24.08. Kiedy Krystyna odbiera życzenia

3

24 sierpnia, wpis nr 1290

Zapraszam do wsparcia mego bloga

Wersja audio

Krystyna miała urodziny. Spędziłem z nią dużą część dnia i mogłem być świadkiem jak odbierała przez telefon dziesiątki składanych życzeń. Nie, żebym podsłuchiwał, ale wpadł mi w ucho jeden jej dialog. Chodziło pewnie o spełnienie życzeń, czy marzeń i usłyszałem od niej piękną odpowiedź, którą przekazała dzwoniącemu. Wychodziło z niej, że jej życzeniem, a właściwie marzeniem jest to, by wszystko było tak jak jest teraz. To niesamowicie rzadkie i wartościowe podejście. Na tyle, że warto się nad nim pochylić.

No, dla kogoś, kto jest z taką osobą to już i egoistyczna, i personalna satysfakcja, że należy się do jednego z elementów takiego spełnienia. Bo jakby się nie należało, to człowiek może by nie usłyszał życzeń, by było tak jak jest. Ale taka sytuacja kompletności nie jest częsta w obecnych czasach. Powiedziałby, że jest wyjątkowo rzadka.

Frustraci

Dlaczego tak jest? Dlaczego  my – w sumie dzieci stosunkowo wyjątkowego w dziejach Polski, okresu dobrobytu – wciąż mamy coraz bardziej niedościgłe i rozbudowane marzenia, czegoś chcemy, czegoś nam brakuje. I to w stopniu narastającym. Powie ktoś – to dobrze: człowiek mający marzenia porusza świat, gdzieś dąży, swoje osobiste ambicje składa do wspólnej wazy gromadzonego potencjału rozwoju ludzkości. To dobrze… Ba, gdyby tak to było, ale nie jest. Nasze marzenia, życzenia dla siebie i innych coraz częściej są wyrazem jakiegoś deficytu, czegoś, czego nam brakuje do pełni szczęścia. Nie jest to kontekst spełnienia, ale niekompletności, naprawienia czegoś, co uważamy za naszą wadę, dyskomfort, niespełnione dążenie, wreszcie – wadę lub nieszczęście. A więc jesteśmy coraz bardziej nieszczęśliwi, bo – zauważyliście? – ludzie życzą sobie… coraz więcej.

Myślę, że są tego trzy powody, świadczące – o dziwo – o wzroście obszaru jakichś braków. Pierwszym jest to, o czym tu już wspomniałem: jesteśmy coś jakoś mniej zadowoleni ze swego życia. Coraz rzadziej można na swojej drodze spotkać ludzi spełnionych. Wyglądają jak jakieś dziwadła, w porównaniu z tymi goniącymi gdzieś wiecznie frustratami. Jakby byli z innego świata, często uważani, za wyalienowanych od rzeczywistości świrów, w rzeczywistości będąc unikatowym zwierciadłem, w którym może się przejrzeć banalność świata. Cennym kamieniem milowym naszych zaganianych żyć, stojącym przy drodze naszego życia, z jedyną tylko ofertą – że możesz się na chwilę zatrzymać, jeśli chcesz, postać, a jak się spodoba, to i pogadać z kimś ze świata spełnionych marzeń.

Drugi powód to brak transcendencji. Jest to nierozwiązywalny dylemat. Człowiek ma wdrukowaną w genach potrzebę obcowania ze światem wyższym, niż materialny. Stąd biorą się religie i ich zbawczy wpływ na indywidualne egzystencje. A, że żyjemy w czasach rugowania religii, zwłaszcza jednej opartej na wolnej woli i personalnej relacji do Boga, to ta tęsknota spełniana jest podróbkami. Te, bez waloru objawienia, stają się najczęściej narzędziem do uwodzenia maluczkich. Tworzą się chwilowe, zmienne i zamienne prądy, którym dosłownie „dają się porwać” ateusze. I taki człowiek „porwany” buja się właśnie od fali do fali, co czyni go sfrustrowanym lub żałosnym. Stad już tylko krok do porzucenia rzeki transcendencji poddania się tsunami materializmu. Wracamy więc w objęcia niezaspokojenia materialnych pragnień, co staje się źródłem niespełnionych, a właściwie niespełnialnych, marzeń.                  

