do muzeum, dostęp do kuchni z lodówką i żadnych obowiązków, to chętnie bym się zapisał na 10 x 8h takiego eksperymentu.
Dziaders (witam kolegę ;-).
PS: Ja się zapisuję na 24 x 7 x 365, jakby co…
Taaa, i dochód gwarantowany za spełnienie obowiązku szczypiennego. Takie tam małe ukłucie co pół roku a można pożyć za dwóch w tym samym czasie.
Dość blisko znam jednego pięciolatka – kolega moich dzieci. Wychowanie bez klapsa, bo jeszcze mu się przemoc zaszczepi, jednocześnie jak nie ma pomysłu co zrobić z czasem, to mu rodzice dają grać w jakąś grę z rozwalaniem zombie. Do zabawy ogólnie chętny, ale niech dorosły, albo starszy mu ją zorganizuje, niech przy tym cały czas jest… bez tego z rówieśnikami to po 15 minutach pyta, czy można mu włączyć grę, albo film. Ogólnie rzecz biorąc to bystry chłopak, ale jeśli pójdzie tym torem, to jego życie stanie się ubogie, a on będzie jedynie konsumentem, bezrefleksyjnym odbiorcą… idealnym obywatelem Nowego Wspaniałego Świata 🙁
Jedynak? Moja trójka – najstarszy ma 6 lat – nie ma problemu z nudą. Nudą może być jedynie gdy nie ma brata do zrobienia wyścigu F1 na korytarzu… Nadmiar kreatywności chłopaków mnie czasem przeraża, ale bardziej pozytywnie zaskakuje. Bez włączonego telewizora i bez smartfona/tabletu. Nie słyszymy „mamo, nudzi mi się”. Jak już, to „mamo/tato, poczytaj mi”. Podobno z jedynakiem jest łatwiej niż z trójką dzieci z niewielką różnica wieku, ale u nas nie ma problemu nudy. Sama byłam w szoku, gdy nasz najmłodszy, ledwo nauczył się raczkować, a polazł za braćmi do ich pokoju, bo wolał zobaczyć czym to się te łobuzy bawią, a nie siedzieć z rodzicami…
Będę musiał zastosować na sobie ten eksperyment, zwłaszcza odcięcie od internetu. Muszę powiedzieć, że szanowny pan Autor sporo się przyczynił do mojego uzależnienia (nałogowo czytam Dziennik Zarazy, jak już kiedyś wspomniałem). Zgodnie z zaleceniem dodaję objaśnienie dla niekumatych: to tylko taka ironia jest.
Nie mam czasu się rozpisywać, ale w kwestii „jak zapobiegać” polecam wpisanie sobie w Youtube „Metoda krakowska” i wysłuchanie paru wywiadów z prof. Jagodą Cieszyńską-Rożek (jeden pod prowokacyjnym tytułem „Świnka Peppa powinna być zakazana”), a potem wysłuchanie materiałów z kanału „Centrum Metody Krakowskiej”. W największym skrócie – absolutnie nie powinno się pokazywać „ruchomych obrazków” dzieciom, zanim nie wykształcą się w mózgu ośrodki mowy, zanim nie nauczą się mówić (a najlepiej pisać, pani profesor udowadnia, że jak najbardziej da się nauczyć kilkulatka pisać – w Krakowie uczą czytania „dużych liter”, wpadnięcie na to, że „A” i „a” to ta sama litera zostawiają dzieciom, aby rozwijać ich samorozwój, inteligencję i kreatywność), bo wówczas TWORZĄ SIĘ ZUPEŁNIE INNE STRUKTURY W MÓZGU, MA DOSŁOWNIE, FIZYCZNIE INNĄ BUDOWĘ. Sadzając małego dzieciaka przed telewizorem czy komputerem kształtujemy innego człowieka, o innej psychice, nieodwracalnie. Więcej – budujemy nową cywilizację, żeby nie powiedzieć nowy gatunek…
Tylko jak to wytłumaczyć młodym rodzicom… Psychologowie zresztą od dawna mówią, żeby absolutnie nie zostawiać dziecka samotnie przed ekranem (telewizor to nie darmowa niańka), bo dzieci widzą i rozumieją zupełnie co innego niż nam się wydaje, nie rozwijają się tylko kształtują sobie fałszywy obraz świata – od fundamentów. Trzeba oglądać z dzieckiem zawsze, być obok, tłumaczyć na bieżąco. Zaczynając od elementarnego, niewerbalnego „tłumaczenia” swoimi reakcjami – co jest śmieszne a co straszne, żeby nie wyrósł nieczuły psychopata… Ale to już inny temat.
Może kiedyś, jak będę miał więcej czasu, wrzucę tu streszczenie opracowanie i streszczenie wypowiedzi Pani Profesor (kiedy już nikt nie będzie tu zaglądał ;). Bo rodzinie i znajomym zamierzam wręcz rozdawać takie ulotki w ramach wolontariatu. Jak to mówią? „Save the children, save the Earth!”
Po trzykroć święta racja. Zamiasr ratować klimat trzeba ratować dzieci. Najlepiej jakby już w szkole ktoś tłumaczył młodzieży żeby swoich przyszłych dzieci nie „hodowali” na ekranikach od maleńkości.