18.05. Rzeczpospolita obojga narodów
18 maja, dzień 1172.
Wpis nr 1161
zakażeń/zgonów
141/1
Zapraszam do wsparcia mego bloga
Wersja audio
No i przyszły nowe rachunki za zabawy mumijne. Najnowszy raport z badań CBOS na temat stosunku Polaków do Unii został przeprowadzony tak przed kolejną rocznicą wstąpienia do Unii Europejskiej i muszę przyznać, że pokazał pewien przełom. I to, moim zdaniem, nie dlatego, że się Polakom nagle odmieniło, tylko, że agencje badawcze wreszcie zaczęły skrobać europejską emalię akceptacji wobec Brukseli i zobaczyliśmy co jest pod spodem.
Bo co było do tej pory? Ano jedno pytanie – czy powinniśmy do Unii należeć. I tu Polacy, nawet i teraz, należą do czołówki europejskiej, co zasługuje na poważną analizę, gdyż aniśmy narodem masochistycznym, ani takim co to nie umie skalkulować korzyści. W ogóle to unijna akceptacja trochę się tak rozkłada jak kto się mieści lub nie w kategorii „płatnik brutto”. My jesteśmy beneficjentem, i to jednym z głównych, chociaż ostatnie kalkulacje zysków i kosztów znacznie się urealniły o koszty wpuszczenia na rynek zagranicznych firm. No, polskiej gospodarce to nie pomaga, koszty tego dostępu ponosimy my i warto je odejmować od dotacji unijnych. Bo inaczej byłoby to naiwne myślenie, że oni tam nam zsyłają juro z wdzięczności, litości czy, że nas… lubią. Albo – co już bardzo kuriozalne – chcą wyrównać gospodarcze poziomy kontynentu. Podział Unii jest widoczny gołym okiem i widać kto na kogo pracuje i gdzie się realizuje marże. My na tym korzystamy, ale jako podwykonawcy, zawsze to lepiej niż nic.
Tak, że w opinii Polaków udało się ugruntować, że Unia „daje”, a więc głupi by nie brał. Stąd, moim zdaniem, taki euroentuzjazm. No, oczywiście poziom życia się znacznie podwyższył i jest kojarzony z naszym członkostwem. Ale pojawiły się w tym badaniu dodatkowe wątki, które pozwalają się przyjrzeć jaka jest struktura tego poparcia i na czym stoi, jeżeli chodzi o inne konteksty. I tak jak 85% Polaków jest zwolennikami członkostwa w Unii (spadek o 10%), tak na pytanie uzupełniające: „czy obecność w Unii zagraża suwerenności Polski”, odpowiedzi podzieliły się prawie po równo, z czego widzących to zagrożenie przybyło po roku 12%.
Przyjrzyjmy się tym wynikom. Na gołe oko wychodzi, że u połowy ludzi, którzy widzą zagrożenie suwerenności Polski ze strony Unii nie jest to powód by nie być jej zwolennikiem. To jakiś masochizm, albo swoiste liczenie relacji korzyść-strata. Wychodzi w tym rachunku, że dla kasy z Unii (dodajmy zwodniczej) można poświęcić trochę zagrożeń suwerenności. Odpowiadający mogli też myśleć, że to tylko zagrożenie, a więc można kasę brać i się jakoś obronić. Ale fakt, że połowa Polaków widzi to zagrożenie (o tej drugiej połowie na razie przemilczę), to już efekt tylko rocznych działań i Unii, i opozycji, i… rządzących. Bo we wpływy eurosceptyków w tym procesie wierzę tak jak w to, że na wycofanie się ludu ze szczepionek zapracowali ciężką pracą płaskoziemscy foliarze. Tak jak i w tym przypadku będą to dyżurni chłopcy do bicia, by nie zauważać właściwych przyczyn tego zjawiska.
