12.10. M0 dla Polaka.

9

12 października, dzień 589.

Wpis nr 578

zakażeń/zgonów

2.925.425/74.918

Pamiętam kiedy parę lat temu byłem na tyle długo w Australii, by po odbębnieniu standardu turystycznego zacząć się przyglądać realiom. Uderzyły mnie chińskie napisy w biurach. Okazało się, że to były agencje nieruchomości. Tych z angielskimi napisami nie można było uświadczyć. A, że człek jak był długo, to poznawał lokalsów, to było się kogo zapytać o co kaman. I okazało się, że rynek nieruchomości został całkowicie zdominowany przez Chińczyków, którzy lokowali swoje dochody w pewny interes mieszkaniowy w Australii. Szybko zrobiła się z tego bańka spekulacyjna pośredników i ceny poszybowały w górę. Młody Australijczyk na dorobku mógł sobie więc jedynie pomarzyć o własnym mieszkaniu. Kupione przez Chińczyków mógł sobie co najwyżej wynająć, z tym, że i tu ceny były zabójcze, szczególnie w dużych miastach. Powtórzyło się stare polskie powiedzenie, tyle, że  wersji australijskiej: nasze ulice, chińskie kamienice.

To samo kroi się u nas. Po pierwsze pewne zastrzeżenie. W Polsce jeszcze wciąż szczytem marzeń jest posiadanie własnego mieszkania. Ale coraz częściej postrzegane jest to jako kosztowny luksus, wiążący człeka z bankiem dożywotnimi kajdanami, w dodatku – tu robi się już po amerykańsku – ograniczającym rosnącą mobilność młodych za pracą. A więc posiadanie własnościowego mieszkanie nie jest już mitem. Ale jest to proces nie tyle uświadomiony, co również wymuszony.

Po pierwsze ceny mieszkań dramatycznie skoczyły do góry. Mamy inflację i światową nadpodaż pieniądza z kowidowych tarcz. A więc pieniądz ucieka z banków i szuka pól inwestycyjnych. Stąd już niedaleko do spekulacyjnych trendów na rynku nieruchomości. Nie tylko ludzie w to wchodzą, ale – co gorsza – zagraniczni inwestorzy o przepastnych środkach inwestycyjnych. Ci kupują mieszkania całymi osiedlami, w dodatku płacąc już na poziomie dziury w ziemi. I będziemy mieli tak jak w Australii, bo nowi, często masowi właściciele, będą to przecież wynajmować, bo za obecne ceny, w dodatku z marżą, nikogo nie będzie stać na zakup mieszkań, chyba, że w celach spekulacyjnych.

W ogóle z rynkiem nieruchomości to jest dość stabilne bujanie i duży potencjał na sytuację, w której każda zmiana na rynku da się zdyskontować. Tak się rynek buja, raz to budując nieruchomości komercyjne, a raz mieszkaniowe. Tak samo z cenami mieszkań – jak ceny spadają to ludzie kupują, jak rosną – to wynajmują, bo na zakup ich nie stać. Obecna sytuacja może korzystnie wpłynąć na obniżkę cen najmu, bo te będą od teraz coraz bardziej hurtowe, a nie od indywidualnych właścicieli, którzy mają swoje nieprzekraczalne limity kosztowe.

Tak się porobiło, że mamy i drugi model. To znaczy… wywłaszczenie spekulantów. W Berlinie odbyło się referendum, w którym 56,4 procent mieszkańców opowiedziało się za wywaleniem korporacji mieszkaniowych obejmujących ponad 200.000 mieszkań. Presja jest duża, mocno lewacka, oskarżająca firmy o spekulacyjne zawyżanie cen najmu. Teraz miasto będzie miało zgryz z koniecznością wykupu takiej ilości mieszkań, dotowania czynszów i z wiszącą nad tym dealem koniecznością zapłaty korporacjom odszkodowań za utracone zyski.

Kolejnym trendem dla upartych na zakup jest zmniejszanie powierzchni mieszkań. Mamy wysyp kawalerek o powierzchni połowy obrazu Bitwy pod Grunwaldem. Młodzież jakoś tam się mieści, ale skutkuje to chińskimi standardami zabudowy i zagęszczenia lokali. Wygląda to koszarowo i mocno azjatycko. I w końcu się okazuje, że i tak na to nie stać towarzystwa i wszystko i tak idzie na wynajem. Zmienia się więc styl życia, bo takie mieszkanka wykluczają jakąkolwiek socjalizację. Nie ma mowy o odwiedzinach gości, mówimy więc o funkcjach sypialni z sanitariatem. Czyli kompletne minimum, na poziomie egzystencjalnym. W dodatku – singlowym.

Bańki mają to do siebie, że kiedyś pękają. I nie jest to nic fajnego, nawet jeśli wcześniej nie mogłeś mieszkać czy wynająć w takim spekulacyjnym czymś, to po krachu też nie będziesz mógł. Ja to widziałem w upadłej Grecji. Pobudowane piękne domy, puste. Bo bank woli to trzymać u siebie, bo to spisał na straty, kupić i tak nie ma komu, a jak się ktoś trafi to zaraz zbankrutuje i znowu bank (trochę) straci. Dziś w Polsce skręcamy na model australijski. Może nie będziemy mieli wyłącznie niemieckich napisów w polskich agencjach nieruchomości, bo to byłyby sygnały dla prywatnych inwestorów. Do nas przyjdą niemieckie korporacje hurtowo kupujące co się ledwo z ziemi wyłania. I będziemy mieszkali w niemieckich domach, wbudowanych przez polskie firmy i stojące na naszej ziemi. Jak to było? Nasze ulice i czyje kamienice?

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”. 

About Author

9 thoughts on “12.10. M0 dla Polaka.

  1. Nie wiem czy przyjdą Niemcy. Choć np. Robert Lewandowski, który jest znanym piłkarzem, jest także deweloperem i za swój majątek kupuje domy. Co z tym robi, ano tak jak napisano w tekście .Ale to przecież nie Niemiec? Choć pieniądze zdobyte na niemieckiej ziemi.
    Natomiast z tego co widzę najwięcej kupują fundusze inwestycyjne. Ten sam problem co na rynku mieszkaniowym jest też na rynku komercyjnym i handlowym. Np. taka Żabka. Kupuje już całe budynki, jeśli może, i tam zakłada sklep. Bo nie opłaca się wynajmować, a własność to własność. Wiele sieci handlowych zaczyna widzieć, że lepiej np. wyjść z CH i mieć swoją własność. To jednak winduje ceny lokali. Bo kupują głównie duzi i bogaci. Dla mniejszych już nie starcza miejsc i nie w tej cenie. Tak mam w swoi mieście. Znikają małe rodzinne lokale. Pojawiły się tam banki, potem inne sklepy sieciowe. Pamiętam jak w latach prosperity handlowej lat 90 w mieście Cieszyn, główna ulica miała tak wysokie ceny najmu, że wiele firm i sklepów mniejszych po prostu zniknęło – nie było ich stać ani na czynsz, ani na wynajmowanie nowych lokali. Pojawiły się pustostany. Bo urzędnicy miejscy nie mieli oporów by podwyższać owe opłaty, a właściciele budynków ogłaszali przetarg i wygrywała oferta najwyższa. I tak potem były koło siebie 3 takie same sklepy, albo 3 pustostany. I tak się to zakręciło, że w końcu bańka pękła. Pamiętam to bo mój znajomy, który miał firmę handlową, chciał na tej ulicy uruchomić kolejną restaurację typu fast food. Miał już przy granicy jedną, ale chciał w centrum drugą .I nie dał rady. Mimo, że miał kase – to było za mało. Ktoś to kupił, uruchomił sklep, a potem nie dął dary bo opłaty były wyższe niż przychody i zyski. Biznes sam wpadł w lej cenowy, który ich niszczył od środka. I tak to wyglądało 25 la temu. A dziś widzę pewne elementy tego procederu po raz drugi, ale mieście gdzie mieszkam obecnie.

  2. Ech, czasy „Waldena”…!
    To se ne vrati?
    A może jednak?
    Pytanie: co musiałoby nastąpić, by do tego doszło? Wielki reset?
    A może nowa rewolucja francuska?
    I tu pokazuje się bezsens teorii spiskowej o depopulacji. Bo jakież globalne fundusze i korpo kupowałyby mieszkania setkami dziur w ziemi, gdyby wierzyły w depopulację???
    Owszem, NWO kto wie, kto wie? Ale depopulacja? Jesli już, to raczej na zasadzie – my, politycy, wypuściliśmy zagładę z puszki Pandory (z Pandorą :D) i nawet tego nie zauważylismy…

    1. Przewielki reset to POLITYKA. Deweloperka, to jednak klasa średnia, z którą w odpowiednim czasie będzie się walczyć do ostatniej klamki… A wtedy HYC i wszystko przejdzie w ręce POLITYKI.
      W Chinach pełno jest miast-widm, które powstawały tylko dlatego, że trzeba było „ożywiać gospodarkę”. Nie miało to nic wspólnego z zapotrzebowaniem. Tak więc nie porzucałbym idei depopulacyjnej, ani puszki, ani pandziory…Spokojnie, na wszystko znajdzie się miejsce 😉

    2. Historię o depopulacji należy między bajki włożyć. Od końca wojny realizują projekt Wielki Izrael. Chcą „przywrócić” do życia 6 mln zagazowanych. Zwiększyli średnią dzietność w rodzinie do 5 i teraz mieli by ich wykończyć szczepionkami? Dla mnie to raczej selekcja naturalna. Słabi odpadną zostaną silni nadający się do pracy. A wracając do rynku mieszkaniowego moim zdaniem plan jest taki. Rosną na każdym rogu firmy i magazyny. Polacy nie chca pracować za najnizszą krajową. Tych bardziej kumatych wciągnie przemysł niemiecki na miejscu. A tutaj do prostych prac magazynowych i przykręcania śrubek sprowadzi się filipinczyków, hidusów itd itp. Dla nich 2500 zł to majątek w ich kraju. Po to się buduje całe osiedla pod inwestorów. Oni nie będą mieli problemów z najemcami bo podpiszą umowę z agencją pracy i taki hindus będzie miał z wypłaty potrącone za mieszkanie. Jak sie popatrzy na amazona to juz widać zwiastun tego. Autobus wozi z i do pracy. Obiad w firmie. Praca po 10 godzin cztery dni w tygodniu bo wychodzi taniej niz 5x po 8 godzin. Ludzie w tych autobusach wyglądają jak zombii. Wstają o 4 rano bo autobus przyjeżdża o 5. Obiad w firmie w domu jestes o 18. Odmóżdżający serial z netflixa i spanie bo o 4 pobudka.

      1. No, niestety nie mogę się zgodzić. Zwłaszcza gdy dziś czytam dr R.Malone’a i znajduję u niego polecaną prezentację S.Kirsha
        https://www.skirsch.com/covid/All.pdf
        Może i niecelowa depopulacja (tylko wybijanie najsłabszych z gatunku) ale faktem jest, że od preparatów ginie więcej ludzi niż od kowida.
        A skoro oni o tym wiedzą, to czemu to robią, nadal?

  3. Witam i dziękując za rozwinięcie wczorajszego tematu „emeryckiego”, przyznaję że miałem jeszcze pod moim komentarzem dopisać „PS”, który miał mówić o możliwości „pozyskania mieszkania” teraz i „kiedyś”. A tu, ku mojej uciesze i zaskoczeniu, Naczelny temat kontynuuje…
    🙂
    Z „emeryturami”, czyli obecnym przekrętem i ograbieniem pracującej ludności, wiąże się kolejny przekręt – czyli pozbawienie ludzi ZAROBIENIA na mieszkanie i kupna /budowy własnego mieszkania z własnych zasobów gotówkowych.

    Przyjrzyjmy się jak było w USA do czasu „reganomiki” i w „krajach socjalistycznych”, na przykładzie Polski Niepodległej (PRL).

    Do momentu zwrotu gospodarczego, jaki nastąpił w USA „za Reagana”, istniała w USA „bogata klasa średnia”. Co to znaczy? Ano to, że na dom / mieszkanie było stać niemal każdego, także „klasę robotniczą”. Kupowano „za gotówkę”, to znaczy że w bardzo małym stopniu korzystano z kredytów bankowych. One były „dla Smitha” niedostępne. Stawka procentowa przy pożyczce zawierała się w granicach 16-24% rocznie.

    Ponieważ już za Nixona „amerykański kapitalizm” doszedł do ściany bariery wzrostu, opisywanej przez Marxa i Różę Luksemburg 100-150 lat wcześniej, co było powodem odejścia USA od wymienialności drukowanych dolarów na złoto, czyli mówiąc po naszemu, było ogłoszeniem bankructwa, wymyślono „system ratujący”, polegający na stymulowaniu wzrostu gospodarczego poprzez popyt wewnętrzny, dzięki kredytowi bankowemu. Obniżano stawki procentowe (teraz doszliśmy nawet stawek ujemnych, co jest ostatecznym dowodem „końca ery kapitalizmu”), zaś kredyt stał się „bankowym aktywem”. Pod te ujemne „bankowe aktywa”, wypuszczano drukowane pieniądze, handlowano tymi „aktywami”, wypuszczano pod nie obligacje, aż doszliśmy do piramidy derywatów. W efekcie, przysłowiowy Smith mógł sobie pozwolić na dom / mieszkanie, jedynie na wieloletni kredyt, praktycznie bez możliwości jego uregulowania do końca swojego życia.

    A teraz doszliśmy (w USA) do kolejnej bariery, tym razem inflacyjnej, z jednoczesnymi piramidami niespłacalnych długów bankowych ludności i firm, z jednoczesną bańką mydlaną spekulacji na nieruchomościach.

    Obecnie w Polsce Zniewolonej, idziemy błędną „drogą amerykańską”. Praktycznie i niemal jedyną drogą do zakupu / budowy mieszkania czy domu jest wieloletni kredyt. To znaczy, że do końca spłacania kredytu, mieszkanie / dom, jest własnością banku.

    A jak było w Wolnej Polsce? Na przykładzie mojej rodziny. Moi rodzice wpierw wynajmowali pokój w mieszkaniu w bloku. To było jak się urodziłem ja i moja siostra. Potem, od roku 1963 mieszkaliśmy w „mieszkaniu zakładowym”. W roku 1968 Rodzice wzięli kredyt bankowy (3%), spłacany przez 25 lat, za który Tata zbudował dom w latach 1968-1970. Duża, dwupiętrowa, ceglana „kamienica”, z ultranowoczesnymi – na tamte czasy – rozwiązaniami i wyposażeniem. W tym czasie – lata 70-te – wielu znajomych moich Rodziców, z własnych zasobów (zarobków, także „robotniczych”), budowała swoje domy jednorodzinne i wyprowadzała się z „bloków” i „mieszkań spółdzielczych”.
    Jak szedłem na studia (koniec lat 70-tych), Rodzice założyli mi „książeczkę spółdzielczą”, dokonali „wpłaty na mieszkanie” i wpłacali jakieś comiesięczne grosze na to przyszłe mieszkanie.

    Ponieważ „wżeniłem się” w inne, „wojewódzkie miasto”, na początku mieszkałem z Teściami, by w roku 1988 rozpocząć budowę własnego domu. Bez kredytów, wyjazdów zagranicznych itd. Dlatego też, zamieszkaliśmy tam dopiero w roku 1996. W międzyczasie moja spółdzielnia, gdzie stałem się już „członkiem” z własnym „wkładem”, przysłała mi zawiadomienie, że jest do odbioru mieszkanie w moim miasteczku rodzinnym. Odmówiłem odbioru, a dzięki – co prawda wciąż zmieniającym się – przepisom, udało mi się odzyskać wpłacany przez lata wkład na mieszkanie spółdzielcze, co pozwoliło mi końcem lat 90-tych przesiąść się auta krajowego, na lekko przechodzone Audi…

    Obecnie, nie widzę zupełnie możliwości budowy domu „z własnej pracy” i „własnych zasobów”…

    PS1
    Moi Rodzice spłacili kredyt przed terminem, dzięki czemu – zgodnie z Ustawami Sejmowymi i Rozporządzeniami RM – uzyskali spore umorzenie tego kredytu. Mam stosowną korespondencję na ten temat z różnymi bankami i urzędami…

    PS2
    Nie wiem czy „młode pokolenie” wie co to był za wynalazek pod tytułem „kredyt dla młodych małżeństw”?
    Ślub braliśmy z Małżonką w roku 1983. Kredyt żyrował nam Kolega, bo on pracował, a my jeszcze kończyliśmy studia. Za ten kredyt kupiliśmy: zestaw garnków, talerze i inne „fajanse ćmielowskie”, lodówkę Mińsk, meble kuchenne, meblościankę dużą i nowoczesną, jakieś „maszyny kuchenne zelmerowskie” itd…
    Jak żona poszła do pracy, „kredyt przejął jej pracodawca”, to znaczy, że potrącał z pensji Żony ratę kredytu. A potem przyszła jakaś kolejna „Ustawa” i i chyba pozostałe do spłaty 20 czy 25% wartości kredytu Zakład spłacił w imieniu naszym…

    1. PS do powyższego wpisu…

      Naszym problemem jest brak wiedzy o prawdziwej naszej historii.
      Jako jeden z przykładów może służyć sprawa „prawa pańszczyźnianego”, opisanego przeze mnie tutaj: https://kodluch.wordpress.com/2018/10/09/%e2%99%ab-off-topic-synteza-czesc-8/

      Stąd brała się ogromna chęć w krajach Słowiańszczyzny po II WŚ do powrotu do jeszcze dobrze pamiętanego i dobrze wspominanego „dawnego systemu wspólnego gospodarowania”, czyli powszechnego i z radością na wsi witanego systemu Spółdzielni Rolnych. Zresztą o ruchu spółdzielczym mam już trochę arcyciekawych materiałów, tylko wciąż jestem „w niedoczasie”…

      PS dodatkowe…
      Jak już pisałem onegdaj, jedyną naszą nadzieją – jako państwa i narodu – jest to, by przy nowym podziale świata na „strefy walutowo-ekonomiczne”, podczas „nowej Jałty”, faktycznie „przydzielono nas” do nowego „ZSRR 2.0”, czyli euroazjatyckiej strefy ekonomiczno-walutowej: „oś Moskwa-Pekin-Teheran”…

    2. W tej „wolnej” Polsce o której piszesz nie było w cale tak kolorowo. Wpłacało się latami na mieszkanie i można je było dostać po 20 latach i nadal nie było własnością obywatela tylko spółdzielni. Jak się aparat państwa dopatrzył że ktoś ma za dużo metrów kw. to mógł stracić mieszkanie albo mu dorzucali obcych ludzi na sublokatorów. Aby tego uniknąć w mojej rodzinie prawie każdy był zameldowany nie tam gdzie rzeczywiście mieszkał żeby metry kw na osobę się zgadzały. Już nie wspomnę o takich ciekawostkach jak to że aby kupić dobrą wędlinę mój ojciec wsiadał w pociąg na drugi koniec miasta tam robił uprzejme miny do pani kierowniczki i dzięki temu „zdobywał” nieosiągalną gdzie indziej szynkę. A Ty jeszcze pierniczysz że fajnie by było jak by nas włączyli do ZSRR 2.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *