16.11. Dwa pogrzeby i wesele

8

16 listopada, dzień 624.

Wpis nr 613

zakażeń/zgonów

3.230.634/79.161

Jestem na zwolnieniu już ponad tydzień i odtwarza mi się „syndrom pierwszej kwarantanny”. Jednak źle znoszę izolację i brak zajęcia, bo wypadam z rytmu, a własnego, domowego nie jestem sobie w stanie narzucić. Rytm dzień-noc kompletnie odjechał i przysypiam jak marynarz kiedy się da, a potem mnie nosi po nocach. W sumie mam sporo wolnego czasu, a na przykład z „Dziennikiem „ wyrabiam się gorzej niż kiedy jestem zajęty. Stąd i dzisiejsze spóźnienie. Jak już kiedyś pisałem – pisarstwo to niezłe zajęcie, tylko najgorsze jest to wstawanie na siódmą.  

Dziś pomyślałem sobie o znakach czasu, czyli dwóch pogrzebach i jednym weselu. Pierwszy przypadek to śmierć księdza w Siedlcach, zamordowanego w parku. Znając zasadę, że w dzisiejszych czasach wszystko musi być utaplane w tej obrzydliwej wojence, która zastępuje nam politykę, tylko czekałem jak to zarezonuje. To znaczy – po pierwsze NIE zarezonuje, bo nikt się tym nie zajmie, nawet w kontekście nitrasowego „opiłowywania” katolików. No bo, powiedzmy, że ktoś w parku zabija jakiegoś tęczowego aktywistę. No, kochani, to byłby temat dnia we wszystkich przekaziorach i nawet temat granicy musiałby się posunąć. A tu nic, ba – nawet nasz kościół hierarchiczny się nie odezwał ani słowem.

Ale ja czekałem na automatyzm. Przecież wiadomo, w niektórych kręgach, że wszyscy księża to pedofile, a więc ten wątek w obliczu tej śmierci musiał się pojawić. Z automatu właśnie. I się pojawił. Jakieś wcale nie wyrzutki zaczęły publikować wersję, że to wiadomo kto zabił, pewnie jakiś ojciec skrzywdzonego dziecka sam wymierzył sprawiedliwość, a więc „dobrze mu tak” jak zakrzyknęła w tej sprawie pewna posłanka na sali obrad. Miało być o znakach, a więc jest – dla mnie to kolejny przypadek, gdy myślałem, że dotarliśmy już do dna, a tu od dołu rozległo się pukanie. Jak jeszcze głębiej będziemy mogli zejść?

Drugi pogrzeb to śmierć redaktora Durczoka. W internecie wiele rad, że o zmarłym albo dobrze, albo nic, a więc nic. Ale spróbujmy delikatnie i ostrożniej. W każdym razie delikatniej niż inni w sprawie zamordowanego księdza. Dla mnie historia redaktora Durczoka to spektakularny przypadek upadku z wysokości. Król życia, pieszczoch telewizyjny, duuuża sodówa, nagle spada z wyżyn w atmosferze skandalu z mobbingiem i molestowaniem. I leci w dół. Po tym nikt go nie chce, facet się zapada, jedna wpadka goni drugą, procesy, celebrycko niskie wyroki. Potem próba powrotu oparta o eskalację bluzgu politycznego i odreagowanie. Upadek. I co teraz – właśnie, czy milczenie, czy jednak pewna refleksja, jeśli już nie nad osobą to nad możliwymi rozmiarami upadku z wyżyn. I wcale się ciszej nie zrobiło nad tą trumną. Jedni, jak np. inny redaktor Sekielski, o tym, że w czasie pracy z Durczokiem miał przez niego przez dwa lata wręcz objawy gastryczne, drudzy, że może to był i niezły gagatek, ale psy lubił, a jak ktoś psa lubi to zły być do końca nie może.

No i mamy wesele. Tak, chodzi o weselenie się z nowej sytuacji. Otóż okazało się, że marszałek Terlecki odkrył w sobie kowida i to w trakcie trwania sesji sejmowej, w której uczestniczył, ba – siedział obok Jarosława Kaczyńskiego. (Tu dygresja pandemiczna, której ze względu na charakter „Dziennika” nie mogę sobie podarować. Dzień wcześniej na Stadionie Narodowym 50.000 ludzi ramię w ramię oglądało nasz blamaż z Węgrami. Bez maseczek. Dzień później marszałek Witek wyklucza z obrad 3 posłów Konfederacji (zdrowi nieszczepieni) za „niemanie” maseczek. W tym czasie obok siedzi w ławach zakażony marszałek Terlecki (w maseczce, zaszczepiony po wielokroć). Tych trzech wypada, a marszałek, jak by się nie testował to chory (zakażony tylko?) dosiedziałby do końca sesji. No i teraz Sejm powinien zadziałać jak zakażone szkoły: cała klasa (czyli posłowie) na kwarantannę i zdalne naucz…, sorry posłowanie, pani nauczycielka Witek także, rodzice posłów – zwolnienie z pracy celem opieki nad dzieckiem i izolacja domowa. Myślę, że państwo by skorzystało).

Ale wróćmy do tematu. Jak się wydało, że Terlecki z kowidem siedział koło Kaczyńskiego to mamy zalew… nadziei. Tak, nadziei. W internecie pełno śmiecia, że jest szansa, że a nuż Kaczor się zakaził, zachorował i może będzie dobrze, bo się przekręci. Tak, to dowody obecnego zdziczenia, szczególnie „tamtej” strony. Piszę w cudzysłowie, bo dla mnie każda strona plemienna jest „tamta”, gdyż jestem uznawany za symetrystę, co wykłada się iż przez każde plemię jestem uznawany za zwolennika „tamtego”. Ale dziś ci światli „młodzi, wykształceni z wielkich ośrodków” sobie folgują ile wlezie. Po bluzgach, do których sprowadzają się ich „programy” na osiem gwiazdek dochodzą już death wishes, życzenia śmierci. Bez krempacji, bez upominania ze strony własnego środowiska, że to może przesada.

Tak, ja wiem, zaraz dostanę setki przykładów, że „tamci” to też grożą, ba nawet widziałem takie dowody death wishes z drugiej strony. No ok, powiedzmy, nawet naciągnijmy te argumenty jak gumę od majtek, że jest po równo. I co, lżej nam od tego, że – w co wątpię – obie strony dają sobie po razie? (Moim zdaniem strona totalna tu przoduje z powodu kumulowanej od 6 lat frustracji, że nie rządzi, a powinna, i z powodu coraz bardziej realnego uświadamiania sobie, że dalej rządzić nie będzie właśnie z powodu własnej frustracji, która czyni z nich autorów własnej przyszłej klęski). Ale wróćmy do istoty – nie chodzi o to czy jest po równo, ale jak jest intensywnie. A jest coraz intensywniej. Krew się burzy, prochy agresji są gromadzone i wystarczy iskra i przejdziemy w moment do realizacji swych frustracji. Zewsząd źle, plemiona się radykalizują i trzyma nas już chyba tylko wewnętrzna mobilizacja związana z granicą, choć i tu – o tym też napiszę – opozycja robi samobójczo wszystko, by tej mobilizacji nie było, bo na niej korzysta ten okropny PiS.

Mnie zawsze fascynowała dialektyczna obłuda lewicy. Właśnie – dialektyczna. Czyli taka, kiedy mądrość etapu każe krańcowo różne oceniać te same sytuacje (np. śmierć), dorabiać do tego oczywiste wytłumaczenia, zbierać wokół takich postaw swoich zwolenników, którzy natychmiast w to wierzą i aktywnie wyznają. A gdy się zdarzy podobna sytuacja, tyle że po „tamtej” stronie, oceniać ją nagle kompletnie inaczej i znowu – dobierać do tej oceny argumentację i chór jej wyznawców, gotowych z automatu. I robi się to codziennie, w biały dzień, na beszczela. Na beszczela, bo nie jestem w stanie uwierzyć, że ci, którzy suflują takie specjały nie robią tego z wyrachowania, chociaż ci, którzy te kalki później powielają jako swoje robią już to z „własnego” wyboru.

I jest to smutne bo to takie perpetuum mobile, co oznacza, że trwać to będzie do końca świata i jeden dzień dłużej.  

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.

About Author

8 thoughts on “16.11. Dwa pogrzeby i wesele

  1. Dla mnie to „dwa i pół” pogrzeby. Nadzieja, że ktokolwiek, w tym wypadku Kaczyński, zarazi się i umrze nie jest dla normalnych ludzi powodem do wesołości. Kiedyś pani Środa taką nadzieję żywiła w stosunku do „niezaszczepionych idiotów”.
    Co do pana Durczoka to wszystkie celebryty powinny mieć na uwadze jego życiorys czyli jak szybko, skutecznie, własnoręcznie zniszczyć sobie życie. Czytałam, że w internecie sączył jad i bluzgał do końca. Nikt, biedakowi nie powiedział, że to niczego nie zmieni, a negatywne emocje + alkohol zabiły go.

  2. „Sejm powinien zadziałać jak zakażone szkoły: cała klasa (czyli posłowie) na kwarantannę i zdalne naucz…, sorry posłowanie, pani nauczycielka Witek także” – dokładnie tak powinno być. Ale nie będzie ze względu na „ważny interes państwowy” albo inny gładkołykalny tekst. Jak w przypadku migrantów (np. do USA), którzy na wejściu nie dostają śmiercionki, bo „to zupełnie inna sprawa”.

  3. Takie OT…
    Zgodnie z przewidywaniami, po konsultacjach z Jewrosojuzem (Jewrokomisją), Merkelowa została przez wyżej wspomniane struktury upoważniona do prowadzenia kolejnych rozmów z prezydentem Białorusi. Oczywiście, z Łukaszenką a nie z Ciechanowską. Podobno rozmawiali długo i rzekomo ustalili że rozmowy będą kontynuowane na odpowiednim szczeblu roboczym. Białoruś dostanie wsparcie materialne dla kolonistów. Będą negocjowane warunki ich ewentualnej dostawy do Niemiec.
    Jak widać, z „polskimi władzami” nikt się nie liczy, najwyżej jakiś urzędas z Brukseli prześle w odpowiednim momencie faks z wytycznymi…

    Baćka mówił w ichniej tivi że w czasie rozmów z Merkelową nie było poruszane ani „uznanie Łukaszenki jako prezydenta”, ani temat „zdejmowania sankcji”. Bo jak podkreślił, było by to nie do pomyślenia i poniżej godności…

    Baćka wbija kolejne gole…
    Widownia wiwatuje!
    Jewropa coraz głębiej wpycha Baćkę w objęcia wrażego WWP.

    PS
    A Polski chyba Jewropa coraz bardziej nienawidzi – za powyższe i za monstrualne ceny gazu…

    PS2
    Gdzieś czytałem, że niemiecka prasa przestała tytułować Baćkę „nielegitymnym prezydentem”, ale „prezydentem który nim został w podejrzanych okolicznościach”…

    Idę na spacer z moim rodezjanem. Dokupię popkornu…

  4. Ja też raczej jestem uważany za symetrystę. Musze jednak uczciwie stwierdzić, że z ust osób o nastawieniu lewicowym bardzo często słyszałem potworne wręcz opinie o politycznych przeciwnikach, wśród nich życzenia najgorszej śmierci dla nich i dla ich rodzin, a wszystko w jakimś emocjonalnym uniesieniu wykluczającym rozmowę na argumenty. W drugą stronę – z ust osób o prawicowych, patriotycznych poglądach słyszałem takie „arie” też, ale znacznie rzadziej, raczej z poczuciem jakichś granic i bez tak wielkiego emocjonalnego zacietrzewienia.
    Teraz jak nawet nie słyszę z daleka o czym jest mówione między ludźmi, a tylko dociera do mnie czy rozmowa jest spokojna, czy są to niecenzuralne krzyki – to niemal bezbłędnie mogę wskazać kto o jakich poglądach komentuje właśnie jakąś sytuację polityczną, albo społeczną. I rzadko się mylę.

  5. Już nawet trudno wskazać dokładnie na jakie plemiona jesteśmy podzieleni:
    PiS, lewica, Konfederacja
    szczepany, nieszczepany – tu w jednej linii stoi PiS z antypisem lewicowym a po drugiej stronie jest
    Konfederacja i jakaś grupa która niby nie sympatyzuję z Konfą ale jednak nie podziela zdania oświeconych sczepanów
    katolicy i antykatolicy – wśród katolików spora grupa to PiS i szczepanów ale też sporo z okolic Konfy i nieszczepanów

    W razie wojny domowej nawet nie wiadomo kto mnie zastrzeli i nie wiadomo za co. Jedni wezmą mnie za pisowca inni za antyszczepana czyli w sumie antypisowca, od każdego można wziąć w łeb.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *