9.03. Anonimowi wykryci sprawcy

5

9 marca, wpis nr 1253

Zapraszam do wsparcia mego bloga

Wersja audio

Już sobie kiedyś zrobiłem zakładkę w głowie na temat imigracyjnej poprawności politycznej. Na tzw. Zachodzie zrobiła się taka świecka tradycja, że jak w jakimś przestępstwie uczestniczył imigrant, co to na jego pochodzenie mogło wskazywać jego imię, media, łącznie z policją, nabierały wody w usta właśnie co do jego imienia i inicjału. Chodziło o to, że wskazanie na obcą narodowość mogłoby wzbudzić niechęć wśród ludności tubylczej, co mogłoby prowadzić do zniweczenia deklarowanych dobrodziejstw polityki „welcome”. Zrobił się z tego automatyzm, polegający na tym, że tamtejsza publiczność od razu, właśnie w przypadku braku inicjałów sprawcy, wiedziała kto zacz.

Na podstawie dwóch wypadków, do których doszło w Polsce można zobaczyć, że nowe przyszło i do nas. Dwóch przypadków, gdyż ich zestawienie czasowe i medialne doprowadza do podobnych wniosków, jakie były i są udziałem tubylczych społeczeństw zachodnich, a dziś zaczynają dotyczyć i nas. Pierwszy przypadek zdarzył się w Szczecinie, gdy kierowca forda, z rozmysłem, nie że wpadł w poślizg, wjechał w przystanek pełen ludzi i uszkodził kilkanaście osób, w tym szóstkę dzieci, w tym co najmniej dwie – ciężko. Od razu zaczął się problem, kiedy policja, a potem prokuratura zaczęły kręcić co do ukrywania jego szczątkowej tożsamości na poziomie imienia i pierwszej literki nazwiska. Ludność, pozbawiona misyjnej roli mediów zaczęła zbierać info na własna rękę. Jak się rozniosło, że to Ukrainiec, to usłyszeliśmy w mediach, że to polski obywatel. Tak, jakby media i służby niwelowały plotki, ale kłamiąc. Okazało się, że mamy do czynienie z obywatelem o rocznym stażu w polskości, zaś oficjele zaczęli to tłumaczyć zabawnie wkopując się udając, że nikt nie wie jaka jest różnica pomiędzy obywatelstwem a narodowością. Pojawiły się plotki, że po zatrzymaniu gagatka (przez obywateli, nie jak utrzymuje policja, że przez nią samą) trzeba było czekać pół godziny na przyjazd tłumacza, który miałby przekładać z polskiego na nasze, a właściwie z ukraińskiego na tubylcze. Poszło w świat, że kolo ma na imię Andrij i podanie jego imienia i inicjałów od razu identyfikowałoby pochodzenie sprawcy. A to niedobra by było.

Poszedłem śladem i podzwoniłem tam do nich, do Szczecina. Na komendzie dowiedziałem się, że „sprawę przejęła” prokuratura i policja nie może podać niczego ponad to, co mówiła przed tym przejęciem sprawy. Na moje pytanie – dlaczego do tego przejęcia nie można było poznać inicjałów sprawcy od policji dowiedziałem się, że policja nie może nawet komentować własnych oświadczeń sprzed przejęcia sprawy przez prokuraturę, gdyż ta zabroniła im WSZELKICH czynności związanych z informowaniem o zdarzeniu. (Ale przez pierwszych kilka chwil, kiedy nie było wiadomo, że to sprawa politycznie wyjątkowa i kiedy jeszcze nie było wytycznych anonimizujących – w komunikatach służb stało jak byk, że sprawcą jest Ukrainiec.) Kiedy dodzwoniłem się do prokuratury – rzecz jasna do ichniego rzecznika – dowiedziałem się, że to… wymarzona posada, gdyż polega ona na odmawianiu udzielania informacji w ogóle. Wystarczyłoby to nagrać na taśmę automatycznej sekretarki w telefonie, ale tu mamy pełny etat odmawiacza. Na pytanie – czemu we wszystkich innych przypadkach – prokuratura podaje inicjały a tu nie, usłyszałem, że taka jest decyzja prokuratury. Na pytanie czym została spowodowana – otrzymałem odpowiedź, że dla dobra śledztwa. Na pytanie w jaki sposób niepodanie inicjałów ma wpływ na śledztwo dowiedziałem się, że chodzi o nieutrudnianie linii obrony obrońcy oskarżonego. Szczerze zwątpiłem w tę odpowiedź, bo sugerowałaby ona, że jest już jakiś obrońca i że ma linię obrony, która nie wiedzieć czemu miałaby polegać na ukryciu inicjałów sprawcy. Tu rozmowa się skończyła, choć obie strony wiedziały, że brnięcie w nią dalej utwierdzało wszystkich w konstatacji – Ukrainiec.

Druga sprawa jest rewersem pierwszej, który – jak to w Polsce – wywinął z orła na reszkę i wystrychną strony ujadania na dudków. Otóż zdarzył się dramat polegający na gwałcie i morderstwie imigrantki z Białorusi, którego dokonał, tu akurat nie wiedzieć czemu, znany z inicjałów Dorian S. Obok zdjęcia ofiary udostępniono zdjęcie z wyblurowaną twarzą sprawcy. I – i tu jest numer – na zdjęciu tym na piersi sprawcy widniał krzyżyk na łańcuszku. Z tego – głównie świat lewacki – wyciągnął wnioski, że mordercą jest zapyziały katol, który pewnie tylko dybał na niewinną imigrantkę. Czegóż tu nie mieliśmy – poprzez imaginacje dotyczące pociągnięcia tematu, że tam pewnie i JPII w domu nad zboczonym łóżkiem, że kibole tak mają i że tego uczą po kościołach pedofilscy księża. No, wszystko – nawet był apel by nas (nas?) imigrantek nie zabijali, coś w stylu „wszystkich nas nie spalicie” pisały jak najbardziej polskie aktywiszcza. Jak by toto chciał w ogóle ktoś kijem od szczotki ruszyć, nie mówiąc już o tym, że te ich zaśpiewy o dybaniu ze spaleniem odnoszą się do prawdziwych ofiar wcale nie prawicowych zapędów.

Zaczęło się porównywanie obu przypadków. Oczywiście stronniczo – tych, co oskarżali śmiertelnego kierowcę o ukraińskość gaszono argumentem o polskim dowodzie osobistym takowego, zaś wskazywano, że ten od krzyżyka to dopiero na bank polski patol. Wychodziło na to, że i jeden, i drugi patol to… Polacy. Zwłaszcza ten drugi – katofaszol. Aż tu nagle gruchnęło, że zboczeniec od gwałtu to gościu trans, co wykopał z jego profilu na DateZone bloger Waldemar Krysiak. Na dowód, że to może być prawda mam tylko dwie poszlaki – argumenty antykatolickie sprawy nagle zniknęły jak gromnica zdmuchnięta w ciemnym kościele oraz drugi – wszystkie wpisy o rzeczywistych preferencjach gwałciciela sczezły ze stron internetowych, pozostały tylko te o wynikach rewizji w jego mieszkaniu, gdzie pobywał ze swoją… partnerką.

No i skrzyżowały się te dwa wątki: ukrywana tożsamość jednego sprawcy i promowana drugiego, z tym, że do czasu, aż się ta druga, „poprawna politycznie”, nie wydała. Jak się wydała, to się zapadła. Widać, że nowe idzie z Zachodu. I tak jak nasi zachodni byli bracia w kapitalizmie będziemy się musieli domyślać imigranckiej lub transowej tożsamości sprawców na podstawie braku informacji o nich. O wszystkich innych katolach usłyszymy od razu, wręcz z imienia i nazwiska, a na pewno z narodowości, będziemy mieli przecieki z rewizji takowych, zaś o tych pierwszych spoza kręgu „niepoprawności politycznej” nie dowiemy się nic. Problem w tym, że na takiej podstawie będziemy sobie konfabulować deficyty w informacji i sam system poda nam oczywiste tropy. Jakby coś było nadzwyczajnego, że Ukrainiec może wjechać specjalnie w przystanek pełen ludzi, zaś trans zgwałcić i zamordować. To może zrobić każdy debil, bez względu na tożsamość, zaś zaciemnianie tej sprawy właśnie zwraca uwagę publiczności akurat na ten aspekt, który – tym razem polska wersja poprawności politycznej – będzie chciała ukryć.

Tak jest i było z imigrantami w Europie, jak i z Murzynami w Stanach. U nas tę rolę, ukrywanego brojenia mniejszości, grają Ukraińcy. Czy czeka nas nie BLM, a ruch ULM (Ukrainian Lives Matter) i pobłażanie im nie tylko przy łapaniu, ale i w sądach? Wszak oni tam (akurat właśnie nie oni) walczą na Ukrainie za naszą wolność. A więc będziemy przymykać oko na ich grzeszki, bo inaczej popadniemy w niechęć i automatycznie putinowskie bomby będą spadać na nasze głowy, może i przystanki? A tego byśmy przecież nie chcieli, c’nie? W końcu coraz częściej mówi się, że bronić Ukrainy pojadą nasi biało-czerwoni chłopcy, bo ich ukraińscy rówieśnicy dekują się w Polsce świecąc nam w oczy nie swoim przecież poświęceniem. No, czasem wjadą w przystanek pełen ludzi, ale niedobra o tym pisać.   

Napisał Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.

About Author

5 thoughts on “9.03. Anonimowi wykryci sprawcy

  1. W przedszkolu z moją córką chodzi dwoje ukraińskich dzieci. Jedno jest bardzo miłe, chce się uczyć języka polskiego, życzliwie się odnosi do innych dzieci. Drugie nie chce mówić po polsku, ma ciągle zatargi z rówieśnikami w grupie, które samo wywołuje, np. przez pokazywanie środkowego palca. Ojciec pierwszego jest w niewoli rosyjskiej. Ojciec drugiego przechadzał się dziś po mieście. Są Ukraińcy i ukraińcy. Tym pierwszym warto pomagać, za tych drugich nie warto ginąć.

      1. Bo ludziom dzielnym, stającym w obronie ojczyzny, a przy tym poszkodowanym przez wspólnego wroga należy pomagać i warto pomagać. Ludziom, nie piszę teraz o państwach. To po prostu kwestia trzymania się zasad na których zbudowano naszą cywilizację. Natomiast w tym wszystkim nie można pozwalać robić z siebie frajera, dlatego za tchórzy (przykład drugi) nie warto iść i dać się zabić

  2. Jesteś pewny tego co napisałeś? „W obronie ojczyzny”? Czy może raczej w obronie interesów międzynarodowych korporacji rolniczych i firm zbrojeniowych albo za fanatyków z Azova? Albo za wiekopomnego prezydenta Wołodymyra, „sługę narodu”, który sam szczęśliwie w swoim czasie uniknął służby wojskowej? Dla nich pokój to tragedia. Wielu ludzi pisze, że „dekownicy” powinni pojechać na front. Ja nikomu aż tak nie życzę, może wyjatkiem osób opisanych w felietonie albo ludzi ktorzy grożą śmiercią polskim rolnikom i politykom z Konfederacji. W końcu to nie wina zwykłych ludzi, że politycy wyprali im mózgi i kazali walczyć „aż do zwycięstwa”. Dokładnie ci sami ludzie którzy byli wyznawcami „kowiiiiida”, teraz nie chcą słyszeć o żadnej formie porozumienia z Ruskimi i mówią że „okres powojenny się skończył”, czy jakoś tak. A gawiedź się cieszy i popiera, jesli wierzyć sondażom. Przypomina mi się przyjęcie u Aschleyów w genialnej powieści „Przeminęło z wiatrem”. Tam też wszyscy się cieszyli na wieść o bliskiej wojnie z jankesami. Pojedyncze głosy rozsądku były potraktowane jak bredzenie ludzi chorych psychicznie. Dopiero potem rzeczywistość boleśnie skorygowała poglądy ludzi na temat tego, czym jest wojna.

    1. Jak pisałem – abstrahuję od państw, ich interesów, ich stanu itd. Wskazuję tylko, który model postępowania uważam za godny pochwały (patriotyzm i szacunek dla narodu, który cię ugościł) oraz za godny nagany (dekownictwo i opluwanie tych, co ci pomogli). Ojczyzna to ojczyzna. Nie ma się na co obrażać. Nawet jak rządzą nią niegodziwi ludzie, to jednak staje się w obronie swoich bliskich – i tych spokrewnionych i tych znajomych i tych, z którymi podzielamy pewien szczególny zbiór norm i wartości – rodaków (tu warto zaznaczyć, że np. nie każdy człowiek z obywatelstwem polskim przyznaje się do polskości i dziedzictwa polskiego, oni się w oczywisty sposób wykluczają z tego zbioru).
      Nie trzeba od razu dawać się bezsensownie zabijać, są różne sposoby zachowania się na polu walki. Ale plusem tej sytuacji jest to, ze po wszystkim ludzie godziwi zostają z bronią w ręku i doświadczeniem… i może to być moment na to, aby dokonać też zmian wewnętrznych, z oligarchami itd.
      Wariantów jest sporo, nie chcę się rozpisywać, ale jedno jest pewne – jak pozwolisz odebrać sobie własny dom, to nawet nie masz możliwości, aby tam posprzątać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *