21.09. Forever together

7

Zapraszam do wsparcia mego bloga

Wersja audio

Próbuję od dawna unikać tematu ukraińskiego. Człowiek mógłby popaść pomiędzy kamienie młyńskie polskiego ekstremizmu w zero-jedynkowym układzie ukrofobii versus ukrofilii. Teraz co prawda wygląda to na otrzeźwienie, ale wedle mnie to chwilowa taktyka wyborcza obliczona na zdobycie chwilowej przychylności podlizywanej taktycznie części elektoratu. Od początku wiedziałem, ja stary zgred, że wszelkie wzmożenia emocjonalne związane z tą wojną zaczną zanikać, pojawi się pragmatyzm (co prawda nie ze strony naszych władz), i będzie sporo zawiedzionych nadziei. Warto przypomnieć, że na fali euforii odbyły się jakieś gusła o braku granic (Duda), czy wspólnym projekcie, co najmniej z wykorzystaniem naszego chwilowego okienka ważności, by zbudować wielką, silną Polskę. Zabrnęliśmy już tak daleko w bylejakiźmie, że już tylko wojna mogłaby nam dobrze potasować karty. To smutne, bo wychodzi na to, że już tylko zewnętrzne wydarzenia albo co gorsza zmiana taktyki (nie strategii) naszego patrona może nam dać chwilowego kopa w górę, zmusić do działań i ufundowania sobie jakiejś racji stanu dążącej do budowy siły naszego państwa. Tak to jest smutne, zwłaszcza, że okienko się zamyka, myśmy tam nie wstawili żadnej nogi, nawet nie przewietrzyliśmy naszego polskiego zaduchu bujania się od ściany do ściany wyborczej.

Miałem ostatnio wielce pouczającą rozmowę z Ukraińcem. Ja mam tam wielu znajomych, jeszcze z czasów Kuczmowych, a więc regulowanej suwerenności. Przeszedłem z nimi oba Majdany, widziałem te nadzieje na nowe, choć sytuacja tam jest taka, że układ oligarchiczny odradza się tam w tempie właściwie przeczącym, że się kiedykolwiek nawet na chwilę zatrzymał. Widziałem te płonne nadzieje, widzę ich płonność i teraz, bo życie polityczne na Ukrainie na okres wojny zamarło, zaś coraz częściej (tak jak z aferą zbożową) widać, że system oligarchiczny jest tam prymarny, co warto przypomnieć wszystkim marzycielom o wspólnym losie jakiegoś polsko-ukraińskiego tworu państwowego. III RP to jednak mozolny proces pozbywania się oligarchii w jej nachalnych formach, co wcale nie znaczy, że klientelizm polski nie istnieje. Ale z oligarchią wschodnią przegra, chyba, że się do niej przyłączy. W obu wersjach – klops. 

Otóż mój ukraiński rozmówca uświadomił mi jeden fakt – są dwa typy migracji ukraińskiej: przedwojenna i wojenna. Mój Ukrainiec należy do tej pierwszej i muszę powiedzieć, że wedle niego te dwie migracje się nie tylko różnią, ale są sobie… wrogie. To coś jak ze starą Polonią, powiedzmy w USA, kontra nowa migracja, ta zarobkowa. Starzy Polonusi postawili na asymilację, chcieli znaleźć w nowej ojczyźnie swoje stałe miejsce na życie, przestrzegając reguł, dbając o wizerunek Polaka. Nowi to mają gdzieś, nie są co prawda roszczeniowi, ale chcąc zarobić. Wielu z nich nie wraca, wielu się stacza, pozostaje w zawieszeniu: już nie tam, ale i nie tu. I to psuje dorobek starej Polonii.

Z dwiema migracjami ukraińskimi jest jeszcze gorzej. Ci „przedwojenni” przyjechali do roboty, ci nowi nie specjalnie. Ci starzy nawet nie byli za bardzo psuci socjalem, co jest już udziałem migracji wojennej. Ta jest wodzona na pokuszenie, bo kto by nie brał, jak dają? I przedwojenni boją się – i słusznie -, że jak się tubylcy polscy wkurzą na takie traktowanie, to nie będą już się bawili w subtelności. Dostanie się Ukraińcom po całości, nikt nie będzie się bawił w rozróżnienia kto zacz.

Sam status nowej migracji jest z gruntu wątpliwy. Po pierwsze tak naprawdę nie wiadomo ilu jest Ukraińców w Polsce z tej pierwsze i drugiej fali migracji. Ostatnia afera wizowa pokazała, oprócz ewidentnie łapówkarskiego procederu, że Polska NIE WIE ile jest kogo na naszym terenie i z jakim statusem. Staliśmy się hubem przesiadkowym do Unii, my, niby tacy oporni wobec obcych. A jak już ktoś się tu dostanie to jest w strefie Schengen i może sobie pojechać gdzie chce. W tym świetle jedno z pytań w pisowskim referendum brzmi jak kpina, bo odpowiedź, że jest się przeciw nielegalnej migracji jest de facto odpowiedzią dla PiS-u, że ten sam się wystawia, bo w tej sprawie nie dowozi.

Po drugie – sam status Ukraińców. Jak pisałem – nie bardzo wiemy ilu ich tu jest i na jakich papierach. Ja oceniam ich na jakieś 2-3 miliony i ze dwa miliony przedwojennych. I wiecie ilu z nich ma status uchodźcy wojennego? 1.200 osób. Tak – 1.200 udokumentowanych przypadków, że uciekli spod bomb. Ok, możemy przyjąć, że przy uproszczonych procedurach uzyskania papierów pobytowych w Polsce, wystarczy się zarejestrować, dostać PESEL i pobywać w Najjaśniejszej, nie trzeba więc udowadniać, że bomby tam na kogoś padają. Wystarczy tylko przyjechać, pokazać ukraińskie papiery i gotowe. No, ale w takim razie trzeba się zapytać jaki jest status tych milionów? Na bank socjalny, nie tak często – zarobkowy. I tu jest szkopuł – bo moim zdaniem powinien być zarobkowy, jeśli już. W Polsce brakuje i będzie brakowało rąk do pracy, a więc proszę bardzo, tyle, że trzeba by badać i egzekwować taki zarobkowy status, socjalny ograniczać, bo nas na niego nie stać. A jak jest to nawet nie wiemy, co dopiero mówić o reakcji. I tu „stara” migracja ukraińska ma problem z nową. Przedwojenni przyjechali na zarobek, wojenni – nie bardzo. A fakt, że Polacy zasuwają do roboty mijając siedzących po kawiarniach gości w wieku zarobkowo-poborowym nastraja negatywnie nie  tylko do nowej migracji, ale do Ukraińców w ogóle.

Przedwojennych wkurza jeszcze jedno – etos nowych. Ci przyjeżdżają z wdrukowaną w głowach i powielaną oficjalnie tezą, że Ukraina walczy za całą Europę, a już najbardziej za Polskę. Tę tezę powtarzają nasi politycy, by uzasadnić swoją szczodrość z państwowej kieszeni. Dawajmy Ukraińcom co się da, a co, wolicie, żeby bomby spadały na nasze domy, zaś polskie kobiety gwałcili Kałmucy z literką Zet na burtach? Muszę przyznać, że nie widziałem w tym względzie bardziej perfidnej manipulacji. Po pierwsze – nie widzę żadnego połączenia pomiędzy socjalem dla milionów Ukraińców, a tym, że taka pomoc ma nas oddalać od zbombardowania przez Rosję. Jest odwrotnie – socjal w Polsce, plus korupcja co do zwalniania z wojska i wypuszczania przez Ukrainę do Polski młodzieży w wieku poborowym (myślę, że ten proceder nie dzieje się bez udziału Polski, która na bank działkuje się w takim dealu) powodują, że Ukraińcy walczą słabiej „w naszym interesie”, bo raz, że się wykrwawiają, dwa, że gościnność polska przerzedza ich i tak topniejące szeregi.

To, że Ukraina walczy z Rosją i ją osłabia, to nasz interes, ale to nie znaczy, że jak by nie walczyła, albo i przegrała, to Rosja się za nas weźmie. To wcale nie jest takie pewne. Oczywiście w wypadku przegranej Ukrainy w stopniu całkowitym mielibyśmy przedłużoną granicę z Rosją o obecną granicę z Ukrainą. Ale wiadomo, że tak się ta wojna nie skończy, to akurat raczej jasne. Rosja nie weźmie całej Ukrainy, przynajmniej nie w tym rozdaniu. Utrzyma Krym, Ługańsk i Donbas – te dwie ostatnie terytoria miały być zresztą przed wojną ciałami autonomicznymi W RAMACH Ukrainy. Teraz będą rosyjskie, do tego dojdzie wynik tej wojny, czyli możliwa utrata Zaporoża i Hersonia i taki będzie prawdopodobnie bilans tej wojny. I tak dodatni dla Kijowa, bo przypomnę, że zaczęto tę wojnę od planów zdobycia stolicy i osadzenia tam kremlowskiego klienta. A więc Ukraina będzie istniała bez tych okrawków wschodnich i południowych i żadne wojska ruskie nie będą stały na granicy Bieszczad.

Tu przypomnieć należy troszkę najnowszej historii. Pamiętacie rzeczonego Kuczmę? Ten pilnował interesów Rosji na Ukrainie, co tam stało na granicy z Polską wtedy to stało, ale nikt nie bił wtedy w bębny, że zaraz Rosja nas napadnie. Teraz jest daleko od nowego Kuczmy w Kijowie i nie bardzo rozumiem skąd ta histeria.

Oczywiście, jak mówią ostrożni – czeka nas na bank dogrywka i to tylko kwestia czasu i jego wykorzystania przez Kreml i Zachód. Kto się do czego przygotuje. Wydaje się, że Rosja jest daleka od zaatakowania NATO, choć oczywiście stroszy piórka i się nadyma. Po co jej to? Dokonała surowcowego piwotu na Azję, zarobki z eksportu wzrosły, działania Kremla pogrążają Europę w kryzysie i większych kosztach dobijających kontynentalną konkurencyjność i tak już osłabioną klimatycznym szaleństwem. Po co jej otwarty konflikt? Mają poplecznika w Chinach, które zaczynają coraz bardziej otwarcie wspierać Kreml. Do tego dochodzi gospodarczy BRICS i możliwa detronizacja dolara i rozliczanie się wewnętrzne wspólną walutą, już nie zieloną. Po kiego im wojenka?

No, chyba, że USA się zaangażują tak z Chinami, że zostawią Europę swemu losowi. Widać, że na Europie zależy Amerykanom coraz mniej, no chyba, że w sensie pozostawienia w niej swej kasztelanii w rodzaju zmilitaryzowanej Polski, która będzie się coraz bardziej zaangażować, wtedy już w „swoją” wojnę. Wtedy może być kiepsko z parasolem USA, ale zobowiązania NATO i tak zostaną, pytanie tylko – jak użyte. A więc wtedy ważne stają się polskie priorytety budowania własnej siły. Własnej, to znaczy suwerennej, nie zaś dzwonieniem co chwila do Waszyngtonu jak odpowiedzieć na rakiety w Przewozowie, czy białoruskie helikoptery nad Białowieżą. Musimy mieć siłę jako członek NATO, ale reagować zgodnie z własną kalkulacją interesu, chociażby jak Turcy, którzy są i w Sojuszu, i prowadzą własną politykę, także militarną.

Wracając do tematu dwóch migracji ukraińskich. Przedwojennych wkurza ta hipokryzja migracji wojennej. Bo gdyby to tak było, że Ukraina walczy za Polskę, to nie mogą być posłańcami tej wieści ludkowie w wieku poborowym, którzy wyraźnie się tu dekują. No, bo jak walczą, to chyba nie na warszawskich błoniach, pociągając sobie horyłkę kupioną nie z pracy przecież. I przedwojenni się wkurzają, bo to też pokazuje hipokryzję ich ekspozycji. Ci też przecież powinni się zaciągnąć na wojnę. Ale ci z pierwszego emigracyjnego zaciągu postawili na nową ojczyznę, tu w Polsce. Wielu z nich wyjechało, bo mieli dość zoligarchizowanej biedy u siebie, tak samo zresztą jak ich wojenni koledzy. Ale to ci drudzy wycierają sobie codziennie gębę, że poświęcają się za całą Europę, oczekują więc specjalnego traktowania. Dobra – niech będzie, możemy się dorzucać do wojny na Ukrainie, ale co ma do tego fundowanie im dopłat do polskich emerytur, czy dopłacanie do lekarstw, czego nie doznaje nawet statystyczny Kowalski?

