11.03. Alkohol w pandemii.
11 marca, dzień 374.
Wpis nr 363
zakażeń/zgonów
1.849.424/46.373
Od samego początku pandemii podejrzewałem, że przedłużające się formy zamknięcia i samozamknięcia społeczeństwa doprowadzą do różnych patologii. I będą nas kosztować grubo więcej niż sam koronawirus. Na pierwszym miejscu problemów społecznych wychodziły mi rozwody, na drugim upadek psychiczny młodzieży równolegle z alkoholizmem. I widać, że wiele z tych obaw się obecnie spełnia. Dziś zajrzałem do alkoholików. I jest smutno-ciekawie.
Problem jest frapujący, bo z jednej strony u psychoterapeutów uzależnień jest taki ruch, że mają syndrom „drzwi obrotowych” – pełno klientów. Ale pamiętajmy, że po tego rodzaju pomoc zgłasza się nie więcej niż 20% tych co mają problemy. Z drugiej zaś strony ogólne spożycie nie bardzo wzrosło. To może być wynikiem tylko jednego – przesunęło się spożycie na większe w grupie tzw. ryzykownego picia. Jak pokazały badania ok. 30% ludzi zmieniło sposób spożywania alkoholu w czasach pandemicznych. 15% zmniejszyło spożycie, zaś 15% zwiększyło i zdaje się, że to przesunięcie – bez większego wpływu na ogólne spożycie – powoduje, że ci co nieźle gazowali przed pandemią gazują jeszcze więcej. Tyle ile ubyło z przybyłych abstynentów.
Pamiętajmy, że z ogółu konsumpcji alkoholu odpadły restauracje i bary, bo te są pozamykane. To też oznacza, że tę frakcję przejęli domowi popijacze, co już robi większe „zagęszczenie” nadużywania na głowę grupy ryzykownego picia, o uzależnionych już nie wspominając. Do tego dochodzi brak lub ograniczenie imprez towarzyskich, po których wyrwę także uzupełniają pandemiczni alkoholowi ekstremiści.
Czemu ludzie piją w pandemii? Wiadomo – strach, niepewność, nieodgadnione jutro, brak stabilizacji, kłopoty z pracą, konflikty rodzinne spowodowane zmianą wspólnego bytowania na częstsze i zamknięte. Ale jak się spyta ludzi czemu piją więcej, to ich odpowiedź jest inna. Na pierwszym miejscu mamy żenująco szczerą odpowiedź, że to z powodu większej ilości wolnego czasu. Co oznacza, że zajęcia przed pandemią trochę nas przed tym broniły. Widać też, że nawet praca zdalna pozwala sobie czasami dygnąć, co w przypadku pracy w realu musiało się skończyć źle. Zawsze się przecież na Zoomie czy Teamsach można poukrywać za zdjęciem profilowym. Drugi powód picia to… nuda. No tak, trzeba sobie pokolorować ten szary i powtarzalny świat.
Ale mamy też nasz polski „ślad alkoholowy” w świecie. Coraz to w różnych krajach pojawiają się rewelacje o leczniczych właściwościach polskiego alkoholu. Japończycy ruszyli do sklepów i wykupili polską wódkę jako lekarstwo na koronawirusa. W USA polski spirytus rektyfikowany został nazwany „Mordercą kowida”. To nasz, na razie jedyny, polski wkład w walkę z pandemią. Może tak jest, że nasi popijający wiedzieli to i bez Japończyków czy Amerykanów, i leczą się na koronę od początku pandemii?
I tak, przed kowidem, popijaliśmy nieźle, konsumpcja w roku 2019 to kolejne rekordy. Co z tego wyjdzie, skoro wszystkie powody do picia, czyli niepewność jutra i strach przed pandemią nie wydają się zanikać, a wprost przeciwnie? Zdaje się, że idziemy na kolejny rekord. Ciekawe, czy gdyby Chopin żył to też by dzisiaj pił?
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.
Do tego dochodzi, nie ujęta w statystykach(bo jak?), wcale nie mała ilość spożywanej księżycówki.
Prawda
Znowu wychodzi na to że jestem totalnym odmieńcem. Nie piję ani mniej ani więcej niż przed covidem. Przez cały 2020 udało mi się pokonać (w przeliczeniu na butelki whisky 0.5L) 3, a może 4, ale niech będzie 5 z uwagi na jakieś przypadkowe lampki wina. W tym roku 1…
Trudno mi pojąć zjawisko nudy, ponieważ zawsze znajdę sobie jakieś zajęcie, praca, dokształcanie,
rozwijanie jakichś własnych projektów. A jak to wszystko nie wypali to można wsiąść na rower albo zwyczajnie poczytać.
Ale zjawisko istnieje, o czym przekonałem się niechcący podsłuchując rozmowę dwóch facetów w sklepie z których wynikał przerażający dla mnie obraz spędzania czasu wolnego (od pracy) tych dwóch: cały dzień snucie się w piżamie po domu lub leżenie przed telewizorem, obżarstwo, uczucie potwornej nudy… O opilstwie nic nie wspominali, albo ja nie słyszałem.
OK, to nieładnie podsłuchiwać, ale : 1-było to przypadkowe, 2-zaspokajało moją ciekawość socjologa amatora, no cóż, jestem hipokrytą…
Według mnie to nie covid jest „winny”, to raczej nowoczesne gadżety jak telewizja i inne siejące papkę przekształciły pokaźną część populacji ludzkiej w rodzaj kadaferów…
Covid jedynie podkreśla zjawisko…
Nie jest Pan odmieńcem. Jak pisałem w tekście, należy Pan do 70% społeczeństwa.