24.10. Mgła, czyli lewicowe ugryzienie NGO-sów

6

24 października, dzień 966.

Wpis nr 955

zakażeń/zgonów

(nie wiem ile, bo albo dziś Medonet nie zaktualizował danych, albo zakaziło się i umarło tyle samo ludzi co wczoraj)

Mili moi dziękuję za wsparcie

i odwdzięczam się. Od dziś będę próbował dołączać podcasty do każdego z wpisów. Widzę, że częściej będziemy razem, kiedy będę mógł być głosem tła w Waszych codziennych czynnościach: przy piciu kawy, dojeździe do pracy na spacerze. Swoje podcasty będę publikował na tej samej stronie i dołączał na wpisie linki. Niektórzy z Was, którzy subskrybują mój blog będą więc dostawali dwa powiadomienia dziennie: jedno o wpisie i drugie o umieszczeniu podcastu. Dziś aktualny podcast i trzy poprzednie – dla rozruchu. Wystarczy tylko kliknąć:

dzisiaj:

z 21.10

z 22.10

i z 23.10

Jak obiecałem dzisiaj druga część z moich refleksji na temat spotkania w jednym z NGOsów. Wczoraj były przemyślenia dotyczące wizji relacji wolnych mediów i demokracji, dziś wrażenia ogólne.

Dużo współpracowałem z organizacjami pozarządowymi. Spotkałem tam wspaniałych ludzi, sympatycznych, podążających za wizją wspólnego dobra. Widziałem wiele wspaniałych inicjatyw, innowacyjnych programów i kreatywnych strategii. Ale coraz częściej zacząłem odkrywać pewną prawidłowość: mimo dystansowania się od poglądów politycznych prędzej czy później natrafiałem na wręcz plemienne podziały polityczne. To było dziwne, bo myślałem i słyszałem od samego środowiska, że od polityki jak najdalej, ale jak przychodziło co do czego, to ta polityka wychodziła jak kopytko spod płaszczyka społecznego zaangażowania. Zawsze po jednej stronie.

Ja bardzo rozumiem, że organizacje pozarządowe mogą nie lubić PiS-u. To dwie różne wizje świata. Polityczna w wykonaniu PiS to centralizacja państwa, by, mam nadzieję, zmaksymalizować jego skuteczność. Tu nie widzi się zalet dyskursu i kompromisu, liczy się szybka operacyjność wcielania własnych rozwiązań w życie. A to antypody organizacji par excellence – pozarządowych. Te uważają taką postawę za ekstremalnie wrogą, daleką od idei subsydiarności, która każe rozwiązywać problemy jak najniżej, z dala od monopolizującego centrum. Nie jest więc im po drodze z taką władzą.

Ale mamy jeszcze drugie ukąszenie. NGOsy łatwo dryfują w stronę lewicową, no – góra liberalną. To też naturalne. (Deklarowany) konserwatyzm z natury rzeczy źle się czuje w środowisku organizacji społecznych, które uważają, że na zmianę społeczną należy wpływać różnymi działaniami, by kształtować ją – i tu mamy otwarte pole do kontekstu ideologicznego – w pożądanym, a właściwie uznanym za pożyteczny, kierunku. Konserwatyzm uważa takie podejście za rewolucyjnie szkodliwe i mnoży dowody na to, iż rewolucje nigdy nie kończyły się na założonych celach, ale zawsze prowadziły do większej katastrofy, niż ta, przeciwko której powstawały. Z natury rzeczy więc działalność, która zakłada kształtowanie postaw społecznych będzie w konflikcie z ideologią, która uważa, że materia społeczna jest tak złożona i wrażliwa, że jeszcze chyba bardziej niż ekonomia – nie jest do przewidzenia, zaś każda ingerencja w naturalne procesy przemiany powoduje jedynie społeczne nieszczęścia.

Tyle moich doświadczeń z obcowaniem z NGOsami. Dawno już nie bywałem w tym towarzystwie i kiedy po przerwie się na nie natknąłem wszystko znowu stanęło mi przed oczami. Po pierwsze – ewidentny kontekst polityczny. Mamy wyjątkowy, decydujący rok. Który to już z kolei, bo tych wyjątkowych lat było co niemiara? Trzeba więc zwierać szeregi w obronie demokracji, rzecz jasna. To dziwne, bo lud prosty uważa demokrację za rządy wybranej większości i trudno wybrańcom, a robi się to po 2015 roku co wybory, zarzucać niereprezentatywność suwerena zaraz po karnawale demokracji jakim są wybory. A słyszę to już rok dziewiąty. Na rzeczonym spotkaniu miałem powtórkę z rozszerzającej formuły demokracji, a więc to nie tylko większość w wyborach, to musi być przestrzeganie demokratycznych reguł. A z nimi to jak z wierszem – są przedmiotem różnych interpretacji. I w ten sposób można bez końca oskarżać każdą z władz o niedemokratyczność.

Albo choćby taka konstytucja, że jest się niedemokratyczną władzą, kiedy się jej nie przestrzega. Ale to cecha każdej władzy, taki mamy klimat w III RP. Konstytucja jest mglista, najważniejsze rzeczy oddaje pod rządy ustaw, a te wieją tam, gdzie dmucha aktualna władza. Konstytucja nie jest tym czym ma być – strażnikiem praw obywatelskich, spisanymi regułami gry pomiędzy narodem i władzą. A jak jest przez całą jej karierę każdy widział. Zwłaszcza kiedy nie było żadnych konstytucyjnych hamulców w czasie kowidowych wynalazków jakie cała klasa polityczna zgotowała obywatelom. Teraz rozdziera się szaty, co to ten PiS nie robi z konstytucją (co prawda moda na K-O-N-S-T-Y-T-U-C-J-A! przeszła na stronę jeszcze bardziej mglistej praworządności), ale nikt nie pamięta ile to razy PO za swych rządów lądowała w Trybunale Konstytucyjnym i ilu z jego orzeczeń nie wykonała.  

No dobra – praworządność. Ta wymieniona została, ewidentnie przez Brukselę, z obrony demokracji (ach, gdzież te czasy KOD-u!) na obronę praworządności, jakby nie chciano zastosować w pisowskiej Polsce rozwiązań wziętych z innych, jak najbardziej praworządnych, krajów Unii. Ale tu demokraci przymykają oczy na takie obraźliwe analogie. My, mówią, interpretujemy tak tę praworządność jak należy, wspiera nas w tej interpretacji Unia z ichnim Trybunałem i przecież wszyscy widzą jaki ten PiS straszny.

Ja jednak, bez względu na to, że oceniam propozycje sądowych reform obecnych władz za chybione, uważam, że przeniesienie sporu plemiennego na obszar sądownictwa jest działaniem rokoszowym, rozwalającym państwo. Mamy bowiem dualizm w sądach i w zależności od tego na kogo trafisz, to wyrok sądu RP może być diametralnie różny. W obrębie tych samych kodeksów. I to nie chodzi o to, że kasta pisowska dobrze osądzi pisowca, a źle peowca lub odwrotnie. Chodzi o to, że obywatel politycznie obojętny nie dostanie w III RP sprawiedliwości, gdyż stanie się ofiarą plemiennej wojny na terenie sądownictwa. Sędziowie jawnie należą do antywładzowych partii tylko lekko maskujących swoją polityczną proweniencję. Czym to się może skończyć widać po skandalu sądowym:

„Pomimo tego, że już w grudniu 2020 roku zapadł wyrok skazujący w głośnym procesie dotyczącym zabójstwa 37-letniej kobiety w Jabłonnie, to sprawa Ariela C., który dokonał tego bestialskiego mordu i przyznał się do winy ruszy prawdopodobnie od początku. Powodem takiej sytuacji może być działanie sądu apelacyjnego, który podważył obsadę składu sędziowskiego I instancji, gdzie jeden z sędziów został wybrany przez nową KRS. Dokładnie chodzi o sędzię Agnieszkę Brygidyr-Dorosz. Prokuratura złożyła do Sądu Najwyższego skargę na wyrok sądu apelacyjnego.”     

Tak się bawimy w wojenkę z PiS-em. I człowiek sobie stoi na takim raucie i słucha oklasków do przemów o praworządności i wsparciu dla „wolnych sądów”. Ciekawe kto spojrzałby z nich w oczy tak osieroconego dziecka i stanął twarzą w twarz ze zwolnionym mordercą. Ale wiadomo – wolne sądy, straszny PiS i brawka.

I tak to się odbywają takie zebrania samozadowolenia. Do tej pory żenujące, stanowiące bowiem próbę wyjścia z własnego zapętlenia pomiędzy przekonaniem, że jesteśmy debeściaki w stosunku do gamoni rządzących, ale jednocześnie dostajemy od nich coraz to bęcki. Nie ma bata – z tego dylematu jest wyjście tylko w jedną stronę: winien jest głupi suweren, co się dał odurzyć obietnicami.  A więc co? A więc my go przelicytujemy, przekupimy. 500+? My damy 800! I po 20% więcej dla budżetówki. I tak się będziemy ścigać na scenie politycznej kto da więcej wyborcy za głos. Da pieniędzy złupionych z ginącej klasy podatkodawców, którzy – szczególnie po kowidowej zagładzie klasy średniej – przechodzą do szeroko otwartych bram państwowego zatrudnienia. Tylko kto za to zapłaci?

I tak więc odbył się kolejny raut demokratów. Pewnie wielu  z nich zrobiło wielką robotę, pomogło tysiącom, zawiozło co się da na Ukrainę i wywiozło stamtąd sieroty. I zamiast się tego trzymać coraz to odbija się towarzystwu antypisowszczyzną. I staje się wtedy nago przed faktem, że tu nie chodzi jednak o pomaganie, tylko by to pomaganie było przeciwko znienawidzonej władzy. Jak u Jurasa. A to już ma mało wspólnego z dobroczynnością czy zaangażowaniem społecznym. NGOsy właściwie z rządzącymi nie zadzierają, bo przecież często wyciągają rękę po wsparcie od władzy. KAŻDEJ władzy. Bo ważniejsza jest realizacja szczytnego celu wszelkimi środkami. A nie ręka dawcy, która brudzi pieniądze. To, że często polskie organizacje pozarządowe idą przeciwko (tej) władzy, dowodzi, że wsparcie jest lokowane gdzie indziej, poza państwem. I nie są to bynajmniej jedynie datki poruszonych polskich sumień, które wkładają rękę do własnej kieszeni, by wspomóc wielką sprawę. Dobro wspólne. Wspólne?

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.

About Author

6 thoughts on “24.10. Mgła, czyli lewicowe ugryzienie NGO-sów

  1. Ach Panie redaktorze, znów ten symetryzm. Ale co do prokuratury. Kto im kazał grzebać w przepisach i rozwalać niezależność systemu sadowniczego? Nikt. Sami tego chcieli. Rozhuśtali system, który teraz może w każdej chwili runąć. Już to pisałem, ale powtórzę. PIS zachowuje się jak muzułmanie u siebie. Tylko wtedy będzie pokój na Ziemi, jak każdy będzie muzułmaninem. Oczywiście to kłamstwo, bo nawet w krajach muzułmańskich są różne odłamy, które niekoniecznie się lubią. Ale taka jest główna nuta polityczna. Ale jesli nawet chcesz być inny, to morda w kubeł. Bo: „My mamy władze i nam wolno więcej’. Przypominam, że PIS obiecywał w 2015 lepsze, sprawniejsze, przejrzystsze państwo. Sensownie i logicznie prowadzone przez to obrzydliwe PO. A jaka to dziś patologia, kazdy widiz. Bagno się powiększa i rozszerza. A gnicie już obejmuje sadownictwona szeroką skalę własnie przez te szaleńcze zmiany. Bo tez naprawiać trzeba umieć. Mieć rozwagę i wiedzieć co i jak. Tymczasem minister ZERO tego nie wie, nie potrafi i cóż… Jest większym szkodnikiem prawnym i politycznym niż wszyscy jego poprzednicy razem wzięci

  2. Kulą w płot, niestety.
    Ideolo znaczy, tym razem, Gospodarzu.
    Całe nieszczęście z rządów PiS dla Polski nie polega na ich dążeniu do centralizacji Państwa dla dobra Polaków, ale W PRAKTYCE z dążenia PiSu do centralizacji Państwa dla dobra UE i międzynarodowej banksterki.
    PiS zamiast bronić z sukcesem interesów Polaków w relacjach zewnętrznych i wewnetrznych, robi W PRAKTYCE wszystko, by wprowadzić w Pilsce antypolską w istocie i skrajnie dla polskiego interesu przeciwskuteczną dyktaturę ciemniakow w interesie li tylko własnym!
    CAŁE pisowskie masowe ludobójstwo covidowe, CAŁA polityka energetyczna, CAŁE rozwalanie stabilnosci pieniądza, CAŁE przytłaczanie Polaków skrajnym fiskalizmem, CAŁE wykańczanie resztek klady średniej i błyskawiczne pauperyzowanie reszty.
    Degrengolada instytucji Państwa, równie dojmujaca jak za PO i Ryżego, a pogarda dla Polaków wcale nie mniejsza.
    PiS idzie w kierunku modelu społeczno gospodarczego (opisujac to szyderczo, satyrycznie, więc z rozpaczą) zakazywania Polakom posiadania własnych otwieraczy do konserw, w zamian za otwarcie w każdym mieście (za opłatą) Narodowej Centralnej Otwieralni Konserw, kierowanej przez zasłużonych towarzyszy, otwierającej konserwy wybranym obywatelom na zapisy i kolejkę społeczną, a zabierającej prywatne konserwy obywatelom drugiej kategorii.
    Dlatego PiS doprowadzi do upadku Polski.
    PO dla Polski była jak katastrofalne rządy saskie w XVIII wieku. PiS jeśli chodzi o REALNE SKUTKI swych nierządów dla Polaków jest jak nieudolny krol Staś, ktory czego dotknął, to spieprzył, bo był w istocie kierowany przez skorumpowaną obcą (i obojętne przy tym, czyją!) agenturę pod hasłami patriotycznymi. Skutek bedzie ten sam, niestety.

    1. Zacytuje Czarną Limuzynę …

      Jak do tej pory to rządy PiS są kataklizmem dla Polski. Takie są fakty.
      PiS okazał się gorszy od PO, co wcale nie oznacza, że PO nie może być jeszcze gorsze od PiS

       Od aktualnego PiS może też być gorszy przyszły PiS
      Dzięki takiemu straszakowi- straszenie PO, elektorat PiS zaakceptował dokładnie to, na co by się nie zgodził za rządów PO.

      Na tym polega manipulacja zbiorową świadomością. :PiS zgodził się na likwidację Polski w sposób całkowity, ale stopniowy, lecz nieodwołalny.
      PO optuje za natychmiastową likwidacją Polski i również nieodwołalnie.
      Różnica wynika z temperatury gotowania żaby – elektoratów PO i PiS.

      http://nie-wierze-nikomu.pl/index.php/wiedza/100-piec-ksiazek-ktore-wprowadza-cie-w-depresje-albo-obudza

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *