28.07. PPF (Polska Partia Frustratów)

1

28 lipca, dzień 147

Wpis 136

zakażeń/zgonów/ozdrowień

43.904/1.682/33.043

Minęła gorączka wyborcza, ale ofiary zostały. Ja tam nie mam zapędów do taniej satysfakcji, że obóz totalnej opozycji poległ. Po prostu pamiętam takową, gdy poległa, a właściwie polegała, druga strona. Choć zapalczywość deklaracji „światłej strony”, te „śpieszcie się zadawać pytania„, że już koniec bliski powoduje, że człowiek ma ochotkę widzieć upokorzoną pychę – najlepszy widok dla kogoś, kto wierzy, że prawda i sprawiedliwość jeszcze czasem zwyciężają.


Obserwuję jednak, że porażka się wciąż odbija pokonanym. I to w sposób jeszcze bardziej ich ośmieszający. Mamy potop frustracji z odreagowywaniem. Frustracja jest głównie jednokierunkowa – nie winniśmy jesteśmy my, że przegraliśmy, ale oni, że… no właśnie – wygrali. Mamy tu pokraczne połączenie rzeczy sprzecznych: my jesteśmy światłością i mądrością a zostaliśmy pokonani przez ciemnych i głupich. A więc jak to jest? Głupi pokonał mądrego? Co to za konstrukcja? Jedynym wytłumaczeniem tego fenomenu jest ilość przeciw jakości, czyli nie wypowiedziane wprost zakwestionowanie podstawowego dogmatu demokracji, jako rządów wybranych przez większość.


Mamy – mam nadzieję, że chwilowo – samoistną i oddolną, choć czasami stymulowaną odgórnie Platformę Frustratów. A więc przeanalizujmy „program” frustracji: po pierwsze zawinili durnie z innych organizacji opozycyjnych, że nie zlali się z trzaskiem i nie poszli hurmą i kupą. A tak jeszcze coś pyskowali w kampanii Panu Rafału, zaś w drugiej turze nie poszli na kolanach z głosami na Trzaskowskiego w zębach. Po drugie – mamy amerykanizację polskiego systemu wyborczego. Są – i to poważni ludzie -, którzy zaznaczyli sobie na mapce Polski, które województwa głosowały na Dudę, a które na Trzaskowskiego. Pomijając, że był to stosunek jak 6:10 i to, że wielu dziwiło się jak to można przegrac w takim stosunku mamy tu ciekawe podejście (na przyszłość?) do systemu wyborczego. Otóż w USA wybiera się elektorów do wyborów prezydenckich w systemie wygrana partia w danym stanie bierze wszystko. Liczy się tylko kto dostał większość i ten stan ma swoich jednolitych elektorów. Zaś już same, indywidualnie liczone głosy Amerykanów rozkładają się różnie. Stąd fenomen wygranej Trumpa, który miał z milion głosów mniej niż pani Hillary. Nasi frustraci chcieliby tego samego – skoro w województwach wygrał Trzask 10:6, to powinien wygrać wybory. Nikt przecież nie policzy, że w tych 10 wygrał mniejszą ilością głosów niż w pozostałych sześciu, a liczą się przecież głosy – nie województwa.


Stąd ciekawe postulaty, by pokarać „dudzie województwa”, głównie rolnicze – nie będziemy kupować od nich produktów, tylko te z Hiszpanii i Holandii w naszych (?) Lidlach i Biedronkach, nie pojedziemy do nich na wakacje. Niech zdechną z głodu i bez unijnych dotacji. W tej potwornej głupocie frustraci nie widzą faktu, że i w „trzaskowskich” województwach Duda dostał +40% i tam też są rolnicy i agroturystyka – ci będą jednak mieli wybaczone. Na złość PiS-owi odmrozimy Polsce uszy.


Mamy też mapki z twórcami PKB – okazuje się, że majątek kraju wypracowuje gros województw „trzaskowskich”, zaś dudzie województwa tylko konsumują. Stąd prosty wniosek, że patologia 500+ wykorzystała demokrację by podoić światłych z Zachodu i warszawskiej wyspy ofiar Janosików. Ale jak się spojrzy na mapkę powiatów w głosowaniu, to już nie jest tak wesoło. Po prostu w zachodnich województwach duże miasta zaważyły. A więc postulowany podział dzielnicowy na zachodnią polskę jak RFN (z Warszawą jako Berlinem Zachodnim?) a wschodni DDR musiałby mieć raczej charakter nie wojewódzki, tylko powiatowy, a wtedy byłoby to znacznie mniej wyraźne.