Ja od razu mówiłem, że ta beztroska polska gościnność skończy się zgorzknieniem. Wszyscy są już tą wojną zmęczeni. Przeszła ona w niewiarygodny wedle ekspertów nowoczesnej wojny, stan permanentnej wojny pozycyjnej. Cofnęliśmy się do… I wojny światowej. Wszyscy się okopali na liniach i nawet do siebie nie strzelają, tylko walą z artylerii, nie ma ruchu, chyba, że na cmentarzach. To może trwać wiecznie, a właściwie – do ostatniego Ukraińca. Wojna, jeśli się skończy, to jakimś zgniłym kompromisem, wygaszeniem kinetycznej formy konfliktu, pieredyszką do dogrywki. Wujek Sam odejdzie na Pacyfik, zostaniemy sami, skonfliktowani nawet z Ukrainą. Z dwiema, skłóconymi migracjami Ukraińców na naszym terenie. Tymi o ambicjach asymilacyjnych i dekowników z ustami pełnymi roszczeniowych frazesów, pogniewanych na cały świat, że ich zostawił. No może z wyjątkiem Niemców, bo tam będą pieniądze i awaryjne wejście do Unii, bez potrzeby członkostwa.

Przypomina mi to rozmowę z kolei z pewnym homoseksualistą. Ten sobie normalnie żył ze swoją sferą prywatnej tożsamości seksualnej i było mu dobrze. Nikt się nie czepiał, lud polski jest tu mocno tolerancyjny. Nie zależało mu na rozgłosie, bo to jego prywatna sprawa, nie czuł się członkiem jakiejś specjalnej zbiorowości. I on oceniał bardzo krytycznie cały ten ruch gejowski, jako dopraszanie się o problemy. Te wszystkie parady, piórka w du..ie, wciskanie deprawacji w programy szkolne i nachalne obleśnictwo z przymusem nie tylko tolerancji, ale już afirmacji. I on uważał, że takie coś szkodzi mu. Nie jakiejś sprawie, bo on wcale nie chciał upolityczniać swego statusu. Traktował go jako prywatną decyzję i uciekał od wszelkich bojowników „sprawy”, której istnienie negował. To trochę tak jest z dwiema migracjami ukraińskimi – ci pierwsi znaleźli sobie nową ojczyznę, zaczęli się asymilować, albo już nawet tylko integrować. Nie wyjechali do Polski w jakiejś „ukraińskiej sprawie”. Była to indywidualna decyzja, która w swej masie tworzyła nowe, obiecujące pokłady asymilacyjne polskiej rzeczywistości. Migracja socjalna, ta najnowsza, jest z punktu widzenia polskiego interesu kontrproduktywna, powtarza migracyjne błędy Zachodu, które teraz właśnie nabrzmiewają.

A już migracja socjalna z przekazem, że właśnie gościmy zbawców Europy musi rodzić napięcia, bo jest z gruntu rzeczy fałszywa. Zwłaszcza, że bezkrytycznie jest powielana przez polityków. Nam się wydaje, że się ostatnio chłopaki opamiętały, ale to tylko, moi mili, na potrzeby kampanii wyborczej. A to oznacza, że rządzący wiedzą co o tym myślą Polacy i chcą im się tylko taktycznie przypodobać. Wszystko wróci na stare tory (i to bez względu na to kto wygra) po wyborach, co będzie jeszcze jednym jasnym dowodem,  że suweren sobie, zaś elity polityczne mają inną agendę. A to oznacza, że agenda polska nie tylko nie powstaje w Polsce, ale nawet nie uwzględnia interesu Polaków.

Napisał Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.

About Author

7 thoughts on “21.09. Forever together

  1. Sporo w tym racji. Najgorszym rodzajem pomocy jest demoralizowanie przez rozpieszczanie. Idealny jest stan, kiedy otoczony opieką ma nieco gorzej, niż teoretycznie powinien, a na pewno niż tubylcy dookoła (nawet gdyby taka wyważana pomoc kosztowała pomagającego więcej niż zasypanie potrzebującego nadmiarami posiadanych dóbr luksusowych przykładowo lub z powodów kosztów stworzenia systemu kontrolowanej pomocy).

