26.08. Nowa koalicja?
26 sierpnia, dzień 176
Wpis nr 165
zakażonych/zgonów/ozdrowień
63.802/1.994/43.399
Glimzi się. Ja myślałem, że jak już się skończą wybory na Dudę, to rządzący PiS ruszy z kopyta, bo, gdy skończy się dwuipółletni maraton wyborczy, będzie się miało dłuższą perspektywę bezwyborczego rządzenia. Wydawało się, że przecież wariant, iż skończy się to wygraną Dudy był jakoś do przewidzenia, w związku z tym dalsze ruchy mogły być zaplanowane.
Działalność rządu została jednak sparaliżowana i to poprzez włączenie kilku czynników na raz. Po pierwsze ogłoszenie w lipcu decyzji o rekonstrukcji rządu we… wrześniu (listopadzie?) spowodowało, że wszystko zamarło, bo nie wiadomo które ministerstwo ocaleje, a jak nawet ocaleje, to czy minister ocaleje i z której frakcji Zjednoczonej Prawicy. W związku z tym wszelka działalność wyhamowała i oprócz normalnych procedur wszystko jest zawieszone. Nikt nie chce się narazić niewiadomym planom prezesa Kaczyńskiego. Niektórzy mówią, że to może i dobrze, bo zastój w działalności ministerstw, ocenianych przez nieżyczliwych jako szkodników nawy państwowej, może dla oceniających być… zaletą. Ale nawet gdyby przyjąć tę diagnozę za negatywną, lecz prawdziwą to niweluje ją nadzwyczajna sytuacja kowidowa. Tu nie czas na rutynę, tylko szybkie i niekonwencjonalne działania. Drudzy uważają, że jak się ministry boją to rządzi średni szczebel i z nim można coś załatwić, ale to działało (by) wtedy, kiedy niższe szczeble urzędów były (by) w miarę stabilne, a nie są, bo zmiany wynikające z potyczek wojny polsko-polskiej, zwanymi dowcipnie wyborami, wymiatają z urzędu wszystko, ze sprzątaczką włącznie, pod hasłem TKM (Teraz K… My). W związku z tym niższy szczebel też się boi i wszystko stoi.
Po drugie mamy wewnętrzną zimną wojnę koalicyjną. Prezes Kaczyński buduje (nikt nie wie czy na pokaz, by uzyskać od obecnych koalicjantów lepsze dla siebie warunki) alternatywę dla własnej większości w Sejmie. Niekoniecznie w oparciu o obecnych koalicjantów, co oni mają widzieć, słyszeć i czuć przed rozmowami o nowym podziale ministerstw. Tak by spuścili z tonu. Straszakiem jest oferta dla PSL. Bo mamy takąż z nim sytuację: mniej niż „cydrowy” wynik osłabił Kosiniaka-Kamysza, PSL jest wysuszone po przegranych wyborach samorządowych, a to one dawały kiedyś synekurki „partii rodzinnej”. W województwach, gdzie współrządzą z Koalicją Obywatelską i SLD peeselowcy nie odgrywają większej roli, a „Polskę powiatową” przegrali z PiS-em. Ich matecznikiem jest w zasadzie już tylko Mazowsze, gdzie rządzi król Struzik, nikt już chyba nie wie którą kadencję. To tu, w sejmiku mazowieckim, przytulił się bezrobotny aktyw partii. I propozycja PiS-u podziału Mazowsza na „województwo” i „stolicę” jest ciosem śmiertelnym dla matecznika PSL. Bo w obwarzankowym województwie wygra PiS, a w Warszawie – Koalicja Obywatelska (jeśli jeszcze dotrwa do tego czasu). I PSL leży. Jak się PSL zgodzi na warunki nowej koalicji z PiS-em, to się mu wybory na Mazowszu odpuści i wpuści na spolegliwego koalicjanta do sejmowej większości oraz da trochę popartycypować w innych sejmikach i powiatach, szachując koalicjantów ze Zjednczonej Prawicy. W ten sposób PSL nakarmi doły a PiS rozwali i tak pozorny image „samorządowej Platformy”, bo po taki rozdaniu zostanie jej tylko Pomorze i Wielkopolska. Wtedy lud platformersko-eseldowski zacznie z kolei przymierać, bo skończą się synekurki w paru województwach. Zostaną tylko prezydenci „wielkich ośrodków”, ale ile można upchać partyjnego planktonu po i tak przepełnionych ratuszach?
Na to wszystko patrzą obecni koalicjanci Zjednoczonej Prawicy i… tanieją przed rekonstrukcją rządu. Do tego – po trzecie – prezes Kaczyński wykonuje stary numer, na który się zawsze wszyscy nabierają: wywołuje dyskusję o zmianach w partii i wzmacnia je wyznaczeniem przełomowego kongresu oraz sugestiami, że się zaraz wycofa na honorową prezesurę. Prezes więc kolejny raz wali w kamień pozornych zmian i patrzy kto wypełznie po schedę po nim. Dzięki temu ma przegląd pretendentów, którym to będzie pamiętał i wzajemne szachowanie się wewnętrznych frakcji. Czyli kontroluje cały proces.
Jak tak na to patrzeć beznamiętnie, to widać, że może mieć niezłą zabawę. No bo pociąga za wszystkie sznurki. Nie dlatego, że mu na to ustrój pozwala (innym pozwalał i co?), nie dlatego, że jest z natury mściwym dyktatorkiem (co sobie Dwóch Wież nie mógł załatwić), ale dlatego, że ma słabego, w dodatku starannie wykreowanego jako jedynego, przeciwnika – nieogarniętą i ostatnio pokłóconą opozycję.
Bo kiedy szef PiS-u robi wewnętrzne porządki, bez wyborów przejmuje samorządy w kilku województwach, osłabia PSL i wyciąga go z grona „totalnych”, to „ pozostała opozycja totalna” robi sama za niego robotę popełniając błąd za błędem, tracąc rozeznanie i poparcie, wchodząc w lejek tęczowej wojenki, która ustawia KO na straconej pozycji. Koalicja Obywatelska nie wie, jak zagospodarować wynik Trzaskowskiego, nie może się wewnętrznie ułożyć na temat przywództwa, a ostatnio zaserwowała swoim, i tak cierpliwym, zwolennikom najgorszą próbę lojalności – podejrzenie o POPiS, które wyszło przy wspólnych przecież z PiS-em zakusach na zwiększenie kasy dla urzędników, ale także dotacji dla partii. Kaczyński z chęcią na to przystał, bo posłowie opozycji indywidualnie i zbiorowo się taką współpracą kompromitowali, zaś zwiększenie partyjnych dotacji dla KO jest dla PiS-u korzystne, bo utrzymuje, ba – jeszcze bardziej betonuje obecny układ, który przy takich oponentach gwarantuje PiS-owi rządzenie do końca dni Prezesa i (tylko) jeden dzień dłużej.
Nigdy się nie dowiemy czy prezes Kaczyński robi co chce w polskiej polityce, bo jest tak genialny czy dlatego, że ma tak słabych przeciwników. Najpewniejsze, że żadnej z tych (jedynych) możliwości opozycja nigdy nie uzna. Nie dowiemy się tego nawet z podręczników historii, bo nie wiadomo kto je będzie pisał (i czy będą w ogóle potrzebne w dobie przejścia na wieki na zdalne nauczanie).
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.