Rekordy odjazdu pobił wpis pana od prywatyzacji – odwiecznego europosła Janusza Lewandowskiego. Aż chce się zacytować: „Widziałem w Wawie rowerzystę o <niewłaściwym> dla prawdziwych Polaków kolorze skóry. Trzymał w ręku, co niewygodne, biało-czerwoną flagę, jakby błagał „nie bijcie”. Smutny znak czasu w niegdyś tolerancyjnym kraju”.


Frustrację tę jednak stymuluje opozycja. Jej postulat nieuznania i powtórzenia wyborów nie ma żadnych szans na realizację, tak jak nie ma formalnych do niej podstaw. Jest tylko paliwem dla frustratów, którzy dostają jeszcze jeden argument na niepogodzenie się z faktami. Wzmacnia je ostentacyjne lekceważenie pary prezydenckiej – Pan Rafał powiedział, że może znajdzie czas pod koniec miesiąca (jest zajęty, nie Warszawą, bo pojechał do… Gdyni), by pojednawczo spotkać sie z byłym rywalem. Pani Rafałowa wysunęła warunki jakie ma spełnić pani Dudowa, by pani Rafałowa mogła przyjąć zaproszenie odnowionej Pierwszej Damy, które są de facto wzgardliwą odmową. Nawet nie wiadomo, czy ktoś ją na takie spotkanie specjalnie zapraszał, jeśli juz to z mężem. Przypomina mi to wysyp „odmów” do spotkań ze znienawidzoną Melanią Trump, zaraz po wyborach jej męża na prezydenta USA. Jakaś niezbyt znana projektantka mody ogłosiła w primetime’ie wszystkich telewizji, że nie sprzeda nic swojego amerykańskiej Pierwszej Damie. O tym czy w ogóle ona coś chce u niej kupić – nie było już mowy.


Rozmawiałem z psychologiem i utwierdził mnie on w przekonaniu, że taki poziom frustracji nie jest do utrzymania – bez szkód – na poziomie społecznym przez trzy kolejne lata do następnych wyborów. Będziemy mieli różne zachowania: od agresji (taki redaktor Meller to by w mordę dał; nie napisał komu, a więc chyba każdemu. Uważajcie tam na niego, wy – otoczenie) do samoagresji, ale taki poziom frustracji przez trzy lata wygeneruje – co prawda jednostkowe, ale niepowetowane – zmiany w kierunku zachowań patologicznych. Inni odpuszczą i odejdą w mentalną lub fizyczną emigrację „z tego kraju”. Większość chyba jednak pójdzie na kompromis zasypując w popiele gasnącej frustracji kasztany tematów na użytek za trzy lata. Będzie tam cała menażeria, której już nie trzeba będzie tłumaczyć kiedy nadejdzie następne wzmożenie – o sfłaszowanych wyborach, okrutnej kampanii TVPisu (fenomen – pisowską propagandę pt. „Wiadomości” ogląda średnio 3 mln ludzi a pisiej telewizji dało się zbałamucić ich ponad 10) i Dudzie-obrońcy pedofilów. I o naszym Trzasku, i że było tak blisko. Do tego dojdą skrzętnie zbierane przez najbliższe trzy lata, a równie skwapliwie dostarczane przez rządzących, wpadki PiS-u.


W III PR, dwójpolówce wojny polsko-polskiej, triumfatorzy rządzą frustratami, i to na zmianę. Dlatego mamy taki emocjonalny podział sceny społeczno-politycznej – na grillujących i grillowanych. I – co ciekawe – każda ze stron ma się za tę gnębioną, w związku z tym nie widać końca takiej zabawy w przebierankę sado-maso.


Jerzy Karwelis
Wszystkie wpisy na moim blogu
„Dziennik zarazy”

About Author

1 thought on “28.07. PPF (Polska Partia Frustratów)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *