6.10. Obywatele na pomoc wojsku
6 października, dzień 583.
Wpis nr 572
zakażeń/zgonów
2.914.962/75.774
Obserwuję go od dawna, nawet miałem okazję siedzieć obok niego w locie z Nowego Jorku do Warszawy i się trochę pogadało. Nazywa się Jacek Bartosiak, jest doktorem prawa ale zajmuje się geopolityką, a tak właściwie to przypomniał ją on Polakom. Czytałem jego książki, pełne erudycji i wiedzy przekładającej położenie geograficzne na politykę i to w różnych skalach – od światowej, po kontynentalne, regionalne, aż do naszych, lokalnych realiów. Jedną z głównych jego tez jest to, że Polska niepotrzebnie wycofała się ze sprawstwa we własnym regionie „robiąc” politykę via mocarstwa poprzez bezkrytyczne dokooptowanie do polityki tzw. „Zachodu”.
Dziś, kiedy jesteśmy świadkami niejednolitości polityki Zachodu, kiedy upadek amerykańskiego superhegemona ożywia mocarstwowe ambicje innych graczy, mamy do czynienia z niejednolitością postawy Zachodu, a więc obudziliśmy się bez własnej polityki, ba – w konsekwencji, bez własnych narzędzi i środków.
Pan Jacek założył swoją fundację „Strategy & Future”, która nie tylko sprawnie monetyzuje zainteresowanie wielu geopolityką, ale niejednokrotnie… zastępuje braki państwa w strategicznym myśleniu. Wiadomo, wojna polsko-polska nie zamiera. Czyli trzeba codziennie przekuwać walkę na zwycięstwo, z perspektywą tylko na jedną kadencję do przodu. A więc po kiego martwić się dalszą przyszłością, jeśli to może nie nasza ekipa będzie konsumować owoce politycznego zwycięstwa? W związku z tym widać ten rozziew. Kiedy się widzi jak Bartosiak w Akademii Wojsk Lądowych omawia polski teatr wojenny, to widzi się też i przeczuwa, że pan Jacek mówi do kadry Wojska Polskiego rzeczy dla niej niepojęte, dotykając zagadnień w perspektywie nie ogarnianej przez sztab.
Strategy & Future porwało się na rzecz niezwykłą. Przeanalizowało międzynarodową sytuację na tyle, w dodatku prognozując różne scenariusze jej przyszłego rozwoju, że było w stanie poważyć się o skonstruowanie szkicu nowej polskiej doktryny obronnej. Jej wyrazem jest projekt polskiej „Armii Nowego Wzoru”. Bartosiak zaczyna od smutnej konstatacji: władze wojskowe zajmują się efektorami, czyli końcowymi, taktycznymi narzędziami działań wojennych. Kupujemy myśliwce od Amerykanów, czołgi, armaty, rakiety. Ale nie wiadomo do jakiej wojny mają one służyć. S&F zaczyna więc od pieca – z kim nas czeka ewentualna wojna, jaka ona będzie, jaki to będzie teatr wojenny, jak się zachowają sąsiedzi i sojusznicy. I dopiero z tego wyprowadza strategię, taktykę i kończy na tym czy potrzebne nam są Abramsy czy np. drony.
I Bartosiak z kolegami, po ponad roku wielowątkowej pracy, ukończył swe dzieło i zaprezentował je publicznie. Zaczął od podstaw – naszym przeciwnikiem będzie, jeśli już, to Rosja. A Rosja przeszła (nie wiem czy my tak samo, tu są wątpliwości) od myślenia starym trybem, działań kinetycznych, dużymi masami wojska, masowym rekrutem i wielkimi ruchami wielkich związków wojsk do wojny wielowymiarowej, hybrydowej, gdzie bezpośrednia walka jest rzadkością, a na pewno ostatecznością. Czyli wiemy już z kim. Teraz sama wojna.
Bartosiak uważa, że powinniśmy móc w pełni odpowiedzieć na agresję na tyle, by zadziałać jeszcze pod progiem artykułu piątego, zobowiązującego członków NATO do (dość enigmatycznie określonej) reakcji. To znaczy, jak na nas napadną Rosjanie, to zanim się sojusznicy zbiorą i coś tam uchwalą, zanim USA przerzuci wojska by nas bronić, to możemy być już zajechani i Moskwa zabawi się w swoją ulubioną grę – negocjowania faktów dokonanych, które sama stworzyła. A im bardziej przegramy w pierwszych dniach wojny, tym gorsza będzie pozycja negocjacyjna pokoju. Bo Bartosiak wieszczy, jeżeli już, to wojnę lokalną, bo na większą Rosji po prostu nie stać.
I tu staje podstawowa sprawa, czyli nasza sprawczość. Tak jak z polityką zagraniczną, podczepiliśmy się i z wojskiem, do dużego. W związku z tym nie wiadomo czy jesteśmy w stanie prowadzić działania wojenne na własny rachunek i w jakiej skali. Bo w razie ataku Amerykanie mogą… zwinąć się raz-dwa. Ba, Rosjanie mogą różnicować cele i na przykład atakować tylko naszych, „zapraszając” jankesów do eleganckiego odwrotu. A więc sprawczość, w dodatku z rozproszonym dowodzeniem, by nie można było go łatwo zniszczyć.
Co do taktyki, to tam jest tyle szczegółów, że odsyłam do oryginału. Ale co zaskakujące, Bartosiak postuluje, że jesteśmy się w stanie dobrze opierać Rosjanom pod warunkiem… zmniejszenia naszej armii, w zamian za polepszenie jej jakości. Mniejsze, mobilne i samodzielne jednostki wojska, dobrze rozpoznany teren, dostosowana do tego taktyka, współpraca z terytorialsami. I możemy się nawet szarpnąć z Rosjanami. No wiadomo, dopóki nie walną z atomu, ale wtedy to i tak zmienia cały układ.
Kolejna sprawa, to to, że jak będziemy mieli sprawczość, to możemy my kontrolować tzw. drabinę eskalacyjną. To znaczy wyznaczać kolejne eskalacyjne kroki. Bez sprawczości będziemy tylko odpowiadać, czasami możemy – przy braku sprawczości i poddaniu się rozkazom Amerykanów – realizować w wojnie nie nasze cele, ale te, które ze względu na strategię USA będą pożądane przez Waszyngton. A to, jak widać i dzisiaj, wcale nie muszą być takie same cele.
S&F rysuje wielowątkowość nowego podejścia. Od działań taktycznych, rozpisanych nawet na poszczególne jednostki, aż po elementy wojny hybrydowej, czyli pod progiem zbrojnego starcia, w czym ostatnio specjalizuje się Moskwa. Możliwe scenariusze to solidarna akcja NATOwska, drugi to atak Rosji i wycofania się Zachodu i jakaś forma koncesyjnego pokoju, trzeci, nasza ulubiona „taktyka wymuszona” – jesteśmy sami. W każdym z tych wariantów nasza sprawczość jest kwestią kluczową.
Brzmi to może baśniowo, że jednak możemy się jakoś Rosji oprzeć. Ale spójrzmy na pieniądze. Wydajemy bardzo sporo na wojsko, ale tego nie bardzo widać poza spektakularnymi, a więc politycznymi, kadrami z rzędów zakupionych Abramsów i F-35, do których z trawnika Białego Domu machał prezydent Duda. Tu dygresja – Bartosiak rozmawiał z „wysoko postawionym” z Waszyngtonu i ten mu powiedział, że oni tam nie rozumieją tej polskiej taktyki, która stawia na to, że jak od Amerykańczyków nakupujemy drogich gadżetów, to ci będą nas bardziej bronić. Oni by jednak woleli byśmy im pokazali, że jesteśmy gotowi koncepcyjnie i organizacyjnie być poważnym sojusznikiem, niż przekupywać ich zakupami.
