9.04. Kto robi jaja?
9 kwietnia, dzień 1133.
Wpis nr 1122
zakażeń/zgonów
161/0 (wiadomo – lekarze świętują i aktów zgonów nie wypisują)
Zapraszam do wsparcia mego bloga
Wersja audio
Mamy święta i zauważyłem pewne zagrożenie. Otóż miastowe dzieci myślą, że wielkanocne jajeczka przynosi… zajączek. Trzeba to cierpliwie tłumaczyć, bo może dojść do pomieszania pojęć i kompromitacji na lekcji biologii. Można się też brzydko nadziać na tradycję szukania i zjadania czegoś czekoladowego schowanego pod krzaczkiem w ogródku.
Też trzeba cierpliwie tłumaczyć, że taką „czekoladkę” to mógł „znieść” jakiś piesek i jak się młody do tego przyzwyczai, to później będzie kłopot z organizowaniem takich specjałów za każdym razem.
Skoro już ustaliliśmy, że to jednak kura przynosi jajka, to pora spojrzeć na kury. Tu się ostatnio wiele zmieniło. Gruchnęło, że będzie trzeba je rejestrować do urzędu, poszło jednak, że Polska się będzie stawiała, w co nie wierzę. Moim zdaniem trwają obecnie tylko ustalenia od jakiej ilości kur trzeba zgłaszać. Spory wahają się od jednej kury do kilkuset. Na razie wychodzi, że jedna kura to „zakład drobiu” i trzeba się rejestrnąć.
Oczywiście to Unija nasza kochana kazała a my, jak(o) członek, zgodziliśmy się. Nie wiem czy w traktatach akcesyjnych było coś o drobiu, ale zaraz wyjdzie, że poddajemy kolejne pola naszej suwerenności. Zaś kolejny raz przepisy unijne doprowadzają same siebie do absurdu. Ja tu już od dawna wieszczę, że wszystko będziemy raportować. W Brukseli króluje (żeby tylko!) socjalizm na pełnej petardzie a w socjalizmie rządząca kasta urzędnicza musi mieć wszystko policzone. No, bo to nie ma tak, że jakiś tam woluntaryzm, jak się ma kontrolować wszystko, to trzeba policzyć wszystko.
Będziemy więc rejestrować co się da, choć już niewiele zostało z tego niezaewidencjonowanego. Nie wiem jak jest z psami-kotami i innym inwentarzem miejskim, ale żaden ślad węglowy nie zostanie przegapiony. A wy co, myślicie, że ile tam takiego metanu, czy CO2 wydala Mruczek? Nie kochanieńcy, tak to się nie liczy. Trzeba dodać do tego ślad węglowy mięska spożywanego przez Burka. A tam to już macie wszystko. Puszcze pustoszone pod uprawę na paszę, wodę co to pije (broń Boże nie sikając) taka krowa, plus metanowe pierdy, co to już są ścigane namordnikami i specjalną paszą na Wyspach, czy podatkiem w Nowej Zelandii.
Ale odbiegliśmy od tematu. A więc kury. W przypadku płynnego przejścia za pomocą jednej kury na status „zakładu drobiu” może być nieciekawie. Ja tam wiem, że niewielu takie coś takiego hoduje po miastach, zaś posiadanie jednej kury to jedynie jakieś dziwne hobby. Ale gdybyśmy wiedzieli co ludzie trzymają po domach w wannach, to byśmy się mogli wielce zdziwić. Jako, że kurzy interes rejestracyjny ruszył 6 kwietnia, tuż przed świętami (przypadek?) to jeszcze nie bardzo wiadomo jak do tego podejść. No, bo niby hodowli podwórkowej nie trzeba będzie rejestrować, ale jak to się ma do rejestracji już od jednej kury? To taka jedna kura to będzie raz podwórkowa, na własny użytek, a raz hodowlana?
Trzeba się też rejestrować szybko, bo w przypadku eksportu kurak musi dostać specjalny paszport. Zaś kary za uchybienie to osobna sprawa: „w przypadku niewykonania tego obowiązku ustawodawca przewidział kary, które wynoszą w przypadku zwierzęcia z rodziny koniowatych karę do 30-krotności średniego wynagrodzenia miesięcznego a w przypadku zwierząt pozostałych do 30.000 złotych”.
Mnie się najbardziej podobała internetowa propozycja doprowadzenia jednokurowych ferm miejskich do należnego absurdu. Polegać on miałby na rejestrowaniu w ciemno kury u siebie w mieszkaniu, zaś w przypadku kontroli wyciągałoby się z lodówki przygotowane tam zawczasu kurze łapki. Myślę, że rozwaliłoby to system, ale nie sądzę, że Polacy mają aż tak „systemowe” poczucie humoru.
Ale zobaczymy, bo my mamy przecież w genach omijanie przepisów. Na nieszczęście czasem całkiem rozsądnych, ale w przypadku tzw. „nieżyciowych” to nauczyliśmy się za komuny, bez prawniczego wykształcenia, prześwietlić każdą dziurę w systemie i jakoś z tego wyjść. To się sprawdzało za zaborów, niestety Polacy (często słusznie) traktują swoje wybieralne rządy jako zaborców i nawet teraz kombinują jak koń pod górę. Zwłaszcza, że poziom regulacyjnych absurdów znacznie podwyższyła nasza Unija kochana.
Przykład? Proszę bardzo: ma wejść stopniowo, i szybciej niż później, przepis zmuszający każdego posiadacza czegoś pod dachem do modernizacji lokum w kierunku zeroemisyjności. Otóż okazało się, że z tych regulacji zwalnia status świątyni kultu. A więc już widzę te masowe rejestracje nowych kościołów i starych religii po domach ludzi. To byłaby cała fala nawróceń, dodajmy klimatycznych. Ale żeby to nie było tak, że nas to ma rozleniwić, bo nam się wydaje, że jak komunę robiliśmy w konia, to i z Unią nam się uda. Obawiam się, że mamy tu do czynienia z o wiele bardziej niebezpiecznym totalitaryzmem. Skrupulatnym w egzekwowaniu swoich ustaleń, nie wynikają one bowiem z ideologii, którą – jak za komuny – nawet jej propagatorzy nie traktowali poważnie. Tu mamy na serio, bo oni w to wierzą, a wiadomo, że ziemia nasza spłynęła wodospadami krwi przez takich, co chcieli ludzkość uratować przed nią samą. Dla jej dobra, rzecz jasna.
A jak ktoś uzna się za konkretne zwierzątko, czyli kurę, też musi się zarejestrować? A odmowę takiej rejestracji rozumiem będzie można zaskarżyć to TSUE? Przecież uznanie się za zwierzątko, to jedno z forsowanych przez Mumię Eunuchów „wolnościowych” oblicz lgbtkoko+.
I druga sprawa: a jak x milionów Polaków zacznie co kilka dni rejestrować i wyrejestrowywać kury nie posiadając ich?
Dlatego jak zakażą miesa, będę hodować świnki morskie. Łatwe do schowania, ciche i smaczne.
Ja bym proponował doczepić kurze dłuższy ogon i twierdzić ze to bażant…A właśnie..A jak ktoś hoduje gołębie, kaczki albo pawie, to trzeba je rejestrować?
A skoro o ptakach…Ostatnio zszokowała mnie wiadomość o sikorkach. Otóż zimą, gdy nie ma co jeść, szukają nietoperzy i WYDZIOBUJĄ IM MÓZGI! Zombi! Wiosna już nie będzie taka sama…
🙁
Niestety głód skłania do desperacji, dlatego trzeba dokarmiać sikorki. Robię to od dawna.
Rejestrowanie domu jako świątyni -dobry pomysł, trolowanie systemu przez zgłaszanie fukcyjnych kur przez setki tysięcy obywateli – doskonałe. Ale mam jedną obawę. Jak już zarejestruję świątynię i kurę to zapewne zaciągam na siebie 100 różnych obowiązków nie mówiąc już o komplikacjach w PITcie. Nie ma nic za darmo w tym systemie i nie po to rejestrujesz kurę żeby raz wyslać jeden papierek tylko pewnie musisz potem biegać po urzędach bo jak nie to znowu jakaś kara 30 tyś.
Żeby Pan nie wykrakał, ja mam koty, gołębie w ogródku i kaczki na jeziorku. Niby same sobie przyleciały, ale jak zaczną składać jaja, przyjdzie kontrola i co…