14.03. Nowa postać na kowidowym froncie

3
toe okł

14 marca, dzień 1107.

Wpis nr 1096

zakażeń/zgonów

5083/16

Czasami jest tak, że trzeba aż jakiegoś kataklizmu, by się człowiek znalazł w… dobrym towarzystwie. Zazwyczaj to sobie pobywamy w swoich bańkach przyjaciół i znajomych, retencja jest nikła, newcomerów niewiele, ale człek i tak nie szuka nowych znajomych, kiedy jest zadowolony ze swej oczywistej bańki. Ale jak przychodzi ostry reset to nagle dzieją się rzeczy graniczne. Nagle orientujesz się kto jest kto i często okazuje się, że przyjaciele, którzy cię otaczają w chwili próby stają się gorzej niż obcy, bo nie dowożą tego, co jest dla obcych obce: lojalności i solidarności. A to jest przymiot przyjaciela, że jest z tobą, nawet jak ma inne zdanie.

Z drugiej strony są objawienia – super ludzie, których byś w życiu nie spotkał, gdyby świat nie zesłał próby. To często jedyny pozytywny aspekt trudnych czasów. Los stawia wtedy często na twojej drodze osoby, których postawa napawa cię otuchą, że nie jesteś sam i nie zwariowałeś ty, tylko świat. Okazuje się bowiem, że prawda nie ma nic wspólnego z większością, rzekł bym nawet, że jej uszczerbek jest wprostproporcjonalny do liczebności wyznających ją tłumów. Po prostu prawdy powszechne są coraz częściej prawdami wdrożonymi przez czynniki zewnętrzne, od kiedy ludzkość utraciła busolę praw naturalnych.     

A więc spotkałem „dzięki” pandemii (przeważnie wirtualnie) wielu wspaniałych ludzi, których bez tego bym nigdy nie spotkał, ba – nigdy bym nie wiedział o ich istnieniu. Nie chcę ich wymieniać wszystkich, bo sporo ich jest, a niektórych nie chcę ujawniać, bo byłby to może pocałunek towarzyskiej czy zawodowej śmierci. Dziś do grona moich „wynalazków” – profesora Rutkowskiego, doktorów Basiukiewicza, Pieniążka, Bodnara, niemedycznego Pawła Klimczewskiego, Mariusza Jagóry, „Aristotelesa” czy „Agnieszki” dochodzi następny wirtualny gość. Nie znam go, nie korespondowałem z nim, ale widzę po wpisach, że to niezły ktoś. Mam tylko jego nicka z TT: to ToeNegro, jak pisze o sobie – biolog, analityk danych medycznych, farmakolog antywirusowy, epidemiolog molekularny. Ma potężny profil, pełen naukowo udokumentowanych newsów z pandemicznego świata, mocno wstrząsających filarami kowidowych aksjomatów. Dziś jeden z jego ciekawszych wpisów, zainspirowany dyskusją o dwóch światach: pani profesor Wandy Półtawskiej i sanitarystów, przy okazji pewnej pouczającej przygody z otwarciem pewnej placówki zdrowia. Dzięki temu powstał tekst, który dość dobrze przeprowadza czytelnika wąską granią od wniosków medycznych do… aksjologii. Dzięki temu nasza codzienna nawalanka z systemem nabiera większego, etycznego sensu. Zobaczmy:     

„Tymczasem to oni wraz z resztą covidiańskich szurków żyją w innej epoce, epoce covidianizmu, która próbuje pogrzebać prawdziwą naukę i wybudować na zgliszczach karykaturalną jej wersję. Covidianie robią z siebie coraz większe pośmiewisko, kibicujmy im w dalszym kompromitowaniu 🙂 Oczywiście i trzeba to co jest pseudonaukowe punktować, nawet 100-latkowie jak widać mogą to skutecznie robić, ale jak długo utrzyma się narracja covidiańska? Wystarczy, że narracja się wykolei całkowicie w USA i pójdzie to jak domek z kart, a lab-leak wcale im nie pomoże.

Ponieważ już wyraźnie wiemy jak masowe testowanie PCR wypaczyło dane epidemiologiczne i dokonało statystycznie i biologicznie niemożliwej eradykacji grypy i ILI [choroby grypopodobne], co w rzeczywistości było rebrandingiem. Szaleństwo covidiańskie samo się zdebunkowało. Wiemy, że te cudaki z USC, WIV, Metabiota etc. pracowali nad modyfikowaniem koronawirusów. Nawet jeśli wypuścili infekcjonośnego klona w Wuhan, to nie miał on szans wytworzyć stabilnego szkieletu 2-rzędowych struktur w genomie w tak krótkim czasie.

Dlatego o ile tzw. COVID-19, to po prostu worek z infekcjami różnymi wirusami H1Nx, koronawirusami, bakteriami i grzybami powodującymi ILI, to już zabawy Barica, Daszaka i innych w labach, czego wynikiem były syntetycznie zmodyfikowane proteiny kolcowe S, to osobna kwestia. Bo efekt tych zabaw, czyli zmienione na genetyczne instrukcje mRNA otoczone nanolipidami, które miały efekty tych eksperymentów odtwarzać w organizmach, zostały umieszczone w tych pseudoszczepionkach. Transfekcje z powodu niemal całkowitej wymiany U na 1-mpU będą odtwarzały biliony – 10^12 (po amerykańsku tryliony) tych protein kolcowych z różnym natężeniem błędów transkrypcyjnych, czyli wyjdzie z tego masa mocno heterogenicznych, różnie pofałdowanych obcych białek z kolcami podjednostki Wu/WIV-S1, które same w sobie są silnie patogenne.

Przekonano więc ludzi, aby pominęli swoją najważniejszą barierę ochronną przed koronawirusami i dali wstrzyknąć sobie zmodyfikowane mRNA, tłumiąc pierwszą linię obrony immunologicznej i pozwalając na transfekcję bilionów zdrowych komórek i przekształcenie ich w bioreaktorki kolców S1. Przekonano ludzi, że systemowa immunizacja genetyczna jakimś cudem uruchomi odpowiedź immunologiczną w śluzówce i będzie zapobiegać infekcji wirusem wywołującym tzw. COVID-19. Potem zmieniono śpiewkę, że te preparaty chronią przed ciężkim przebiegiem i zgonem, co okazało się bajką.

Żadne RCT tego nie wykazało. Covidianie mają tylko słabej jakości dane obserwacyjne i in-vitro poziomy przeciwciał i nie widzą w jak absurdalnym kole logicznym tkwią, bo odrzucali od początku o wiele lepsze badania RCT oraz obserwacyjne ambulatoryjne i szpitalne leków na COVID-19. Meta-analizy samego wpływu ćwiczeń i witaminy D na śmiertelność i przebieg tzw. COVID-19 gruzuje te ich kiepskie i w wielu miejscach kontrowersyjne publikacje, które niby wykazały niesamowite korzyści tych zastrzyków, a co dopiero protokoły wczesnego leczenia i leki antywirusowe.

Dlatego lab-leak [teza wycieku koronawirusa z laboratorium] będzie gwoździem do trumny covidianizmu, gdyż zje on własne dziecko, ponieważ samo podejrzenie nawet, że pracowano nad modyfikacjami genetycznymi genomów koronawirusowych i ich szczytowych protein, automatycznie robi ze szczepień coś w rodzaju broni biologicznej. Dorzucając do tego, że przeprowadzono na ludziach operacje psychologiczną przez zastraszanie za pomocą pseudonauki covidiańskiej, podczas gdy mieliśmy skuteczne leki na COVID-19 od początku tego cyrku, to covidianizm nieuchronnie zmierza do ślepej uliczki, gdzie jest tylko ściana.

Tak potężna pseudonauka jaką jest covidianizm jest tym cięższa, że zawiera w sobie równocześnie swoje odpowiedniki z przeszłości, czasów przed-covidowych, dlatego i tak dojdzie do jej samo-załamania, co zacznie się pewnie od USA. Tego nie da się obronić w żaden sposób. No, może jedynie wprowadzenie totalnego terroru, sztucznej rzeczywistości oraz wojna będą mogły zatrzymać to na jakiś czas, ale ludzie nie wytrzymają tak dużych dysonansów i drastycznego ograniczenia wolności, oszustwo staje się zbyt oczywiste.

Dlatego należy oczekiwać, że będą próby, aby to właśnie robić, ale to będzie tylko jeszcze bardziej pogrążało globalistów i covidianizm reprezentujący swoje różne odsłony w erze przed-covidowej i podczas rozkwitu ideologii covidianizmu. Ostatecznie to jest konflikt metafizyczny. Konflikt ideologii, świadomości, dobra i zła, konsekwencje wielu lat propagandy, indoktrynacji i prania mózgu, odcięcie człowieka od głębszego zrozumienia tego czym jest biologia i życie, czym jest prawdziwa nauka i ciekawość, co zabijało od lat poczucie sensu życia w ludziach.”

Wynalazł i spisał Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.

About Author

3 thoughts on “14.03. Nowa postać na kowidowym froncie

  1. ostatni akapit. też wydawało mi się, że czas na bunt ale buntu nie będzie.
    powracam do wydanej oficjalnie przez WHO broszurki/podręcznika „jak postępować z publiką, gdy publika się dowie o kowidiańskim oszustwie”. nie JEŚLI ale GDY.
    tak jakby oswajanie z przekrętem było częścią planu. bunt? a kto niby ma się zbuntować? nowa, zmieniona genetycznie postać człowieka nie będzie zdolna do żadnego buntu, dlatego nowym władcom przestrzeni zależało na jak największej grupie zaszczepionych………….i właśnie przez takie m.in poglądy utraciłem wszelkich, starych znajomych- nowych nie zyskałem.

  2. Materiał brzmi trochę jakby posługująy się tym Twitterowym pseudonimem był co najmniej jednym ze współpracowników dr. Mikołaja Raszaka (nie mylić z Peterem „Mengele” Daszakiem), co należy poczytywać za plus. O „pofałdowaniu” i podobnych zagadnieniach mógłbym mówić pisć godzinami, zaś oficjalnym powodem zastąpienia w uracylu pseudourydyną (1-mpU) jest (naturalnie) redukcja kosztów, jakby całe finansowanie w ramach programu Operation Warp Speed nie było przekładaniem pieniędzy z jednej kieszeni do drugiej. Przypomnę jedynie, że FED (oficjalnie Zarząd Rezerwy Federalnej) jest działającym w oparciu o normalne regulacje cywilnoprawne zrzeszeniem banków komercyjnych, któremu w 1913r prez. Wilson (mający wśród doraców z krwi i kości globalistę pokroju Rettingera czy też wcześniejszego Brzozowskiego) nadał określone przywileje, w tym typowe dla banku centralnego. Okazuje się ze (nieistniejąca wtedy na mapie) Polska nie jest tylko „trendsetterem narodów” (jak mawia redakcyjny kolega Gospodarza) a była nim (w pewnych kręgach) od zawsze 🙂 Nawet jeśli część z owych przywilejów miała pewien ekonomiczny sens i mogła być gwarantem dyscypliny fiskalnej, admirator Stalina nazwiskem Roosevelt koncertowo je wykrzywił.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *