25.01. Władza leży na ulicy

0

25 stycznia, dzień 329.

Wpis nr 318

zakażeń/zgonów

1.478.119/35.401

Z badań opinii publicznej widać, że w Polsce władza leży na ulicy. Co prawda prawdopodobnie można ją będzie podnieść dopiero za 3 lata, ale społeczna, a właściwie polityczna świadomość, że ona tam leży taka sama, wpłynie na te trzy lata. Dlaczego leży? No bo rośnie frakcja tych co już są znudzeni duopolem POPiSu i szukają alternatywy.

A mamy układ taki, że jak obie strony wojny polsko-polskiej zremisują, to władze będzie miał „ten trzeci”, bo będzie niepomijalnym koalicjantem, który może negocjować o wiele wyżej, niż ilość jego głosów. Ważne, że te są potrzebne i niezbędne do większości. Tak że kluczowe jest kto to jest ten trzeci, bo wtedy taka będzie Polska.

I pojawiają się przed wyborami takie twory, które chcą taką szansę i ten elektorat zagospodarować, a on rośnie. Napisałem o tym całą książkę „Trzeci sort”, gdzie próbowałem wyjaśnić co to za fenomen ten „trzeci sort” i jak go zagospodarować. A więc jestem w tym względzie dość ekspercki. Dlatego mam wyostrzony słuch i wzrok na tych co tam chcą połowić.

A było tam parę prób. Głównie po tej lewej stronie: Palikot, Petru, Biedroń. Teraz mamy Hołownię, który się mocno odlewaczył w swojej narracji i jak widać – zyskuje. Badania pokazują, że może być już drugi po PiS-ie, co nie tyle dowodzi celności jego narracji, co… ogromnego głodu na „trzecią siłę”. Tak ogromnego, że wielu ludzi popadło wręcz w zawierzenie, że to Hołownia, choć programowo i narracyjnie nic tam nie ma. Same banały.

No bo popatrzmy co tam mamy. Jak już pisałem jest to twór pusty robiony od d… dziwnej strony. To jest jak z piosenkarzami. Działy marketingowe wytwórni po dogłębnych badaniach dochodzą do wniosku, że np. potrzebny jest biały raper dla 18 latek i takiego hodują lub znajdują. Drugą drogą jest to, że wyskakuje jakiś zając z prowincjonalnego domu kultury, co ma głos i nowatorskie piosenki, które wchodzą na rynek i tworzą nową jakość. Nasz nowy jest tu szczery, nie wymyślony, ale taki jaki jest – kupiony przez publiczność.

I Hołownia jest tym pierwszym przypadkiem – wygrzebało się starą niszę-marzenie trzeciej siły, zerwania z duopolem POPiS-u, dodało otwarty katolicyzm i ekologię, i mamy już młody elektorat na za trzy lata. Do tego PROJEKTU dokooptowało się frontmena, co to ma gadane i pysio znane. I jedziemy. Projektowi jednak brakuje autentyczności, choć jak wspomniałem, w obecnych wygłodzonych na zmianę czasach – nie jest to zasadniczą przeszkodą.

Ale przypomina się podobny ruch, czyli Kukiz. Ten też miał ruch zbudowany (mu) na postaci niekwestionowanego lidera. Też był marką samą w sobie. Ten chociaż miał odwrotnie programowo – zamiast blebleble Hołowni był jeden konkretny postulat – JOW-y –, który kasował prawie cały pookrągłostowłowy porządek wraz z jego patologiami. Ale był lider i były struktury – i tak jest w obu tych przypadkach. Bo głównym problemem, na którym wyłożyły się oba ruchy (bo moim zdaniem Hołownia się właśnie wykłada) było to, że kto inny pracował, a kto inny zbierał frukty.

Mamy do czynienia z odchodzeniem struktur lokalnych Hołowni w rytm powiększania przez niego grupy „swoich” ludzi w parlamencie. Hołownia myśli, że zyska na tym wizerunkowo, że pokaże atrakcyjność swojego projektu, do którego dołączają odchodzący z opozycji parlamentarzyści. Wreszcie, że dostanie możliwość zabrania głosu z trybuny sejmowej, będąc jeszcze oficjalnie poza parlamentem. Tu sprawa jest prosta jak żołnierska piosenka – trzeba uciułać na koło parlamentarne by pohołownić z trybuny. To fajnie ale doły na to patrzą. Patrzą i widzą, że kolejny raz są wydutkani przez establishment, z którym mieli jako „trzecia siła” przecież walczyć.

Hołownia ma z tym jeszcze jeden kłopot – jak się bierze spady z powodów wizerunkowych to mogą być problemy… programowe. Co prawda program Hołowni jest zrobiony z niewidzialnej gumy, i jego cecha rozciągliwości daje mu szanse przypisania do niego każdych poglądów. Ale i tu pojawiają się zgrzyty, bo okazuje się, że dzień po pozyskaniu senatora Burego trzeba mu publicznie w mediach tłumaczyć, że z tym 500+ u Hołowni to jest inaczej niż Szymon tłumaczył a senator zrozumiał. W ogóle w miarę ewentualnego wzrostu transferów ten problem się pogłębi – będziemy mieli coraz mniej czasu, by przy kawiarnianym stoliku uzgodnić coś więcej niż warunki przejścia nowego kandydata. Na ustalenie kompatybilności programów „spadochroniarza” z nową biblią Hołowni będzie coraz mniej czasu.

I pan Szymon może skończyć jak Kukiz. Z topniejącą organizacją, która już przeszła swoje apogeum wzrostu. Z coraz bardziej sfrustrowanym liderem, który miał zmienić wszystko a zostanie mu tylko zespół parlamentarnych transferowców od Sasa do Lasa, czyli zaprzeczenie uzasadnienia jego ruchu. W Polsce nic – w Sejmie spady konserwujące ład, który ruch miał odmienić.

Do tego Hołownia jedzie już bez żenady. Wyraźnie sprzyja opozycji, ale bierze z niej elektorat wytykając jej – na razie oratorsko – nieskuteczność walki z PiS-em. Ten kierunek może mu nie powiększyć elektoratu, bo będzie brał głosy od opozycji. Ten ruch zbliżenia, bo bierze z PO i Lewicy, pokazuje z kim mu po drodze. I Polacy znowu widzą, że tak czy owak – zawsze Nowak. I z obietnic walki z POPiS-em zostaje wybranie którejś ze stron, w tym wypadku opozycyjnej, wojny polsko-polskiej. A więc jej konserwacja a nie wyeliminowanie.

I Hołownia… miewa media. Liberalne. Bo dla TVP to wróg numer jeden jak bierze z elektoratu „trzeciej siły”, ale główny przyjaciel, jak zabiera opozycji. Jednak PiS kalkuluje, czy Hołownia skończy tam, gdzie Palikoty i Petra, czyli poniżej pozycji „języczka u wagi”, bo wtedy jest korzystny zmniejszając branie mandatów PO, bo tak działa ordynacja proporcjonalna. I w zależności od tego będzie PiS go, no może nie popierał, ale przemilczał, albo go zwalczał. Media opozycyjne będą z nim flirtować po swojemu. Jak będzie mu rosło, to miziu-miziu, bo to może być „języczek”, więc ostrożnie, bo to potencjalny pan nasz, ale jak mu spadnie to rzucą mu się pierwsi do gardła.

Ja bardzo się martwię jak w Polsce władza leży na ulicy. Bo może ją podnieść byle cwaniak lub pętak. I taka będzie wtedy Polska. Polska ma wtedy odsłonięty brzuch. Bo taki jest nasz pookrągłostołowy ustrój praktyczny. Wystarczy mniej niż 10 milionów złotych (czyli na tym poziomie – drobne), trochę analiz preferencji (jeden gostek), dobrze zaprojektowana narracja i kampania (dwóch gostków), i frontmen, zanany z buzi, ale dotąd nie z poglądów, po to by poszukujący elektorat mógł przypisać mu swoje pragnienia. I można rządzić Polską. Brrrrr…

Polska wisi na języczku u wagi. A może jest zakładnikiem kurka na wieży, który obróci się tam, gdzie powieje wiatr interesów. Oby chociaż polskich.    

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.

About Author

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *