23.09. Za mundurem naród (z?) sznurem.
23 września, dzień 570.
Wpis nr 559
zakażeń/zgonów
2.900.862/75.537
Namnożyło się ostatnio mundurowych. Tak w ogóle to ja pamiętam, że za komuny było tego mniej, przynajmniej wizualnie. Może większość się ukrywała w cywilnych ciuchach, jako policje tajne i dwu-płciowe, ale było tego mniej. Ja już to zauważyłem na początku lat dziewięćdziesiątych jak mieszkałem półtora roku w Nowym Jorku. Coś w tym jest, że demokracje mają więcej tych w uniformach i to nie tylko policji czy żołnierzy, ale byle cieć ma mundur. Być może dlatego, że w autorytaryzmie ludzie trochę się sami pilnują, tu – jakby państwo chciało wykazać się swoją opieką, czasami nadmierną.
Już pisałem, we wpisach ,gdzie listowałem profesje, które straciły wizerunkowo na kowidzie, że mundurowi, zwłaszcza policja, poszły w dół ze swoim image. To szkoda, bo służby policyjne w III RP długo odpracowywały wszystkie grzeszki za komuny, bo to i mundurki w podobie i buźki jakieś takie znajome. W kowidzie zostali posłani do poniżających gonitw za niemaseczkowymi obywatelami i srożyli się przy piaskownicach z mandatami dla rodziców doglądających swoich pociech. Upadek.
Idą na ilość. Jak to się w ogóle bilansuje? Pilnowaczy zdaje się być więcej niż pilnowanych, czyli tych, którzy na to pracują. Coraz więcej pań w mundurach. Chyba jednak chodzi o efekt wizualny, no bo mikre to takie, ale jak się wydrze do radiostacji po wsparcie to lepiej schodzić z drogi. W ogóle zauważyłem, że przeszliśmy na kategorię „służby”. No bo kiedyś było proste – strażak i policjant i koniec. A dziś to co chwile wyskakują w jakichś nowych mundurach. Jak się uczyłem na prawo jazdy za komuny, to na testach był obrazek o ustępowaniu pierwszeństwa, gdzie na równorzędnym skrzyżowaniu spotykał się wóz pogotowia ratunkowego, milicji, straży i pogotowia gazowego. Trzeba było wybrać jaka jest kolejność przejazdu. Dziś takie skrzyżowanie musiałoby mieć kilkadziesiąt zbiegających się dróg. Byle ciura z napisem na cywilnym samochodzie wywala koguta i wyje, że się spieszy.
Ale w kowidzie przybyło jeszcze jednej służby. Mamy więcej ZOMO. I to na całym świecie. Państwa wystawiły siły porządkowe, by utrzymać w ryzach ekstremy uliczne, ale i coraz częściej zdesperowane grupy społeczne, które straciły nadzieje po lockdownach i kontynuacjach obostrzeń. Świat jest w momencie przejściowym, nawet w Polsce śledzi się zakupy w ilościach hurtowych czy to broni gładkolufowej, czy polewaczek. Antycypuje się tym nastawienie władz, które miałyby się obawiać zamieszek. Na świecie jest to różnie, o czym nie wiemy, bo jakoś obie bandy plemiennych mediów to przemilczają. Ale we Francji, w Wielkiej Brytanii, Holandii, Australii mamy do czynienia z wielkimi masowymi protestami przeciwko obostrzeniom, w dodatku eskalującymi do zamieszek. We Francji to już standard, do którego przyzwyczaiły się obie strony.
Pytanie czy mundurowi są po stronie społeczeństwa? Czy pałując tłum wierzą w swoją misję? To nie bez znaczenia, bo jeśli robią to z innych motywacji niż własne przekonanie, że porządku trzeba pilnować nawet wbrew ekspresji społecznej, to jest szansa, że jak w kilku przypadkach we Francji, czy Hiszpanii, zrzucą hełmy i pójdą z tłumem.
Ja mam swoje zdanie co do ewentualnych protestów w Polsce. Po pierwsze uważam, że jesteśmy prawie całkowicie spacyfikowani i polski gen niezgody został zastąpiony światowym genem strachu. Po drugie, wydaje mi się, że poważnych zadym w kraju nie będzie do czasu aż… przestaną być organizowane. Poważny bunt to nie zwoływanie się na TT, ale niezorganizowany impuls, który mógłby dotyczyć ludzi z obu stron pandemicznej barykady. Bo inaczej będą to niszowe „społeczne stawiania baniek”, by dać wyraz i upuścić trochę złej krwi.
Poza tym – przeciwko komu miałby być ten bunt? Rządowi? Że zawalił z kowidem? A kto konkretnie? Działania i zaniechania władz są tak wielowątkowe, że trudno znaleźć konkretnych winnych. Poza tym – nawet chaotyczne działania rządu mają swoich zwolenników wśród postrachanych, a więc nie jest to takie pewne, że można wyjść i wykrzyknąć „precz!”, bo i nie bardzo wiadomo kto, a poza tym z połowa Polaków na ten sam temat może wykrzyknąć „wiwat!”
Mnie w kwestii mundurowych zawsze interesowała motywacja ludzi do nich przystających. Na przykład Wierzba, mój kumpel z lat oślęcych, ze wspólnie wypitym morzem wódki, w ten sam dzień stanu wojennego poszedł do ZOMO, kiedy ja poszedłem siedzieć. Wtedy trochę o tym myślałem, jak to się dzieje. Ale, pomijając akurat jego przypadek, to może być decyzja, by się dopisać do czegoś większego, poukładanego, które daje ci mocą prawa władzę nad innymi, którym w cywilu mógłbyś co najwyżej buty poczyścić. Ciekaw jestem jak to jest teraz? Kim są ci nowi mundurowi, chłopaczki-gołowąsy, którzy wyposażeni we władzę, procedury i środki mogą cię ustawić do pionu (częściej do poziomu), jak tylko jakaś Rada Medyczna się zbieże i stwierdzi, że np. wirus roznosi się półtora metra nad ziemią i trzeba się przemieszczać na czworaka.
Mam chyba traumatyczną niechęć do mundurowych właśnie od czasu stanu wojennego. Ale nie dlatego, że lali, ganiali, czy strzelali. Takie już jest to zbójeckie prawo. Najbardziej mnie wkurzyła świadomość, że żołnierzyk, który trzymał mnie na muszce w czasie aresztowania w noc grudniową, miał w ręku karabin, kupiony za pracę mojego ojca.
Jerzy Karwelis
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.
Cóż, nie podzielam przekonania o zastraszeniu społeczeństwa, a przynajmniej odniosę się do mojego prowincjonalnego zakątka, który mam okazję obserwować. Są tu osoby o różnych poglądach politycznych i różnym stopniu wiary w pandemię, jedne zaszczepione, a inne nie – przemieszane. Wielu z tych ludzi – z każdej z powyższych grup – jest przeciwna np. lokdałnom. Ale nie wychodzą z tego powodu na ulicę, bo po co, skoro w takich małych społecznościach wszyscy wszystkich znają i bardzo dobrze potrafią omijać wszelkie obostrzenia. Na terenach wiejskich ludzie z głodu nie pomrą jak im zamkną sklepy, nie zamarzną jak ciepłownia przestanie grzać (bo nie są podłączeni), nie mają zwykle sieci kanalizacyjnej, ani gazowej – mają to wszystko inaczej zorganizowane i w razie hekatomby czy najostrzejszych obostrzeń spokojnie przeżyją kilka miesięcy (i to na niezmienionym poziomie życia).
Że jakieś zwolnienia z pracy, bezpłatne urlopy? Jeśli któryś okoliczny pracodawca się na taki ruch odważy, to na jego miejsce jest 10 innych, którzy przyjmą pracownika z pocałowanie… no przynajmniej w rękę. :).
Wg mnie ludzie w okolicy dostrzegają drastyczne posunięcia rządu i medyków, jedni się zgadzają, inni nie, ale nawet ci drudzy nie biorą tego zbytnio do siebie, bo co oni nam mogą? Ani nie zagłodzą, ani nie zamkną nas w domach (niech nas gonią po polach i lasach), ani nie zabiorą nam pracy (chyba, że zamkną kilkadziesiąt zakładów pewnej branży w okolicy).
To jest gen strachu, tylko gen kombinatorskiego przetrwania Polaka. Ja mam raczej wrażenie, że Polacy generalnie są spokojnymi i (wbrew bredniom z TVNu) całkiem uśmiechniętymi ludźmi i nie tak łatwo ich wkurzyć. Trzeba nam bardzo nacisnąć na odcisk, żeby wywołać nasz gniew, a póki co, to sobie możecie na nas krzyczeć i kwiczeć… my popatrzymy, pośmiejemy się :).
Trochę jak z naszymi słowiańskimi przodkami: byli częstokroć zwycięzcami dlatego, że wycofywali się w bagna i puszcze przed nadciągającą inwazją, tam gdzie rycerstwo niemieckie nie było w stanie dotrzeć.
Ciekawie to by było, gdyby zarządzić półroczny lokdałn, ale taki na maksa, z ocinaniem od wszelkich mediów, plombowaniem domów, żeby ludzie nie wychodzili wbrew obostrzeniom itd. To może po pół roku byłaby perspektywa buntu społecznego, a teraz to co nam mogą zabrać? Możliwość wyjścia do restauracji, baru, kawiarni?… Jakiej znowu kawiarni? Gdzie pan tu widzisz kawiarnię 🙂
Konkludując: żeby mogli tym ludziom coś zabrać, to najpierw musieli by im coś dać :). A do tego, co oni sami sobie wytworzyli, zgromadzili w ramach normalnego życia na terenach wiejskich – to tego im państwo nieszczególnie ma jak zabrać. Bo Polacy potrafią tak zakombinować, że nawet jak jest… to tego nie ma (oficjalnie) 🙂
autokorekta: „To NIE jest gen strachu, tylko gen…” itd 🙂
Ciekawe spostrzeżenia. Sam mieszkam w średniej wielkości mieście, ale prawie co weekend jestem na wsi ( 30km od miasta), spędziłem tam też sporą cześć lockdownów( praca zdalna) i faktycznie od kiedy pamiętam ludzie tam żyli w dużym stopniu niezależnie od tego co się działo w kraju. Tam nadal dominuje zasada ” załatwi się” i z moich obserwacji to tam praktycznie nieodczuwalny był lockdown i obostrzenia. Tam „nie było” i nadal nie ma C19, no może jakieś śladowe oznaki.
Dominują tam „antyszczepionkowcy” jak ich różnej maści eksperci i media nazywają( skąd inąd wyjątkowo nie trafne sformułowanie), a w rzeczywistości oni mają to w du.. , bo nawet jak ktoś chorował to raczej nie biegł do lekarza, a i kontrola przestrzegania kwarantanny była znikoma.
Jedyne co mogłoby ich ruszyć do działania to chyba tylko głód.
w mojej znajomej wsi po wprowadzeniu zakazu organizowania wesel, przenoszono garnki i zastawę do remizy w sąsiedniej wsi, już będącej w innym powiecie. A lockdown na wsi rzeczywiście wygląda zabawnie, jak ktoś ma swój kawałek pola i lasu. Policja to też miejscowi – będą do ludzi po domach chodzić i sprawdzać ile osób na imprezie ?
Mam w rodzinie bliźniaczki. Obie policjantki. Około 30 lat. Mężowie też ze „służb”. Fajne domy pobudowały pod Łodzią. Banki chętnie dają im kredyty
„A kto konkretnie?” Mor, Dwo, Szu, Nie, Kra, etc i pan Ka jako wicemin. też powinien zgarnąć. Braun zapowiada Norymbergę 2.0 i tam będą wyszczególnione „zasługi” dla Polski.
…czyli, konkludując…nie ma po co jechać do Warszawy na protest 2 października?
A w Australii budowlańcy nadal strajkują! Kolejny dzień z rzędu. Ciekawostką jest żądanie protestujących
dostępu do inwermektyny oraz suplementację robotników witaminą C,D i cynkiem…
?
Zgadzam się z autorem. Mentalność człowieka może się modyfikować na skutek czynników zewnętrznych, ale pewne rzeczy w naturze człowieka się nie zmieniają IMHO. Czy to w czasie powstań, II wojny światowej,- ba stanu wojennego w obliczu zastraszenia, terroru zawsze jest część społeczeństwa bierna, zastraszona, czy szukająca swojej szansy życiowej w nowej sytuacji. Jest część która widzi w tym okazję do zarobku. No i wreszcie część która walczy o wolność, o swoje prawa, nie zgadza się ograniczaniem praw podstawowych – reszta przygląda się temu, czasami dołącza . Zwykle tych walczących jest mniejszość i zwykle to oni płacą za swój heroizm cenę – czasami bardzo wysoką.
Ale to historia. Jest wielkim błędem mniemanie że ona zawsze się powtarza.
Tym razem będzie inaczej. Szansę na przeżycie i wolność mają tylko ci którzy o to walczą.
Bierni mają szansę jedynie gdy uda się tym walczącym.
A w Izraelu na porządku projekt ustawy zezwalającej wejść do prywatnego domu bez nakazu sądu…
zezwalający policji…