06.06. Dlaczego media kłamią?
6 czerwca, dzień 95.
Wpis nr 84
zakażeń/zgonów/ozdrowień
25.986/1.153/12.641
Dlaczego media kłamią? Pytanie z tezą, ale większość Polaków ją podziela, tyle, że ci plemienni uważają, że to kłamią media „tamtych”. To najprostszy sposób udzielenia odpowiedzi na to pytanie i nie dość daleki od prawdy. Szczególnie widać to w Polsce: mamy dwa nurty, dwie linie prasowe, telewizyjne i radiowe. Za Tuska był układ zamknięty, bo PO miało w telewizjach 3:0, teraz się trochę wyrównało i jest tak z 1,5:1,5 (jeśli wziąć Polsat za stację symetrystów). Nie jest żadną rewelacją stwierdzenie, że poszczególne media bez żenady promują „swoje” organizacje polityczne, suflują im rady, namawiają na demonstracje, które później „obiektywnie” relacjonują w formacie „obserwacji uczestniczącej„. Jest tak na całym świecie i najbardziej jaskrawym tego przykładem jest USA, gdzie nikt się już w mediach nie sili na udawanie obiektywizmu. Nadajemy do swoich na tamtych, co jedynie utwierdza naszą twardą widownię i polaryzuje ostrość podziałów na dwie grupy plemienne. Wahający muszą się więc gdzieś zapisać.
Ale za tymi taktycznymi powodami stoją ważniejsze, rynkowe i wręcz cywilizacyjne przyczyny. I jeśli nie spróbujemy ich przeanalizować to będziemy żyli naiwnymi nadziejami, że to wszystko kiedyś minie i jak zniknie ten polityczny podział, to wszyscy wezmą się za ręce i pójdą nad rzekę. Nie wezmą i nie pójdą. Za tym wszystkim stoją bowiem poważne zjawiska i interesy, a pierwszym z nich jest wszechobecny prymat mediów lewicowo-liberalnych.
Dlaczego media mają wyraźny przechył w tę stronę? Otóż moim zdaniem wynika to z symbiozy mediów i reklamodawców. Media żyją z reklamy i muszą korporacjom stworzyć na swoich łamach środowisko sprzyjające nieskrępowanej konsumpcji. Widz-słuchacz-czytelnik jest dla nich jedynie konsumentem, bo tego chce ich klient-reklamodawca. A liberalna demokracja, ze swoją ideologią nieskrępowanego konsumpcjonizmu i hedonizmu nadaje się na platformę „ideową” jak żadna inna. Odbiorca nie może patrzeć wyżej niż półka sklepowa. A konserwatyzm, odwołujący się do wartości wolnościowych i do znaczenia zbiorowości jest dla takiej symbiozy nieatrakcyjną alternatywą. W dodatku liberalizm dąży do ciągłej zmiany, również napędzającej konsumpcję, zaś konserwatyzm cały czas chodziłby w starych butach bo są dobre, choc ponoć niemodne. Dlatego większość mediów jest liberalna, również w przypadku Polski.
Ale dlaczego ludzie to łykają? Po pierwsze nie bardzo mają alternatywę, bo powyżej opisany mechanizm generuje poważne biznesy, a ich zakres oddziaływania jest przemożny. Po drugie działa tu mechanizm próbujący pogodzić sprzeczność istnienia w przestrzeni publicznej dwóch sprzecznych tendencji: niemożliwej do ogarnięcia ilości informacji z jednej strony i społecznej potrzeby „bycia poinformowanym” z drugiej strony. I im większy „szum” informacyjny, tym większe zapotrzebowanie odbiorcy na prosty porządkujący wektor, najczęściej z jednego medium. I odbiorca taki wektor dostaje. Jego ulubione medium mu wszystko wyjaśni – oddzieli informacje istotne od nieistotnych, nada im rangę i wytworzy w jego mózgu spójny obraz zsyntetyzowanej rzeczywistości. Najczęściej kończy się to kompletnie zideologizowanym przekazem, gdzie nie ma miejsca na wiedzę, tylko na woltyżerkę dogmatami, tak by codziennie dopasować ich zamknięty i wyuczony zestaw do zmienności świata. Tak, aby ten obraz się nigdy nie zamglił, bo wtedy odbiorca popadnie we frustrację, a jak pisałem wyżej – ma być miło i przyjemnie.
Najciekawszy jest tu czynnik emocjonalny. Świat jest zbyt skomplikowany by go rozumieć, więc wyjaśnia się go emocjami. A emocje mają kilka zwodniczych cech – są demokratyczne, a więc widz myśli, że jak czuje powiedzmy złość, to jest to to samo uczucie, jakie ma jego autorytet-celebryta. W związku z tym jest jak równy z równym w gronie znakomitości. Po drugie – emocje to są sprawy, za które człowiek niby nie odpowiada. Nachodzą go i już. Cały świat jest rozemocjonowany, telewizje przecież „włączają emocje” i nikogo nie dziwi wrzeszczący pan w telewizji, choć przenosi się to na świat boży. Tak kiedyś nie było – dziś rozemocjonowanie to dowód „autentyczności”, a nawet „wyrazistości”, podczas, gdy jeszcze w niedawnych czasach publiczne okazywanie emocji uznawane było za pierwszy dowód braku obycia.
Media stosują emocje do perfidnych strategii pomagających zapamiętać przekazy komercyjne, ale już od niedawna i ideologiczno-polityczne. Triada powtarzana w każdej reklamie (zagrożenie-niepewność/strach-solucja) przechodzi na przekaz polityczny. I jak człowiek może z reklamy dowiedzieć się, że istnieje „nocny syndrom niespokojnych nóg”, przestraszyć się, że a nuż go ma i zaraz potem uradować, że jest na to maść, tak i w przypadku polityki może dowiedzieć się, że ktoś tam z plemienia przeciwnego narozrabiał, przekonać się z ust ulubionego medium jakie są tego straszne konsekwencje i ucieszyć się, bo „nasi” dali odpór. Ten przekaz idzie wyłącznie po emocjach i mózg może w nich spokojnie nie uczestniczyć. I coraz częściej nie uczestniczy.
Emocje także pomagają w zapamiętywaniu i selekcjonowaniu informacji. Jeśli coś pójdzie do naszego mózgu w emocjonalnej otoczce, to nie tylko zapamiętamy to lepiej, nie tylko będziemy mieli co do tego zero-jedynkowy osąd, ale te informacje, odłożone niby na półkę zapomnienia za pomocą takich samych emocji rozwiną się później na zawołanie-hasło, jak taśma ze szpuli. I w ten sposób w ogóle mózg do niczego nie jest potrzebny, nawet myślenie staje się kłopotliwe, bo zaburza już ułożony, co prawda prostacki, ale spójny obraz świata. Sama zaś refleksja stoi w sprzeczności z zachowaniami na poziomie bodziec-reakcja, jakimi staje się w końcu zaklęty krąg postrzegania świata w kontekście odruchów emocjonalnych. I chodzimy tak nabuzowani emocjami jak narkomani koksem i jeszcze nam mało – włączamy dealera-telewizor by jeszcze się podjarać, bo dawki muszą wzrastać. Narkomańskie.
I teraz popatrzmy na media w koronawirusie i widzimy jak na dłoni, że to się nie mogło inaczej skończyć. Nie sugeruję tu, że się światowe media umówiły z Gatesem czy Sorosem, iż pomogą im opchnąć szczepionkę miliardom ludzi. Sugeruję, że przy opisanych wyżej mechanizmach media z antenami ustawionymi na emocje trafiły na żyłę złota – rolowany strach i szerokie dotarcie do odbiorców z powodów izolacji. Uważam, że – pomijając spiskowe wersje – to splot działania demokratycznych władz i mediów wygenerował nadreakcję państw na koronawirusa. Media nie mogły NIE PÓJŚĆ z kamerą do szpitala i nie pokazać tematu, który „grzeje”, bo każdy wydawca patrzy na konkurencję i swoje wyniki oglądalności. Z drugiej strony żadna (no może z paroma wyjątkami – vide Szwecja, Białoruś czy Brazylia) władza nie oprze się społecznej presji napędzanej medialnym strachem i nie powie, że właściwie nic się nie dzieje. Bo mu zaraz pokażą w mediach umierające, duszące się dziecko. I leży. (I nie ma to znaczenia, że to z Syrii po ataku chemicznym w 2017 roku). Leżącego nikt nie spyta czy miał rację. A to, że takich dzieci, które zmarły na powikłania pogrypowe było nawet więcej w zeszłym roku to nie jest żaden… no właśnie – news.
I najgorsze, że nie ma tu kogo winić. Tak po prostu jest w demokracji i w mediach. To nie jest żadne specjalne macherstwo, po prostu ten splot tych obu rzeczy (demokracji i mediów) tak ma, tworzy lejek, w który wchodzi się nieodwołalnie. I społeczeństwo godzi się na ten niepisany deal. Prędzej da się oszukać niż powiedzieć sobie, że jest oszukiwane. Niekultywowana dotąd prawda jest niską ceną jaką większość zapłaci, by żyć w błogostanie „zapośredniczonej rzeczywistości”. A już zwłaszcza, gdy się boi mikronowego agresora.
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.
Autor napisał analizę na temat mediów na szalenie wysokim stopniu abstrakcji ; bez wchodzenia w jakiekolwiek szczegóły. Media to , Media tamto a gdzie tu człowiek ?gdzie tu właściciele tych mediów?
Gdzie problem koncesji na nadawanie RTV i horrendalnie wysokich kosztów nadawania?
NO tak, tak napisałem. To się chyba różni od taktycznych analiz o kapitale niemicekim i polskojęzycznej prasie. Pokazałem skąd wynikają ogólnoświatowe mechanizmy przewagi mediów liberalnych. A wysokie koszty nadawania eleminują właśnie nowe inicjatywy.