    Ukraińcy niewątpliwie wykrwawiają się w walce z Imperium Zła (prezydent Reagan, jego pogromca w poprzednim rozdaniu, miał talent do takich celnych skrótów myślowych), ale byłoby źle, gdyby z tego powodu sodówa uderzyła im do głowy (to zawsze jest złe, w każdej sytuacji). Zarówno w naszym jak i ich najlepszym interesie jest aby zrozumieli że państwa położone między Rosją i Niemcami (w odwiecznym cichym sojuszu, a conajmniej zrozumieniu wspólnoty interesów względem Europy Środkowej, czyli nas, nawet w momentach śmiertelnych zwarć – patrz Powstanie’44, o rozbiorach nie wspominając) mają szansę obronić się przed dominacją i okupacją (a w naszych czasach nawet anihilacją) tylko wspólnie, jeżeli będą solidarne i zjednoczone, nie dadzą się rozegrać pozornymi korzyściami z podziałów i wzajemnej grze przeciw sobie. Bo Niemcy i Rosjanie zawsze będą nas kusić takimi „sojuszami”.

    Polacy to już dobrze rozumieją i zrobili wszystko (a nawet więcej), aby zasypać dawne podziały. Teraz czas na ruch Ukraińców. Uznanie że tak jak jest być powinno, bo im się wszystko należy, to najgorsze co mogą zrobić. Dlatego sprawa zboża jest orzeźwiającym prysznicem, choć nieprzyjemnym. Jeżeli Ukraińcy nie mają nic przeciw wyzyskowi ukraińskich rolników przez ukraińskich oligarchów, to ich sprawa, ale nie mogą domagać się tego samego od rolników polskich. I tak jak to opisałem w dwu ostatnich akapitach należy przedstawiać to stronie ukraińskiej. W naszym wspólnym, najbardziej żywotnym interesie.

    1. Reagan rzucił kalumnią i masa ludzi pracowała na to żeby się dobrze przykleiła do głów (widaże skutecznie. Imperium Zła to też USA, bo zło zaprzysiężone rozpełzło się po świecie i od spodu kontroluje pacyny rządowe w krajach tzw. Zachodu.

  2. A nie mówiłam ? Jakiś owczy pęd wdrukował ludziom że utrzymując kolejnego uchodźcę, walczą z Putinem i chronią Polskę. A ci co proponują, żeby policzyć, ile nas to będzie kosztować, to ruskie onuce. No litości, w czym jak w czym ale w romantycznych porywach bez głowy to Polacy są mistrzami. Na szczęście są wybory, stopy procentowe w dół, Polska opływa w dostatki, programy plus, a będzie jeszcze lepiej.
    A ja tymczasem ściągam remdesivir z Chin dla kolejnego kota, bo w Polsce nielegalny…

  3. Kolejny raz oczy przecieram ze zdumienia: czy Pan Redaktor NAPRAWDĘ wciąż wierzy w to, że my a) mamy własne elity a nie kompradorów z cudzego nadania, na których pół swiata ma haki i którzy w związku z tym chodzą na krotkiej smyczy połowy świata? b) owym kompradorom naprawdę zależy na dobru Polski i Polaków a nie na kasie?
    Indukowana zaraza przecież dobitnie to udowodniła!
    Tak jak wielokrotnie tu pisałem: dość złudzeń. Finis Poloniae! Pora na kolejne 100 lat z hakiem żmudnego wybijania się na rzeczywistą niepodległość. Bo dziś jesteśmy już kolejny raz po „roku 1764”. Czyli absolutnie zależni od obcych sił.

  4. Przy każdej wojence zawsze należy sobie zadać pytanie KTO JEST BENEFICJENTEM DANEJ WOJENKI? Ja swoje zdanie na ten temat mam i nie jest to zdanie sugerowane przez nasze media.
    W ub.tyg. u Tuckera Carlsona, widziałem dwa świeże wywiady: z Trumpem i Orbanem i dziwnie oba wywiady potwierdzają to co sądziłem o wojnie na Ukrainie.
    Obecnie Ukraina nie ma czym i kim walczyć i chodzi o to żeby inne kraje przyłączyły się do tej idioterki.
    Za 5 lat Ukrainy i tak nie będzie… I nie jest to moje zdanie.

    1. Wiele stron zyskuje na tej wojnie, i przemysł i biznesy i poszczególne kraje. Tak naprawdę jest ona na rękę prawie wszystkim dokoła, za wyjątkiem prawdziwych ofiar i naszego nieszczęśliwego naiwnego kraju. Tylko czy my jesteśmy tylko naiwni czy może kierują naszym stadem wyrachowani gracze?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *