10.04. Strach jak łapio…
10. kwietnia, dzień 38.
Zakażeń/zgonów/ozdrowień
5955/181/318
W internecie masa przykładów durnowatych interwencji. W końcu nie wiadomo jak wyjść z dziećmi na spacer jak się ich ma więcej niż jedno, jak chodzić (na spacer nie!) z żoną po ulicy 2 metry od siebie, skoro zaraz będziecie się całować w windzie. Wolno jechać na te święta czy nie? Wątpliwości rozwiąże pan w mundurze i to w zależności od tego jak mu się widzi.
Są dwie szkoły o tym, dlaczego tak jest. Pierwsza, „władzowa” mówi, że obostrzenia wynikają z analizy źródeł wzrostu zakażeń. Mamy płacić za swawole sprzed 2 tygodni, kiedy to łaziło się hordami po osiedlach i robiło imprezy gdzie się da, bo było wolne od zajęć, albo dzieci dawały popalić. Obostrzenia z powodu słabych podstaw prawnych są na razie ogłaszane jako rekomendacje, zaś przypadki egzekwowania ich jak prawa – nagłaśniane. Efekt ma być jeden: dobrowolnie będziemy się bali wyjść z domu, bo nie wiadomo tak naprawdę co można i za co można dostać karę. Mamy się po prostu mniej kręcić.
Druga szkoła widzi tu stopniowe trenowanie społeczeństwa w poddaństwie i zgodzie na kolejne obostrzenia. Narzędziem ma być ludzki strach. Ale wojsko z długą bronią na ulicach to przesada (a może demonstracja? Czego?). Władza ma się podobno szykować na zamieszki po ustąpieniu wirusa.
Tu też dochodzimy do absurdu, np. gdy senator pisze, że zakaz wstępu do lasu jest wymierzony w… przyszłą partyzantkę. Ale widział ktoś taką partyzantkę, która nie poszła do lasu, bo był… zakaz (oprócz Wielkopolski – taki czerstwy żart)? Ludzie sami się pilnują – w Wielkiej Brytanii mamy portale, na których Anglicy zgłaszają, że ich sąsiad wyszedł już dziś drugi raz z domu, zaś policja sprawdza zakupy, czy tam jest żywność, bo jak artykuły przemysłowe to mandat (nie są to środki niezbędne do życia). Na warszawskiej Woli na stacji gościu dostał mandat od policjanta, bo dolewał paliwo do w ¾ pełnego baku. Szaleństwo.
Strach jak łapio… Żyjemy w próżni niewiedzy – co można a co nie. Państwo wybrało kroczące domykanie izolacji, bez któregoś ze stanów nadzwyczajnych, w związku z tym przepisy zabraniające są jak z gumy, zaś kwestia kary i jej wymiaru zależy od „pana władzy”.
A „pan władza” wrócił w całej swej arogancji, przed wirusem hamowanej przez liberalne podejście do przemocowych narzędzi państwa. Dziś nieostre definicje wykroczeń, ich ocenności oraz dowoloność wymiaru kar są uzasadniane wyjątkową sytuacją, co daje w ręce mundurowych papierową (na razie?) pałę do odreagowania frustracji na skołowanych obywatelach.