No, bo jak liczyć to tempo, to tak za 4 lata, jak tak dalej pójdzie, to nikt nie zostanie z rodaków, którzy uważają, że Unia nam nie zagraża. A rachunki za ten proces dopiero zaczną przychodzić. Co na to nasza klasa polityczna? No, z PO to jest jasne, od kiedy utrwala się społecznie traktowanie partii Tuska jako depozytariusza interesów Berlina, który używa od lat Unii jako narzędzia swojej supremacji na Starym Kontynencie. Ci to pójdą zdaje się na wszystko. Dziwnie jest z PiS-em. Tu jest spore rozdarcie. Jak już wiadomo – mamy dwie polityki wobec Unii: jedną wewnętrzną, na pokaz, buńczuczną, patriotyczną, że ani guzika. A po prawdzie to w tej Brukseli podpisujemy wszystko. Potem dochodzi do dziwnego pomieszania, bo ci sami ludzie, którzy np. godzili się na Fit for 55, teraz mówią, że nigdy. A tu już się mleko rozlało i nie ma co uprawiać szabelkizmu. Wielu uważa, że rząd jest wpatrzony w te 85% akceptacji dla Unii i nie chce iść z tematami unijnymi przeciw woli suwerena. Ale to oznacza, że rząd dał sobie sprzedać opozycyjną narrację, że chce z Unii wyjść, a tu wyniki badań raczej wskazują, że lud chce zostać, ale, żeby rząd walczył o suwerenność, tak mocno ostatnio doświadczaną z Brukseli, że o wspieraniu tego przez opozycję wspomnę na zasadzie – po nas choćby POtop.
Pozostaje Konfederacja, która sobie dała trochę sprzedać ten układ. Wyszło im – te cholerne 85% – że nie ma co się kopać z koniem i nie można iść przeciwko woli, nawet tych swoich, bo się może nie uzbierać tych kilkunastu procent, choć gdyby ostro powalczyć o cały antyunijny elektorat, to można było by te kilkanaście procent może i uciułać. Wybrano kompromis – bądźmy już, skoro jesteśmy jak małżeństwo ze wspólnymi dziećmi i kredytem, tylko walczmy o lepsze warunki, podczas, gdy rząd je sobie (sobie? nam!) pogarsza. Ale ja pamiętam jeszcze narrację sprzed kilku miesięcy, że to nie ma sensu, że wszelkie próby zamiany Unii kończą się tylko pogorszeniem naszej sytuacji. Ta narracja teraz ucichła, bo jej konsekwencją byłby tylko polexit, skoro Unia nie działa i nie można jej zmienić. W końcu jednak jest to zaszycie się w worku z trupem, co widać po panicznym przyspieszaniu agendy klimatycznej, która przeorze cały kontynent, z nami w roli głównej.
Okazało się, że nasz rząd jest z tych tolerancyjnych i jak stwierdził premier – musimy szanować klimatyczne harce unijne, bo dla nich to jak religia. No, przepraszam, to dość ważne stwierdzenie. Religia polega na nienaruszalnych dogmatach, a więc zwalnia z tłumaczenia się czymś innym niż wolą bożą. Kto jest bogiem klimatyzmu? Dlaczego mamy go tolerować kiedy z wyliczeń wychodzi, że wpędzi to nas w biedę, tylko po to, by dogmaty religii, której większość nie podziela, dopełniły się? Skąd u nas w rządzie takie kryteria braku pragmatyzmu i zaniechania obrony naszych interesów?
Wspomniane badania pokazały już nie tak cukierkowy obraz polskiej akceptacji unijnych działań. Nawet przy tak skromnym aparacie poznawczym, jaki mają Polacy wobec Unii. Polacy widzą te plakaty z gwiazdkami, że Unia tu zbudowała, tam przerzuciła most. Ale nie widzą co zrobiono z naszą suwerennością w akceptowanych przez rząd regulacjach, od sądownictwa począwszy, poprzez klimat, na łamaniu traktatów skończywszy.
Na końcu miałem się zająć totalnymi akceptantami. A więc Unia może z nami wszystko, a więc sprawdza jak nóż wchodzi w masło. Za taką postawą części Polaków kryje się niewiara w możliwości polskie. W to, że możemy się rozsądnie sami rządzić, albo chociaż będąc w Unii dbać o realizację naszych interesów. I ja to rozumiem. Cała III RP pokazuje, że z naszym rządzeniem się samym sobą, to nam najlepiej nie wychodzi. Ale trzeba zacząć od siebie, od własnego systemu politycznego. Bez jego poprawienia, bez włączenia do niego innych ludzi spoza zamkniętego okrągłostołowego kręgu, wreszcie – bez sformułowania nienaruszalnej dla żadnej ekipy politycznej, polskiej racji stanu, nie mamy co się pchać do naprawy Unii, nawet do realizacji naszych – wciąż jak widać zmiennych – interesów.
Jeśli sami nie zrobimy u siebie porządków to nie ma co się stawiać i może dlatego się nie stawiamy. Po to, by ten system u nas został taki jaki jest, by na polskiej scenie politycznej występowały tylko zamiennie dwa klauny, bezalternatywnie. Wtedy nie trzeba się martwić o to czy publika jest znudzona. Będzie się podnosiło napięcie na widowni raz na cztery lata, które są jedyną atrakcją, zaś w przerwach tego gorszącego, acz rzadkiego widowiska publiczność widzi tylko jakichś wystawionych harcowników, po to by zająć jej uwagę. Inaczej by się zorientowała, że jest uczestnikiem widowiska, które jest powtarzalne, coraz gorszej jakości, zaś bilety w formie podatków są przymusowe i coraz droższe.
Napisał Jerzy Karwelis
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.
Od wstąpienia do UE minęło 20 lat. To sporo czasu by zostać pełnoprawnym członkiem UE i współdecydować o tym co tam się dzieje. Niestety, ostatnie 8 lat zaprzepaszczono dosyć poważnie. Rząd PIS zachowuje się jak ta wredną, ale i głupia panna, co to krzyczy „liberum veto”, ale gdy ktoś woła: „to przyjdź i daj nam wszystkim coś co będzie lepsze”, to już jej nie ma. PIS jest jak piłkarz na boisku, który zamiast grać z drużyną dla drużyny, stoi w rogu pola karnego i woła: „no podajcie”. A gdy nikt nie podaje, bo by był spalony, to się obraża. Czy to dobrze, że zamieniamy suwerenność na kasę? A czy suwerenność coś znaczy? Może dla USA, Chin czy Rosji, tak, ale dla nas? Jesteśmy za małym państwem na całkowitą suwerenność i taką na zasadzie: „Moja chata z kraja”. A jak się jest w klubie i płaci składki, to nie tylko ma się przywileje, ale i obowiązki. A PIS uważa, że kasa tak, ale obowiązki.. o to już przesada. Zawsze jednak można wyjść z UE. UK pokazały, z całą surowością, że jest to możliwe. UE to związek. Czy jak pan redaktor się pokłócił kiedykolwiek z zoną, to trzaskał drzwiami i od razu wnosił o rozwód(czy tam unieważnienie małżeństwa?). No nie. Jak coś się dzieje źle to się to naprawia. Poprawia. Nie pozwala na złe działanie. Tu tego nie ma. Jest prychnięcie, foch i na tym się kończy. A małżeństwo i tak dalej działa. Choć już nie po naszemu. Trzeba było pomóc UK w pozostaniu w UE. Mielibyśmy partnera do blokowania złych działań Niemców, choć z tego co widzę, tak nie do końca oni są to prymusami w eko szaleństwie. Niemniej dziś mali raczej nie podskakują. A Polska została sama w swym fochu. Nawet Węgry, ten nasz WIELKI przyjaciel, ma nas w nosie, żeby nie napisać o innym otworze ciała, tam gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę.
Skoro żeś Pan to porównał do małżeństwa, to masz Pan tu jak malowany obraz tak modnej ostatnio przemocy ekonomicznej (nie dam pieniędzy na dom, jeżeli nie będziesz uległa). Plus zmuszania do praktyk religijnych (co dzień masz iść do kościoła odmówić litanię do świętego klimatu i wrzucić na tacę połowę pieniędzy, które masz do dyspozycji „na życie”). Czy takie małżeństwo da się naprawić?
Ale , jeśli oboje mają swoje pieniądze, to nikt nikogo szantażować nie musi? A Polska ma swoje pieniądze, a że chce skorzystać z dodatkowych pieniędzy, ekstra dostępnych, to cóż. Będzie porządny, kasę dostanie. Będzie się rzucał, nie dostanie. Powtarzam, bo rozumiem, że mój wpis nie został zrozumiany. Uczestnictwo w UE nie jest obowiązkowe. Zawsze można zrobić referendum i wyjść. Czekam zatem by przeciwnicy zrobili ten krok.
Przepraszam z góry za defetyzm, ale nie widzę pokojowego sposobu na rozmontowanie pomagdalenkowego układu i duopolu POPis’u. Beton zbrojony i wzmocniony żywicą. Jesteśmy w d…e.
Przyznam, że byłem zwolennikiem Unii ale…do czasu gdy 10 lat temu nie trafiłem na austriackie papiery pokazujące warunki przyjęcia nas do tego obozu. Warunek pierwszy- dostarczenie Zachodowi kilku milionów taniej siły roboczej, udostępnienie firmom zachodnim możliwości wykupu polskich przedsiębiorstw.
Wszyscy wieszają psy na Tusku ale podpisał to Kwaśniewski! Tusk był tylko realizatorem i nadzorcą, za co zresztą dostał stanowisko w Brukseli. Spisał się chłopak. Polacy, mimo utrudnień w zakładaniu prywatnych przedsiębiorstw za bardzo się wzbogacili ni nie chcieli już pracować „dla Niemca” i trzeba było sprowadzić „Syryjczyków” z głębokiej Afryki. Jeśli Unia wybiega poza ustawy ekonomiczne i narzuca nam co mamy jeść, z kim spać i jakiej kultury zażywać, to ja p…taką Unię. Wojna kowidowa tylko umocniła moje przekonanie.
A cesarzowa Fonderlejen, to już po prostu wstyd.
Jaka tam cesarzowa… Wasalka króla Klausa Martina Schwaba I, wasala zbiorowego cesarza – KPCh z przewowdniczącym Xi Jinpingiem… 🙂 Będzie konkretniej, ale pod innym wątkiem.
10 lat temu Mumia zapowiedziała likwidację absurdalnego i anachronicznego obrzędu: 2x w roku zmiany czasu.
Do dzis nie była w stanie tego uczynić, za to zaczęła błyskawicznie zmieniać się w dyktatorskie panstwo.
I dusić lewactwem wolne narody.
Dzięki czemu spadła z 1 miejsca (gospodarczo) w świecie na 3. I leci w dół aż miło. Dzięki m.in. religii klimatystycznej.
Zatem MUSI wzmagać opresywny fiskalizm wobec ludnosci i ją pauperyzować, , żeby jej brukselsko berlińscy DYKTATORZY wciąż żyli na odpowiednim pozomie.
Hmmm…. Taki sposób zarządzanie ZAWSZE i BEZ WYJĄTKÓW prowadzil w historii do rewolucji , wojny domowej, albo do rozpadu i upadku takiego państwa.
ZAWSZE!
Więc i w Mumii Eunuchów to nastapi nieuchronnie i dość już szybko. Nie za sprawą opresywnego ideolo, a z powodu zwykłej biedy ludziska łaczą kreskami implikacji kropki faktów…
Czy naprawdę tylko ja tu uczyłem się tu historii?
Przecież wystarcza dwie małe rubryczki: z jednej strony decyzje i przepisu Mumii ułatwiające w ostatniej dekadzie ludziom życie i zwiększające ich realny dobrobyt, a z drugiej decyzje i przepisy działajace przeciwnie. W tym caly ten wręcz ludobójczy fitfor 55.
Saldo , mocno dla ludzi zabójcze, widoczne jest na pierwszy rzut oka.
I co, myślicie że to tak się długo da?
NIGDY się nie dawało!
Mumia ma jeszcze dużo majątku do przeżarcia. Jak to kiedyś mówili, zanim gruby schudnie to chudy padnie.
Ale przecież można nie lubić Unii z powodów ideologicznych, że zagraża suwerenności naszego kraju, a jednocześnie czerpać korzyści z wolnego rynku pracy. Znam sporo ludzi, którzy psioczą na UE jak tylko można, a jednocześnie dzięki niej żyją jak pączki w maśle i jak tu wybierać ?