6.04. Lasy jako trening przed pójściem na całość

7

6 kwietnia, dzień 1130.

Wpis nr 1119

zakażeń/zgonów

1171/15

Zapraszam do wsparcia mego bloga

Wersja audio

Niedawno mieliśmy smutną rocznicę odjazdu. To znaczy, że 3 kwietnia minęły trzy lata od wprowadzenia przez rządzących zakazu wstępu do lasu. Dopiero teraz zauważyłem, że to było w okolicach Dnia Leśnika, co stanowi dość niezwykły pretekst do świętowania. O dziwo, choć królowała beka z takiej decyzji, to jednak pojawili się ludzie, którzy bronią do dziś zasadności tej decyzji.

Było to trudne, gdyż gremia sanitarystyczne miały w zwyczaju nie tłumaczenie się z powodów decyzji oraz nie pokazywania na podstawie jakich danych podejmowano takie drastyczne środki. Aż się wysiliłem by pomóc różnym radom i znalazłem – oni tam eliminowali wszelkie okazje do gromadzenia się ludzi. Po prostu, na czuja. Nikt co prawda nie wie czym się różnił nielegalny tłumek w siłowni od jak najbardziej legalnego w żabkowych wylęgarniach wirusa, ale były lepsze i gorsze kolejki. Powiecie, że przecież ograniczano ilość osób w sklepach, ale ja pamiętam, że może i tak, za to przez żabko-biedronkami kłębiły się tłumy.

A więc zacząłem szperać i wyszperałem, że oni tam patrzyli po rejestrowaniu się komórek w jednym miejscu i wstrząsnął nimi… parking na warszawskich Kabatach. Jakież to było warszawocentryczne! Przypomnę, że cała obecna narracja rozchodzi się dziś w przeciwne strony. Sanitarystyczni włodarze zeznają dziś, że nic nie wiedzieli o wirusie i wyszywali w ciemno, inni zaś utrzymują, że jak najbardziej – wszelkie decyzje były poparte na ważkich dowodach naukowych. Dziwne to, bo – podobno – wirus jest uniwersalnie międzynarodowy, zaś różne kraje różnie do tego podchodziły. Dlatego teraz WHO przejmie zarządzanie światowymi wirusami, żeby nie było gorszących odstępstw. No to zrekapitulujmy – dziś lekarze z tamtych Dni Pierwszych uważają, że izolacja to podstawa w pandemii. Tak jest od wielu wieków. A więc mamy tu argument samosprawdzający – tak było od zawsze, tak ma być i teraz, bo czemu nie. Ale wiadomo było – i pany to cały czas mówiły -, że uratować nas może (w czasach przed cudownymi szczepionkami) tylko zbiorowa odporność. A jak tę się nabywało to wiedział każdy, nawet prosty mieszkaniec Lemingradu. Trzeba się ruszać, wychodzić z klatki kwarantann, wystawić buźkę na słońce po zbawczą witaminę D. A tu – proszę: do lasu nie.

To było takie myślenie, że najlepiej byłoby zostać w domu i nie oddychać. Dowodów na to było aż nadto, bo popatrzcie: dzięki izolacji spadła ilość… chorób wenerycznych.

Po prostu wydało się, że jak rodzina siedzi na kupie, to nie można złapać trypra, bo domownicy nie wychodzą na miasto. A jak kiedyś wychodzili, to wiadomo – zawsze coś tam przynieśli. Połączony z tym zakaz wstępu do lasu sugeruje poziom bezeceństw do jakich dochodziło na Kabatach i trzeba było ukrócić ten proceder. Tak samo było z plażami, które zabijały

To samo było ze wszystkim – lockdown gospodarki miał obniżyć zanieczyszczenie planety (nie obniżył), tak samo jak ograniczenie transportu samochodowego ograniczyć miało wypadki na drogach. To doprowadzona do absurdu stara idea, że najlepiej to wegetować po domach, bo życie to choroba o 100-procentowej śmiertelności, no, może z jednym wyjątkiem, który niedługo będziemy świętować.

Ja mam tu taką teorię, którą dzielę się od dawna. Kowid był tylko wprawką do ograniczeń klimatycznych, które pukają do naszych drzwi. Żeby tam pukały – walą z klimatystycznego kopa i zobaczymy czy narody to kupią. Ale widać, że kupią, bo to trenowały w pandemii. Takie lasy – myślimy, że to absurd, a tu będziemy mieli powtórkę z rozrywki, kiedy się okazało, że leśny suweren podkulił ogon i spietrał się na widok przyklejonej kartki do drzewa. To pokazało, że można. A skoro można to voila. Właśnie Unia pracuje nad wyciągnięciem zarządzania lasami z kompetencji lokalnych władz i przekazanie tego Unii. Mówimy o 30% naszego terytorium. Zmniejszy się także ilość ziemi przeznaczonej pod uprawy, zaś tysiące hektarów zaleje się wodą. I czemu ktoś ma kwiknąć, skoro za wirusa to uszło, mimo tego, że teraz się z tego (z czego – z samych siebie chyba) śmiejemy.

To samo było z samochodami w kowidzie. Właściwie to nie było nakazu nieużywania, tak coś jak ze szczepionkami. Media postraszyły, ktoś tam dostał wycofywany teraz mandat i sami pokornie stuliliśmy uszy i siedzieliśmy po domach. I skoro tak – to buch: trochę wolniej, ale przesiądziemy się na rowerki w piętnastominutowych miastach i nasze życie skurczy się do rozmiarów orzeszka. No bo, po co wyjeżdżać? Przecież wszyscy wiedzą co jest za górką, a tak takie samolubne chciejstwo, że pojadę i zobaczę zanieczyszcza planetę, ale tylko u nas w dziewięciu procentach smrodzenia dla świata przez Europę. Za kowida wyszło, że jest u nas jak w cyrku, wystarczy tylko postraszyć, nawet nie walić batem a tresura przyniesie nieoczekiwane rezultaty. Do kontynuowania w przyszłości, kiedy zamordyzm ubierze się w klimatyczne szaty ratowania planety.     

Napisał Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.

About Author

7 thoughts on “6.04. Lasy jako trening przed pójściem na całość

  1. …cóż można dodać ponad to, że…
    https://archiwumosiatynskiego.pl/wpis-w-debacie/zamkniecie-lasow-z-powodu-koronawirusa-to-bezprawie-lasy-panstwowe-nie-moga-wydac-zakazu-rzad-tez-nie/

    …czyli wszystko przez to, że ludzie chodzą na spacery z komórkami…szczególnie na Ursynowie. No, pięknie, pięknie…
    🙂

    podobno gdzieś organizowane są coroczne maratony rocznicowe- niestety nie mogę znaleźć w sieci. jak ktoś gdzieś znajdzie proszę o linka

    1. ps. właśnie odkryłem, że istnieje coś takiego jak Lasy Miejskie, do których należą KABATY
      i zakaz wstępu do Lasów Państwowych nijak się miał do tego kawałka ziemi, bo one należą do Samorządu, nie do Państwa.

  2. Tylko nieśmiało przypomnę, że zabór polskich lasów przez Mumię/Niemcy to zabór 30 procent powierzchni RP. Tymczasem na skutek 1 rozbioru Polski dokonanego przez mocarstwa ościenne w 1772 r. Polska straciła ledwie 20 kilka procent swego terytorium.
    Ale nie mam uz żadnych wątpliwosci że zdrajcy udajacy polskich polityków przeprowadzą ten megarozbiór Polski bez żadnych subiekcji. Udajac przy tym rzecz jasna polskich patriotów

  3. Moim zdaniem to nie warszwocentryzm, ale zasada odpowiedzialności zbiorowej. W jednym miejscu się ludzie skupiają, ergo, wszędzie się po lasach skupiają. No to łup. To samo dotyczyło też innych elementów życia. Jak zamknięte restauracje, bary, czy siłownie i fitness.

    1. To proponuję na tej samej zasadzie: jeśli Kowalczyk na wyjeździe dostał jajem, to wszyscy pozostali „zasłużeni” z sejmolotu jak tylko się pojawią w terenie powinni dostać jajem. Każdemu pisanę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *