17.10. Cuda mniemane
17 października, dzień 229.
Wpis nr 218
zakażeń/zgonów/ozdrowień
167.230/3.524/90.162
Kiedy wszędzie szalał koronawirus a u nas była „wsi spokojna” można było sobie robić beztroskie podsumowania cotygodniowej porcji kowidowych absurdów. Teraz najechała nas „druga fala” i wyszliśmy na czoło peletonu zakażeń. Coraz to wzrok świata padał na nowego zmiennika globalnych wzrostów. Dziś padło na nas i skończyły się opowieści o „polskiej drodze”, czy „polskiej, słabszej, mutacji wirusa”.
Właściwie większość kończy się i zaczyna na działaniu służby zdrowia, która stała się pierwszym frontem ścierania się przepisów z rzeczywistością. To starcie generuje głównie dwie rzeczy – absurdalność i nierzeczywistość przepisów powoduje niewiarę w racjonalność (a wtedy – każdych) decyzji władz i ich kontroli sytuacji. Drugą rzeczą jest strach, który przejawia się jako efekt medialnego bombardowania.
Kiedy u przywiezionego na pogotowie faceta zdiagnozowano zawał serca, ten – dowiedziawszy się, że go mają zostawić w szpitalu – zbiegł. Wolał z zawałem bujać po wolności niż narażać życie na bytowaniu ze zbrodniczym koronawirusem. W Szkole Podstawowej nr 3 w Zakopanem zachorowała na koronawirusa nauczycielka. Dyrekcja szkoły wysłała na kwarantannę tylko dzieci z pierwszych ławeķ. Rodzice oburzeni. Ciekawe czym. Co by chcieli? Rozumiem, że wysłać całą klasę do domu? Ale czemu nie całą szkołę? Przecież nie ma bata, żeby się wirus nie potransmitował między klasami. Ale wtedy kontakt z taką szkołą trzeba zmultiplikować z kontaktami tych dzieci/rodziców/nauczycieli z całą resztą świata. I co? Zakaziła się (bo nie wiadomo czy zachorowała) jedna nauczycielka i gdyby traktować na serio rekomendacje epidemiologiczne to trzeba by zamknąć cały kraj. Bo czemu nie? Wirus się zatrzymał na pierwszej ławce, a potem zawrócił? Zahamował na korytarzu podczas przerwy? Kiedy Jasio z 3b pobawił się na podwórku z Maciusiem z 3a, w dodatku z innej szkoły? Współczynnik R0, czyli ile osób może zakazić jeden nosiciel, wynosi dla koronawirusa do 4. Czyli jeden Jasio zakaża 4 Maciusiów, ci zaś 16 kolejnych koleżków. Ten ciąg można wyprowadzić bardzo szybko do ludności całej planety. Dlatego – mówią – ważny jest DDM (dystans, dezynfekcja, maseczki), by ten ciąg przerwać. Ale działania te, szczególnie w przypadku maseczek można uznać za mało efektywne (o tym w przyszłych wpisach, bo są już badania skuteczności maseczkowania), tak, że – nie tylko moim zdaniem – większość już się dawno pozakażała, tylko o tym bezobjawowo nie wie.
NFZ opublikował nowy budżet. Niestety jest to potwierdzona w publicznym dokumencie strategia intuicyjnie zauważana w służbie zdrowia. Będzie mniej o 200 milionów na chemioterapię i 100 milionów na psychiatrię. Czyli kowid króluje, bo – jak widać – powoduje redukcję pieniędzy w dziedzinach o znacznie wyższej liczbowej śmiertelności. Zaś o efektach psychiatrycznych kowidowej kwarantanny to już nawet nie trzeba mówić.
Nie ma co się dziwić. Nawet już prywatna służba zdrowia przyjmie cię tylko pod warunkiem, że nie masz objawów. Służba zdrowia, która przeszła na teleporady dogina już na maksa. Pewnego pana zdiagnozowano przez telefon. Pan doktor kazał mu kaszlnąć w słuchawkę i stwierdził zapalenie oskrzeli. Obraz lekarza ze stetoskopem na szyi powoli odchodzi w przeszłość. Dziś jest to telefon komórkowy w kieszeni.
Ciekawa sytuacja z górnikami – jak zwykle warto wrócić do starych tematów, by zobaczyć jak to było naprawdę. Górnicy masowo sygnalizują nieprawidłowości w kwestii testów z czasów gdy mieliśmy bohatera zakażeń – Śląsk (pamiętacie?). Wielu z nich otrzymało wyniki… przed pobraniem próbek. Tak samo z otrzymywanie sprzecznych wyników po jednym teście. Wydaje mi się, że z tymi testami na Śląsku to był jakiś zbiorowy przewał. Większość z nich bowiem wyzdrowiała, to znaczy mieli pozytywny test, zero objawów, a potem test negatywny. Przewodzi grupa PGG, gdzie wyzdrowieli już wszyscy. Czyli stał się tam cud światowy warty zbadania – górnicy akurat w tej grupie kopalnianej jakimś cudownym sposobem wyprodukowali przeciwciała. Wszyscy. Coś mi się zdaje, że nie na wirusa, tylko na pozytywny wynik testów.
W ramach „drugiej fali” wprowadzono godziny dla seniorów. Od 10 do 12.00 w sklepie tylko senior kupi. Młodszy nie. Niestety przepis ten obowiązuje także w… sklepikach szkolnych. Dzieci nie kupią bułeczki między 10.00 a 12.00. Podobno pociechy zorganizowałyby się tak cwanie, że o 10.00 zapraszałyby do szkoły babcie na zakupy, ale dorosłych do szkoły nie wpuszczają. I tak do południa zgłodniałe dzieci patrzą się na załamana sklepikarkę, jak ta czeka aż zagra krakowski hejnał by wszystkie dzieci mogły się rzucić na zakupy.
Z frontu walki kowidowej dochodzą coraz to większe wyzwiska. Profesor Simon z Wrocławia coraz bardziej się rozpędza. Najwidoczniej początkowa medialna popularność uderzyła mu do głowy. Wtedy jeszcze gadał z sensem, dziś już wyzywa wątpiących od idiotów, co lekarzowi nie przystoi. Akurat w kwestii dyscypliny społecznej to Polacy biją jej rekordy, a więc zrzucanie winy za drugą falę na kowidowych antymeseczkowców uważam za próbę znalezienia kozła ofiarnego własnych zaniedbań.
Ale porzućmy na chwilką kwestię epidemii. Skupmy się na jej coraz mniej oczywistych konsekwencjach. W czasie rolniczych protestów ktoś zauważył odjazdowy paradoks. Zbuntowani rolnicy śpiewali rotę między innymi w imię obrony produkcji mięsa halal do muzułmanów i koszer do społeczności żydowskiej. Świat się globalizuje, łącznie z polskim patriotyzmem.
No i mamy wysyp naszej polskiej tenisistki – Igi Świątek. Na razie kochają ją wszyscy, ale już niedługo ktoś jej wytknie, że pokazując się równo w obu wrażych sobie telewizjach jest symetrystką, a to szkodzi Polsce. Zaraz ktoś się ja spyta np. o stosunek do aborcji, czy klimat i kolejny idol stanie się nienawistny dla którejś z połówek skłóconych ze sobą Polaków.
Jak to w Najjaśniejszej. Jak się tylko ktoś wychyli na wierzch z polskiego sagana swar, to za łeb i do gara. Bo przecież w kupie raźniej…
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”
Co do Śląska, to napewno był to przewał, tylko po tytułem „zatrzymać górników w blokach startowych”, bo się szykowali na Warszawę(różne mamy zastosowania naszego wirusika). Sytuacja zasłyszana z pierwszej reki(brat górnika); przychodzi chłopina po dwutygodniowym urlopie do pracy, wzywają go na „górę”:
-Ma Pan pozytywny wynik testu, idzie Pan na kwarantannę,
-Ale ja nie miałem robionego testu, kiedy robiliście?
-W ubiegłym tygodniu,
-Ale ja dziś jestem pierwszy dzień w pracy po dwutygodniowym urlopie w drugim końcu Polski,
-Nieważne, ma Pan pozytywny wynik, wypad na kwarantannę,
Amen.
No, tak było. Ciekawe kto teraz. Całe społeczeństwo?