10.04. Jak polski naród rocznicę obchodził. Niektórzy bokiem…
10 kwietnia, dzień 404.
Wpis 493.
zakażeń/zgonów
2.552.898/58.176
Ja wiem, w zeszłym roku jakoś z tym Smoleńskiem tak zeszło, że właściwie nikt specjalnie obchodów nie zauważył (oczywiście poza opozycją i Kazikiem, którzy wytknęli prezesowi wywyższanie swego cierpienia) i nawet jak sam sięgnąłem wstecz do swego „Dziennika” to zobaczyłem, że wtedy nic nie napisałem. Wtedy byliśmy na świeżo z wirusem i ten przykrył wszystko, dzis już spowszedniał na tyle, że stare sprawy wychodzą. I nie dość, że mi się w tym roku zebrało na smoleńskie wynurzenia, to jeszcze dostałem tak poważną zwrotkę od czytelników, że po raz drugi, dzień po dniu, muszę wrócić do tematu.
No bo dostało mi się za Macierewicza. Że tak go spostponowałem, a tu przecież w filmie puszczonym o 20.25 jest wszystko jak czarno na białym. No bo rzeczywiście – film robi wrażenie. Nie tylko udokumentowaniem tez, ale i ekspertyzami szacownych międzynarodowych instytutów. Ale ja właśnie o tym pisałem. Bo wyobraźmy sobie odbiór społeczny (ba, międzynarodowy) takiego filmu zaraz po katastrofie, niech będzie, że po roku od niej, niech będzie, że nawet i dziś, po 11 latach, ale bez tych wszystkich wcześniejszych tez o mgle, magnesach, kolejnych wersjach wydarzeń, które padały jak muchy. Odbył się proces jak z bajki Ezopa o pasterzu i wilkach – wołało się niepoważnie że wilki, lud się zbiegał, wilków nie było i jak przyszły już naprawdę, to nikt się nie ruszył.
Teraz to już po ptokach. Temat został spalony. Nieszczelna komisja, zmienne jej składy, dziwni ludzie, co to raczej bardziej w politykę się czasem bawili (tak jak p. Berczyński, który się chwalił, że uwalił przetarg na francuskie helikoptery Caracale). Takie postępowanie odbierało powagę tej komisji, co z góry deprecjonowało obiektywizm jej rezultatów. I teraz naród zobaczył ten film i co? I nic.
Niektórzy to go nawet nie obejrzeli, tak jak fabuły o Smoleńsku. Po co się stresować, albo zniesmaczać niechybnym gniotem? Trzeba tylko odczekać, by doczekać się na recenzję filmu od swoich ulubionych przekaziorów, które nam wytłumaczą co było w materiale, którego nie widzieliśmy, a o którym musimy mieć zdanie w dyskusjach. Pamiętam, kiedyś mi kumpel mówił, że na jego kościelnej uczelni był indeks ksiąg zakazanych, których czytać nie można było (bo jeszcze porwą?), tylko ksiądz (jak widać – ten odporniejszy) omawiał takie dzieła ze studentami. No to coś takiego będziemy mieli. Z tym, że dla leniwych to będzie jakaś tam forma beki, zaś zaangażowani głębiej będą musieli poczekać, by redakcja takiej Wyborczej, wtedy pod chwilowym dowództwem pana Laska (zwanego cynicznie Laskiem Smoleńskim) wytworzy zestaw merytorycznych argumentów obalających tezy z filmu. Zresztą padgatowkę zrobił już sam premier Tusk w studio TVN, wyznaczając zawczasu kierunki obalania tez z filmu komisji.
W końcu jak się już wszystko posypie – wyjedziemy na argument ostateczny: no dobra, chcecie wojny z Rosją? Toż to nawet sam premier Tusk z mównicy na samym początku zasuflował, media podchwyciły a lud wątpiący pamięta ten argument do dziś jak się go w rozmowie przyciśnie do ściany. I to jest największy dowód upadku naszej III RP, o którym pisałem wczoraj. Czyli jesteśmy już tak słabi, że nie powinniśmy dochodzić do prawdy, która może wzburzyć większych i mocniejszych? Czyli nie badajmy, bo prawda może nas sporo kosztować? Toż to totalna kapitulacja i kompletny cynizm. Ktoś nas będzie szanować przy takiej postawie? Wprost przeciwnie, jak takie numery przechodzą z Polakami, to co nie przejdzie?
No i co, jakby się okazało, że był wybuch? Wypowiemy wojnę Rosji? A czemu jej? Jak był wybuch i zamach to jedno, ale film jedynie zasugerowałKTO za nim miał stać. A to już ewentualnie przedmiot na nowe, umiędzynarodowione, śledztwo, nie na film. Co teraz państwo z tym zrobi? Obawiam się, że… nic. Pamiętajmy, że jeśliby się okazało, że się zamachnęli Ruscy, to wyjdzie, że Smoleńsk to taki… Katyń 1940. Wielkie mocarstwa się układają, zdarzają się „wypadki przy pracy”, a tu znowu ci namolni Polacy wszystko psują, wyciągają jakieś okropne fotografie, świadectwa, okrwawione dokumenty i krzyżyki. Wiadomo jak się to wtedy skończyło. Niektórzy mówią, że Gibraltarem…
Dziś, w rocznicę, opozycja wyrzuca, że PiS do tej pory nie ściągnął wraku. Ale i PO miało na to pięć lat. Wiadomo – PiS obiecał, że ściągnie wrak i nie dowiózł, szkoda, że PO tego nie obiecała, no bo właściwie co to za temat dla niej? Jak się tego nie zrobiło od razu (a powoli wychodzi, czemu tak się stało i kto się do tego dołożył) to potem Rosjanie zaczęli tym grać, wzmagając grą wrakiem wewnętrzne napięcie wojny polsko-polskiej.
Ja pamiętam tylko, że jak „nieznani sprawcy” zestrzelili samolot pasażerski nad pogrążoną w wojnie Ukrainą to zwrot wraku nastąpił po pięciu miesiącach. Z terenów objętych walką. Jakoś to Holendrzy wymusili, a musieli gadać z kilkoma stronami konfliktu. A u nas nic. Gdyby Polacy mieli jaja i nie chcieli wyprzeć już z siebie traumy o Polsce, która pokazała swoją prawdziwą twarz po Smoleńsku to zrobiliby jedno: na trasie pociągu, który wiózł holenderski wrak przez Polskę stanęliby z transparentami „a gdzie nasz wrak?!”. I pokazaliby to światu i sobie, że pamiętają i że jesteśmy traktowani przez społeczność międzynarodową jako kraj drugiej kategorii.
A wyszło tak jak w motto „Ubu króla” Alfreda Jarry: „Rzecz dzieje się w Polsce, czyli nigdzie”.
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.
Amen…
Nie bardzo Pana rozumiem? Co Pan chce tym tekstem powiedzieć? Że prawda nie jest ważna, bo minęło tyle lat i tyle było różnych koncepcji, jaka ona ma być? Że nikt tym się nie przejmuje? Że skoro tak, to czy to był zamach czy nie był nie jest ważne? Że nie jest ważne, bo na nikim nie robi wrażenia? Że za to, że wraku nie ma w Polsce odpowiada Antoni Macierewicz, a Ukraina to t samo co Rosja? Przykro to czytać.
Ale z tego co Pan czyta to czyta Pan własne myśli. Może dlatego przykro czytać. Niczego takiego nie napisałem. Piszę dość jasno, więc po co te pytania co chciałem tekstem powiedzieć? Prosze nie szukać drugich den bo ich tam nie ma. Mniej manii prześladowczej. Czasami ludzie piszą co myśla, a nie piszą nieprawdę w jakimś celu. Trochę nadziei w człowieka.