Mamy więc kasę by się stać nowoczesnym wojskiem, tylko do tej pory wydawaliśmy ją jak wyżej, plus to, że wpływała ona do starych struktur pełnych tłuszczu administracji, gdzie nawet księgowi są w stopniu oficerskim. Pozbycie się tych złogów ma nie tylko znaczenie kosztowe ale i mentalne, bo pieniądze wlewane w stare struktury organizacji skutkują przeniesieniem na armię standardów rodem z II wojny światowej, nieprzystosowanych do dzisiejszych czasów. Wymagać to będzie gruntownej reorganizacji wojska, łącznie z odchudzeniem od dekowania się w instytucjach administracji wojska i przerzucenia środków i myślenia na nowe podejście.
W końcu prezentacji tej strategii doszliśmy do clou zagadnienia. Pomysły są zacne, całość trzyma się sensu, tylko realizacja tego nie może się obejść w zawieszeniu i izolacji od całości systemu organizacyjnego i politycznego państwa. A to wymaga by wiele się w kraju zmieniło, nie tylko w wojsku. Wyjście od traktowania „starego wojska” jako rezerwuaru politycznego elektoratu, a więc utrzymywanie jego przestarzałej struktury, wreszcie – consensusu politycznego, by strategie tę realizować ponad podziałami, bez względu na to, kto wygra kolejne wybory. I, gdy się patrzy na naszą scenę polityczną, to trzeba przyznać, że jest to dla Polski i jej elit zadanie trudne. Tak by wyjść z samych siebie i popatrzeć na siebie. Na sytuację geopolityczną, która się wyraźnie pogorszyła. I Rosja to widzi. Wielu i to wcale nie histeryków, uważa, że ta wojna już trwa, ale w dzisiejszych czasach to wcale nie trzeba jej wypowiadać, ba – nawet nie trzeba jednego wystrzału, by ona była w zaawansowanej fazie.
Bo na przykład takie harce jak na granicy z Białorusią, to na pewno co najmniej test jak zareaguje Polska. W dodatku, co też widać, z testu mogą wyjść prawdziwe efekty, jakimi jest ostry podział polityczny w Polsce, który animuje swobodnie Moskwa rękoma Mińska. Czyli pewne wzorce zadziałały i można je powtarzać oraz modyfikować. Rosjanie w naszym nieogarnięciu mają w ręku całą drabinę eskalacyjną, mogą wrzucać kolejne wrzutki, pnąc się po niej w górę. My będziemy tylko reagować, nieadekwatnie, za późno i tylko w kierunkach wyznaczonych przez Wschód. Będziemy więc biernymi świadkami tego, co z nami jest robione.
A sojusznicy? No, ci się przyglądają. I to nie tylko Putinowi, ale i nam – czy jesteśmy ogarnięci. Bartosiak unikał tej odpowiedzi, ale widać, że to nie Rosja, nie kasa, nie sojusznicy są problemem. Problemem jesteśmy my – czy nam, się będzie chciało chcieć. Czy będziemy swoje zainteresowanie ograniczać do losów małej dziewczynki z misiem, czy będziemy sypać dzieciom imigrantów cukierki przez ogrodzenie, by te podeszły bliżej, aby mogły je sfilmować czyhające media. Jak w zoo.
W końcu najbardziej załamujące jest to, że koncepcję stworzenia wojska na miarę możliwości i czasów prezentuje prywatny thinktank. Istniejący za zebrane z subskrypcji pieniążki od entuzjastów geopolityki. A obok stoi kolos państwa, ze swymi środkami i możliwościami, tabunami generałów i słucha tego jak świnia grzmotu. Dla jednych brzmi to jak piękna pieśń, że damy radę i trzeba wreszcie pogonić trepów, dla innych jak zagrożenie, które będą przezywać fantasmagoriami, byleby zostało tak jak jest. Czyli po staremu – kiedyś też tak było, to wtedy kiedy byliśmy przecież „silni, zwarci, gotowi”.
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.
A może problem jest zupełnie gdzie indziej .Może władza obecna świadomie trzyma obecny status quo wojska, ponieważ nie zalezy jej na tym by Polska była silnym krajem? Może jej działania sa inspirowane na Kremlu, a nie na Zoliborzu? JAk juz tutaj wiele razy wskazywnao. Nie słowa czynią rzeczywistość, ale czyny. A koń jaki jest każdy widzi. Przypominam, że obecna władza działa juz 6 lat. To sporo czasu. Mogła zatem ten okres przeznaczyć na te działania. Ale to się nie dzieje. Przypadek? Nie sądzę.
Tak na marginesie; amerykańscy żołnierze stacjonujący w Żarach, jak narazie to ćwiczą tylko odwrót do Niemiec.
To wszystko wyglada jak działanie na szkodę państwa, zakup trzeciego rodzaju czołgu, gdzie dwadzieścia lat przyzwyczajali się do niemieckich Leopardów, gdzie każda śrubka w Abramsie jest w systemie calowym, który jest dużo cięższy i w naszych realiach większość czasu będzie stał zakopany, wszystko to jest tylko pod publikę, czołgi bez wsparcia lotnictwa i piechoty są tylko kupa złomu, co z tego, że Bartosiaki mają rację, betonu nie przebijesz, jak autor napisał, ważne są tylko najbliższe wybory i trzeba dbać o elektorat, o pozostałościach z poprzedniego systemu nie wspominając.
Państwo rządzone przez kompradorów ma mieć armię nowego wzoru?
To podstawowy błąd Pana Bartosiaka (którego wielce szanuję, bo to niesłychanie mądry człowiek, a jego opracowania to uczta intelektualna). Od kiedy to służby podległe kompradorom (w tym wojsko) obsadzane są na szczeblach kierowniczych przez ludzi niezależnych od kompradorów?
Cejrowski miał niestety rację – jeśli my, Polacy, rzeczywiście chcemy Niepodległej, to WSZYSCY WON!
I dopóki tego nie będzie, to i Niepodległej nie będzie.
My tu gadu gadu o miałkości umysłowej a wczoraj się odbył wielki finał orkiest… znaczy loterii szczepionkowej! Jakby słabo obstawiana: tylko 4,3 mln na ponad 19 mln regularnie dziabniętych. POLACY, wzięliście strzała i nie próbujecie zerwać owoców ryzyka swojego? Rozczarowujące.
Znam takiego, któremu zdrowie po drugiej dawce nie pozwala zajmować się hazardem, a nawet pracą. Żywy pieniądz by mu się teraz przydał.
Najgorzej poszkodowane są dzieci, nie mogły nawet zastartować po hulajnogę za poświadczeniem rodzica. Warto było?
Kolejny ponury żart: Co w zdrowiu? Loteria! https://cowzdrowiu.pl/aktualnosci/post/loteria-szczepionkowa-wielki-final-juz-kilka-dni
To chyba powiedział Bartosiak. My zajmujemy się polityką wewnętrzną. A trzeba najpierw zająć się zewnętrzną bo dopiero z niej wypływa wewnętrzna. Jak określimy swoje miejsce w świecie tzn czy chcemy o czyms decydować czy tylko chcemy być kolonią. Jak chcemy byc kolonią to będziemy mieli montownie i będziemy wysyłali córki do podcierania tyłków niemcom. Jak wybijemy się na niepodległość to wtedy możemy wyjść jak to pieknie mowi Morawiecki z pułapki średniego rozwoju. A moment mamy dogodny. Nie zamkneliśmy jeszcze kopalń i elektrowni. Jak się uniezależnimy energetycznie i jak zaczniemy ogrzewać i sprzedawać prąd za granicę to ruscy nie będą mogli szantażować UE gazem.
Czy możliwe jest porozumienie ponad podziałami? W tym układzie nie jest ponieważ partie reprezentują obce interesy a żadnym razie polskie. Jest taka fajna książka Łysiaka Milczące psy. Im dłużej o niej myślę to dochodzę do wniosku że Kaczyński i jego ekipa to agenci Moskwy.
„Cejrowski miał niestety rację – jeśli my, Polacy, rzeczywiście chcemy Niepodległej, to WSZYSCY WON!” Nic dodać nic ująć.
…
Tak, uważam że jesteśmy w samym środku wojny hybrydowej, wywołanej nie przez Rosję.
Szanowne profesorstwo zapomina o istnieniu Chin. Dzisiaj nie trzeba najazdów wojsk pod granice
by zaatakować. Zainteresowanie Ameryki budową elektrowni atomowych w Polsce też nie jest bezinteresowne. Polska jak Iran. Pod pretekstem energii rozlokować bombki ku poprawie obronności USA. My w wyniku umów natowskich jedynie wykonujemy polecenia. Nie jestem rusofilem ale to ciągłe straszenie Rosją w stylu Applebaum jest wybitnie męczące. Skoro mamy wojsko słabe, niezdolne do obrony czegokolwiek to…po co nam w ogóle wojsko? Jeśli ktoś miałby nas atakować, to przede wszystkim należy zadać pytanie PO CO? Biorąc pod uwagę akcję KOWID
wszelkie wojska są bez znaczenia.
Na to też pośrednio Bartosiak odpowiedział. My nie mamy ambicji wielkościowych i nie myslimy o zajmowaniu np Czech czy Słowacji a juz napewno nie Ukrainy bo to tylko kłopot organizacyjny. Ale to my tak myslimy. A Rosja onanizuje się samą myślą że ktos im podlega mają na coś wpływ, ktoś się ich boi. Ich całe życie państwowe jest temu podporządkowane.
Ja tam się nie znam ale wiem że najwięksi geniuszę to sa ci którzy potrafią swoje słabe strony zmienić w atuty. Jeżeli mamy przestarzałą organizacyjnie i sprzętowo armię to powinniśmy zrobić akcję „karabin w każdym polskim domu” rozdać a nawet sprzedać chętnym za niewielkie pieniądze kałasznikowy. Oczywiście niekaranym, przeszkolonym i zdrowym psychicznie. Przynajmniej tam na blisko wschodniej i PÓŁNONEJ granicy. Do tego rozwijać tych terytorialsów i wyposażyć ich obficie w jakieś ręczne wyrzutnie do niszczenia czołgów i samochodów. Z czym zawodowe wojsko rosyjskie i amerykańskie miało zawsze największy problem – z miejscową partyzantką. Wiec stwórzmy dobrze wyszkoloną i wyposażoną partyzantkę z dodatkową dużą liczbą rezerwistów każdy z kałaszem w swoim domu. Zwłaszcza że jeżeli dojdzie do konfrontacji stricte zbrojnej to zapewne w stylu zielonych ludzików. A do zwalczania takich najlepsi są miejscowi znający dokładnie swój teren. Dajmy im jeszcze przestarzałe radiostacje których nie da się cyfrowo zhakować, zakłócać i wszystko co tam jeszcze zalega w magazynach. Czyli zróbmy sobie pomocnicze wojsko lokalne odporne na cyfrowe elektroniczne sztuczki i zdolne do stawiania oporu „separatystom suwalskim” w mundurach „kupionych na Allegro” podróżujących ciężarówkami na rosyjskich numerach. Przyjajmniej tyle. A w Warszawie niech tam sobie kombinują nad strategicznym kontraktem na 3 helikoptery, bo tego pewnie nie zeminimy.
Duża część już się sama w Beryle wyposażyła.
Partyzantka w LASACH? Jakiś żart? W lasach już nawet grzyba się nie zbierze poza kontrolą mikrokamerek LP.
Partyzantka po wsiach też jest absurdem. Chocby ze względów demograficznych.
A miejska partyzantka w obecnej Polsce to już czysty mit. Lewactwo pierwsze poleciałoby donosić na sąsiadów-partyzantów do władz okupacyjnych. Czyli rozpętałaby się najpierw w kraju regularna wojna domowa, a nie z okupantami.
Bo skoro Państwo zezwala na istnienie regularnej lewackiej V Kolumny w czasach pokoju, to ona w czasie wojny tylko urośnie w siłę. Co, myślicie sobie, że taka posłanka….. albo poseł…. albo działaczka…. albo aktywisto… , albo europosłanka…. albo inne zdeprawowane ni-to-ni-owo nie polecą pierwsi donieść okupantowi na „faszystów nacjonalistów” co to knują coś za ścianą?
Polecą, i to jak. A potem jeszcze obrabują im chałupę.
Lewacy sami przecież nienawidzą Putina, przynajmniej tak mówią i taka jest oficjalna wersja. Więc nie mogliby wpółpracować z jego reżimem. Chociaż z drugiej strony jak się odpowiednio zakręci to tak jak obecnie robią dokładnie to czego Władimir potrzebuje. Tak czy inaczej lepsi terytorialsi wsparci potencjałem partyzanckim niż liczyć tylko na fajne gadżety w postaci paru helikopterów i czołgów które zapewne nie bardzo tworzą jakiś system i w dodatku przy obecnych technologiach pewnie wróg może przejąć nad nimi kontrolę lub przynajmniej je zdalnie unieszkodliwić.
Pan Redaktor zrobił dobry materiał ,ale kto niby z naszej strony miałby tą hipotetyczną wojnę prowadzić /przypomina mi się kabaret o królu i słudze witalisie / Wódz planetarny Jarosław ,mówca dożynkowy Duda zwany prezydentem, minister wojny Antoni ,czy historyk -słup bankowy Mateusz ? Są inne kabaretowe pomysły ? 🙂 .
Jest to tak żałosny obraz rozkładu kraju ,że już nawet nie pomoże „wszyscy won „. Ujawniło się tylko jedno ,że Polacy sami z siebie nie są zdolni do zarządzania własnym państwem . A bohaterski król i przywódca krótko panował ,a po jego śmierci ,zdradzili, rozgrabili i w kajdany na lata .
Zakupione ,a raczej wciśnięte żelastwo i skorupy z demobilu, można tylko malować na nowe kolory w zależności od trendów ,teraz np. tęczy .Może wróg ze śmiechu by uciekł ,albo ominął ,bo taka kolonia do niczego się nie nadaje . Wycisnąć z kolonii ile się da i porzucić ochłapy na wewnętrzny żer, tego co jeszcze zostało .
1.) Ktoś kiedyś (Krzysztof Daukszewicz?) opowiadał o swojej wizycie w Pałacu Prezydenckim (za czasów Wałęsy, a może już Kwaśniewskiego?). Wyobrażał sobie, że za salą do oficjalnych spotkań jest biblioteka, za nią drzwi do gabinetu poufnych rozmów, a dalej pokoje z think-tankami, zespołami eksperckimi i innymi doradcami którzy tworzą koncepcje, określają strategie, kreślą plany rozwoju państwa, produkują raporty zawierające analizy zachowań i celów wrogów oraz sojuszników, plany ewentualnościowe na każdą okazję, słowem – są mózgiem państwa. W trakcie wizyty okazało się, że z tyłu jest tylko jadalnia… Dziś to już się nieco zmieniło, ale czy zmienia się dostatecznie szybko? Wakacje od historii wyraźnie się kończą.
2.) Jesteśmy krajem bez elit, z potężną dziurą po Katyniu (resztki wyemigrowały lub zostały zgnojone, alternatywą była kolaboracja), której skutki odczuwamy do dzisiaj. TO JEST NASZ NAJWIĘKSZY PROBLEM, z którego wynikają wszystkie inne. Zostaliśmy z postkomunistyczną pseudointeligencją, produktem półwiecznej inżynierii społecznej najpierw NKWD, potem „tylko” „inżynierów dusz” z bezpieki (wypełniających rozkazy Moskwy), systemem awansu społecznego promującego posłuszne wykorzenione miernoty z etyką karierowiczów-donosicieli (pseudoelit gardzących resztą społeczeństwa i wyjących po latach ze strachu przed lustracją, nienawidzących wszystkiego, co prowadziłoby do prawdziwie niepodległej Polski, demaskującej ich prawdziwą kondycję i wskazującej im ich właście miejsce). Musimy wychować nowe elity, poczynając od podstawówek, co być może właśnie się dzieje. Tylko znowu – kto ma to zrobić i czy mamy na to czas?
3.) Skoro mamy taką „wierchuszkę” jaką mamy (każda władza ma u nas „krótką ławkę” kadr, które szybko się kończą i trzeba się opierać na… mniej ciekawych ludziach, ku uciesze aktualnej opozycji), inicjatywa musi pochodzić z dołu. I pochodzi. Świadomość potrzeby pamięci historycznej i prowadzenia polityki w tym zakresie zaczęła się od grup rekonstrukcyjnych i ich rosnącej popularności. Autentyczny, nie odświętny i medialny szacunek dla weteranów, pomoc wegetującym Powstańcom i hołd dla Niezłomnych, do końca wiernych Polsce wyszedł od środowisk kibolskich (to ostanie chyba nawet z całego społeczeństwa). To władza poszła za głosem ludu (oczekiwaniami elektoratu), nie lud wzorował się na elitach, jak w normalnym społeczeństwie. Jacek Bartosiak to kolejny, już znacznie wyższy level oddolnej inicjatywy. Po raz trzeci – zmiany idą we właściwym kierunku, tylko czy w dostatecznym tempie? Musimy się sprężać, być może to ostatni dzwonek aby przeprowadzić zmiany, a jakich On mówi. Tylko czy mamy kadrę ekspertów zdolnych przeanalizować postulaty i geopolityczną wiedzę „cywila”?
PS: Jeżeli przeanalizować to, co powiedział Trump na rocznicy Powstania, podczas pamięnej wizyty w Warszawie, odjąć patriotyczne i grzecznościowe ozdobniki, to zostaje przekaz godny biznesmena – dostaniecie co chcecie, amerykańskie bazy i sojusznicze wsparcie, tylko płaćcie i nie targujcie się o kasę. Kiedy usłyszałem o zakupie przez nas F-35, najnowocześniejszych myśliwców, to nie był może najpiękniejszy dzień w moim życiu, ale… prawie. Sprzedaż broni która nie jest autonomicznymi samolocikami jak myśliwce z II Wojny Światowej (czy nasze obecne MIG-i a nawet jeszcze częściowo F-16), tylko elementem znacznie większego systemu oznaczała, że Amerykanie traktują nas poważnie. To myśliwce nowej generacji, które (wpięte w system) nie podporządkowują sobie pola walki, one je tworzą (nie rozstawiają pionków, przemalowują całą szachownicę, dyktują reguły gry). Była sygnałem, że być może czas kilkusetletniego fatum, kiedy każda próba reform Rzeczpospolitej, każdy początek prawdziwego wzrostu kończył się zgodną interwencją nienawidzących nas (i siebie nawzajem) sąsiadów, rozbiorami, wywózkami i okupacjami właśnie się kończy, dzięki pojawieniu się nowego gracza, który co najwyżej złupi nas na kasę, każąc płacić frycowe za pomoc w kolejnym wybijaniu się na niepodległość. Ten zakup był pierwszą jaskółką zmian, sygnałem, że coś się zaczyna zmieniać. Czyżbym był naiwny jak Daukszewicz?
może nawet bardziej…
Co ja tam mogę wiedzieć, ale kiedyś w moim miasteczku zabrakło prądu zimą ma pół dnia. To wyglądało trochę jak wojna. Co tu mówić o myśliwcach, kiedy wystarczy wyłączyć kilka elektrowni, banki, zrzucić bomby na paroma data centrami i lud się sam wzajemnie pozabija uciekając na wylotówkach z Warszawy
Babo, polecam dwie książki:
„Blackout” oraz „Sekundę za późno”.
Dziś nie trzeba nawet bombardowania, wystarczy eksplozja JEDNEJ głowicy tuż nad atmosferą Ziemi. Albo jeden porządny wirus w sieci.
I pozamiatane na skalę kontynentu.
Pomyśl tylko: nie ma prądu i co? Gotówki nie pobierzesz, zakupów nie zrobisz, paliwa nie zatankujesz, chłodnie z żarciem – bez prądu jedna zgnilizna, hodowle – wymarłe, zimno, ciemno, zero kontaktu z innymi ludźmi, jakieś analogowe radyjka może tylko działają, a i to dopóki baterie nie padną… Wody brak, nawet kanalizacja padnie.
W Europie po kilku miesiącach umarłoby circa trzy czwarte ludzi. Po roku pewnie 9/10. Głównie z głodu.
To nie te czasy, gdy chłopi by w promieniu 50 km od miasta – wszystko dowieźli na lokalne rynki. dziś w takim Łódzkiem masz kilkanaście wielkich ferm horowlanych, kilka zakładów przetwórczych, parę duzych chłodni i między nimi tylko transport kołowy Którego też bez prądu szybko zabraknie.
Armageddon czyli.
Publikacje Pana dr Bartosiaka ( śledzę je od kilku lat na you tube , czytałem książki ) są zwykłymi wołaniem na puszczy. Aby wprowadzić w życie Jego propozycje musiałby nastąpić przewrót na miarę kopernikańskiego. Dlaczego ? Ano dlatego,że główne siły polityczne nie reprezentują polskiej racji stanu, tylko są ekspozyturami odpowiednio opcji amerykansko – izraelskiej i niemiecko – francuskiej. Ten układ trwa praktycznie od 1989 roku i nie widać co miałoby spowodować jego wywrócenie. Po drugie : kto miałby to przeprowadzić i z kim ?! Do tego trzeba kompletnie zmienić całą strukturę organizacyjną wojska gdzie okopalo się ( nomen omen ) na ciepłych posadkach ponad 100 samych generałów ! Reasumując : jako temat na teoretyczne dysputy to oczywiście tak. W realu ? Absolutnie niewykonalne.
Główny postulat Bartosiaka to zmiana mentalności. Dlatego nas tak łatwo rozgrywają bo my działamy wg schematu. Chociażby granica z Białorusią. Pokaże się zdjęcie dziecka i już lament i nawalanka w Polsce. Wpadli w bagno niech się topią. Jakby w Polsce nie było reakcji na to to po tygodniu na granicy będzie pusto. Oni nie chcą nas najechać, ani wywozić na Syberię. Oni chcą siać u nas zamęt żebysmy nie wydobywali wegla tylko kupowali gaz od nich.
Re:
kris pisze:
7 października, 2021 o 4:49 pm
U nas nie trzeba żadnej zmiany mentalności!
Jak mówił kiedyś Chazin, gdy był kilka lat temu z wykładem na warszawskiej uczelni, miał obawę, że nasz „wyssany z mlekiem matki antyrosyjski szowinizm” może nie pozwolić mu dokończyć wykładu. Okazało się że jak skończył, a słuchaczami byli ekonomiści, studenci i profesorowie, nie tylko mu pogratulowano, ale jeden z profesorów powiedział: „ależ my to wszystko doskonale wiemy. Jeżeli tylko zniknie obecna „elita” proamerykańska i zakończy się zachodnia okupacja, Polska natychmiast znajdzie się wśród krajów tworzących przyszły Związek Euroazjatycki. Bo z Zachodem nam od stuleci nie po drodze”….
Za podziękowaniem tradycyjnym, dodam, że Pana Bartosiaka linkowałem u siebie jakiś czas temu, jako przykład zupełnego odlotu i zupełnego braku pojmowania o co chodzi „na świecie” i u nas także…
Inaczej mówiąc, jeżeli mamy takich „głowaczy”, to nam gore!
No cóż, szkoda… Facet jest chyba inteligentny, ale nie zawsze z inteligencją współgra rozum i mądrość…