Trzeci powód tych frustracji jest bardziej zasadniczy i systemowy. Jesteśmy w objęciach imadła materializmu. To narkotyk, używka bez możliwości zaspokojenia. Cały świat namacalny jest przeżarty przez jego dealerów. Całe systemy gospodarcze są na głodzie – muszą produkować i sprzedawać coraz więcej. A więc mamy, to co mamy. Szybko rotujące dobra to już dawno nie serki z krótkim terminem używania, to samochody, które psują się po kilku latach. Ale największym kołem zamachowym tej dilerki jest sztuczne prokurowanie potrzeb. Mody, reklama, wpływ – wszystkie te czynniki powodują powstawanie dotąd nieuświadomionych potrzeb. Ba, gdzie tam nieuświadomionych – to by zakładało, że one tam gdzieś podskórnie w nas czekały na uwolnienie. Ale w większość ich w nas nie było. To właśnie sztucznie stworzone środowisko generuje w nas nieistniejące potrzeby, które każą nam widzieć własne spełnienie w niekończącej się gonitwie za ziszczeniem się materialnego poziomu szczęścia.

Pieniądze a szczęście

Ale wszyscy przecież wiemy, że pieniądze szczęścia nie dają, ale wielu się łudzi, że są one potrzebne, by nieszczęścia przeżyć w luksusie. I stąd ten cały ambaras, że daliśmy się sprowadzić do mięsnego worka uciech i schlebianiu swoim zmysłom. A tu jest suma zerowa – im więcej materializmu, tym mniej duchowości. Im więcej duchowości, tym mniej trzeba luksusu, aby przeżyć nieszczęścia, bo te… zdarzają się wtedy rzadziej. Dlatego chyba łatwiej biblijnemu wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu dostać do Królestwa Niebieskiego. Bo, czy kto widział szczęśliwego, nie ZADOWOLONEGO (głownie z siebie), bogacza? Zaś jakoś tym duchowym „ptakom niebieskim” bliżej i do nieba, i do – nawet ludzkiego, tu na ziemi – szczęścia.

Wielu krytyków takiego podejścia uważa odwrotnie. Że ta duchowość to nie początek takiej postawy, ale efekt niepowodzeń w świecie materialnym. Że jak ktoś jest leniwy, nie ma głowy do interesów, albo nie odziedziczył majątku po zasuwającym rodzicu – to idzie w duchowe wartości. Że traktuje to jako protezę własnej porażki i z hipokryzją udaje, że mu tam, po materialnej stronie, nie pasuje, zaś jakby obrócił w palcach parę razy złoty pieniądz, to byśmy zobaczyli go w trzy sekundy w gronie dorobkiewiczów marzących, a jakże, o jachcie. Może tak i jest w wielu przypadkach, ale mi się wydaje, że w większości jest inaczej, że prowadzące do samospełnienia niematerialne podejście do życia jest jak zrządzenie losu, kryształowy pocisk przeznaczenia, który – w różnych momentach życia – może cię ugodzić prosto między oczy, które nagle zobaczą świat w kompletnie innym wymiarze. A z przeznaczeniem nic nie zrobisz, zwłaszcza jeśli – jak w tym wypadku – prowadzi cię w sferę bogatego, spełnionego życia.

Wielu do tego też i dochodzi świadomie, samemu sobie wymierzając w czoło taki kryształowy strzał. Po prostu dochodzą do wniosku, że sam materialny świat, oprócz tego, że prowadzi do tego narkotykowego głodu, jest o wiele uboższy, niż rzeczy, które nas otaczają, o których ktoś kiedyś pięknie powiedział, że my – ludzie – jesteśmy tylko krótką przygodą w ich – rzeczy – tajemniczym życiu. Proces takiego dochodzenia do doceniania świata niematerialnego jest w rzeczywistości procesem dojrzewania człowieka. W jego pełnym pojmowaniu złożoności świata. Ale, żeby tak tu nie popaść w skrajność – oczywiście krzywdziłbym „dorobionych”, by im odmawiać duchowości. Widziałem wiele takich przypadków i rzeczywiście – doceniam ten w sumie wysiłek, o którym Biblia mówi jako o trudzie siłaczkowym. Nie chcę się tu wywyższać – co bywa czasami wadą „niematerialnych” – nad „materialnymi”, by odreagować swój kompleks, że im się udało. Nie. Byłem kiedyś mocno po stronie zamożności i muszę potwierdzić – da się bez tego żyć, zaś diabełek materialny ciągnie w swoją stronę i nawet łatwiej wielbłądowi… Dla mnie czasami – pokusy materialne powodowały właśnie zanik czujności wobec świata prawdziwego: spotkanych ludzi, szumu strumyka, śpiewu wilgi, czy odblasku księżyca na sękatych ramach werandy.

Wymiana na gadżety

Myślę, że jako świat, ten zachodni – na szczęście, na szczęście?!?! – chylimy się ku materialistycznemu piekłu. Że bierzemy tego narkotyku za dużo, bo biorą wszyscy, nawet ci, których nie stać na najtańsze dawki. Zadłużamy się u globalnego dealera, by szukać daremnego szczęścia, nawet ulgi, nawet ukojenia w kolejnych zakupach. Mieszkamy w domach, na które nas nie stać, kupujemy wypasione fury, nawet zarabiając najniższą krajową nie możemy się powstrzymać przed kredytem na wypicowanego smatphone’a. Czy jesteśmy przez to szczęśliwsi? A gdzież tam! To jest jak z horyzontem: już myślimy, że doszliśmy do końca, a tu za górką stoi kolejna wmuszona potrzeba, do której trzeba się wdrapać w nadziei na spełnienie. Depcząc po ludziach, lub choćby mijając w tym materialnym zapatrzeniu ludzi, którzy mogliby być naszym szczęściem na całe życie.

I tak wymieniamy to wszystko na gadżety rzeczywistości, żyjąc półżyciem, często, jak wielu u schyłku życia, orientując się za późno, jak wiele zmarnowaliśmy. Nie tylko szans na lepsze życie, ale własnej energii, którą można było spożytkować na pełnię życia, zamiast ekscytować się jego rzeczowymi czy doznaniowymi ersatzami. Dlatego kiedy Krystyna życzy sobie, by się nic nie zmieniło, to trzeba się zatrzymać i to docenić. Jak każde spotkanie z ludzką pełnią życia. Można się przyłączyć, albo tylko popatrzeć na prawdziwe szczęście, do którego – mam nadzieję, że tylko na razie – jeszcze się nie dorosło. 

Napisał Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.

About Author

3 thoughts on “24.08. Kiedy Krystyna odbiera życzenia

  1. Parę lat temu zainteresowałem się epigenetyką. Z racji bolączek dotykających wątłe ciało me. Niby boli a nie powinno. Dziedziczymy całą masę nie tylko chorób ale i postaw życiowych po naszych przodkach. Nasze chcenia i marzenia nierzadko wcale nie są nasze lecz naszych babć i matek. Nasze polskie wieczne-niezadowolenie-dziejowe odbieram jako spuściznę popeerelowską a może i zaborczą? Odróżnienie co jest moje a co dziedziczone, to praca na kilka sezonów ogórkowych…

  2. Zależy co się robi z pieniędzmi. Można przy okazji realizować marzenia, pomagać, siedziec na werandzie i nie martwić się, że nie ma czym napalić w piecu. Trcohę nie ufam psychologom, którzy zamiast powiedzieć, dziecku, żeby wzięlo się za naukę i pracę, mówią o akceptacji, realizacji i tym podobnych niewiele znaczących słowach, bo sami byłi trochę leniwi wybierając najłatwiejsze studia. Pochwała nic nie posiadania kojarzy mi sie z socjalizmem, chociaż oczywiście można być szczęsliwym żyjąc chwilą i nic nie mając. To dobre dla jednostek. Jako recepta dla całego społeczeństwa to droga do komunizmu i zniewolenia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *